wtorek, marca 30, 2021

#335 "Zaraza. Najskuteczniejsi zabójcy naszych czasów" - David Quammen (przekład Rafał Śmietana)

#335 "Zaraza. Najskuteczniejsi zabójcy naszych czasów" - David Quammen (przekład Rafał Śmietana)

"Nikt nie wie, dokąd powędruje kulka we flipperze. Równie dobrze za cztery dni liczba zachorowań może sięgnąć dziesiątek tysięcy. A za pół roku wuhańskie zapalenie płuc może odejść w niepamięć. Lub wręcz przeciwnie" - takie słowa Davida Quammena znajdziemy w przedmowie polskiego wydania książki "Zaraza. Najskuteczniejsi zabójcy naszych czasów". Pochodzą one z artykułu autora opublikowanego w "New York Timesie" 28 stycznia 2020 roku, a zatem na samym początku pandemii koronawirusa. Trudno było jeszcze wtedy przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja. Niestety spełnił się czarny scenariusz, a domowa izolacja, dystans społeczny, praca zdalna, ograniczenia w przemieszczaniu się, kryzys gospodarczy i finansowy, lęk, depresja oraz przeciążenie służby zdrowia na stałe zagościły w naszej codzienności. Choć na przestrzeni lat ludzie zmagali się z wieloma zagrożeniami - wystarczy wspomnieć choćby ebolę, HIV, wirus Zika, grypę hiszpankę, SARS czy MERS - żadne z nich nie sparaliżowało współczesnego świata w tak dużym stopniu jak COVID-19. I chyba wydaje się, że straciliśmy nieco czujność. Tymczasem koronawirus przypomniał nam, że globalna pandemia to nie wizja science-fiction, a realne niebezpieczeństwo.

"Zaraza" to publikacja, która po raz pierwszy została wydana w USA w 2012 roku. Jej autor, David Quammen,  jest amerykańskim pisarzem specjalizującym się w literaturze naukowej i przyrodniczej. W marcu jego książka trafiła na księgarskie półki w polskim przekładzie Rafała Śmietany nakładem Wydawnictwa Znak. I choć przyznam szczerze, że wszelkie tematy dotyczące pandemii ostatnio bardzo mnie męczą, to cieszę się, że otrzymałam propozycję zrecenzowania tej publikacji - okazała się fascynującym  reportażem naukowym, który mimo sporych gabarytów (niemal 640 stron) czyta się z dużym zainteresowaniem. Od dżungli w Gabonie przez miejskie dachy w Bangladeszu, wybiegi dla koni na przedmieściach Brisbane i lasy w amerykańskim Connecticut aż po laboratorium w Kinszasie i hotelowe korytarze w Hongkongu - David Quammen podąża śladem śmiercionośnych wirusów odzwierzęcych tzw. zoonoz, które potrafią przełamywać bariery międzygatunkowe - przenosić się ze zwierzęcia na człowieka, infekować go i mutować, doprowadzając nawet do wybuchu epidemii. Każdy rozdział to inny patogen (i choroba, którą wywołuje), m.in. wirus Nipah i Hendra, Ebola, SARS, gorączka krwotoczna Marburg, HIV, ale też malaria i borelioza. Autor omawia ich początek, a zatem miejsce i sposób pojawienia się, opisuje pacjentów zero i pierwsze medyczne przypadki oraz prace, które miały na celu zidentyfikowanie patogenu. Wyjaśnia też, co wpływa na transmisję wirusa i przebieg epidemii.

Dlaczego niektóre choroby przychodzą i odchodzą, a inne wywołują epidemię? Czy można to przewidzieć? Gdzie po raz pierwszy pojawił się wirus HIV? Które zwierzęta są rezerwuarami śmiercionośnych patogenów? Jak wygląda praca w laboratoriach o najwyższym stopniu bezpieczeństwa biologicznego? Jak szybko potrafią zmieniać się wirusy?

Reportaż Quammena to kawałek rzetelnej wiedzy zaprezentowanej w przystępny sposób w iście detektywistycznym stylu (co z łatwością udziela się czytelnikowi). Jednocześnie widać wyraźnie, że celem książki jest wzbudzenie większego zrozumienia i świadomego zainteresowania tematyką chorób odzwierzęcych, zwłaszcza tych o pandemicznym potencjale. Autor nie podąża drogą sensacji, a sama publikacja jest rzeczowa i wyważona, z dużą dawką życiowego realizmu i w oparciu o wiedzę i doświadczenie.   "Zaraza" to opowieść o przeszłości i teraźniejszości, ale w pewnym stopniu również prognoza przyszłości. Argumenty Quammena dotyczące m.in. zagrożeń wynikających z przeludnienia i degradacji środowiska naturalnego brzmią przekonująco i pozwalają spojrzeć na kwestie wirusów w szerszym kontekście. "Zaraza" to również interesująca podróż po świecie - autor tropi nietoperze, goryle i makaki, przemierza dżunglę, zagląda do jaskiń, ale też do laboratoriów, w których prowadzone są badania nad najbardziej śmiercionośnymi wirusami. Ten aspekt książki, podobnie zresztą jak konkretne przypadki medyczne oraz przytoczone opinie ekspertów, okazał się dla mnie wyjątkowo ciekawy. Autor nie zasypuje czytelnika faktami i naukową terminologią, a wybierając to, co istotne, tworzy inteligentną, przemyślaną, a momentami nawet humorystyczną opowieść o świecie, w którym krzyżują się ścieżki człowieka i zwierząt. Dowiedziałam się naprawdę wiele - to bez wątpienia najlepsza i najbardziej pouczająca książka o wirusach i chorobach odzwierzęcych, jaką miałam okazję czytać (i tak bardzo aktualna). David Quammen zgromadził pasjonujący materiał i zaprezentował go w doskonałym stylu. Serdecznie polecam. "Zaraza" to świetna publikacja dla miłośników literatury faktu i każdej ciekawej świata osoby. Warto przeczytać i wiedzieć więcej.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.


Tytuł oryginalny: Spillover: Animal Infections and the Next Human Pandemic
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 24 marca 2021
Liczba stron: 640

sobota, marca 27, 2021

Książkowe nowości - kwiecień 2021

Książkowe nowości - kwiecień 2021


Literatura piękna

"Dziewczyna, kobieta, inna" - Bernardine Evaristo, przekład Aga Zano, Wydawnictwo Poznańskie, premiera 14 kwietnia.

"Zwyciężczyni Nagrody Bookera w 2019 roku. Książka dekady wg „Sunday Times” i „Guardiana”, Książka roku m.in. wg „Time’a”, „Washington Post”, „New Yorkera” i „Kirkus Reviews”. Znajdziecie tutaj Wielką Brytanię, o jakiej jeszcze nie czytaliście. Od Newcastle do Cornwall, od narodzin wieku dwudziestego do pierwszych dekad wieku dwudziestego pierwszego. Oto dwanaście postaci i ich podróż przez życie. Każda z nich czegoś szuka – kogoś bliskiego, celu w życiu, przynależności, domu, kochanki, matki, utraconego ojca, czy choćby odrobiny nadziei. Przede wszystkim zaś jest to oszałamiająca, pulsująca życiem powieść o kobietach. O ich sile, słabościach, bolączkach, powodach do szczęścia, pragnieniach i miłości. Opowiada o artystkach, bankierkach, nauczycielkach, sprzątaczkach, gospodyniach domowych – w różnym wieku i na różnych etapach życia. To książka, o której powinno być głośno. I będzie" (źródło: opis wydawcy)

"Wiosna" - Ali Smith, przekład Jerzy Kozłowski, Wydawnictwo WAB, premiera 14 kwietnia.

"W  Wiośnie głos Ali Smith przesycony jest nadzieją. Trzecia, po świetnej Zimie i rewelacyjnej Jesieni, część głośnego cyklu Pory roku to pełna uroku opowieść o związkach międzyludzkich i nadziei na lepsze jutro. Co łączy Katherine Mansfield, Charliego Chaplina, Shakespeare’a, Rilkego, Beethovena, brexit, współczesność, przeszłość, północ, południe, wschód, zachód, mężczyznę opłakującego dawne czasy, kobietę uwięzioną w czasach obecnych? Wiosna. Wielka łączniczka. Zwracając uwagę na migrację opowieści w czasie i nawiązując do motywów z Peryklesa, jednej z najbardziej opornych i zwariowanych sztuk Shakespeare’a, Ali Smith snuje nieprawdopodobną opowieść o nieprawdopodobnych czasach. W dobie murów i zamknięcia Smith otwiera drzwi. Czasy, w których żyjemy, zmieniają swoją naturę. Czy zmienią też naturę opowieści? Nadzieja umiera ostatnia" (źródło: opis wydawcy)

Literatura faktu

"Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady" - Michał Wójcik, Wydawnictwo Poznańskie, premiera 14 kwietnia.

"W czasie II wojny światowej funkcjonowało na ziemiach polskich kilka obozów zagłady, których jedynym celem było wymordowanie ludności żydowskiej. Do dziś pokutuje przekonanie, że Żydzi się nie bronili, „szli jak barany na rzeź”. Tymczasem żydowski opór to mało znana karta tej wojny. We wszystkich tych obozach istniała konspiracja, która doprowadziła do zbrojnych wystąpień i buntów.  Dzięki heroicznej postawie więźniów, walczących z minimalną ilością broni, często na noże i gołe pięści, dwa z nich uwieńczone zostały spektakularnym sukcesem. Również za sprawą kobiet – żydowskich bohaterek. Dzięki wnikliwym badaniom Michał Wójcik, autor nagradzanej i bardzo dobrze ocenianej „Treblinki’43”, przedstawia w swoim intrygującym stylu te mało znane fakty. Niemniej interesujące są wątki poświęcone rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu oraz kontrowersyjna kwestia pomocy Żydom ze strony AK i struktur państwa podziemnego" (źródło: opis wydawcy)

"I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta" - Daniel Tudor, przekład Ryszard Oślizło, Wydawnictwo Mova, premiera 14 kwietnia.

"Odkryj świat k-popu, taekwondo, Gangnam Style i kimchi! Wyrusz w podróż po zaułkach Seulu i zakamarkach koreańskich trendów. Poznaj tętniący energią przewodnik kulturowy, który porwał serca czytelników na całym świecie. Daniel Tudor, brytyjski dziennikarz, pisarz i przedsiębiorca od kilku lat mieszkający w Korei, jako samozwańczy geek wnikliwie przygląda się kulturze koreańskiej w przeróżnych jej odsłonach. Błyskotliwie i dowcipnie omawia niesamowite koreańskie trendy, które podbijają internet, i zdradza ich genezę, wszystko ilustrując znakomitymi zdjęciami. Przytacza rozmaite ciekawostki, zwraca uwagę na wyznaczniki koreańskiej kultury – od buddyzmu po sztukę tradycyjną i taekwondo. Opowiada o specyfice relacji interpersonalnych, charakterystycznych symbolach i zwyczajach, a także oczywiście o gwiazdach popkultury. Jako dodatkową atrakcję oferuje miniprzewodnik po swoich ulubionych atrakcjach w Seulu. „Geek w kraju k-popu” to znakomita propozycja dla tych, którzy kochają Koreę całym sercem, tych, którzy chcieliby dowiedzieć o niej trochę więcej, oraz dla tych, którzy dopiero mają zamiar poznać fenomen koreańskiej fali, która podbija cały świat" (źródło: opis wydawcy)

Powieść biograficzna

"Frida Kahlo i kolory życia" - Caroline Bernard, przekład Emilia Skowrońska, Wydawnictwo Znak Horyzont, premiera 14 kwietnia.

"Odważna, silna, zdecydowana. Kobieta, która stała się ikoną. Meksyk, 1925 rok. Frida marzy o karierze lekarza, jednak straszny wypadek niweczy jej plany. Przykuta do łóżka przegląda kolorowe albumy i uczy się malować, tworząc pierwsze autoportrety. Traci pełną sprawność, ale odnajduje prawdziwą pasję – sztukę. Zachęcona przez ojca pokazuje swoje obrazy słynnemu malarzowi Diego Riverze. Dziewczyna zakochuje się w nim do szaleństwa, nie bacząc na dzielącą ich różnicę wieku, ani jego reputację kobieciarza. Diego nie tylko pokazuje jej niezwykły świat artystycznej bohemy, ale również przynosi jej cierpienie. Motywuje ją i popycha do działania, a jednocześnie rani licznymi zdradami. Malarka nie potrafi żyć z nim, nie potrafi żyć bez niego. Wie, że nic nie jest wieczne, dlatego rzuca się w wir życia i sztuki. Oczarowuje paryskich surrealistów i słynnego Picassa, rozkochuje w sobie Trockiego. Frida żyje na własnych zasadach, wbrew oczekiwaniom społecznym i stereotypom. Idzie swoją drogą. Jednak dojdzie nią do miejsca, w którym będzie musiała zakwestionować wszystko, w co dotychczas wierzyła" (źródło: opis wydawcy)

Literatura obyczajowa

"Dwór rusałek" - Dorota Gąsiorowska, Wydawnictwo Znak, premiera 14 kwietnia.

"Stary dwór nad jeziorem i tajemnica, którą rozwikłać może jedynie ktoś o wyjątkowo wrażliwym sercu… Olga zawsze czuła, że nie pasuje do coraz szybciej pędzącego świata. Cicha i nieśmiała, nie oczekuje od życia zbyt wiele. Prowadzi księgarenkę w samym sercu Wilna i marzy o wspólnym życiu z ukochanym. Jednak przebiegły los ma wobec niej inne plany. Olga niemal z dnia na dzień traci wszystko: księgarnię, w którą włożyła całe serce, i mężczyznę, który jak się okazuje, od dłuższego czasu ją oszukiwał. Zupełnie zagubiona, przypadkiem trafia do dworu na Podlasiu, położonego nad przepięknym jeziorem. I kiedy już wydaje się, że odnalazła bezpieczną przystań, dziewczyna wpada na trop tragedii sprzed lat. W dodatku zbliża się rusałczy tydzień, a wraz z nim śmiertelne niebezpieczeństwo. Znad jeziora tymczasem coraz częściej dobiega tajemniczy śpiew… Czy Oldze uda się uniknąć losu kobiet, które wcześniej mieszkały we dworze? Czy pozna smak prawdziwej miłości, nie płacąc za to najwyższej ceny? Dwór rusałek to druga część trylogii „Dni mocy”. Każdy tom opowiada o szczególnym czasie w słowiańskim kalendarzu" (źródło: opis wydawcy)

"Szczęście na czterech łapkach" - Agata Przybyłek, Agnieszka Lis, Anna Kasiuk, Joanna Szarańska, Karolina Wilczyńska, Klaudia Bianek, Lidia Liszewska, Robert Kornacki, Natalia Sońska, Sylwia Trojanowska, Wydawnictwo Czwarta Strona, premiera 14 kwietnia.

"Poznaj niezwykłe opowiadania o zwierzętach, które dostały kolejną szansę na szczęście. Mała Karmelka, urocza Ella i żywiołowy Skiper z nadzieją spoglądają przez kratki kojców na wolontariuszy odwiedzających schronisko. Ciepłe posłanie, pełna miska i miłość człowieka to ich największe marzenia. Tak niewiele trzeba, aby je spełnić! Autorzy najlepszych powieści obyczajowych podarowali podopiecznym schroniska w Przyborówku historie pełne ciepła i nadziei. Dziewięć opowiadań, w których czworonożni bohaterowie znajdują upragniony dom, tęsknią, zakochują się, a niekiedy nawet ratują życie! W rzeczywistości wielu z nich wciąż jeszcze czeka na swoją szansę. Może to właśnie Ty pomożesz im odzyskać wiarę w lepsze jutro? Część dochodu ze sprzedaży antologii zostanie przekazana na rzecz Fundacji Przytuliska u Wandy" (źródło: opis wydawcy)

Powieść historyczna

"Bibliotekarka z Saint-Malo" - Mario Escobar, przekład Patrycja Zarawska, Wydawnictwo Kobiece, premiera 14 kwietnia.

"Taki list mógł napisać tylko ktoś, kto kocha książki miłością bez granic. Jocelyn Ferrec, bibliotekarka i pasjonatka literatury, boryka się z samotnością po tym, jak jej ukochany mąż Antoine wyruszył na front. Nie mija wiele czasu, kiedy kobieta staje w obliczu kolejnego dramatu. Latem 1940 roku do Saint-Malo wkraczają wojska niemieckie, a ich brutalne prześladowania mają dotyczyć także biblioteki, w której pracuje Jocelyn. Niemiecki kapitan Hermann von Choltiz otrzymuje odgórny nakaz zniszczenia wszelkich wywrotowych książek w Saint-Malo. Utrudnia to fakt, że jest ON wielkim miłośnikiem literatury ze słabością do wspaniałej bibliotecznej kolekcji Jocelyn. Między tą dwójką nawiązuje się zupełnie nierealna przyjaźń. Książki ich łączą, jednak wojna dzieli. Swoje przeżycia Jocelyn opisuje w liście do słynnego pisarza Marcela Zoli, którego książki zajmują szczególne miejsce w jej sercu i księgozbiorze. Rozpoczyna przepiękną korespondencję o przepełnionym tragicznym szaleństwem świecie, w którym zmuszona jest żyć, ale w którym miłość jest w stanie pokonać nawet wojnę" (źródło: opis wydawcy)

Kryminał, thriller, sensacja

"Terapeutka" - B.A. Paris, przekład Maria Gębicka-Frąc, Wydawnictwo Albatros, premiera 14 kwietnia.

"Na tym osiedlu wszystko jest doskonałe. Nawet zbrodnia… Alice i Leo wprowadzają się do świeżo wyremontowanego domu na ekskluzywnym zamkniętym osiedlu. Właśnie spełnia się ich marzenie. Ale pozory mogą mylić. Wkrótce Alice zaczyna poznawać sąsiadów i odkrywa przerażający sekret domu, w którym zamieszkała. Co więcej, odczuwa coraz silniejszą więź z Niną, terapeutką, do której wcześniej ten dom należał. Tragiczne wydarzenia sprzed lat stają się obsesją Alice. Tym bardziej że gdy tylko z kimkolwiek porusza ten temat, wszyscy nabierają wody w usta. Mieszkańcy ekskluzywnego osiedla pilnie strzegą swoich sekretów. I nie są tak doskonali, jak się na pozór wydaje…" (źródło: opis wydawcy)

Literatura podróżnicza

"Bruksela. Zwierzęcość w mieście" - Grażyna Plebanek, Wydawnictwo Wielka Litera, premiera 14 kwietnia.

"Nowa the capital of Europe. Zadeptywana przez urzędników Parlamentu Europejskiego, zamieszkiwana przez stare, bardzo bogate rodziny rentierów, ale też krzycząca współczesną sztuką uliczną i oszałamiająco różnorodna jak Wieża Babel. Bruksela – a dobrze ją znam, od lat się przyjaźnimy – to miasto kobiet i psów, sikających dzieci i lwów, ptaków i drzew. Pal sześć zabytki. Grażyna Plebanek – czujna obserwatorka, ostra w swoich sądach, czasem szorstka, a czasem zaskakująco czuła – pokazuje, w jaki sposób brak zakorzenienia i bycie obcą przekłada się na spostrzegawczość i kulturową wolność. Jako emigrantka od wielu lat mieszkająca w Brukseli radzi: podczas zwiedzania tego miasta unikajcie oczywistych atrakcji turystycznych, nie wsiadajcie do autobusów, które obwiozą was po najważniejszych zabytkach. Zamiast tego zdajcie się na instynkt: weźcie głęboki oddech i pójdźcie za własnym nosem. Tropcie, szukajcie, zagubcie się i znajdźcie. Wypatrujcie tego, co nieoczywiste, dzięki czemu zbacza się z trasy. Wykreślajcie własne mapy. Bądźcie jak Zinneke – beztrosko łobuzerski i odważny kundel, który zna tu wszystkie uliczki.Bruksela. Zwierzęcość w mieście to subiektywny przewodnik po miejscach, których nie znajdziecie na liście najpopularniejszych europejskich zabytków. To próby poszukiwania dzikości tuż obok centrum europejskiej praworządności. W mieście, w którym można zmyć makijaż, zdjąć wymyślne ciuchy i buty na obcasie. Gdzie można grzebać do woli w starych antykwariatach i odnajdywać w nich skarby" (źródło: opis wydawcy)


A na koniec kwietniowy numer miesięcznika "Znak" - „Świat prosi o ratunek” - premiera 31 marca.


"Nie da się naprawić świata, robiąc to tylko dla dzieci i młodzieży. I nie da się go naprawiać, dbając tylko o klimat - mówi w najnowszym „Znaku” Magdalena Budziszewska. Jak pokazał raport opublikowany w „Nature Climate Change”, po porozumieniach paryskich roczna emisja CO₂ do atmosfery zamiast spadać – wzrastała. Tymczasem na osiągnięcie neutralności klimatycznej mamy coraz mniej czasu. Naukowcy z McGill University przekonują, że wzrost średniej globalnej temperatury może przekroczyć punkt krytyczny (1,5ºC) nie – jak dotąd sądzono – w połowie wieku, ale już w latach 2027–2042. Mimo destrukcyjnych skutków działalności człowieka wciąż obserwujemy zjawiska przywracające nadzieję, budzące podziw i rozkosz bycia z naturą. Nieprzerwanie mamy co i dla kogo ratować. David Attenborough w książce Życie na Ziemi pisze, że: „W naszych rękach leży teraz nie tylko nasza własna przyszłość, ale także przyszłość wszystkich innych istot, z którymi dzielimy tę planetę”. Co robić, by zatrzymać katastrofę? Które rozwiązania są najskuteczniejsze? Jak kształtować swoje relacje z naturą? W jaki sposób rozmawiać z dziećmi o przyszłości? Odpowiadają: January Weiner, Marcin Popkiewicz, Karol Trammer, Magdalena Assanowicz, Marta Dymek, Magdalena Budziszewska i Urszula Zajączkowska. Ponadto w numerze:
🔹Wojna o Tadż Mahal. Hinduski nacjonalizm kontra muzułmanie z Indii
🔹Aby Warburg. Jak opowiedzieć historię Zachodu w obrazach?
🔹„Położnik wyjął ze mnie kamień” – proza Aleksandry Zielińskiej
🔹Książki na uchodźstwie. Powojenne losy niemieckich zbiorów w Polsce
🔹Felietony Olgi Gitkiewicz, Filipa Springera i Janusza Poniewierskiego" (źródło: opis wydawcy)


czwartek, marca 25, 2021

#334 "Ostatni trop. Tajemnica zaginięcia sióstr Lyon" - Mark Bowden (przekład Mariusz Gądek)

#334 "Ostatni trop. Tajemnica zaginięcia sióstr Lyon" - Mark Bowden (przekład Mariusz Gądek)

W ciepły wiosenny dzień 25 marca 1975 roku dwunastoletnia Sheila Lyon i jej dziesięcioletnia siostra Kate wybrały się do centrum handlowego Wheaton Plaza. I nigdy nie wróciły już do domu. Ich zaginięcie wywołało medialną burzę nie tylko w Waszyngtonie, ale w całym kraju - wszystkie gazety i stacje telewizyjne relacjonowały poszukiwania. Ludzie zasypywali policję informacjami, ale żadna z nich nie okazała się pomocna. Nieznany nikomu "mężczyzna z magnetofonem", który rzekomo wywabił siostry z centrum handlowego i był przedstawiany jako główny podejrzany, przepadł bez wieści, podobnie jak Sheila i Kate. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, a zdarzenie uznano za niewyjaśnione. Przełom nastąpił trzydzieści osiem lat później - niestandardowe metody oraz wytrwałość i dociekliwość zespołu śledczych pozwoliły znaleźć rozwiązanie tej kryminalnej zagadki. Kto uprowadził siostry Lyon? Jaki spotkał je los?

"Zaginięcie Sheili i Kate Lyon od lat domagało się sprawiedliwości. To nie była wyłącznie kryminalna zagadka, ale też lokalna trauma. Napełniające nas największym przerażeniem zbrodnie to te, do których dochodzi, gdy wszyscy czujemy się bezpieczni i szczęśliwi. Porwanie sióstr Lyon stanowiło cios w samo serce lokalnej społeczności, było wstrząsem dla każdego, kto kochał swoje dziecko lub pamiętał, jak sam był dzieckiem. Śledztwo to było niczym kamyk w bucie dla całego Wydziału Policji hrabstwa Montgomery. Kolejne pokolenia policjantów przychodziły i odchodziły, i wielu próbowało rozwikłać tę zagadkę" - tak o sprawie zaginięcia sióstr Lyon pisze Mark Bowden, amerykański dziennikarz, autor bestsellerowych książek "Polowanie na Escobara", "Hue 1968" i "Helikopter w ogniu". "Ostatni trop" to wnikliwy i poruszający reportaż z gatunku true crime, w którym Bowden odsłania kulisy trwającego niemal czterdzieści lat śledztwa w sprawie zaginięcia sióstr Lyon - bada, w jaki sposób policjanci i detektywi hrabstwa Montgomery doprowadzili do rozwikłania jednej z największych kryminalnych zagadek Ameryki. Publikacja ma dość interesującą formę, ponieważ zbudowana jest wokół najważniejszego aspektu śledztwa - przesłuchań podejrzanego. Tytułowy ostatni trop doprowadził śledczych na więzienne korytarze zakładu karnego w stanie Delaware, gdzie wyrok za napaść na tle seksualnym odsiadywał Lloyd Welch. Uznano, że mężczyzna, jako świadek porwania sióstr Lyon, może dostarczyć policji nowych informacji. Książka pokazuje, w jaki sposób członkowie zespołu dochodzeniowego (Chris Homrock, Dave Davis i Katie Leggett) podczas powtarzanych miesiącami długich godzin przesłuchań dotarli w końcu do prawdy. Przewracając kolejne strony, widzimy, jak Welch miota się, kłamie, konfabuluje i nieustannie zmienia swoje zeznania. Jednocześnie obserwujemy godną podziwu wytrwałość i zaangażowanie śledczych, którzy w gąszczu bzdur i półprawd próbują poskładać elementy układanki w całość, wydobywając potrzebne informacje z podejrzanego kawałek po kawałku. Bowden na podstawie transkrypcji z przesłuchań stworzył wyjątkowo wnikliwą i wyczerpującą rekonstrukcję. Warto też wspomnieć, że choć to właśnie zeznania Welcha stanowią główną oś publikacji, narracja została również wzbogacona o szerszy kontekst, m.in. opisy działań policji w terenie, informacje pozyskane z rozmów z rodzicami sióstr i członkami rodziny podejrzanego oraz trafne spostrzeżenia autora (sprawa nie dawała Bowdenowi spokoju od chwili, gdy w 1975 roku jako młody dziennikarz napisał artykuł o zaginięciu Sheili i Kate).

Jak skłonić kompulsywnego kłamcę do mówienia prawdy...

Niezwykle rzadko sięgam po literaturę kryminalną. Chyba po prostu zbyt trudno udźwignąć mi emocjonalny ciężar takich historii i skonfrontować się z najmroczniejszą stroną życia (i ludzkiego zachowania). Sprawa jeszcze bardziej komplikuje się w przypadku książek typu true crime. Świadomość, że to, o czym czytamy wydarzyło się naprawdę, porusza znacznie bardziej niż fikcja literacka. Dlaczego więc zdecydowałam się na "Ostatni trop"? Cóż, w końcu to Mark Bowden, autor słynnego "Helikoptera w ogniu" - obok takich książek nie przechodzi się obojętnie. Ale mówiąc poważnie - bez wątpienia było warto. Zupełnie zaskoczył mnie trop, którym podążył autor. Osią tej publikacji są zeznania Lloyda Welcha - godziny wyczerpujących rozmów, maglowania, prób przechytrzenia jednej i drugiej strony, powtarzania wątków. Książka daje czytelnikom intymny wgląd w najciemniejsze zakamarki ludzkiego umysłu i zachowania - stanowi interesujące studium z zakresu psychologii kryminalnej. Choć zapisy przesłuchań mogą w pewnym momencie wystawić cierpliwość czytelnika na próbę (tym bardziej podziwiam śledczych, którzy musieli brać w tym czynny udział), warto - całość układa się w poruszającą historię policyjnej wytrwałości w drodze do odkrycia prawdy. Książka Bowdena bardzo dobrze pokazuje, jak żmudnym i wyczerpującym procesem może być śledztwo oraz jak za czymś z pozoru prostym lub nieistotnym może kryć się coś dużo bardziej skomplikowanego. Jak odkrycie jednego, wydaje się zupełnie niepasującego elementu pociąga za sobą niczym domino szereg kolejnych odkryć. Godziny spędzone w pokoju przesłuchań nie przypominają scen, które znamy z filmów - Bowden rzuca światło na prawdziwą pracę, która toczy się za zamkniętymi drzwiami i nie brakuje w niej momentów frustracji, rozczarowania, złości oraz wątpliwości moralnych. Czytając książkę niejednokrotnie byłam pod wrażeniem umiejętności śledczych. Choć podczas przesłuchań nie udało im się uniknąć błędów, często musieli improwizować i działać intuicyjnie, ostatecznie wykonali kawał imponującej pracy. To niesamowite, jak wiele energii poświęcili sprawie, która utknęła w martwym punkcie niemal 40 lat temu oraz jak istotnym etapem śledztwa może być przesłuchanie świadków i podejrzanych.

O krok bliżej prawdy...

Czytanie książki Marka Bowdena było dla mnie trudne emocjonalnie i momentami wstrząsające za sprawą podejmowanej tematyki, ale też interesujące z uwagi na możliwość zajrzenia za policyjne kulisy i poznania przebiegu kryminalnego śledztwa, które przez tak długi czas oddalało i zbliżało się do prawdy. "Ostatni trop" to ważna publikacja - świadectwo wysiłku włożonego w rozwiązanie zagadki, ukaranie sprawcy i przywrócenie sprawiedliwości (na tyle, na ile jest to w ogóle możliwe). Pozostawia czytelnika z wieloma pytaniami - na niektóre z nich nie ma odpowiedzi - oraz pokazuje, że mimo wielu nowych metod i technik, nadal to człowiek może być najważniejszym ogniwem w dążeniu do prawdy.

"Ostatni trop" to świetnie napisany, rzetelny i wnikliwy reportaż - dobra propozycja czytelnicza dla miłośników true crime, osób interesujących się tematyką przestępstw i policyjnych dochodzeń (śledztwem, przesłuchaniami, profilowaniem zachowań czy psychologią kryminalną), a także fanów literatury faktu i tych, którzy chcieliby poznać kulisy jednej z najtrudniejszych zagadek kryminalnych USA. Warto przeczytać.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.


Tytuł oryginalny: Last Stone. A Masterpiece of Criminal Interrogation
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 23 marca 2021
Liczba stron: 528


niedziela, marca 21, 2021

#332 "Dałeś mi siłę" - Karolina Wilczyńska /przedpremierowo/

#332 "Dałeś mi siłę" - Karolina Wilczyńska /przedpremierowo/

Nasze życie jest jak mozaika dobrych i złych momentów. Spoglądamy w przyszłość z nadzieją, ale los bywa przewrotny. Często wystarczy tylko jedna chwila, by wszystko stracić. Wiadomość o poważnej chorobie sprawia, że czas zatrzymuje się dla nas w miejscu. Zwykle dopiero w obliczu trudnych doświadczeń, gdy musimy stoczyć walkę o zdrowie i życie, zaczynamy dostrzegać, co tak naprawdę jest ważne. Bo jak twierdzi Joanna, jedna z bohaterek nowej książki Karoliny Wilczyńskiej, "czasami trzeba przejść przez to, co najgorsze, by osiągnąć to, co najlepsze". Jak bardzo zmieniają nas bolesne doświadczenia? Jak znaleźć w sobie siłę - nie poddać się w najtrudniejszym momencie?

"Dałeś mi siłę" to druga część cyklu "Ja, kobieta" - wyjątkowej serii książek opartych na autentycznych ludzkich losach. Karolina Wilczyńska postanowiła oddać głos prawdziwym kobietom i podzielić się z nami ich poruszającymi historiami. Bohaterki książkowego cyklu żyją wśród nas i, choć same wcale tego nie dostrzegają, wyróżniają się niezwykłą wewnętrzną siłą. Ich historie to autentyczny i szczery głos, który trafia prosto do serca - opowieści o trudach życia, zmaganiu się z przeciwnościami, lęku i cierpieniu, ale też o niesłabnącej woli walki, nadziei, sile miłości i rodzinnego wsparcia oraz chwilach szczęścia i wdzięczności.

Dwie kobiety z różnym bagażem doświadczeń i jeden obraz, który krzyżuje ich ścieżki

Gdy Joanna prosi napotkaną w parku malarkę o portret zmarłego przed laty ojca, nie spodziewa się, że sama zostanie modelką. Jest dojrzałą i silną kobietą, która nie boi się otwarcie opowiedzieć Klarze o swoich przejściach, by dzięki temu jej portret był pełny, prawdziwy. Klara, malując i dobierając barwy, słucha historii Joanny i jej rodziny: o ciężkim porodzie, chorobie ukochanego męża, niełatwym życiu w czasach PRL-u oraz długiej i bolesnej walce o zdrowie. Jak opowieść Joanny wpłynie na Klarę i podejmowane przez nią decyzje?

Bo życie to najpiękniejszy dar

W zeszłym roku przy okazji premiery pierwszej części wspominałam wam, jak bardzo przypadła mi do gustu idea tego książkowego cyklu. Tak często mówi się przecież, że życie pisze najciekawsze i najbardziej inspirujące, ale też najtrudniejsze scenariusze. Poza tym wśród nas żyje wiele na pozór zwykłych, ale w rzeczywistości niezwykłych kobiet, które z godną podziwu determinacją stawiają czoła przeciwnościom. To od naszych matek, córek, sióstr i przyjaciółek możemy uczyć się życiowej odwagi, również tej, która potrzebna jest w sytuacji, gdy rezygnujemy z własnego szczęścia i marzeń dla dobra ukochanej osoby oraz wtedy, gdy podnosimy się z kolan po kolejnej porażce. Cieszę się, że Karolina Wilczyńska postanowiła wysłuchać i podzielić się z nami poruszającymi historiami prawdziwych kobiet - dzięki temu powstała wyjątkowa seria z ważnym przesłaniem oraz książki, które czyta się jednym tchem i często ze ściśniętym od nadmiaru emocji gardłem. Tym razem fabuła powieści zyskała intymny i szczery charakter za sprawą życiowych doświadczeń Joanny (oraz wrażliwego pióra Karoliny Wilczyńskiej). Z każdym kolejnym pociągnięciem pędzla Klary na płótnie zaglądamy głębiej do serca Joanny i poznajemy jej skomplikowaną ścieżkę pełną wzlotów i upadków. Historia bohaterki porusza konkretną tematykę - chorobę nowotworową - i to w wielowymiarowym aspekcie.  Przewracając kolejne strony możemy dowiedzieć się, jak wyglądała walka Joanny o zdrowie i życie nie tylko z medycznego punku widzenia, ale przede wszystkim na poziomie emocjonalnym i psychologicznym. Bohaterka, stopniowo otwierając się przed Klarą, opowiada m.in. o wpływie choroby na codzienne życie jej rodziny oraz relacje z bliskimi i przyjaciółmi. Dzieli się także własnymi refleksjami i w poruszający sposób odsłania kulisy trudnej emocjonalnie drogi, którą musiała przebyć. Książka "Dałeś mi siłę" została objęta patronatem medialnym Fundacji DKMS - porusza tematykę przeszczepów i wyjątkowej roli dawców, uświadamiając tym samym, jak cennym darem jest życie. Historię Joanny wypełniają po brzegi przeróżne emocje, zarówno te piękne, jak i trudne i bolesne. Opowieść, którą poznajemy na kartach książki, wzrusza, inspiruje i zapada w pamięć, dając nam jednocześnie cenną życiową lekcję. Podziwiam wewnętrzną siłę bohaterki, jej mądrość i dojrzałość, a także pogodę ducha, którą zachowała mimo bolesnych doświadczeń. Sądzę, że od Joanny możemy wiele się nauczyć, a dzięki jej opowieści zupełnie inaczej spojrzeć na nasze życiowe priorytety. "Dałeś mi siłę" to jedna z tych wartościowych powieści obyczajowych, które wspaniale uczą empatii i wrażliwości, otwierając nas na drugiego człowieka.

"Pamiętaj! Życie to najwspanialszy prezent. Pielęgnuj je, bo jest zawsze za krótkie, choćbyś żyła długo"

Cykl "Ja, kobieta" to jedna z moich ulubionych serii obyczajowych Wydawnictwa Czwarta Strona. Karolina Wilczyńska, umiejętnie łącząc fikcyjne losy Klary z prawdziwą historią książkowej Joanny, podarowała nam kolejną pięknie napisaną powieść, która silnie przemawia do czytelnika za sprawą swojego autentycznego, szczerego i intymnego charakteru. "Dałeś mi siłę" to słodko-gorzka opowieść o kobiecej wytwałości, determinacji, woli walki, nadziei i miłości. O umiejętności dostrzegania piękna w zwykłej codzienności i czerpania radości z życia mimo bolesnych doświadczeń. O odważnym mierzeniu się z przeciwnościami losu i wewnętrznej sile, którą mamy w sobie. O ulotności chwil, kruchości życia i tym, co jest w nim najważniejsze. Książka Karoliny Wilczyńskiej zostawia w sercu ślad. Myślałam o niej jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Gorąco polecam, czytajcie - warto.


PS Książkowa Joanno - dziękuję, że podzieliłaś się z nami, czytelnikami, swoją historią ❤


W Polsce co 40 minut ktoś dowiaduje się, że choruje na nowotwór krwi. Dla wielu chorych jedyną szansą na życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych od niespokrewnionego Dawcy. Zostając Dawcą można podarować komuś najcenniejszy dar - życie. Więcej informacji na stronie internetowej Fundacji DKMS - Link



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.


Data wydania: 23 marca 2021
Cykl: Ja, kobieta (część druga)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 336

sobota, marca 20, 2021

#331 "Małe kobietki gotują. Przepisy na cały rok od Meg, Jo, Beth i Amy" - Wini Moranville (przekład Hanna de Broekere) /przedpremierowo/

#331 "Małe kobietki gotują. Przepisy na cały rok od Meg, Jo, Beth i Amy" - Wini Moranville (przekład Hanna de Broekere) /przedpremierowo/

W 1868 roku na księgarskie półki po raz pierwszy trafiły "Małe kobietki" - amerykańska powieść dla dziewcząt napisana przez Louisę May Alcott opowiadająca o losach czterech sióstr March. Meg, Jo, Beth i Amy szybko zyskały szczególne miejsce w sercach czytelników i od lat nieustannie zachwycają kolejne pokolenia. Książka została przetłumaczona na wiele języków oraz doczekała się kilku serialowych i fimowych adaptacji. "Małe kobietki" bez wątpienia mają w sobie coś wyjątkowego. Bardzo lubię obecne na kartach powieści miłość, ciepło, humor i życzliwość. A co powiecie na gotowanie wspólnie z siostrami March? Jeżeli kochacie "Małe kobietki" Louisy May Alcott równie mocno, jestem przekonana, że ucieszy was marcowa nowość Wydawnictwa Znak.

Czy podczas czytania "Małych kobietek", zwróciliście uwagę, jak ważną rolę odgrywało w życiu bohaterów jedzenie? Dzielenie się samodzielnie przygotowanymi potrawami było często sposobem na okazanie troski, serdeczności i uczucia członkom rodziny, przyjaciołom i sąsiadom. Już w jednej z pierwszych scen książki rodzina Marchów oddaje swoje świąteczne śniadanie ubogim imigrantom, a po powrocie do domu spożywa skromny posiłek składający się z chleba i mleka. Może pamiętacie też, jak Jo próbowała przygotować obiad (na stole znalazły się posolone truskawki), a Meg i John pokłócili się o nieudaną galaretkę porzeczkową (ostatecznie wracali do tej sytuacji ze śmiechem). W książce możemy też przeczytać, jak Hannah, gospodyni Marchów, przygotowywała dla dziewczynek paszteciki, które mogły zabrać ze sobą do szkoły i pracy. Są jeszcze słynne marynowane limony Amy, galaretka mleczna Meg oraz piknikowe pyszności obecne w scenie kończącej powieść. A to zaledwie kilka przykładów. Jak widać, w książkowym świecie "Małych kobietek" nie brakuje kulinarnych motywów. Wini Moranville, pisarka i redaktorka kulinarna pasjonująca się kuchnią XIX wieku, postanowiła stworzyć coś wyjątkowego dla wszystkich tych, którzy rozsmakowali się w świecie "Małych kobietek". W książce "Małe kobietki gotują. Przepisy na cały rok od Meg, Jo, Beth i Amy" autorka zabiera nas w literacko-kulinarną podróż po smakach znanych z powieści Louisy May Alcott. Publikacja Wini Moranville to przepięknie wydany zbiór 50 przepisów na śniadania, obiady, kolacje, desery oraz smaczne przekąski w duchu "Małych kobietek". Większość z tych potraw pojawia się na kartach książki Alcott (m.in. placki z mąki gryczanej, galaretka mleczna, tłuczone ziemniaki, paszteciki z serem i dżemem, ciasto imbirowe), a część inspirowana jest ówczesną dziewiętnastowieczną amerykańską kuchnią (m.in. makaron z serem i zapiekanka wiejska). Co ważne, autorka dostosowała przepisy do współczesnych technik kulinarnych i składników, które możemy kupić obecnie w sklepie (np. żelatyna w proszku zamiast konieczności uzyskania jej z gotowanych cielęcych nóżek ;) - co nie oznacza też, że w książce nie znajdziemy przepisów na potrawy przygotowane "od zera" jak np. lemoniada). Sądzę, że to ogromna zaleta - przepisy są proste, a potrawy łatwe w przygotowaniu i dzięki temu każdy z nas może osiągnąć kulinarny sukces. Jednocześnie nie tracą one dziewiętnastowiecznego ducha i widać wyraźnie ich związek z książką Alcott. W publikacji czuć również pasję, wiedzę i doświadczenie kulinarne Wini Moranville (autorka podczas pisania zapoznała się z książkami kucharskimi wydanymi w Stanach Zjednoczonych w latach 1850-1880 - część z nich wzmiankowana jest na kartach "Małych kobietek"). Publikację uzupełniają piękne, kolorowe zdjęcia, anegdoty z życia Louisy May Alcott, inspirujące cytataty rodziny Marchów oraz liczne wskazówki autorki i nawiązania do kulinarnych momentów znanych z "Małych kobietek".


"Podpijali ukradkiem herbatę, wcinali do woli pierniczki, dostali po gorącym placuszku, a na ukoronowanie swych przestępstw, napchali do kieszeni kuszących ciasteczek, które tam pozlepiały się i pokruszyły zdradziecko, ucząc ich, że zarówno natura ludzka, jak i ciasta bardzo są delikatne"- Louisa May Alcott, Małe kobietki

I co tu dużo mówić - jestem naprawdę zachwycona, zarówno samym wydaniem książki (przepiękne kolorowe zdjęcia i grafiki, twarda oprawa i dobrej jakości papier), jak i przepisami, które możemy w niej znaleźć. Uważam, że pomysł stworzenia publikacji kulinarnej inspirowanej konkretną powieścią to strzał w dziesiątkę. A Wini Moranville poradziła sobie z tym zadaniem naprawdę świetnie. Przepisy łączą przeszłość z teraźniejszością i wspaniale opowiadają o rodzinie Marchów w kulinarnym (i nie tylko:) ujęciu. Jest kolorowo, pysznie, radośnie i z miłością, a zatem zgodnie z duchem "Małych kobietek". Jak na razie przygotowałam omlet, owsiankę, naleśniki i ciasto imbirowe - efekty były naprawdę zadowalające, a musicie wiedzieć, że wcale nie jestem Nigellą Lawson ;) Serdecznie polecam. Idealna książka dla miłośników dziewiętnastowiecznych powieści i gotowania oraz świetny pomysł na prezent - jestem pewna, że zachwyci nie tylko fanów "Małych kobietek".




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.


Tytuł oryginalny: Little Women Cookbook: Tempting Recipes from the March Sisters and Their Friends and Family
Tłumaczenie: Hanna de Broekere
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 24 marca 2021
Liczba stron: 160

sobota, marca 20, 2021

#330 "Nasze piękne chwile" - Natalia Sońska

#330 "Nasze piękne chwile" - Natalia Sońska

Czasami miłość odchodzi, trzaskając drzwiami - w jednej chwili serce rozpada się na milion kawałków. Czujemy się jak rozbitek dryfujący po wzburzonym morzu w samym środku szalejącego sztormu. Utrata miłości to ogromny cios. Tracimy poczucie bezpieczeństwa, a plany o wspólnej szczęśliwej przyszłości rozsypują się jak domek z kart. Ale miłość może też kończyć się powoli - odchodzić w ciszy, z dnia na dzień, stopniowo. Bez fajerwerków, niemal niezauważalnie. Aż pewnego razu ze smutkiem i zdziwieniem uświadomimy sobie, że z drugą osobą nic już nas nie łączy. Że z pięknego uczucia, namiętnego żaru i radosnego porozumienia nic nie pozostało. Nic oprócz wspomnień. Nic oprócz przyzwyczajenia. Czy jest jeszcze wtedy sens walczyć o związek? A jeśli uznamy, że czas odpuścić - czy można tak po prostu odejść, oddzielić przeszłość grubą kreską i zacząć od nowa z kimś innym? Jak pielęgnować miłość, by uchronić ją przed wypaleniem?

Drogi Magdy i Michała rozeszły się niepostrzeżenie. Ona zapracowana i skoncentrowana na karierze, on coraz bardziej rozczarowany i w poczuciu, że został zepchnięty na margines. Oddalali się od siebie stopniowo, żyjąc z pozoru razem, ale w rzeczywistości mijając się każdego dnia. Nie widząc już szansy na uratowanie związku, Michał decyduje się na zmiany - wraca do rodzinnego miasta i próbuje zacząć od nowa. I choć wydaje się, że to nie jest odpowiedni czas na sercowe porywy, los ma inne plany. Michał spotyka Ninę, miłość z młodzieńczych lat, i budzą się w nim uczucia, które był przekonany, dawno już wygasły. Kobieta ma jednak narzeczonego. W dodatku na horyzocie pojawia się intrygująca młoda studentka, która zwraca uwagę Michała. Czy bohater książki odnajdzie właściwą drogę w uczuciowym huraganie?

"Nasze piękne chwile" to nowa książka Natalii Sońskiej, autorki powieści obyczajowych, m.in. bestsellerowej serii "Jagodowa miłość". W zeszłym roku zachwyciła mnie pierwsza część cyklu ("Wszystkie nasze dni"). I jedną, i drugą wyróżnia piękna kwiatowa okładka oraz uczuciowa historia o miłosnych zawirowaniach. Tym razem głównym bohaterem książki Natalia Sońska uczyniła mężczyznę. Poznajemy go w trudnym życiowym momencie - jego wieloletni związek rozpada się i Michał musi zacząć wszystko od nowa - w innym mieście, w innej pracy i z dala od przyjaciół. I jak to zwykle bywa w przypadku książek autorki, nie brakuje miłosnych wzlotów i upadków. Uczuciowy rollercoaster gwarantowany :)

Powieści obyczajowe Natalii Sońskiej lubię przede wszystkim za ich ciepło i subtelność. Mają w sobie sporą dawkę romantyzmu i opowiadają o uczuciach, które znamy z codziennego życia. Pokazują różne odcienie miłości oraz skomplikowane ludzkie relacje - blaski i cienie bycia w związku, kwestie zaufania, wsparcia, przebaczenia i drugich szans. Książka "Nasze piękne chwile" charakteryzuje się lekkością pióra, delikatnością i uczuciowością, które dobrze kojarzymy z twórczością Natalii Sońskiej. Tak jak przewidziałam, powieść pochłonęłam w jeden dzień i to był naprawdę miło spędzony czas. Potrzebowałam czegoś lekkiego i wciągającego, a taka właśnie jest historia Michała. Autorka w ciekawy sposób poprowadziła wątek romantyczny, nadając mu słodko-gorzki smak. I choć to sercowe perypetie Michała odgrywają w książce pierwsze skrzypce, warto wspomnieć, że Natalia Sońska umiejętnie wplata w fabułę również inne ważne kwestie, takie jak trudne relacje rodzinne czy próba łączenia kariery z życiem osobistym. Co prawda tym razem zabrakło mi większych emocji i wzruszeń (powieść "Wszystkie nasze dni" zachwyciła mnie po tym względem bardziej), ale i tak czytałam o losach Michała z zainteresowaniem. Książka Natalii Sońskiej otula nadzieją, a właśnie tego oczekiwałam, biorąc ją do ręki.

"Nasze piękne chwile" to życiowa historia zaprezentowana z męskiego punktu widzenia - opowieść o nowych początkach, odważnych zmianach, podążaniu za głosem serca i poszukiwaniu szczęścia. O uczuciach, które pojawiają się niespodziewanie i nadziei na lepszy czas. Pokazuje, że na zmiany nigdy nie jest za późno, a to co najlepsze wciąż czeka na nas w przyszłości. I że warto walczyć o szczęście, zawsze.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.



Data wydania: 10 marca 2021
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 384


czwartek, marca 18, 2021

#329 "Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę" - Caroline Alexander (przekład Adrian Tomczyk) /przedpremierowo/

#329 "Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę" - Caroline Alexander (przekład Adrian Tomczyk) /przedpremierowo/
8 sierpnia 1914 roku, cztery dni po przystąpieniu Wielkiej Brytanii do wojny, statek Endurance wyruszył z portu w Plymouth w drogę na południe. Po długiej podróży, kiedy Zatoka Vahsela, cel żeglugi u wybrzeży Antarktydy, była już niemal w zasięgu wzroku, statek utknął w ogromnych połaciach lodowej kry, co doprowadziło do tragedii.

"Trudno mi opisać, co teraz czuję. Dla marynarza statek jest czymś więcej niż domem spuszczonym na wodę. (...) A teraz on sam napina się i jęczy, jego belki trzeszczą, jego otwarte rany zieją, a on sam powoli rozstaje się z życiem na samym początku swojej kariery"

"Co lód zabierze, tego już nie odda..."


W październiku 1915 roku, po dziesięciu miesiącach uwięzienia i unieruchomienia przez lodową krę, spełnił się czarny scenariusz, którego obawiał się Ernest Shackleton i jego załoga - brytyjski statek ekspedycyjny Endurance znalazł się dokładnie w miejscu dwóch ścierających się mas lodu, które z ogromną siłą zaczęły napierać na burtę. Słychać było głośne trzaski, a kadłub wyginał się niczym łuk. Statek przechylił się w lewo, a do jego miażdżonego wnętrza zaczęła napływać woda. Choć załoga nieprzerwanie pracowała, nie tracąc nadziei i rozpaczliwie starając się uratować statek, los Endurance wydawał się już przesądzony. Nawet pingwiny wydały z siebie szloch przepełniony smutkiem, co wprawiło załogę w zdumienie. Wkrótce statek poszedł głębiej pod wodę, a Shackleton wydał rozkaz, by opuścić pokład. Mężczyźni znaleźli się na dryfującej lodowej krze, 560 km od najbliższego lądu, przy temperaturze -26 stopni Celsjusza. W tym momencie wyprawa odkrywcza zamieniła się w dramatyczną walkę o przetrwanie.

Antarktyda, ze względu na wyjątkowo trudne warunki niepodobne do innych miejsc na świecie, stanowiła wielkie wyzwanie dla odkrywców, podróżników i badaczy. W 1911 roku w wyścigu o zdobycie bieguna południowego rywalizowali ze sobą dwaj polarnicy - Norweg Roald Amundsen oraz Brytyjczyk Robert Scott. I choć ostatecznie to właśnie Amundsen osiągnął swój cel i został pierwszym człowiekiem na biegunie południowym, również Scott zapisał się w historii, niestety za sprawą śmierci poniesionej w drodze powrotnej. Załoga brytyjczyka dotarła na miejsce niecały miesiąc po Amundsenie, ale wracając, wycieńczeni, głodni i rozczarowani, zamarzli, płacąc za swoje marzenia życiem. Wydarzenia wstrząsnęły Wielką Brytanią, a tragiczne losy Scotta stopniowo zaczęły zyskiwać status narodowego mitu. W takiej atmosferze irlandzki polarnik, Ernest Shackleton, przygotowywał się do własnej Imperialnej Wyprawy Transantarktycznej. "Będzie to podróż wspanialsza niż ta na biegun i z powrotem, i czuję, że naród brytyjski musi jej dokonać, jako że pokonano nas w wyścigu na biegun północny, a potem na biegun południowy. Pozostaje zatem jeszcze najdonoślejsza i najbardziej uderzająca ze wszystkich ekspedycji - przekroczenie całego kontynentu". Celem Shackletona było więc dokonanie trawersu Antarktydy (przejście od wybrzeża do wybrzeża przez biegun południowy). Nie wiedział jednak, że jego wyprawa zapisze się w annałach odkryć geograficznych zupełnie z innego powodu...

Endurance uwięziony w paku lodowym, 1915 rok [źródło: Wikimedia Commons]

"Szefie, mam już dość żarcia kłaków renifera, zaraz będę miał od tego w środku kule włochate niczym koźle jaja. Dajmy to szyprowi i McCarthy’emu. I tak z reguły nie mają pojęcia, co wsuwają"

W książce "Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę" Caroline Alexander, amerykańska dziennikarka i pisarka, odsłania kulisy niezwykłej ekspedycji, która, choć nieudana, została zapamiętana jako jedna z najwspanialszych w dziejach. To przejmujący zapis walki o przetrwanie - wielomiesięcznego dryfowania na lodowej krze i prób przedostania się na stały ląd w ekstremalnie niesprzyjających warunkach. Czasami mówi się, że rzeczywistość wciąga bardziej niż fikcja. I dokładnie tak właśnie jest w przypadku książki Caroline Alexander. Opowieść o zmaganiach Shackletona i załogi statku Endurance wydaje się wręcz nieprawdopodobna - brzmi jak scenariusz filmu przygodowego. Losy tych mężczyzn poznawałam ze zdumieniem, podziwem i niekończącym się zainteresowaniem. Często skrajnie wyczerpani, przemarznięci i głodni, wykazywali się opanowaniem, zaradnością, odwagą, hartem ducha i niezwykłą wytrzymałością. Caroline Alexander, korzystając z materiałów źródłowych (m.in. archiwalnych dokumentów, artykułów prasowych i prywatnych pamiętników) oraz na podstawie rozmów przeprowadzonych z rodzinami członków wyprawy, stworzyła kawałek fascynującej literatury faktu - publikację rzetelną i wyważoną. W książce znajdziemy fragmenty dzienników pisanych przez załogę Endurance oraz niezwykle bogaty materiał fotograficzny tworzący wizualną kronikę ekspedycji - ok. 140 zdjęć wykonanych przez Franka Hurley'a, uczestnika i utalentowanego fotografa dokumentującego przebieg wyprawy (warto wspomnieć, że przetrwanie tych zdjęć i negatywów już samo w sobie jest zdumiewającym faktem). Fotografie bardzo dobrze uzupełniają narrację autorki i bez wątpienia stanowią jedną z największych zalet publikacji. Caroline Alexander rzuca światło na wiele interesujących aspektów ekspedycji (przeczytamy m.in. o codziennym życiu na statku, zaopatrzeniu, pokładowych rozrywkach i przygotowywaniu posiłków). Kreśli też barwne i przenikliwe portrety członków załogi oraz opowiada o nastrojach i międzyludzkich relacjach, które często były poddawane próbie, zwłaszcza w ekstremalnych sytuacjach (podczas wyprawy ścierały się ze sobą silne osobowości). Caroline Alexander za sprawą swojego świetnego warsztatu pisarskiego ożywiła w książce bohaterów ekspedycji. Zresztą w interesujący i trafny sposób odmalowała również samego Ernesta Shackletona, szczególnie w kontekście pełnionej przez niego roli przywódcy wyprawy. Książka, choć opowiada o dramatycznych wydarzeniach, daleka jest od melodramatycznego tonu. Autorka znalazła złoty środek - przedstawiła losy ekspedycji w rzeczowy, ale jednocześnie pasjonujący sposób. Nie przypuszczałam, że przeczytam tę książkę jednym tchem niczym powieść przygodową, a tak właśnie się stało. Zachwyciły mnie opisy antarktycznych krajobrazów oraz wytrwałość załogi Endurance. To naprawdę niesamowite, jak wiele człowiek jest w stanie wytrzymać. "Niezłomny" to nie tylko opowieść o ludzkim pragnieniu odkrywania, tego co nieznane, ale też historia heroicznej walki o przetrwanie w starciu z siłami natury, zmagania się z własnymi słabościami oraz nieustającej nadziei. To inspirująca lekcja odwagi, pomysłowości oraz silnego przywództwa w beznadziejnych okolicznościach. I właściwie chyba można powiedzieć, że to także specyficzny obraz triumfu w obliczu porażki. Fascynująca literacka przygoda oraz świetna publikacja dla miłośników historii i pionierskich wypraw, ale nie tylko - dla każdej ciekawej świata osoby. I bez wątpienia jedna z tych opowieści, które warto poznać. Serdecznie polecam.






Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.



Tytuł oryginalny: The Endurance: Shackleton's Legendary Antarctic Expedition
Tłumaczenie: Adrian Tomczyk
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 23 marca 2021
Liczba stron: 360


piątek, marca 12, 2021

#328 "Wszystko pod kontrolą" - Ewelina Miśkiewicz

#328 "Wszystko pod kontrolą" - Ewelina Miśkiewicz

Czy każda z nas stworzona jest do bycia matką? Choć czasy się zmieniają, presja i oczekiwania społeczne wciąż potrafią silnie wpływać na nasze życiowe wybory i decyzje. Przez wieki przekonanie, że przeznaczeniem kobiety jest macierzyństwo było silnie zakorzenione w społecznej i kulturowej świadomości. Ale co w sytuacji, gdy kobieta nie chce mieć dzieci i nie widzi się w roli matki, a "co gorsze" wyrazi swoje zdanie głośno i wyraźnie? Takie wyznanie nawet dziś potrafi wywołać zdziwienie, zakłopotanie i lawinę negatywnych komentarzy. Tymczasem zapominamy, że macierzyństwo nie jest wcale jedyną słuszną ścieżką, a każda z nas ma swoją własną receptę na szczęście. Zdarza się jednak i tak, że los postanawia sprawić nam niespodziankę. Czy kobieta, która nie czuje euforii podczas ciąży będzie złą matką? A może czasami miłość potrzebuje po prostu więcej czasu i ciepła, by móc rozkwitnąć? Przed takimi dylematami stanęła Karolina, bohaterka nowej książki Eweliny Miśkiewicz. Kobieta uwielbiała swoją pracę i niezależność, a wiadomość o ciąży wywróciła jej życie do góry nogami i zachwiała uporządkowanym światem. Karolina nie czuła się gotowa na samotne macierzyństwo, a właściwie na jakiekolwiek macierzyństwo. Czy pokocha małą Różę i poradzi sobie w nowej rzeczywistości? Na szczęście może liczyć na wsparcie przyjaciółek. Nadzieję na lepsze jutro przyniesie też nieoczekiwane spotkanie ze znajomym z dawnych dziecięcych lat...

"Wszystko pod kontrolą" to druga książka z serii Babski wieczór Eweliny Miśkiewicz i lutowa nowość Wydawnictwa Czwarta Strona. Autorka podarowała nam kolejną lekką i ciepłą powieść obyczajową napisaną przez kobietę dla kobiet, bo ważnym elementem fabuły jest przyjaźń czterech bohaterek - Anki, Ewy, Leny i Karoliny - znanych nam już z książki "Nagła zmiana planu". Każda z nich jest inna i chyba dzięki temu tak świetnie się uzupełniają. Siła kobiecego wsparcia odgrywa w powieści istotną rolę i przyznam, że ten motyw bardzo przypadł mi do gustu. Czytanie o przyjaźni potrafi napełnić serce przyjemnym ciepłem - działa kojąco i pokrzepiająco. Zresztą lektura powieści Eweliny Miśkiewicz jest właśnie jak spotkanie z przyjaciółką, a zatem coś co znamy i lubimy. Przewracając kolejne strony, rzeczywiście czułam obiecany na okładce babski klimat - bywało zabawnie i lekko, ale też wzruszająco i refleksyjnie. Jednak przyjaźń to nie jedyny wiodący motyw fabuły. Tym razem Ewelina Miśkiewicz koncentruje się przede wszystkim na losach Karoliny, świeżo upieczonej matki, która próbuje znaleźć równowagę w nowej rzeczywistości. Jej macierzyństwo to sinusoida wzlotów i upadków. Karolina ma też sporo wątpliwości i wyraźnie nie realizuje się jako matka. Ewelina Miśkiewicz porusza w książce kwestie samotnego macierzyństwa, ale w nieco innym niż zwykle ujęciu. Przedstawia bycie matką z perspektywy bohaterki, która nie chciała mieć dziecka i która nie czuje silnej więzi ze swoją córką, choć bardzo by chciała. Czy można odnaleźć uczucia, które zdają się nie istnieć? Czy emocjonalna obojętność automatycznie oznacza, że Karolina jest złą matką? Jak wiele kobiet czuje podobnie, a nie ma odwagi przyznać tego nawet przed samą sobą? Książka "Wszystko pod kontrolą" dobrze sygnalizuje ten problem i skłania do refleksji. Na kartach powieści pojawiają się też kwestie dotyczące przemocy domowej i zdrady - autorka wykorzystała zatem potencjał literatury obyczajowej, poruszając aktualne i ważne społecznie zagadnienia. W mojej opinii to zawsze ogromna zaleta.

"Nie byłam przygotowana na ciążę, nigdy nie pragnęłam dziecka. Gdy pojawiła się Róża, nie popadłam w depresję. Czułam jednak, że nie ma między nami tej mitycznej więzi, jaka się pojawia między matką a dzieckiem tuż po porodzie"

Nowa powieść Eweliny Miśkiewicz bardzo dobrze spełnia swoją  rozrywkową funkcję. Historia Karoliny i jej przyjaciółek angażuje czytelnika, przynosi uśmiech i poprawia nastrój, a momentami, przechodząc w poważniejszy ton, skłania do refleksji. Co prawda nie wywołuje silnych emocji, ale zapewnia przyjemną, niewymagającą lekturę. Dużym atutem powieści jest lekkie pióro autorki, dzięki czemu całość nabiera płynności. W stylu pisania Eweliny Miśkiewicz czuć wrażliwość i słowną świadomość, którą bez wątpienia polubiłam. "Wszystko pod kontrolą" to jedna z tych powieści obyczajowych, które czyta się ekspresowo i z przyjemnością. Autorka podarowała nam opowieść o sile przyjaźni, blaskach i cieniach macierzyństwa i trudnych relacjach rodzinnych. O stopniowym otwieraniu się na miłość i nowe uczucia oraz odkrywaniu tego, co jest w życiu najważniejsze. Miło spędziłam czas. "Wszystko pod kontrolą" to dobra propozycja czytelnicza na odpoczynek z książką po ciężkim dniu. Towarzystwo Karoliny, Anki, Leny i Ewy oraz ich książkowe perypetie z pewnością uprzyjemnią wieczór :)




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.


Data wydania: 24 lutego 2021
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Babski wieczór
Liczba stron: 328


czwartek, marca 11, 2021

#327 "Stacja Tokio Ueno" - Yu Miri (przekład Dariusz Latoś)

#327 "Stacja Tokio Ueno" - Yu Miri (przekład Dariusz Latoś)
Park Ueno to rozległy publiczny teren zielony położony w samym sercu Tokio. Przyciąga swoim pięknem setki turystów, szczególnie w okresie hanami czyli japońskiego święta kwitnienia wiśni. Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę google nazwę tego parku, przed naszymi oczami pojawią się sielankowe zdjęcia - zieleń, trzy muzea, ławeczki, staw i ogród zoologiczny, a zatem idealne miejsce rekreacji i odpoczynku - oaza w samym środku miejskiego zgiełku. Ale park Ueno, podobnie jak cała Japonia, ma swoje drugie oblicze, które na pierwszy rzut oka trudno dostrzec. Dopiero gdy przyjrzyjmy się uważniej, zobaczymy prawdę - niebieskie namioty z plandeki w cieniu kwitnących wiśni. I okazuje się wówczas, że za fasadą homogenicznego japońskiego społeczeństwa kryje się zupełnie inna rzeczywistość pełna rys oraz małych i większych pęknięć...


W książce "Stacja Tokio Ueno" Yu Miri, japońska pisarka i eseistka koreańskiego pochodzenia, z wrażliwością porusza temat bezdomności, biedy i społecznego wykluczenia, odmalowując w ten sposób obraz Kraju Kwitnącej Wiśni, jakiego powszechnie nie znamy. Głównym bohaterem opowieści jest Kazu - zmarły mężczyzna, który jako duch nawiedza park w pobliżu stacji Tokio Ueno. Miejsce to pod koniec życia, gdy stracił bliskich, stało się dla niego specyficznym domem. Mężczyzna wraca wspomnieniami do lat ciężkiej pracy i próbuje zmierzyć się z bólem oraz stratą.

 
"Kiedyś mieli rodziny. Mieli domy. Nikt nie zostaje bezdomnym, bo chce. Zachodzą okoliczności, które do tego prowadzą (...). Z dołu można się wyrwać, lecz kiedy poślizgniesz się i spadniesz w przepaść, już nigdy nie staniesz na nogi"

Bezdomność oraz towarzyszące jej samotność i wykluczenie są wiodącym motywem książki. Ukazując indywidualne emocjonalne rozterki bohatera, Yu Miri zrzuca bezosobową maskę bezdomności i oddaje głos tym, którzy zepchnięci na margines społeczny stają się niewidzialni. Autorka mierzy się również z uniwersalnymi i fundamentalnymi aspektami naszego życia - śmiercią, sensem istnienia, przeznaczeniem. W "Stacji Tokio Ueno" zbiegają się ze sobą bolesna przeszłość i gorzka teraźniejszość. W gąszczu rodzinnych i historycznych retrospekcji, trafnych polityczno-społecznych spostrzeżeń oraz lirycznych fragmentów widoczne jest bezkompromisowe spojrzenie na egzystencjalną rozpacz i udrękę. Ta książka napełniła mnie przejmującym smutkiem, współczuciem i melancholią. Można powiedzieć, że to ponury obraz współczesnego społeczeństwa, nie tylko japońskiego - utraconego życia, osamotnienia, pozorów, rozczarowania i niesprawiedliwości. Książka Yu Miri, prawdopodobnie za sprawą złożonej i dość chaotycznej fabuły, okazała się wymagającą, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonującą i refleksyjną lekturą. Sporo w niej wymownej ciszy i tęsknoty. "Stacja Tokio Ueno" to ciekawe literackie spojrzenie na ludzką egzystencję oraz ważne, aktualne problemy współczesnego świata. Opowieść o rzeczywistości, w której trudno odnaleźć wewnętrzny spokój i szczęście. O straconym czasie, którego nie można odzyskać i bólu, którego nie można ukoić. Warto przeczytać.




Tytuł oryginalny: JR上野駅公園口
Tłumaczenie: Dariusz Latoś
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Cykl: Seria z Żurawiem
Data wydania: 7 września 2020
Liczba stron: 160

środa, marca 10, 2021

#326 "Świnia na sądzie ostatecznym" - Maja Iwaszkiewicz

#326 "Świnia na sądzie ostatecznym" - Maja Iwaszkiewicz

Bo tam, gdzie rzadko spoglądamy, kryje się to, co najciekawsze...

Kiedy myślimy o architekturze i sztuce średniowiecza, nasze pierwsze skojarzenia to najczęściej motywy biblijne - Święta Rodzina, postaci świętych i różne sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Nic dziwnego - w średniowieczu sztuka pełniła przede wszystkim rolę wspomagającą wobec religii. Jednak gdy przyjrzymy się nieco uważniej, na obrzeżach obiektów architektonicznych i na marginesach psałterzy dostrzeżemy całą masę dziwacznych stworzeń i scen zupełnie nieprzystających do pobożnych, religijnych treści. Smoki, syreny, gryfy, centaury, a nawet jednorożce... Brzmi jak fragment książki J.K. Rowling "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć", prawda? Tymczasem to wcale nie wybujała fantazja współczesnego pisarza, a średniowieczne realia.

Średniowieczny łuk z kościoła w Narbonne [źródło: https://www.metmuseum.org/art/collection/search/473682]


W nowojorskim Metropolitan Museum of Art można obejrzeć misternie rzeźbiony łuk pochodzący z XII-wiecznego kościoła w Narbonne w południowo-zachodniej Francji. Składa się z siedmiu bloków marmuru, na których wyryto osiem fantastycznych stworzeń - to taki mały wizualny wycinek z bestiariusza (zbioru opisów zwierząt). Na łuku możemy znaleźć istotę z twarzą mężczyzny, ciałem lwa i ogonem skorpiona; pelikana, który przebija swoją pierś, aby jego krew wykarmiła młode; bazyliszka, który zabija wzrokiem; syrenę wabiącą mężczyzn swoim pięknym głosem; gryfa z głową i skrzydłami orła oraz ciałem lwa; smoka, który może uformować swoje ciało w okrąg; centaura z napiętym łukiem; i lwa, który zaciera swoje ślady ogonem.

Oglądając te przedziwne stwory na średniowiecznych rzeźbach i rysunkach (spora część z nich nie przypomina zupełnie zwierząt, które znamy) nie sposób uciec przed pytaniami: "Dlaczego tak wyglądają?", "Czy ówcześni ludzie naprawdę wierzyli w istnienie tych stworzeń?", "Skąd tyle rozbieżności?". Okazuje się, że wszystkie stworzenia w średniowieczu, wyobrażone lub realistyczne, miały znaczenie alegoryczne i symboliczne - ich funkcją było przekazanie konkretnych treści dotyczących wiary i moralności. Co mógł zatem oznaczać smok, wąż, kogut albo bóbr? Jak odczytać ten średniowieczny język? I tutaj z pomocą przychodzi nam marcowa nowość Wydawnictwa Poznańskiego :)


"Świnia na sądzie ostatecznym" to książka Mai Iwaszkiewicz, historyczki sztuki i mediewistki. Autorka zabiera nas w podróż do średniowiecznego świata i odkrywa przed nami jednen z mniej popularnych, ale niezwykle fascynujących i ważnych aspektów ówczesnych czasów. Głównymi bohaterami tej publikacji są zwierzęta, i jak już wcześniej wspomniałam, nie tylko te, które znamy obecnie. Maja Iwaszkiewicz wyjaśnia, w jaki sposób ludzie w średniowieczu myśleli o zwierzętach oraz jaką przypisywali im symbolikę. Opowiada o pierwszych średniowiecznych zoologach i księgach opisujących zwierzęta oraz omawia cienką granicę między ludźmi i zwierzętami. Przewracając kolejne strony, dowiemy się nie tylko, jak wyglądało etyczne podejście do fauny, ale przeczytamy też o sądowych procesach przeciwko zwierzętom. Całość uzupełniają kolorowe, średniowieczne ilustracje i ryciny.

Dlaczego uważano, że małpa podszywa się pod człowieka? Czym było stworzenie nazywane biskupem morskim? Skąd wzięło się przekonanie o tym, że hieny potrafią zmieniać płeć w zależności od okoliczności? Czy za spożycie surowego mięsa zwierząt mięsożernych można było otrzymać surową karę? Jakie zwierzęta najchętniej trzymano w możnowładzkich menażeriach? Czy w średniowieczu uważano, że zwierzęta idą do nieba?

Lampart z Bestiariusza z Aberdeen, Biblioteka Uniwersytetu w Aberdeen [źródło: Wikimedia Commons]

Książka Mai Iwaszkiewicz zwraca uwagę zarówno barwną okładką, jak i oryginalnym tytułem. Z dużym zainteresowaniem przystąpiłam do lektury, bo, sami przyznajcie, kwestia zwierząt w średniowieczu nie jest zbyt często poruszana w literaturze popularnonaukowej. Oglądając średniowieczne rzeźby lub rysunki przedstawiające zwierzęta, zwykle nie poświęcamy im zbyt wiele uwagi - wydają się niezrozumiałe, bo nie znamy przypisywanej im symboliki. W beletrystyce lub filmach, których akcja osadzona jest w średniowieczu zwierzęta zazwyczaj stanowią jedynie tło i nie zastanawiamy się, jak naprawdę wyglądały wówczas relacje człowieka z fauną. I można by pomyśleć "co ciekawego da się napisać o średniowiecznych zwierzętach?". Tymczasem Maja Iwaszkiewicz udowadnia, jak fascynujący jest to temat. Nie spodziewałam się, że w książce znajdę informacje dotyczące średniowiecznego wegetarianizmu czy procesów sądowych zwierząt (wiedzieliście, że oskarżonemu zwierzęciu przysługiwał obrońca?!). "Świnia na sądzie ostatecznym" pełna jest wiedzy, zaskakujących ciekawostek i trafnych spostrzeżeń autorki. Maja Iwaszkiewicz często zwraca się do nas bezpośrednio, pisząc z lekkością, humorem i entuzjazmem (ilość wykrzykników w tekście bywa momentami zadziwiająca;). Publikacja jest przystępna dla zwykłego czytelnika, również tego, który w tematyce historycznej nie czuje się jak ryba w wodzie. Bo Maja Iwaszkiewicz stworzyła opowieść, która wcale nie jest tak odległa, jak może się na pierwszy rzut oka wydawać. A co ważne, odczarowuje też samo średniowiecze, udowadniając, że pod etykietką zacofanych, ciemnych wieków kryje się sporo zaskakujących informacji, które możemy poznawać z szeroko otwartymi oczami oraz niesłabnącym zainteresowaniem. I nawet jeśli zdarzy się, że lekka i niezobowiązująca forma książki nie przypadnie do gustu każdemu, z pewnością wielu czytelników doceni jej merytoryczny aspekt - temat został potraktowany w sposób oryginalny i pomysłowy. "Świnia na sądzie ostatecznym" wyjaśnia wiele, również w kwestiach średniowiecznego światopoglądu. Sądzę, że pomaga lepiej zrozumieć sposób myślenia i motywy postępowania ówczesnych ludzi, szczególnie w kontekście religii będącej ważnym elementem średniowiecznego życia. I dzięki książce Mai Iwaszkiewicz nigdy już nie spojrzę bezrefleksyjnie na średniowieczną sztukę - będę wiedzieć, co oznacza jednorożec w witrażowym kościelnym oknie albo wyrzeźbiony lew strzegący bramy wejściowej - świetna sprawa! Jak widać, wiedza historyczna może być bardzo przydatna :)


"Świnia na sądzie ostatecznym" to książka, w której Maja Iwaszkiewicz, badając zagadnienia związane z postrzeganiem zwierząt w średniowieczu, przybliża czytelnikowi ową epokę i zachęca, by spojrzeć na nią inaczej - bez uprzedzeń, z otwartością i zaciekawieniem. Czuć w tej publikacji mediewistyczną pasję, co z łatwością udziela się czytelnikowi podczas lektury. Cieszę się, że na księgarskie półki trafiają książki, które tak wspaniale popularyzują historię, czyniąc ją przystępną i fascynującą. Z przyjemnością wybrałam się do średniowiecza wspólnie z Mają Iwaszkiewicz. To było ciekawe literackie doświadczenie. Serdecznie polecam.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.



Data wydania: 10 marca 2021
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 240


środa, marca 10, 2021

#325 "O psie, który dał słowo" - W. Bruce Cameron (przekład Edyta Świerczyńska)

#325 "O psie, który dał słowo" - W. Bruce Cameron (przekład Edyta Świerczyńska)

Czy wszystkie grzeczne pieski idą po śmierci do nieba? Niezupełnie. Czasami miłość do człowieka i chęć niesienia pomocy sprawiają, że zostają na tym pomerdanym świecie nieco dłużej. Już dziś premierę ma trzecia część bestsellerowej książkowej serii o pewnym wyjątkowym psie. Jej autorem jest amerykański pisarz W. Bruce Cameron, który swoimi ciepłymi i uroczymi historiami trafił do wielu serc (nie tylko tych należących do miłośników psów:). "O psie, który dał słowo" to kontynuacja przygód Bailey'a - dzielnego i wiernego psiego bohatera, którego miłość i oddanie działają lepiej niż jakiekolwiek lekarstwo. Jeżeli lubicie ciepłe i wzruszające opowieści z czworonożnymi przyjacielami w roli głównej, nowa książka W. Bruce'a Camerona to doskonały wybór.

Bailey powraca z nową misją czyli psi anioł stróż ponownie w akcji

"Był sobie pies" to seria, która cieszy się ogromną popularnością, co akurat wcale mnie nie dziwi. Dobrze pamiętam, jak wiele emocji towarzyszyło mi podczas czytania książek i oglądania filmów z Bailey'em w roli głównej. Te opowieści otulają ciepłem, wzruszają i przynoszą nadzieję. Potrafią oczarować i młodszych i starszych odbiorców. A co tym razem czeka naszego kochanego psa?

Bailey trafił do raju. Jest szczęśliwy, bo otaczają go ludzie, których kocha. Okazuje się jednak, że psia emerytura musi zaczekać - przed Bailey'em kolejna ważna misja wymagająca wielu poświęceń. Ethan prosi swojego ukochnego psa, by jeszcze raz powrócił na ziemię. Bailey zapomina o dotychczasowych wcieleniach i z sercem pełnym miłości wkracza do nowej rodziny. Zostaje pomocnikiem Burke'a, zdolnego chłopca poruszającego się na wózku inwalidzkim. W wypełnianiu misji pomoże mu ciemnooka suczka Lacy. Jedno jest pewne - te dwa mądre psy będą miały łapy pełne roboty.

Bo miłość psa jest wieczna...

"O psie, który dał słowo" to kolejna pięknie napisana książka Camerona. Czuć w niej wyraźnie miłość do czworonożnych stworzeń - Bailey to wspaniały pies o wielkim, kochającym sercu, odważny, mądry i wierny. Choć nie zawsze rozumie ludzki język, jego psia intuicja i miłość do człowieka pomagają mu odnaleźć właściwą drogę i strzec ukochanych osób. Jest uroczym i rozczulającym psem - z łatwością staje się bliski czytelnikowi. W. Bruce Cameron ma ogromną wrażliwość i wyjątkową umiejętność - potrafi rewelacyjnie przedstawić w książce psi sposób myślenia - pod tym względem narracja jest bardzo przekonująca. Imiona psów, ich odmienne charaktery, stosunek do ludzi - ten pieski świat wykreowany przez Camerona stanowi ogromną zaletę. A mamy też oczywiście wątek romantyczny (ludzki;) ze sporą liczbą zawirowań oraz wzlotów i upadków. Fabuła to taki słodko-gorzki, trzymający w napięciu, emocjonalny rollercoaster. Bywa radośnie i śmiesznie, ale też refleksyjnie i smutno. Mimo całkiem sporych rozmiarów, powieść Camerona pochłania się błyskawicznie z dużym zainteresowaniem. Styl pisania autora zachwyca nie tylko wrażliwością i humorem, ale też lekkością i płynnością. Co ważne jednak, na kartach książki nie brakuje ważnych życiowych kwestii, dzięki czemu cała opowieść zyskuje głębszy i uniwersalny wymiar. Autor z dużą subtelnością i delikatnością porusza zagadnienia dotyczące sensu istnienia, miłości, osamotnienia, przebaczenia, niepełnosprawności, choroby i śmierci. Opowiada o trudnych rodzinnych relacjach, skomplikowanej drodze do szczęścia i szukaniu swojego miejsca. "O psie, który dał słowo" to bardzo udana mieszanka - zapewnia czytelniczą rozrywkę, a jednocześnie zachwyca życiową mądrością i skłania do refleksji. Bailey przynosi pociechę i uśmiech, a jego lojalność i bezwarunkowa miłość rozczulają oraz napełniają nadzieją.

"Uświadomiłem sobie, że jestem pieskiem, który wciąż się odradza, wykonując specjalną misję, wypełniając ważne obietnice"

"O psie, który dał słowo" to piękna i emocjonalna podróż - historia wyjątkowej przyjaźni psa i człowieka oraz cenna życiowa lekcja empatii, wrażliwości i miłości. Wspaniale pokazuje, co w naszym życiu jest najważniejsze. Pozostawiła w moim sercu przyjemne ciepło, a ostatnie akapity bardzo mnie wzruszyły. Sądzę, że to idealne zakończenie książkowej serii. Jeżeli jeszcze nie znacie przygód Bailey'a, zacznijcie od początku, czyli od "Był sobie pies" - trzy powieści tworzące serię ułożą się wówczas w wyjątkową opowieść. A jeśli tak jak ja z niecierpliwością czekaliście na kontynuację - czytajcie, warto. Przekonacie się, że anioł stróż może mieć merdający ogonek i ciepłe spojrzenie psich oczu :) Polecam.




Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.



Tytuł oryginalny: A Dog's Promise
Tłumaczenie: Edyta Świerczyńska
Data wydania: 10 marca 2021
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 472

Copyright © w ogrodzie liter , Blogger