środa, listopada 25, 2020

#284 "Kraina Zeszłorocznych Choinek" - Joanna Szarańska

#284 "Kraina Zeszłorocznych Choinek" - Joanna Szarańska
Ubieranie choinki to jeden z moich ulubionych momentów w roku. W dzieciństwie właściwie już od pierwszego dnia grudnia zaczynałam wielkie odliczanie. A ponieważ choinkę ubieraliśmy z rodzicami zawsze na tydzień przed wigilią, miałam trochę więcej czasu, żeby się nią nacieszyć. Kolorowe bombki, długie łańcuchy, migoczące lampki, cukierki, orzechy i suszone owoce, a wszystko to otulone leśnym zapachem - najprawdziwsza magia. Każda choinkowa ozdoba miała swoją własną historię. Trzymając w rękach ręcznie malowaną bombkę z miniaturowym domkiem zasypanym śniegiem, wracałam myślami do babci - jej ciepłego uśmiechu i słodkich rogalików z marmoladą, które tradycyjnie przygotowywała na święta. To była jej ulubiona i absolutnie ukochana ozdoba choinkowa przekazywana z pokolenia na pokolenie - przywolywała znacznie więcej wspomnień. A na choince zawsze były jeszcze haftowane gwiazdki, mikołaj z workiem prezentów, mały rudy kotek, kolorowe sople, anielskie włosy, parasolki, a nawet muchomory - każde z nich wywoływało na mojej twarzy uśmiech. I nadal wywołują, bo choć minęły lata, te ozdoby wciąż pojawiają się na mojej choince. Zwykłe sentymenty? Może. Ale czy nie potrzebujemy w święta odpowiedniej dawki ciepła? Poza tym takie ozdoby są nośnikiem wspomnień, rodzinnych tradycji oraz pamięci o bliskich, szczególnie tych, których już z nami nie ma. Choinka bez wątpienia potrafi poprawić nastrój i sprawić, że Boże Narodzenie będzie jeszcze piękniejsze. Nowa książka Joanny Szarańskiej przynosi ze sobą szczyptę zimowej magii, przywołuje bożonarodzeniowe wspomnienia, porusza najczulsze struny serca oraz otula wiarą, nadzieją i miłością.

" - Jest śliczna. - Z nabożym zachwytem wpatrywał się w kolorowy szpic na wierzchołku drzewka. Do salonu zakradł się mrok, rozjaśniały go jedynie choinkowe światełka, blask ognia bijący od kominka oraz światło lampy zawieszonej nad kuchennym blatem.
- Myślisz, że przypomina tę z zeszłego roku? - Dziadek spojrzał z ukosa na wnuka.
Chłopiec energicznie potrząsnął głową.
- Nie! - wykrzyknął. - Nie ma dwóch takich samych choinek! Można się starać i wieszać te same bombki, łańcuchy i światełka, można zapamiętać, że czerwona bombka ma wisieć na górze, a zielona na dole, ale to na nic! Nie ma dwóch takich samych choinek.
- A wiesz dlaczego? - Dziadek uśmiechnął się zachęcająco.
- Dlaczego? Powiedz! - szepnął poruszony chłopiec.
- Bo kiedy kończy się gwiazdka, choinki odchodzą!
- Dokąd odchodzą choinki, dziadku?
- To chyba oczywiste? Odchodzą do Krainy Zeszłorocznych Choinek." 

Kraina Zeszłorocznych Choinek - brzmi intrygująco, prawda? Z łatwością pokochałam pomysł Joanny Szarańskiej. Wspaniale połączyła ze sobą w książce bożonarodzeniową magię z codziennym życiowym realizmem. W rezultacie powstała wyjątkowa historia w zimowo-świątecznym klimacie, która wzrusza, rozśmiesza, ogrzewa, a czasem pozostawia czytelnika w refleksyjnym nastroju. A wszystko to w idealnych proporcjach oraz doprawione pozytywnym i serdecznym piórem autorki.

W "Krainie Zeszłorocznych Choinek" poznajemy małego Antosia i jego rodziców pozostających w separacji, Józefa, starszego pana prowadzącego sklepik z ozdobami świątecznymi oraz jego bliźniaczkę - Józefinę. Na kartach książki pojawiają się też dwie siostry oraz żywiołowa Nina i jej starsza, dość ekscentryczna podopieczna - pani Helena. Ich poplątane życiowe ścieżki przecinają się w małym, urokliwym miasteczku. Czas płynie tam wolniej, a świąteczna magia i bożonarodzeniowe cuda nie omijają nikogo.

"W sklepiku ze świątecznymi dekoracjami o intrygującej nazwie Kraina Zeszłorocznych Choinek każdy z klientów może znaleźć nie tylko idealną choinkową dekorację, bombkę czy aniołka, ale coś jeszcze… To właśnie tutaj powracają wspomnienia dawnych uczuć i strat, nawiązują się nowe miłości i przyjaźnie. Czy wszystkie relacje uda się naprawić przed wigilijnym wieczorem? Skąd wzięła się nazwa sklepu? I jak wiele wspólnego ma z miejscem, do którego odchodzą choinki, kiedy kończy się Gwiazdka?"

"Kraina Zeszłorocznych Choinek" to jedna z tych powieści, które pachną pomarańczami, cynamonem i leśnymi gałązkami, a gdy podczas czytania zamkniemy na chwilę oczy, zobaczymy pod powiekami wyjątkowe kadry - zaśnieżone uliczki, ogień trzaskający w kominku i migające, kolorowe lampki na choince. Powieść Joanny Szarańskiej przybliża święta i pięknie eksponuje wszystko to, co w nich najważniejsze - rodzinne ciepło, dobro, miłość, nadzieja i przebaczenie. Na kartach książki świąteczny duch przenika do serc bohaterów przynosząc ze sobą małe i większe cuda. W "Krainie Zeszłorocznych Choinek" znalazłam charakterystyczne dla autorki humor i lekkość, które wspaniale poprawiają nastrój, a także sporą dawkę wzruszeń. Wiele fragmentów książki roztopiło moje serce, a ostatnie strony wywołały niekontrolowany potok łez. To naprawdę piękne, gdy powieść obyczajowa przynosi ze sobą tak wiele emocji i skłania do refleksji. Zachwycił mnie sposób, w jaki Joanna Szarańska stopniowo łączy ze sobą poszczególne wątki, tworząc barwną i przemyślaną całość. "Kraina Zeszłorocznych Choinek" to książka z pięknym przekazem, idealna na zbliżający się bożonarodzeniowy czas. Pokazuje, że dobre rzeczy mogą przyjść do nas zupełnie niespodziewanie. Że choć życie prowadzi nas różnymi ścieżkami, nigdy nie należy tracić nadziei. Że miłość i obecność drugiego człowieka to najcenniejszy skarb. Że bożonarodzeniowe cuda naprawdę się zdarzają. Mądra, ciepła i tak bardzo bliska - właśnie taka jest nowa książka Joanny Szarańskiej. Wybierzcie się z autorką do Krainy Zeszłorocznych Choinek i otwórzcie swoje serca na świąteczną magię, warto. Polecam.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.





Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432 

wtorek, listopada 24, 2020

#283 "Kolory ognia" - Pierre Lemaitre (przekład Joanna Polachowska)

#283 "Kolory ognia" - Pierre Lemaitre (przekład Joanna Polachowska)
Pierre Lemaitre to urodzony w Paryżu w 1951 roku francuski pisarz i scenarzysta, który zdobył popularność jako autor powieści kryminalnych z fikcyjną postacią komendanta Camille Verhœvena. Jego kariera literacka może wydawać się dość nietypowa - dopiero mając pięćdziesiąt lat poświęcił się pisaniu. Co ważne jednak, od publikacji swojej pierwszej książki w 2006 roku, zyskał nie tylko dużą popularność w kraju i za granicą, ale otrzymał też wiele prestiżowych nagród, m.in. Nagrodę Goncourtów, najważniejsze francuskie wyróżnienie literackie, za powieść "Do zobaczenia w zaświatach". A "Kolory ognia" wydane w polskim przekładzie w październiku to kontynuacja tej nagrodzonej książki (choć warto w tym miejscu wspomieć, że nie jest wymagana znajomość pierwszej części, by móc sięgnąć po drugą). Opowieść stworzona przez autora zaskoczyła mnie swoim dusznym i specyficznym klimatem oraz pozostawiła po sobie wiele sprzecznych odczuć i przemyśleń. Styl pisania Pierre Lemaitre'a przypomina nieco sinusoidę lepszych i gorszych momentów, ale chyba właśnie ta niepokojąca mieszanka przyciągania i odpychania okazała się tak bardzo fascynująca. "Kolory ognia" to słodko-gorzka podróż przez świat intryg, zemsty i ciemnych zakamarków ludzkiej egzystencji doprawiona kryminalną nutą oraz podszyta czarnym humorem, bystrą ironią i satyrycznym spojrzeniem autora. 


Paryż, 1927 rok. Całe miasto zbiera się na pogrzebie wpływowego milionera, Marcela Péricourta. Jego rodzinny majątek ma przejąć wnuk, ale los decyduje inaczej… Dochodzi do tragicznego wypadku, a całe życie córki Marcela, Madeleine, zmienia się nieodwracalnie. Kobiecie przyjdzie zmierzyć się z niegodziwością ludzi, dwulicowością, chciwością, korupcją oraz niezdrową ambicją zarządców imperium jej ojca. Wkrótce nie zostanie jej nic, prócz nędzy i upadku. Zaplanuje jednak zemstę i przystąpi do realizacji wyznaczonych celów. Czy będzie w stanie wykorzystać całą swoją inteligencję, determinację oraz odziedziczony po ojcu instynkt, by przetrwać oraz odbudować utracone życie i majątek? Sprawa nie wydaje się prosta, tym bardziej w świecie zdominowanym przez mężczyzn, w którym kobiecie nie przysługuje nawet prawo do podpisania czeku…

Aż chciałoby się powiedzieć - jaka piękna zemsta...

W okresie międzywojennym, w którym Europa zmienia swoje oblicze i zbliża się powoli w stronę kolejnego konfliktu zbrojnego, Pierre Lemaitre opisuje losy - upadek i odrodzenie - zdradzonej i opuszczonej, ale też silnej i odważnej kobiety, spadkobierczyni rodzinnego majątku. I bez wątpienia kontekst historyczny powieści jest zachwycający. Autor bardzo dobrze oddał charakter ówczesnych realiów - afirmacji kapitalizmu, kryzysu, w którym świat pogrążył się po 1929 roku, narodzin faszyzmu i niepokojów związanych z groźbą nadciągającej wojny. W tej powieści znajdziemy polityczne, prawne i giełdowe skandale, dziennikarskie spiski, szantaż, korupcję, manipulacje oraz sieć wzajemnych powiązań. Poprzez satyrę i losy indywidualnych postaci, Pierre Lemaitre uwidacznia głębokie zmiany zachodzące we francuskim społeczeństwie. I nietrudno też zauważyć analogie do współczesnych czasów. Tło historyczne i polityczno-społeczne nadaje tej powieści interesujące ramy oraz duszny, nieco mroczny klimat, który bardzo przypadł mi do gustu. Przenikliwe spojrzenie i trafne komentarze autora na temat ówczesnych realiów zapewniają dobrą czytelniczą rozrywkę. Mimo że fabuła ma swoje lepsze i gorsze momenty, to właśnie bystre pióro Pierre Lemaitre pełne ciekawych metafor, czarnego humoru i ciętej ironii, podtrzymuje zainteresowanie czytelnika. W "Kolorach ognia" dobrze mieszają się ze sobą dowcip i refleksja, ale też piękna i brzydka strona ludzkiej osobowości.


"Nie ma takiego piekła, które pokonałoby tę kobietę"

Książka Pierre Lemaitre'a zwraca uwagę przede wszystkim pogłębionym rysem psychologicznym postaci. A ponieważ autor dba o każdego bohatera, w "Kolorach ognia" przewija się barwna rewia ludzkich charakterów, zarówno tych szlachetnych i godnych podziwu, jak i zawistnych, dwulicowych i pozbawionych skrupułów. Pierre Lemaitre potrafi ożywić książkowe postaci, m.in. wykorzystując ironię, satyrę i czarny humor. I dzięki temu nawet najbardziej nikczemne osobniki wydają się czytelnikowi niezwykle interesujące. Sercem powieści jest Madeline, jednak nie brakuje też innych fascynujących kobiecych portretów. Bohaterki, choć różni je wiele - wiek, pochodzenie, status materialny i charakter, łączy wspólna niedola - zniewolenie pod mizoginistycznym jarzmem. I właśnie ten gorszy status kobiety względem mężczyzny jest główną siłą napędową powieści. Madeline, otoczona przez ludzi zazdrosnych, chciwych i dwulicowych, zostaje pozbawiona majątku (zresztą nawet przez własnego ojca nie była postrzegana jako równoprawny dziedzic z uwagi na swoją płeć). Jednak ta postać zaskakuje i nabiera głębi z każdą kolejną przeczytaną stroną. Jej makiaweliczna postawa w drugiej części książki nadaje fabule przyspieszenia. Z przyjemnością obserwowałam, jak powoli podnosi się z kolan, realizując swój plan. Intryga, którą Pierre Lemaitre misternie tka, bez wątpienia stanowi jedną z jaśniejszych elementów powieści.

"Kolory ognia" to powieść, która rzuca światło na kwestie moralne. Pokazuje ciemną stronę ludzkiej natury - zamiłowanie do pieniędzy i władzy, destrukcyjną ambicję, pragnienie wyższości i podziwu, brak skrupułów w dążeniu do wyznaczonego celu oraz skłonność do ulegania popędom i nałogom. Jednocześnie zwraca też uwagę, że niektórzy z nas potrafią znaleźć w sobie ogromne pokłady siły, by móc przetrwać najtrudniejszy czas. Pierre Lemaitre stworzył nieoczywistą i wielowarstwową opowieść o kobiecej zemście, sile, determinacji i uporze. Sądzę, że ta książka, z uwagi na swój specyficzny i nieco bardziej wymagający charakter, nie przypadnie do gustu każdemu, ale warto spróbować, bo to kawałek świetnej prozy. Jeżeli rozsmakujemy się w stylu pisania autora, "Kolory ognia" dostarczą nam wspaniałej czytelniczej rozrywki. Wielowymiarowe i ciekawie zbudowane postaci, bystre pióro autora oraz międzywojenny Paryż w tle - to w mojej opinii największe zalety książki. Czy Madeline wcieli w życie swój diabelski plan i dopełni zemsty? O tym musicie przekonać się sami :) 




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.




Tytuł oryginalny: Couleurs de L'incendie
Tłumaczenie: Joanna Polachowska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 14 października 2020
Liczba stron: 480 

niedziela, listopada 22, 2020

#282 "Wyrzuć z głowy słonia" - Kevin Simler i Robin Hanson (przekład Paweł Grysztar) /patronat medialny/

#282 "Wyrzuć z głowy słonia" - Kevin Simler i Robin Hanson (przekład Paweł Grysztar) /patronat medialny/
Czy zauważyliście, jak często z łatwością i bez mrugnięcia okiem, nawet nieświadomie, wprowadzamy samych siebie w błąd? Ignorujemy kluczowe informacje na temat własnego zdrowia, wmawiamy sobie, że jesteśmy mniej zmęczeni niż w rzeczywistości, przeceniamy naszą zdolność do prowadzenia pojazdów, wygodnie "zapominamy", kto rozpoczął kłótnię oraz pomagamy innym, żeby zyskać uznanie ze strony rodziny, znajomych albo współpracowników. A to zaledwie kilka przykładów. Czy w ten sposób próbujemy radzić sobie z niepokojem i niechcianymi bodźcami? Czy tak właśnie działa nasz mechanizm obronny? A może to zwykła wyrachowana manipulacja i, jak twierdzi znany psycholog ewolucyjny Robert Trivers, "oszukujemy samych siebie, by lepiej oszukiwać innych"? 


Bo nie wszystko wygląda tak, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać... 

Za kluczowymi zachowaniami ludzi stoi często wiele różnych motywów. Z części tych pobudek nie zdajemy sobie sprawy - nie uświadamiamy ich sobie w pełni. Tymczasem motywacje te, jak twierdzą Kevin Simler i Robin Hanson, nie mają wcale rozmiarów myszy, które mogłyby dyskretnie biegać sobie gdzieś z tyłu naszej głowy. Są one wielkie jak słoń - na tyle duże, by móc pozostawić po sobie wyraźne ślady. Może słyszeliście kiedyś o "słoniu w pokoju" - tak określa się często ważny i oczywisty fakt, o którym z jakiegoś powodu nikt nie chce rozmawiać. W książce "Wyrzuć z głowy słonia" autorzy rozszerzają tę koncepcję na jeden z najważniejszych i najbardziej oczywistych, ale też zwykle przemilczanych faktów dotyczących ludzkiego umysłu - jesteśmy mistrzami w oszukiwaniu siebie i innych. W ujęciu Simlera i Hansona słoń w naszym mózgu to po prostu samolubna część naszej psychiki - nastawienie na rywalizację oraz walkę o władzę, status i seks, skłonność do oszukiwania, aby wysunąć się na prowadzenie w społecznym wyścigu oraz do ukrywania kierujących nami motywów, aby zwieść innych. I choć z istnienia niektórych z nich doskonale zdajemy sobie sprawę, to i tak staramy się zepchnąć je w najdalsze zakamarki psychiki i szukamy dla naszych zachowań innych wyjaśnień. Dlaczego? Prawdziwe motywy bywają samolubne - nie czujemy się z nimi komfortowo. Dlaczego zerwałeś ze swoją dziewczyną? - Mam nadzieję znaleźć kogoś lepszego. Dlaczego 
chcesz zostać lekarzem? - Lubię pomagać innym. Dlaczego nie chcesz przyjść na spotkanie? - Jestem zajęty, mam dużo pracy. Brzmi znajomo, prawda? W książce "Wyrzuć z głowy słonia" Simler i Hanson krok po kroku odsłaniają przed nami kulisy tytułowego słonia - rzucają światło na ukryte motywy naszych zachowań, analizując różne aspekty codzienności i relacji międzyludzkich - od mowy ciała i śmiechu, przez edukację, sztukę i medycynę, aż po religię, politykę i dobroczynność. W rezultacie powstała bystra, wnikliwa i momentami zabawna publikacja, która pozwala spojrzeć na wiele różnych kwestii z zupełnie innej perspektywy.

Podobno zachowania ludzi rzadko są tym, czym się wydają. Nie od dziś wiadomo również, że nasze życie społeczne oraz relacje międzyludzkie przypominają arenę, na której nieustannie odgrywamy różne role. I spory w tym udział ma ludzki mózg - niezwykły i wciąż tajemniczy organ, który potrafi zaskoczyć. Lubię książki, które rzucają światło na psychologiczne aspekty naszego życia i pomagają lepiej zrozumieć funkcjonowanie człowieka. Koncepcja słonia zaprezentowana przez Simlera i Hansona już od pierwszych stron wzbudziła moje zwiększone zainteresowanie. Ukryte motywy, które staramy się ignorować, bo są samolubne i niewygodne - to brzmi naprawdę ciekawie i rzeczywiście takie właśnie jest. Czy wiecie na przykład, że w sytuacjach towarzyskich śmiejemy się znacznie częściej niż gdy jesteśmy sami? Książka "Wyrzuć z głowy słonia" bardzo trafnie pokazuje, jak wiele istnieje ukrytych motywów zachowań i uświadamia, że samooszukiwanie się często stanowi po prostu fortel, którego nasze mózgi używają, byśmy wyglądali dobrze, gdy na przykład zachowujemy się źle (a przynajmniej nie tak szlachetnie jakbyśmy chcieli;).

 Publikacja Simlera i Hansona składa się z dwóch części. W pierwszej z nich wspólnie z autorami zastanawiamy się, jak bodźce życia społecznego wypaczają nasze umysły, wywołując niezręczne wygibasy zmierzające do samooszukiwania. W drugiej części analizujemy szeroki wachlarz ludzkich zachowań, zarówno w osobistej skali, jak i w kontekście publicznie działających instytucji i organizacji. "Wyrzuć z głowy słonia" to wnikliwa i fascynująca podróż od zachowania zwierząt i ewolucji człowieka, przez omówienie, jak postępują ludzie 
w ramach norm, kilka słów o rywalizacji, samochwalstwie i zabieganiu o przychylność, rozdziały dotyczące obchodzenia norm i oszukiwania (nie tylko innych ale też siebie), aż po kwestie dotyczące religii, polityki, edukacji i medycyny. Autorzy przywołują w książce ciekawe i często zabawne przykłady, które dobrze korespondują z omawianymi treściami. 

Dlaczego ludzie się śmieją? Kto jest najważniejszą osobą w pomieszczeniu (i jak to ustalić)? Dlaczego artyści są seksowni? Dlaczego tak wielu ludzi przechwala się podróżowaniem? Dlaczego głosujemy w wyborach? 

Książka Simlera i Hansona, choć w dużej mierze teoretyczna, ma również praktyczny wymiar. Jak twierdzą autorzy, "jedynie analizując ukryte motywy i przyglądając się im z perspektywy ludzkich zachowań, jesteśmy w stanie dowiedzieć się, co tak naprawdę kieruje postępowaniem człowieka". Ta publikacja pozwala uświadomić sobie istnienie tytułowego słonia, skonfrontować się z nim i tym samym lepiej zrozumieć motywy ludzkiego działania oraz wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce. Każdy rozdział czytałam z dużym zainteresowaniem. Sądzę, że spostrzeżenia autorów są nie tylko przenikliwe i trafne, ale też mają w sobie sporą dawkę świeżości - możemy poznać zagadnienia, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Takie książki wspaniale poszerzają horyzonty. Polubiłam lekki i przyjazny styl pisania Simlera i Hansona, pozbawiony moralizatorskiego tonu, a pełny dystansu oraz humoru. Autorzy w oryginalny sposób tropią ciemniejsze zakamarki naszej psychiki, inspirując do dalszych dyskusji i samodzielnych poszukiwań. "Wyrzuć z głowy słonia" to przystępnie napisana i angażująca publikacja, która może przypaść do gustu szczególnie miłośnikom psychologii, a także każdej ciekawej świata i ludzkiej natury osobie. Cieszę się, że mogłam objąć ją patronatem medialnym. Jesteście gotowi zmierzyć się ze słoniem w swojej głowie? Jeżeli tak - serdecznie polecam :)



Tytuł oryginalny: Elephant in the Brain
Tłumaczenie: Paweł Grysztar
Wydawnictwo: Bez Fikcji
Data wydania: 25 listopada 2020
Liczba stron: 510




Za możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Bez Fikcji.






środa, listopada 18, 2020

#280 "Gdybym cię nie spotkała" - Agata Przybyłek

#280 "Gdybym cię nie spotkała" - Agata Przybyłek

Niektórzy z nas z łatwością otwierają swoje serca na drugiego człowieka - pragną dzielić się miłością i uśmiechem. Pomagając innym, stajemy się lepszymi ludźmi. I świat też staje się wtedy piękniejszym miejscem. Ale czy dzieląc się sobą, jedynie zyskujemy? A może też tracimy? Czy za okazanie serca i życzliwość można ponieść najwyższą cenę?


"Gdybym cię nie spotkała" to ósma część "domkowej serii" Agaty Przybyłek - wyjątkowa, bo tym razem zaprezentowana w zimowo-świątecznej odsłonie. Czekałam na nią z wielką niecierpliwością, a gdy już znalazła się w moich rękach, pochłonęłam ją w tempie ekspresowym. Podobnie zresztą było w przypadku pozostałych książek składających się na tę wyjątkową serię. Agata Przybyłek na przestrzeni kilku lat dała się poznać jako utalentowana autorka powieści obyczajowych. Niektóre z nich utrzymane są w lekkim i komediowym klimacie, a inne charakteryzują się nostalgicznym i refleksyjnym nastrojem. Seria z domkami należy do tej drugiej kategorii. Bardzo lubię delikatność i subtelność, z jakimi Agata Przybyłek pisze o uczuciach. Jej książki, choć napisane z lekkością, zawsze poruszają istotne życiowe kwestie. Autorka potrafi opisywać zwykłe aspekty naszej codzienności, nadając im głębię. I nie inaczej jest w przypadku nowej książki. Na domkową serię składa się już osiem powieści. I odnoszę wrażenie, że każda kolejna jest jeszcze lepsza od poprzedniej. Książka "Gdybym cię nie spotkała" szybko stała się moim numerem jeden - ten "domek" z łatwością skradł moje serce i zyskał status ulubionego :) Jeszcze żadna opowieść stworzona przez Agatę Przybyłek nie wzruszyła mnie tak bardzo, jak historia Chany, Sary i Daniela. Ta książka ma w sobie spory ładunek emocjonalny i jestem pewna, że poruszy serce niejednej miłośniczki powieści obyczajowych.

"Teraźniejszość i przeszłość splatają się w małym miasteczku gdzieś pośród mazowieckich pól"

Tym razem Agata Przybyłek przedstawia nam dwie historie, które dzielą lata, ale łączy wiele - miłość, poświęcenie oraz chęć niesienia pomocy. Poznajemy Sarę, Daniela i Chanę - trzy osoby, których życiowe ścieżki niespodziewanie przecinają się ze sobą w Miejskim Ośrodku Kultury. Dla każdego z nich będzie to czas próby - sercowych zawirowań, poważnych dylematów oraz trudnych decyzji, które nieodwracalnie zmienią ich życie. 

Sara prowadzi warsztaty teatralne dla najmłodszych i kocha swoją pracę. Dzięki niej nie pogrążyła się w rozpaczy w niezwykle trudnym życiowym momencie. Gdy dowiaduje się, że jej była podopieczna ciężko zachorowała, postanawia zorganizować mikołajkową aukcję na leczenie dziewczynki. Dzięki zbiórce poznaje przystojnego i znanego sportowca, który wrócił do rodzinnego miasteczka po poważnej kontuzji. Daniel znalazł się na życiowym zakręcie – całe życie poświęcił bieganiu i trudno mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Czy ich spotkanie sprawi, że oboje znajdą właściwą drogę do szczęścia?

Rok 1941. W tym samym ośrodku kultury, w którym pracuje Sara, w czasie wojny mieściła się synagoga i przytułek dla sierot. Dla Chany, jego dyrektorki, sensem życia również było pomaganie potrzebującym dzieciom. Los wystawił ją na ciężką próbę. Jak potoczyły się jej losy?

Z pewnością zdążyliście już zauważyć, że uwielbiam wątki historyczne w powieściach obyczajowych. Dlatego tak bardzo ucieszyło mnie, że Agata Przybyłek postanowiła tym razem  przedstawić w książce losy młodej kobiety prowadzącej w czasie drugiej wojny światowej dom dla sierot. Wątek Chany to poruszająca mieszanka smutku, lęku i ludzkiego dramatu, ale też miłości, nadziei, dobra i poświęcenia. Agata Przybyłek opowiedziała jej historię z dużą wrażliwością. Zresztą subtelny i przenikliwy sposób przedstawiania świata uczuciowego postaci oraz aspekt psychologiczny zawsze stanowią jasną stronę powieści autorki. Wojenne zmagania Chany oraz trudne położenie jej podopiecznych to bez wątpienia najbardziej wzruszający wątek książki. Ale warto również zwrócić uwagę, że ta historia pięknie łączy się z losami Sary, ukazując skomplikowaną życiową drogę dwóch podobnych do siebie kobiet - wrażliwych i dobrych, ale też silnych wewnętrznie i gotowych do poświęceń. Tym samym Agata Przybyłek wspaniale wzbogaciła fabułę elementami historycznymi, pokazując, że ludzie, choć żyją w innych czasach i mimo różnych okoliczności, mają podobne rozterki i muszą podejmować trudne decyzje. Zarówno Chana, jak i Sara to wspaniały przykład wyjątkowych kobiet. Pokochałam ich wrażliwość na drugiego człowieka, czułość i chęć niesienia pomocy (sama również pracuję z dziećmi i opowieść stworzona przez autorkę z łatwością stała się bliska mojemu sercu). W książce znajdziemy subtelnie poprowadzony wątek miłosny Sary i Daniela, który z pewnością przypadnie do gustu romantycznym duszom :) Fabuła toczy się spokojnym rytmem, a główną rolę odgrywają w niej uczucia bohaterów. Barwne dialogi, świetnie wykreowane postaci, spory ładunek emocjonalny oraz istotne życiowe kwestie - to wszystko sprawia, że nowa powieść Agaty Przybyłek angażuje czytelnika i długo pozostaje w pamięci. Choć akcja rozgrywa się w grudniu (pojawiają się w niej mikołajki oraz wigilia), to całość ma bardziej uniwersalny niż świąteczny charakter. I nie jest to dla mnie wada - wręcz przeciwnie - ten "domek" oczarował mnie najbardziej ze wszystkich. Ma w sobie ciepło, dobro i miłość, a zatem to, co w zbliżającym się bożonarodzeniowym okresie cenimy najbardziej ❤

"Gdybym cię nie spotkała" to pięknie napisana, refleksyjna i poruszająca opowieść o miłości, nadziei, trudnych wyborach, potrzebie czułości oraz gotowości do poświęceń. O dramatycznych próbach, którym poddaje nas los. Agata Przybyłek podarowała swoim czytelnikom kolejną wspaniałą opowieść. Czytajcie, warto.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.




Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 392

niedziela, listopada 15, 2020

#279 "My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych" - Jill Lepore (przekład Jan Szkudliński)

#279 "My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych" - Jill Lepore (przekład Jan Szkudliński)

"My, naród Stanów Zjednoczonych, pragnąc udoskonalić Unię, ustanowić sprawiedliwość, zabezpieczyć spokój w kraju, zapewnić wspólną obronę, podnieść ogólny dobrobyt oraz utrzymać dla nas samych i dla naszego potomstwa dobrodziejstwa wolności, wprowadzamy i ustanawiamy dla Stanów Zjednoczonych Ameryki niniejszą konstytucję" - tak brzmi preambuła najwyższego aktu prawnego obowiązującego w USA. Uchwalona w 1787 roku konstytucja często uznawana jest za pierwszą post-oświeceniową ustawę zasadniczą - stała się wzorem dla wielu innych konstytucji powstających na całym świecie. Preambuła, a szczególnie pierwszy jej wers (My, naród), to z kolei jednen z najczęściej cytowanych fragmentów konstytucji. I właśnie taki tytuł ma wydana w październiku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego (w przekładzie Jana Szkudlińskiego) książka Jill Lepore, wybitnej amerykańskiej historyczki pracującej na Uniwersytecie Harvarda, dwukrotnie nominowanej do Nagrody Pulitzera. "My, naród" to jedna z najciekawszych i najbardziej nowatorskich opowieści o amerykańskiej historii przedstawiona w oryginalnej interpretacji.

Konstytucja Stanów Zjednoczonych stanowiła eksperyment z dziedziny polityki wyznaczający nową erę w historii rządzenia. Opierał się on na równości politycznej i praw naturalnych oraz suwerenności ludu - trzech głównych ideach politycznych, które Thomas Jefferson określał mianem prawd. Jill Lepore w książce "My, naród" przygląda się z uwagą genezie owego amerykańskiego eksperymentu, śledzi jego przebieg oraz konsekwencje na przestrzeni ponad czterech wieków. W publikacji próbuje znaleźć odpowiedź na  fundamentalne i najważniejsze pytanie w amerykańskiej historii na każdym jej etapie - "Czy społeczność polityczna naprawdę może być rządzona poprzez refleksję i wybory, rozum i prawdę, nie zaś poprzez przypadek i przemoc, uprzedzenia i kłamstwa? Czy istnieje jakakolwiek organizacja rządu - jakakolwiek konstytucja - dzięki której ludzie mogliby rządzić samymi sobą sprawiedliwie i uczciwie, jako równi sobie, dzięki uwadze i trosce? Czy też ich wysiłki, niezależnie od ustroju, są skazane na skorumpowanie, ich ocena zmącona demagogią, a ich rozum porzucony na rzecz wściekłości?". Jill Lepore przedstawia historię państwa w kontekście politycznym w odniesieniu do głównych ideei, na których zostały zbudowane Stany Zjednoczone Ameryki. Czy przeszłość USA dowodzi tych praw, a może im zaprzecza? Tego właśnie dowiemy się, przewracając kolejne strony książki Jill Lepore.

   Publikacja "My, naród" to 720 stron epickiej opowieści napisanej z rozmachem. Jill Lepore podzieliła tekst na cztery główne części (Idea; Naród; Państwo; Maszyna) z uwzględnieniem chronologii wydarzeń - od wyprawy Krzysztofa Kolumba w 1492 roku aż do pięćdziesiątych ósmych wyborów prezydenckich w 2016 roku (został wyłoniony wówczas 45. prezydent Stanów Zjednoczonych). Książka opisuje m.in. zasiedlenie amerykańskich kolonii, założenie kraju i jego ekspansję, wojnę secesyjną oraz udział w konfliktach światowych. "My, naród" to również konstytucja USA i jej poprawki, rdzenni mieszkańcy i ciemna strona osadnictwa, krach na Wall Street w 1929 roku, zamach na J. F. Kennedy'ego, 11 września 2001, niewolnictwo, segregacja rasowa, sufrażystki, zimna wojna, terroryzm, populizm, kapitalizm oraz industrializacja, a także wiele nazwisk (m.in. Waszyngton, Franklin, Jefferson, Lincoln, Roosevelt, Regan, Clinton, Obama, Trump, jak i nieco mniej znanych, np. Mary Lease, David Walker, Maria Stewart, Margaret Chase Smith). Choć Jill Lepore koncentruje się na ukazaniu historii w kontekście politycznym w odniesieniu do wartości takich jak wolność, równość, patriotyzm, państwowość i demokracja, wspomina też w książce o wydarzeniach z amerykańskiego prawa, religii, dziennikarstwa i techniki (m.in. o prawie wyborczym, kolei i telegrafie, sondażach wyborczych, roli radia i telewizji oraz fake newsach). "My, naród" to fascynujący obraz prób podejmowanych na przestrzeni wieków w celu urzeczywistnienia założycielskich idei, często z lepszym lub gorszym skutkiem - obietnic, które Ameryka sama sobie złożyła, a niestety tylko część z nich dotrzymała.

Historia amerykańskiej państwowości oraz narodu pełna wzlotów i upadków

Przyznam szczerze, że zawsze z dużym zainteresowaniem czytam o historii USA. Książka Jill Lepore to prawdziwa gratka - ogrom wiedzy zgromadzonej w jednej publikacji. "My, naród" wyróżnia szerokie spojrzenie, angażująca narracja i oryginalna koncepcja. Nieczęsto otrzymujemy opowieść o historii USA zaprezentowaną w kontekście idei założycielskich - wolności, równości, demokracji. To zupełnie inne spojrzenie okazało się naprawdę fascynujące. Jill Lepore podjęła się niezwykle trudnego i wymagającego zadania, ale efekty jej pracy są bez wątpienia zachwycające - stworzyła epicką publikację. W książce bardzo dobrze widać złożoność narodu amerykańskiego, wszelkie podziały, sprzeczności i zmagania. Po przeczytaniu publikacji Lepore zyskujemy szeroki kontekst - znając genezę poszczególnych zjawisk polityczno-społecznych, łatwiej zrozumieć obecną sytuację Amerykanów. Autorka zachowuje równowagę, przedstawiając zarówno jasne jak i ciemne karty z historii USA. Przyznam, że kwestie związane m.in. z niewolnictwem i segregacją rasową, migracjami czy prawami kobiet, a także początki Stanów Zjednoczonych Ameryki i porterty poszczególnych prezydentur w USA wzbudziły moje szczególne zainteresowanie. Jill Lepore pisze o nich w sposób rzetelny i obiektywny. Widać wyraźnie, jak przemyślana i dopracowana jest książka autorki (świadczy o tym również imponująca bibliografia i dorobek naukowy Lepore). Znalazłam w niej sporo ciekawostek i zagadnień, o których nigdy wcześniej nie słyszałam. Jill Lepore umiejętnie łączy indywidualne losy postaci z historią państwa i narodu. "My, naród" to spory kawałek historii - przeszłości radosnej i pełnej sukcesów, ale też bolesnej i momentami wstydliwej. O przyszłości Jill Lepore mówi ostrożnie, ale z nadzieją i podkreśla, że to od Amerykanów zależy, jak będą wyglądały kolejne rozdziały.

Jill Lepore to utalentowana pisarka z przenikliwym i bystrym umysłem. Potrafi opowiedzieć o najtrudniejszych kwestiach w reporterskim stylu, wzbudzając u czytelnika zwiększone zainteresowanie. "My, naród" to książka merytoryczna, ale daleka od nudnego encyklopedycznego stylu. Przewracając kolejne strony, czytelnik ma wrażenie, że odbywa fascynującą podróż w czasie.  Bez wątpienia Lepore stworzyła coś naprawdę godnego uwagi - ożywiła historię narodową - miejsca, postacie i wydarzenia. Rewelacyjna książka, którą czytałam z niesłabnącym zainteresowaniem od pierwszej aż do ostatniej strony. Absolutny must read dla miłośników historii, polityki i USA oraz ciekawa propozycja dla każdego, kto chciałby poszerzyć horyzonty i zyskać szerszą perspektywę. Jestem zachwycona i serdecznie polecam.


* Książka została pięknie wydana - w twardej oprawie i z dbałością o szczegóły. W środku znajdziemy dwie wkładki z kolorowymi zdjęciami.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.





Tytuł oryginalny: These Truths. A History of the United States
Przekład: Jan Szkudliński
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 28 października 2020
Liczba stron: 848





niedziela, listopada 15, 2020

#278 "Otwórz się na miłość" - Natalia Sońska

#278 "Otwórz się na miłość" - Natalia Sońska
Podobno najlepsze rzeczy przychodzą do nas, gdy najmniej się tego spodziewamy. Przekonała się o tym Ania, główna bohaterka nowej książki Natalii Sońskiej. Powieść "Otwórz się na miłość" rozropiła moje serce, przynosząc ze sobą sporą dawkę romantycznych uniesień, magię krakowskich uliczek oraz zapierające dech w piersi górskie krajobrazy. Autorka stworzyła lekką i ciepłą historię, która wspaniale pokazuje, jak ogromną moc ma miłość - potrafi zmienić nasze życie i uleczyć zranioną duszę.


"Pozornie Anna jest zwyczajną trzydziestolatką. Ma dobrą pracę, którą lubi, i własne mieszkanko, które – choć niewielkie – jest przytulne i całkowicie jej odpowiada. Dlaczego więc większość wieczorów spędza samotnie, a jedyną osobą, z którą może porozmawiać, jest jej przyjaciółka i sąsiadka, Ula? Ania nigdy by się nie spodziewała, że wyprawa do galerii handlowej w poszukiwaniu prezentu może odmienić jej życie… Nie tylko osobiste, ale i zawodowe. Przed nią wielkie zmiany, którym będzie musiała stawić czoło. Czy młoda kobieta da się namówić na wspólny wyjazd ze znajomymi w góry, by nabrać dystansu do tego, co dzieje się wokół niej? W końcu w święta najcenniejszym prezentem może być czas na spokojne rozmowy z bliskimi, cieszenie się swoim towarzystwem, wybaczenie sobie i innym"

Książka Natalii Sońskiej jest bardzo subtelna, nastrojowa i uczuciowa. Zresztą to są właśnie te trzy cechy, które najbardziej kojarzą mi się z twórczością autorki. Miłość zawsze odgrywa w nich pierwsze skrzypce. A tym razem znalazła się nawet w tytule powieści :) "Otwórz się na miłość" to nieco bajkowa opowieść rozgrywająca się w prawdziwym życiu. Poznajemy trzydziestoletnią Anię mieszkającą samotnie w niewielkiej kawalerce (księżniczkę uwięzioną w wieży;) oraz Aleksandra, przystojnego mężczyznę skrywającego pewną tajemnicę (księcia na białym koniu;). Z przyjemnością obserwowałam rodzące się między nimi nieśmiałe uczucie oraz zmiany, jakie stopniowo zachodziły w życiu i osobowości głównej bohaterki. Natalia Sońska z dużą wrażliwością poprowadziła ten romantyczny wątek, dodając do niego nie tylko łyżkę słodyczy, ale też szczyptę goryczy. Bo w miłości jak w życiu - nie wszystko idzie przecież zgodnie z oczekiwaniami. I choć w książce na pierwszy plan wysuwają się miłosne zawirowania Ani, nie brakuje w niej również przyjaźni, skomplikowanych rodzinnych relacji oraz kwestii związanych z poczuciem własnej wartości. "Otwórz się na miłość" to piękna historia, która spodoba się romantycznym duszom. Dodatkową jej zaletą jest wyjątkowe tło - krakowskie, klimatyczne uliczki oraz zaśnieżone tatrzańskie szlaki. A ponieważ Natalia Sońska potrafi tworzyć plastyczne i barwne opisy, jestem przekonana, że podobnie jak ja, zapragniecie natychmiast spakować walizkę i odwiedzić Tatry lub Kraków. Warto wspomnieć, że książka Natalii Sońskiej ma bardziej uniwersalny charakter - tym razem zabrakło mi w niej bożonarodzeniowej atmosfery. Na szczęście tak bardzo przypadł mi do gustu stworzony przez autorkę wątek romantyczny, że mogę przymknąć oko na brak świątecznej oprawy :) Poza tym "Otwórz się na miłość" ma w sobie odrobinę magii oraz dużą dawkę ciepła i nadziei, więc idealnie wpisuje się w przedświąteczny nastrój. Bez wątpienia potrafi ogrzać serce. 

"Niekiedy grube mury, które chronią nas przed światem, budujemy wokół siebie sami. Miłość pomaga nam je zburzyć"

Książka "Otwórz się na miłość" to świetna propozycja dla miłośniczek romantycznych historii oraz twórczości Natalii Sońskiej. Autorka stworzyła uroczą opowieść o potrzebie miłości, dążeniu do szczęścia, szukaniu swojej drogi, pokonywaniu własnych słabości oraz nadziei na lepszy czas. Jeżeli macie ochotę na odrobinę romantyzmu z Krakowem i Tatrami w tle - polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.







Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 352

piątek, listopada 13, 2020

#277 "Listy pełne marzeń" - Magdalena Witkiewicz

#277 "Listy pełne marzeń" - Magdalena Witkiewicz

Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy moment w kalendarzu - czas miłości, bliskości, rodzinnego ciepła, nadziei i cudów, bo właśnie wtedy spełniają się małe i duże marzenia. Ważnym elementem tej bożonarodzeniowej magii jest bez wątpienia Święty Mikołaj - siwobrody pan w czerwonym płaszczu, który w ciągu jednej nocy przemierza świat i rozdaje prezenty, uszczęśliwiając wiele dziecięcych serc. To piękny symbol dobroci, wielkoduszności oraz radości płynącej z obdarowywania innych. I może właśnie dlatego wzbudza tak ciepłe uczucia, nie tylko wśród najmłodszych. Zresztą czy może być coś wspanialszego niż spełnienie dziecięcego marzenia?


"Kochany Mikołaju, bardzo proszę Cię o łyżwy. Bo chłopaki się ze mnie śmieją, jak jeżdżę na butach. Noszę rozmiar 37, ale możesz kupić większe, to będę miał na dłużej. Normalne buty też bym chciał. Bo trochę przeciekają i muszę chodzić w workach foliowych. Mikołaju, ja nie narzekam, ale naprawdę fajnie byłoby mieć nieprzemakalne buty. Też rozmiar 37. I chciałbym mieć normalną Wigilię... Taką jak wtedy, kiedy mama była z nami. Bo mamy mi pewnie nie zwrócisz. Nawet o tym nie marzę. Marcin"

Dużo jest na świecie dziecięcych marzeń czekających na spełnienie. Ale co ważne, Święty Mikołaj wcale nie musi działać w pojedynkę - każdy z nas może dzielić się dobrem z innymi i w ten sposób budować lepszy świat. Za każdym razem, gdy pomagamy drugiemu człowiekowi, stajemy się najprawdziwszym Świętym Mikołajem. Dzięki dobrym uczynkom podtrzymujemy ducha świąt i przynosimy nadzieję. Brzmi pięknie, prawda? A nie od dziś wiadomo też, że dobro nie tylko się mnoży i wydaje owoce, ale również powraca do adresata. Przekonała się o tym pewna starsza pani, główna bohaterka nowej książki Magdaleny Witkiewicz, autorki powieści obyczajowych. Jeżeli macie ochotę poznać ciepłą opowieść w bożonarodzeniowym klimacie (a jestem pewna, że chcecie;), sięgnijcie po "Listy pełne marzeń". Ta pięknie napisana powieść zabierze was w podróż do świata dziecięcych marzeń i przypomni, jak wielką radość daje dzielenie się dobrem z innymi. Kupując książkę Magdaleny Witkiewicz, wspieramy Fundację Świętego Mikołaja.

Maryla Jędrzejewska ma już siedemdziesiąt lat, ale dopiero teraz czerpie z życia pełnymi garściami. Można by się zastanowić, jak można czerpać z życia, gdy się siedzi tylko w domu, a wychodzi jedynie po jedzenie dla kota i dla siebie. I to dokładnie w tej kolejności. Ale Maryla ma wreszcie w życiu cel. Wieczorami siada przy swoim sekretarzyku, za każdym razem wahając się, czy otworzyć kolejny list. Wie, że przepadłby, gdyby go wrzuciła do wysyłanych listów na poczcie. Może nawet dotarłby do Mikołaja, który gdzieś tam, w Laponii, zarabia na byciu świętym. Ale jedno jest pewne... To ona mogła spełniać marzenia. Ten fałszywy biznesmen z Laponii z pewnością by tego nie zrobił...

"Listy pełne marzeń" to moja pierwsza tegoroczna książka świąteczna, a właściwie również pierwsza przeczytana przeze mnie powieść Magdaleny Witkiewicz. I w jednym, i w drugim przypadku początki okazały się udane :) Pokochałam pomysł autorki na fabułę. Opowieść o starszej pani, która postanowiła przechwytywać listy skierowane do Świętego Mikołaja i spełniać dziecięce marzenia idealnie wpasowuje się w świąteczną atmosferę. "Listy pełne marzeń" to mieszanka wzruszeń, humoru i ciepła w odpowiednich proporcjach. Książka zwraca uwagę ciekawą konstrukcją fabuły. Magdalena Witkiewicz krok po kroku, wykorzystując m.in. retrospekcje, odkrywa przed czytelnikami poszczególne elementy opowieści - niczym puzzle, które stopniowo tworzą szerszy i pełniejszy obrazek. Z dużym zainteresowaniem poznawałam losy bohaterów książki, szczególnie dzieci, których marzenia spełniła Maryla Jędrzejewska - niezwykle barwna, serdeczna i dobra postać ❤ W książce znajdziemy listy pisane przez dzieci do św. Mikołaja pełne humoru i serdeczności, ale też ukrytego między wersami smutku. Niektóre łamią serce, inne wywołują na twarzy uśmiech, ale bez wątpienia potrafią poruszyć najczulsze struny serca. Często przecież to nie nowa konsola do gier czy piękna lalka przynoszą największą radość...

Bo warto wierzyć w Mikołaja

Powieść Magdaleny Witkiewicz jest jak plaster na zranione serce - emanują z niej ogromne pokłady ciepła i nadziei, a zatem to, czego tak bardzo potrzebujemy, szczególnie w przedświątecznym okresie. Łatwo zwątpić, gdy los rzuca nam kłody pod nogi, gdy każdy kolejny dzień jest jak wyzwanie i wydaje się, że nigdy już nie będzie lepiej. Łatwo zwątpić, gdy czujemy się samotni. W książce między wersami autorka z dużą wrażliwością porusza trudne życiowe kwestie dotyczące m.in. biedy, alkoholizmu, śmierci, tęsknoty oraz poczucia osamotnienia. Dzięki temu powieść, mimo obecnego w niej humoru i pozytywnego przekazu, zyskuje również głębszy i bardziej refleksyjny wymiar - staje się autentyczna i bliska naszym własnym doświadczeniom. Ale "Listy pełne marzeń" to przede wszystkim światełko w tunelu - iskierka nadziei, która przypomina, że najlepsze rzeczy pojawiają się w naszym życiu niespodziewanie, a dobro i życzliwość często są tuż obok, gotowe podać nam pomocną dłoń. Magdalena Witkiewicz stworzyła otulającą opowieść, która rozbudza uśpioną wrażliwość i zachęca, by rozejrzeć się wokół z otwartym sercem - może ktoś potrzebuje właśnie naszej pomocy. Piękna literacka lekcja życiowej uważności i radości z dzielenia się dobrem.

"Wszystkie osoby, które napotykamy na swojej życiowej drodze, pojawiają się tam w jakimś celu. Czasem po to, by nam pomóc, niekiedy, by nas czegoś nauczyć. Niekiedy zostają przy nas na dłużej, ale są też tacy, którzy szybko odchodzą"

"Listy pełne marzeń" to opowieść o dobrych ludziach oraz sile marzeń, miłości i życzliwości. O lepszym świecie, który sami możemy tworzyć, dzieląc się radością z innymi. O małych gestach i odruchach serca, które potrafią odmienić życie drugiego człowieka. Książka Magdaleny Witkiewicz świetnie sprawdzi się w przedświątecznym okresie. Warto.


A może właśnie ty zostaniesz świętym Mikołajem? Nie musisz mieć czerwonej czapki. Wystarczy, że jesteś dobrym człowiekiem. Dzięki Tobie na twarzy dziecka może zagościć uśmiech. Brzmi dobrze? W takim razie do dzieła :) Tutaj można przyłączyć się do zbiórki Magdaleny Witkiewicz i wesprzeć Fundację Świętego Mikołaja.



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia.
 




Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 368 




czwartek, listopada 12, 2020

#276 "Wojownicy o szklanych oczach" - Agnieszka Rostkowska

#276 "Wojownicy o szklanych oczach" - Agnieszka Rostkowska
15 lipca 2016 roku cały świat z uwagą śledził wydarzenia rozgrywające się w Turcji. Gdy na ulice Stambułu i Ankary wjechały czołgi, wydawało się, że prezydent Recep Tayyip Erdoğan podzieli los wielu tureckich przywódców - zostanie odsunięty od władzy przez armię. Walki trwały do rana, w ruch poszły pociski, gumowe kule i gaz łzawiący. Nieuzbrojeni cywile ruszyli na czołgi w obronie prezydenta. Ostatecznie jednak próba puczu nie powiodła się, a śmierć poniosło 250 osób (nieoficjalnie ofiar było więcej). Erdoğan winą za przeprowadzenie zamachu stanu obarczył swojego dawnego sojusznika Fetullaha Gülena i już po kilku dniach rozpoczął czystki w administracji, szkolnictwie, sądownictwie i mediach. Zwolnienia z pracy i aresztowania dotknęły nie tylko wojskowych, ale też m.in. nauczycieli, rektorów uczelni, urzędników, sędziów i dziennikarzy. Szybko pojawiły się głosy, że rzekoma próba zamachu stanu została ukartowana przez samego prezydenta. Erdoğan buduje Nową Turcję - mówiono - potrzebuje zatem nowych elit. Zmiany, które zaczęła wprowadzać Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) po objęciu władzy w 2002 roku ma doprowadzić do radykalnej transformacji oblicza kraju, a próba zamachu stanu z 2016 roku idealnie wpisała się w ten nurt - stała się legendą, na której zwolennicy prezydenta budują zbiorową tożsamość. Ale czym tak naprawdę jest obecnie i czym ma być w przyszłości Nowa Turcja? Silnym gospodarczo i ekonomicznie, zindustrializowanym państwem odrodzonym pod okiem Erdoğana? Centralnym ośrodkiem świata muzułmańskiego, a zatem odwrotnością laickiej Turcji z wizji Mustafy Kemala Atatürka? Krajem opierającym się na dziedzictwie i tradycji osmańskiej? A może miejscem, w którym umacnia się autorytaryzm kosztem wolności słowa oraz praw człowieka i mniejszości narodowych? Odpowiedź wbrew pozorom wcale nie jest oczywista - tego nie są pewni nawet sami Turcy, silnie podzieleni i zróżnicowani ze względu na swoje poglądy. I właśnie tej Nowej Turcji widzianej oczami mieszkańców poszukiwała Agnieszka Rostkowska, dziennikarka i laureatka konkursu reporterskiego Wydawnictwa Poznańskiego. W książce "Wojownicy o szklanych oczach", oddając głos zwolennikom i przeciwnikom nowego porządku, tworzy przejmujący portret współczesnej Turcji pełnej małych i dużych rys - państwa złapanego w pułapkę przeszłości i przyszłości, tradycji i nowoczesności oraz lęków i nadziei, w którym walcząc o wolność i sprawiedliwość można ponieść najwyższą cenę.

"Nadzieja jest krucha, a najmniejszy podmuch wiatru może roztrzaskać ją w szklany pył"

Turcja. Państwo zbudowane na gruzach Imperium Osmańskiego przez Mustafę Kemala Atatürka wobec nowej polityczno-gospodarczej wizji Erdoğana

W kontekście wyborów często mówi się, że "kto bierze Stambuł, ten bierze całą Turcję". I choć to nadbosforskie miasto nie jest oficjalną stolicą państwa, bez wątpienia zajmuje szczególne miejsce w wielu tureckich sercach. Stambuł wyróżnia się strategicznym położeniem - stanowi łącznik między europejską i azjatycką częścią Turcji. To tutaj ściera się nowoczesność z tradycją i, jak twierdzi Agnieszka Rostkowska, również tu "toczy się najbardziej zacięta walka o serca i umysły Turków". Nic dziwnego zatem, że Stambuł stał się oczkiem w głowie Erdoğana i zyskał miano nieformalnej stolicy Nowej Turcji. I właśnie od Stambułu rozpoczyna swoją podróż Agnieszka Rostkowska w książce "Wojownicy o szklanych oczach". Autorka zabiera nas na Most Bosforski (obecnie Most Męczenników), na którym wspomnianego już 15 lipca 2016 roku doszło do krwawych starć, na słynny plac Taksim uważany za serce nowoczesnego Stambułu, gdzie w maju i czerwcu 2013 roku trwały protesty w obronie parku Gezi (brutalnie stłumione przez policję), a także w okolice Liceum Galatasaray, gdzie na rzecz zaginionych demonstrowały tzw. Sobotnie Matki. Ale Stambuł to tylko jeden z elementów układanki. Autorka odwiedza również Ankarę, południowo-wschodnią część kraju oraz turecko-syryjskie pogranicze. Tam wysłuchuje poruszających opowieści o wojnie i śmierci w czasach rzekomego pokoju. O bolesnych wspomnieniach, kruchej nadziei, zaczynaniu od nowa i walce o podstawowe prawa. To historie Kurdów i uchodźców syryjskich, którzy nie pasują do tradycyjnej wizji Nowej Turcji. W reportażu Agnieszki Rostkowskiej uwidaczniają się wyraźnie problemy, z którymi zmagają się współcześni mieszkańcy Turcji. W tle nieustannie przewijają się ważne elementy zbiorowej tożsamości - religia, tradycja, historia i sztuka - które potrafią łączyć, ale też dzielić. "Wojownicy o szklanych oczach" to rzeczowa i merytoryczna, ale jednocześnie poruszająca i refleksyjna lektura pozwalająca lepiej zrozumieć obecną sytuację Turcji, szczególnie w kontekście polityki wewnętrznej, praw człowieka i demokracji. Agnieszka Rostkowska, szukając odpowiedzi na pytanie, czym jest Nowa Turcja, z dużą wrażliwością i przenikliwością zwraca uwagę na kluczowe kwestie, relacje i wydarzenia, wysuwając jednocześnie na pierwszy plan indywidualne historie poszczególnych osób. Przewracając kolejne strony książki, uświadamiamy sobie, że nie tylko Turcja się zmienia - przemiany zachodzą też w sercach jej mieszkańców.

 
"Trzymała swój hidżab mocno, 
 w zaciśniętej pięści pełnej cierpienia.
Pięści zamienionej w kamień.
W miejsce jej zapachu woń krwi i ziemi.
Noga przy nodze, zaciśnięte z siłą.
Jej ulubiona sukienka nasiąkła krwią.
Potem krew zakrzepła.
Wyrwali jej duszę"
 
W bieżącym roku w moich rękach znalazło się kilka naprawdę rewelacyjnych reportaży, ale to właśnie ten napisany przez Agnieszkę Rostkowską okazał się wyjątkowy. Publikacja autorki ma wiele zalet. Wyróżnia ją m.in. szerokie i przenikliwe spojrzenie, rzetelny charakter oraz angażujący styl pisania. Widać wyraźnie, że autorka jest świetną obserwatorką - potrafi słuchać i nadać moc słowom przelanym na papier. Jednak najważniejszy i najcenniejszy wydaje się sposób przedstawienia tego trudnego i wymagającego tematu. Agnieszka Rostkowska oddaje głos mieszkańcom Turcji i pozwala im opowiedzieć o swoich doświadczeniach i przemyśleniach. Dzięki temu mamy okazję poznać ten kraj niejako od wewnątrz oczami naocznych świadków i uczestników wydarzeń. Wiele różnych punktów widzenia tworzy w książce wielobarwną mozaikę, doskonale ukazując złożoną i skomplikowaną sytuację narodu tureckiego. "Wojownicy o szklanych oczach" to publikacja, która rzuca światło na życie zwykłych ludzi. Wielu z nich toczy nierówną walkę z systemem o wolność, sprawiedliwość i poszanowanie praw człowieka. Walkę, która często odebrała im dom, pracę, bliskich, zdrowie, a nawet i życie. Warto zwrócić uwagę, że nie są to typowe opowieści, które możemy spotkać w mediach. Gdy światowa opinia publiczna koncentruje się na Nowej Turcji Erdoğana przede wszystkim w kontekście polityki, gospodarki i ekonomii, Agnieszka Rostkowska odsłania przed nami kulisy codzienności, w której funkcjonują mieszkańcy. Po przeczytaniu tego reportażu zyskujemy znacznie pełniejszy obrazek, co pozwala nam spojrzeć na Turcję w bardziej świadomy i refleksyjny sposób. W mojej opinii to największa zaleta książki.

"Historię piszą ludzie u władzy. Wskazują, kto ma prawo istnieć, a kto nie. Jeśli pozwolimy im o tym decydować, to ginąć będą kolejne osoby. I tak bez końca"

"Wojownicy o szklanych oczach" to opowieść o społecznych kosztach transformacji Turcji. O zwolnionych z pracy nauczycielach prowadzących strajk głodowy, o dziennikarzach zamkniętych w więziennych celach za "działalność terrorystyczną", o ofiarach brutalnie tłumionych demonstracji, o osobach, które giną pod kołami ciężarówek budowlanych. O krawcach i cukiernikach, którym odebrano rodzinny biznes przekazywany z pokolenia na pokolenie, o mniejszościach etnicznych i narodowych postrzeganych jako wróg Nowej Turcji. Dużo znajdziemy w tej książce ludzkich tragedii, ale też przejawów wewnętrznej siły i odwagi. O historiach przedstawionych w reportażu myślałam jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony, co doskonale pokazuje, jak poruszający i refleksyjny jest tekst Agnieszki Rostkowskiej. "Wojownicy o szklanych oczach" to ważna, aktualna i poszerzająca horyzonty publikacja - otwiera oczy i zwiększa świadomość. Warto przeczytać, wiedzieć i rozumieć. Serdecznie polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.





Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: reporterska
Liczba stron: 336








środa, listopada 11, 2020

#275 "Pierwsza taka Gwiazdka" - Karen Schaler (przekład Agnieszka Myśliwy) /przedpremierowo/

#275 "Pierwsza taka Gwiazdka" - Karen Schaler (przekład Agnieszka Myśliwy) /przedpremierowo/


Bożonarodzeniowe dekoracje, świąteczne piosenki, prezenty, kubki w kształcie mikołajów, zapach pierniczków, sweter z reniferem, śnieżynki, aniołki, kolorowe lampki... Nie ma wątpliwości - pomagają nam co roku poczuć świąteczny klimat. A uwielbiamy przecież magię Bożego Narodzenia - czas miłości, bliskości, nadziei i ciepła. Powiedzcie sami, czy może być coś piękniejszego niż kubek gorącej czekolady z piankami w blasku choinkowych lampek? Albo wspólne pieczenie i dekorowanie ciasteczek? Dla Haley, głównej bohaterki książki Karen Schaler, Boże Narodzenie mogłoby w ogóle nie istnieć. Może i nie jest typowym Grinchem, ale zupełnie nie czuje świątecznych klimatów. Co roku zabiera rodziców na Karaiby, a ciepłe swetry i gorącą czekoladę zamienia na kostium kąpielowy i drinki z palemką. Czy w tej sytuacji istnieje w ogóle jakakolwiek szansa, by Haley poczuła ducha świąt? Okazuje się, że dla upragnionego awansu jest w stanie zrobić naprawdę wiele...


Haley to ambitna i utalentowana specjalistka do spraw strategii marki. Aby otrzymać od swojego szefa awans na partnera agencji reklamowej, musi pozyskać ważnego klienta. Los sprzyja Haley - stawia na jej drodze znanego i szanowanego producenta zabawek. Wystarczy tylko przygotować świąteczną kampanię reklamową i voilà - upragniony sukces w końcu osiągnięty. Jest tylko jeden mały problem... Szef stawia Haley ultimatum - albo dziewczyna weźmie udział w tygodniowym gwiazdkowym obozie w górach i poczuje ducha świąt, albo nici z kampanii. Haley nie chce tam jechać. Pomysł wydaje się kompletną stratą czasu, ale przecież nie zrezygnuje z awansu - pakuje więc torbę i rusza do górskiego pensjonatu. Widok mieniących się kolorowych lampek, zimowej scenerii i gałązek ostrokrzewu niespodziewanie wywołuje w jej sercu ciepło. A to dopiero początek atrakcji. Aby ukończyć obóz, będzie musiała wspólnie z pozostałymi uczestnikami wykonać wiele świątecznych zadań. Na dodatek na horyzoncie pojawi się ktoś wyjątkowy... Czy Haley poczuje magię świąt i zyska upragniony awans? A może ten szczególny czas przyniesie jej coś zupełnie niespodziewanego?

"Pierwsza taka gwiazdka" to świąteczna powieść Karen Schaler, pisarki, prezenterki telewizyjnej i scenarzystki gwiazdkowych hitów Netflixa i Hallmarku, m.in. Świątecznego Księcia. Książka, o której dziś wam opowiadam, powstała na podstawie Christmas Camp - jednego z jej słynnych bożonarodzeniowych filmów. To dość ciekawa sytuacja, bo przecież znacznie częściej mamy do czynienia z odwrotną kolejnością. Co prawda nie oglądałam jeszcze filmu, ale książka okazała się strzałem w dziesiątkę. Ma w sobie wszystko to, co tak bardzo lubimy w powieściach świątecznych - ciepło, humor, wzruszenia, urok i romantyzm. A co ważne, historia stworzona przez Karen Schaler wspaniale wprowadza w bożonarodzeniowy nastrój, a przy tym wcale nie jest przesłodzona. I chyba mogę powiedzieć, że to najlepsza świąteczna książka, jaką miałam okazję przeczytać. Zachwyciła mnie i sądzę, że przypadnie do gustu wielu czytelnikom (nie tylko miłośnikom Bożego Narodzenia, ale też mniejszym i większym Grinchom;).

"Boże Narodzenie ma w sobie coś takiego, że każdy znów czuje się jak dziecko"

"Pierwsza taka Gwiazdka" to powiew świeżości wśród książek o podobnej tematyce. Choć całość przypomina dobrze nam znane amerykańskie komedie romantyczne, sam pomysł gwiazdkowego obozu wydaje się niezwykle oryginalny. Na dodatek akcja tej książki rozgrywa się w wyjątkowo malowniczej scenerii. Górski pensjonat ukryty wśród ośnieżonych szczytów idealnie wpasowuje się w bożonarodzeniowy nastrój, którego tak bardzo oczekujemy, biorąc do ręki świąteczną powieść. A to dopiero początek. Każda strona wypełniona jest magią Bożego Narodzenia - pachnie piernikami, lukrem, świerkowymi gałązkami i z łatwością przywołuje w wyobraźni świąteczne kadry. Widać wyraźnie, że Karen Schaler zadbała o każdy najdrobniejszy szczegół (przypuszczam, że musi naprawdę lubić Boże Narodzenie;). Cieszę się bardzo, że ta powieść jest tak klimatyczna, bo często spotykamy książki świąteczne, które poza okładką i tytułem tak naprawdę niewiele mają wspólnego z bożonarodzeniowym okresem. Tymczasem "Pierwsza taka Gwiazdka" idealnie spełnia swoją świąteczną rolę i z łatwością stopi lodowe serce niejednego Grincha ;)

" - Kocham śnieg. 
- Wiem.
- Twoja mama mawiała, że każdy płatek śniegu jest jak...
- Bożonarodzeniowy pocałunek - dokończył Jeff, uśmiechając się do wspomnień. - Mawiała też, że im więcej śniegu...
- Tym więcej miłości - Ben objął syna ramieniem. - No to niech pada"

Książka Karen Schaler ma wszystko to, co tak bardzo lubią miłośnicy świątecznych komedii romantycznych - ciepło, odpowiednią dawkę wzruszeń, niespodziewane zwroty akcji, zabawne dialogi oraz świetny humor sytuacyjny, a także, co równie istotne, bardzo dobrze wykreowanych bohaterów. Każdy z nich wnosi do fabuły coś interesującego i przyznam szczerze, że dużą radość sprawiło mi poznawanie ich lepiej wraz z rozwijającą się historią. Karen Schaler umiejętnie odkrywa przed czytelnikami kolejne karty z życia książkowych postaci, co sprawia, że stworzona przez nią opowieść staje się coraz bliższa sercu. Pokochałam sposób, w jaki autorka poprowadziła wątek romantyczny - subtelnie, z wrażliwością i nutką niepewności. Jest uroczo, ale też niebanalnie i bez nadmiaru lukru. W mojej opinii to naprawdę dobre proporcje jak na książkę w świątecznym klimacie. Choć "Pierwsza taka Gwiazdka" zachwyca lekkością pióra i komediowym charakterem, jednocześnie nie traci swojego głębszego przekazu. Autorka stworzyła ogrzewającą serce opowieść o miłości, nadziei i wsparciu, o podążaniu za głosem serca i drugich szansach. O niespodziankach, które szykuje dla nas los oraz o uczuciu, które przychodzi z zaskoczenia. O świątecznej magii, która potrafi zdziałać cuda, jeśli tylko uwierzymy. Ta książka wspaniale pokazuje, co jest najważniejsze nie tylko w Bożym Narodzeniu, ale w całym naszym życiu. Powieść Karen Schaler przeczytałam w ekspresowym tempie i naprawdę żałowałam, gdy ta historia dobiegła końca. Pozostawiła na mojej twarzy szeroki uśmiech jeszcze przez bardzo długi czas. I przyjemne ciepło w sercu. Uwielbiam takie książki. Jeżeli szukacie świątecznej powieści, która otuli was bożonarodzeniową magią, rozśmieszy, wzruszy i wciągnie bez reszty - sięgnijcie po "Pierwszą taką Gwiazdkę". Serdecznie polecam.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.




Tytuł oryginalny: Christmas Camp
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy
Data wydania: 12 listopada 2020
Wydawnictwo: Między Słowami
Liczba stron: 432


środa, listopada 11, 2020

#274 "Wzgórze Świątecznych Życzeń" - Sylwia Trojanowska

#274 "Wzgórze Świątecznych Życzeń" - Sylwia Trojanowska
Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy czas w roku. Często czekamy na niego z niecierpliwością. Dla jednych to szansa na spędzenie miłych chwil z rodziną i przyjaciółmi, dla innych obietnica nowego początku lub okazja do pojednania. Chcemy wierzyć, że te kilka grudniowych dni ma w sobie magię - że spełniają się wtedy życzenia. Bożonarodzeniowe cuda pojawiają się często wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy. Przy wigilijnym stole rozkwitają radość, miłość i nadzieja - ciepło, które ogrzewa serce. Lubimy później wracać do tych pięknych momentów. A ty, czytelniku? Wierzysz w magię świąt? Co przyniesie Boże Narodzenie bohaterom nowej książki Sylwii Trojanowskiej? Spokój, wybaczenie, pojednanie, nowy początek, a może miłość?


"Czuł dziwną, wszechogarniającą lekkość, kiedy podążał wąską i stromą drogą w kierunku chatki. Zatrzymał się na Wzgórzu Świątecznych Życzeń. Usiadł na dębowej ławce i pomyślał, że to miejsce jednak musi mieć w sobie coś magicznego. Kiedy w zeszłym roku zjawił się tu przed Wigilią, nie wierzył, że jego życzenie się spełni, ale mimo wszystko spróbował i poprosił o najważniejszą dla siebie rzecz. A dzisiaj ją otrzymał..." 

"Wzgórze Świątecznych Życzeń" to nie tylko tytuł bożonarodzeniowej książki Sylwii Trojanowskiej, ale również ważne miejsce na mapie Świeradowa-Zdroju - mieście, w którym splatają się ze sobą życiowe ścieżki głównych bohaterów powieści. Od razu pokochałam tę nazwę i szczerze mówiąc, bardzo żałuję, że nie mam w okolicy podobnego magicznego wzgórza - całkiem sporo życzeń czeka na spełnienie ;) Ale wracając do tematu, musicie wiedzieć, że każda kolejna książka Sylwii Trojanowskiej zachwyca mnie bardziej. Lubię obecny w nich życiowy realizm, który sprawia, że z łatwością przemawiają do czytelnika na wielu różnych poziomach. Bez przesadnego dramatyzmu czy zbędnego lukru - po prostu wywołują całą gamą autentycznych emocji, których często doświadczamy w prawdziwym życiu. "Wzgórze Świątecznych Życzeń" to pięknie napisana świąteczno-zimowa opowieść, która otula, ogrzewa, przynosi nadzieję na lepszy czas i przypomina o tym, co jest w naszym życiu najważniejsze. 

Kilka tygodni przed Wigilią świat pokrywa się białym puchem, wyjątkowo smakuje szarlotka z cynamonem, a uśmiech na twarzy wywołuje widok ukochanej osoby i girlandy świateł. W Świeradowie-Zdroju nie wszyscy jednak cieszą się na nadchodzące święta, a codzienne troski zaprzątają myśli mieszkańców. Czy ten szczególny czas otuli osamotnionych, pomoże pogodzić zwaśnionych i otworzy serca zamkniętych na miłość? A przede wszystkim, czy tajemnice z przeszłości pozwolą na spotkanie się przy wigilijnym stole?

We "Wzgórzu Świątecznych Życzeń" poznajemy bohaterów, których ścieżki nieustannie splatają się ze sobą w różnych codziennych okolicznościach. Z początku wydaje się, że nie łączy ich zbyt wiele, ale z każdą kolejną przeczytaną stroną możemy zauważyć coraz silniejsze powiązania między nimi. Na kartach powieści poznajemy matkę dwóch córek, która przybyła do Świeradowa-Zdroju w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia (o jej losach możemy przeczytać w zeszłorocznej powieści Sylwii Trojanowskiej zatytułowanej "Wigilijna Przystań"). Jej serce, choć zranione i pełne bolesnych wspomnień, zabije szybciej na widok pewnego mężczyzny. Wśród bohaterów znajdziemy też dwie siostry, których relacje nie należą do najłatwiejszych oraz młodą i ambitną dziewczynę, która marzy o karierze sportowej. Nie zabraknie też ojca samotnie wychowującego córkę oraz starszej pani i tajemniczego mężczyzny, którzy doświadczyli przed laty bolesnej straty. Wspólnie z bohaterami przeżywamy wzloty i upadki oraz dzielimy radości i smutki, a przy okazji zastanawiamy się też nad swoim życiem. Wszystkie te historie zaczynają się w okresie przedświątecznym i prowadzą nas aż do wigilijnego wieczoru. Czy oprócz kolęd, opłatka i choinki znajdzie się miejsce na miłość, bliskość i nadzieję? O tym musicie koniecznie przekonać się sami, choć zdradzę wam w sekrecie, że "Wzgórze Świątecznych Życzeń" ma w sobie sporą dawkę ciepła, a zatem tego, co tak bardzo lubimy w zimowo-świątecznych książkach. Choć Sylwia Trojanowska porusza wiele trudnych kwestii dotyczących m.in. żałoby, przemocy domowej, choroby oraz samotności, jej powieść przynosi nadzieję i uśmiech. Co ważne, autorka pisząc o codziennych sprawach, potrafi wspaniale wyeksponować to, co najważniejsze - miłość, przebaczenie, czułość, wsparcie i dobre słowo. Sądzę, że każdy z nas może odnaleźć w książce Sylwii Trojanowskiej coś cennego.

I gdy rozbłyśnie na nocnym niebie pierwsza gwiazdka, znów poczujesz miłość...

"Wzgórze Świątecznych Życzeń" to pięknie napisana powieść obyczajowa z ważnym przekazem - o dawaniu drugich szans, potrzebie miłości, nadziei i przebaczeniu. Czasami rozśmiesza, czasami wzrusza, a czasami przynosi spokój i ukojenie. To takie książkowe lekarstwo idealne na zbliżające się tygodnie. Bardzo lubię styl pisania Sylwii Trojanowskiej - jej wrażliwość oraz umiejętność przywołania w książkach autentycznych emocji. "Wzgórze Świątecznych Życzeń" czyta się z przyjemnością. Serdecznie polecam.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.







Data wydania: 28 października 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 400




Copyright © w ogrodzie liter , Blogger