"Ilekroć z nią rozmawiam, myślę, że coś się zmieni, zauważam to dopiero, gdy się rozłączam, a potem zawsze zostaje we mnie poczucie czegoś nierozwiązanego"
"Chcę byś pomogła mi umrzeć"
"Ilekroć z nią rozmawiam, myślę, że coś się zmieni, zauważam to dopiero, gdy się rozłączam, a potem zawsze zostaje we mnie poczucie czegoś nierozwiązanego"
"Chcę byś pomogła mi umrzeć"
Na takie literackie debiuty czeka się z niecierpliwością. Takie literackie debiuty zapadają w pamięć. Sara Collins, urodzona na Jamajce kajmańsko-brytyjska pisarka i prawniczka zadebiutowała w wielkim stylu. Za swoją pierwszą powieść otrzymała w 2019 roku nagrodę Costa Book Award. "Wyznania Frannie Langton" to opowieść o czarnoskórej pokojówce, która zostaje oskarżona o morderstwo swoich pracodawców. Sara Collins prowadzi czytelników przez trzcinowe pola i duszny upał Jamajki, ciemne zaułki georgiańskiego Londynu, arystokratyczne salony, wilgotne więzienne cele oraz zatłoczone sądowe sale. W książce Collins rasizm, przemoc, namiętność i zbrodnia ciasno splatają się ze sobą w jedną urzekającą i sugestywną opowieść, której echo czytelnik słyszy jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.
"Tak naprawdę nikt nie oczekuje opowieści od kobiety takiej jak ja. Na pewno spodziewa się pan kolejnej powiastki o niewolnikach, okraszonej łzami i rozpaczą. Tylko kto chciałby to czytać? Nie, to moja opowieść o mnie, moim życiu i szczęściu, które mnie spotkało, choć nie sądziłam, że kiedykolwiek go zaznam i na dodatek dane mi będzie o nim opowiedzieć"
Książka Sary Collins rozpoczyna się sceną z londyńskiej sali rozpraw – Frannie Langton, czarnoskóra służąca i była niewolnica, słucha aktu oskarżenia. Procesowi przygląda się cały Londyn, a prasa prześciga się w kolejnych sensacyjnych domysłach na temat zbrodni, której rzekomo dopuściła się młoda kobieta. Uwodzicielka, manipulatorka, czarownica i dziwka – tłum zgromadzony w sali rozpraw z łatwością wydaje wyroki. Frannie nie pamięta tragicznej nocy, kiedy popełniono zbrodnię. Ofiarami są jej pracodawcy – znany angielski naukowiec i jego ekscentryczna żona, którą z oskarżoną połączył gorący, ale zakazany romans. Czy Frannie dopuściła się zarzucanych jej czynów? I czy w pruderyjnym i patriarchalnym społeczeństwie ktoś wysłucha tego, co ma do powiedzenia czarnoskóra pokojówka?
Sara Collins stworzyła książkę, która wymyka się ze sztywnych gatunkowych ram – stanowi udaną mieszankę literatury pięknej oraz powieści historycznej i kryminalnej doprawioną szczyptą gotyckiego klimatu, bildungsroman i romansu. Historia opowiedziana jest głosem Frannie Langton. Kobieta postanawia spisać swoje losy – od dzieciństwa spędzonego na Jamajce, przez służbę w londyńskim domu Benhamów, aż po tragiczną noc, pobyt w więzieniu i kulisy procesu. W rezultacie otrzymaliśmy intymne, szczere i poruszające wyznanie, w którym nieustannie splatają się ze sobą gorycz i słodycz. Choć sercem książki Collins jest namiętny i zakazany romans między służącą i jej pracodawczynią, to właśnie zagadka morderstwa dostarcza narracyjnego napięcia. Historię dopełniają wątki kolonializmu, niewolnictwa, rasizmu, kazirodztwa, prostytucji i uzależnienia.
Proza Collins bywa czuła, szorstka, mroczna, szokująca i niepokojąca – ma w sobie literackie piękno i elegancję. Choć fabuła płynie powoli własnym rytmem, trzyma w napięciu i zachwyca – sugestywnością opisów i psychologiczną nutą. Sara Collins uchwyciła niuanse georgiańskiego społeczeństwa – obraz ucisku, nierówności, uprzedzeń i hipokryzji. Powieść zwraca uwagę przenikliwym rysem historycznym i fabularną rzeczywistością charakterystyczną dla opisywanych czasów.
"Umysł jest dla siebie siedzibą, jak pisał Milton, może sam w sobie przemienić piekło w niebiosa, a niebiosa w piekło. Jak to się dzieje? Za sprawą pamięci lub zapominania. Umysł zna tylko te dwie sztuczki"
Frannie Langton to postać złożona i niejednoznaczna. Ma w sobie żywiołowość, bunt i silne poczucie gniewu. Nie opowiada tylko o cierpieniu i niesprawiedliwości, ale też o tym, co dało jej szczęście – o umiejętności czytania i pisania, książkach, błyskotliwym umyśle i namiętnym sercu. Sara Collins stworzyła postać, która próbuje walczyć z dyskryminacją rasową, klasową i płciową, i która nie potrafi odnaleźć się w świecie ograniczeń. Choć wykorzystywana i manipulowana przez innych, Frannie wyróżnia się silnym charakterem – stara się przeciwstawić ludziom, którzy roszczą sobie do niej prawo i wyrwać się spod narzuconych jej etykiet. Ta młoda kobieta przebyła burzliwą drogę nie tylko z Jamajki do Londynu, ale też w głąb samej siebie. Jej wyznania brzmią autentycznie – Sara Collins wykonała wspaniałą pracę.
"Świat był mroczny i działy się w nim mroczne rzeczy"
"Wyznania Frannie Langton" to książka ambitna, ciekawie napisana i ważna, bo nie tylko porusza wiele istotnych kwestii takich jak rasizm czy patriarchat, ale uświadamia też boleśnie, w jak wielu różnych formach przejawiają się zniewolenie i dyskryminacja. Sara Collins stworzyła opowieść o kobietach, które w niełatwych czasach próbowały podjąć walkę o siebie i swoje prawa – możliwość zabrania głosu w społeczeństwie, które nie chciało słuchać. To opowieść o wolności i zniewoleniu, świetle i mroku ukrytych pod powierzchnią, złożoności ludzkich charakterów oraz zawiłości serca, pamięci i umysłu. O znaczeniu słów, pisania i czytania, które idą w parze z emancypacją. Książka Collins skłania do przemyśleń na temat pochodzenia, rasy i płci oraz ówczesnej sytuacji kobiet i osób czarnoskórych. Myślę, że autorka mogła dodać historii Frannie (i jej relacjom z innymi) nieco więcej emocjonalnej intensywności, ale i bez tego jestem bardzo zadowolona z lektury. Piękna proza, mroczny klimat, fascynujące historyczne tło, przenikliwe kobiece portrety, tajemnica, wiele ważnych i łamiących serce kwestii... Dla mnie – ciekawe literackie doświadczenie i udany debiut. Warto przeczytać.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.
Tytuł oryginalny: The Confessions of Frannie Langton
Przekład: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Znak Koncept
Data wydania: 27 lipca 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5/6
"Tak trudno teraz wierzyć w dobre rzeczy, gdy ich nie widać"
Przewracając strony nowej książki Sarah Moss, czytelnik nieustannie czuje niepokój – wydaje się, że coś strasznego czai się tuż za rogiem. Wrażenie jest bardzo subtelne, a wszelkie oznaki niejednoznaczne i łatwe do przeoczenia – niczym biały szum w tle. I kiedy w końcu wydarza się to, co podskórnie spodziewane i nieuniknione, dezorientacja i zaskoczenie mieszają się z natłokiem myśli i refleksji. Budowanie atmosfery niepokoju – dusznej i klaustrofobicznej – to sztuka, którą Sarah Moss wspaniale opanowała. Ten element zachwyca zarówno w "Cichych wodach", jak i w wydanej przed dwoma laty książce "Mur duchów". A gdzie tym razem czai się zagrożenie? W gęstym szkockim lesie czy w głębokich wodach jeziora? A może znacznie bliżej – w niespokojnych umysłach, zalęknionych sercach i niepewnych uśmiechach? Sarah Moss potrafi nie tylko umiejętnie budować napięcie, ale też z przenikliwością eksplorować ludzkie myśli, zachowania, lęki i przyzwyczajenia. W "Cichych wodach" można przejrzeć się jak w lustrze – to zaskakująco trafne spojrzenie na ludzką naturę.
"Szkocja. Lato. Od kilku dni pada bez przerwy. Pogoda jest dziwna, nawet jak na Szkocję, a zasnute chmurami niebo nie zwiastuje szybkiej zmiany. Dwanaście osób, które wraz z rodzinami spędzają wakacje na kempingu, jest coraz bardziej znudzonych i zirytowanych bezczynnością". Do czasu...
Drewniane domki, bliskość natury, cisza... Wymarzone wakacje w uroczym zakątku Szkocji? Niekoniecznie. Ulewny deszcz w ogóle nie ustaje, pogłębiając u wczasowiczów wrażenie nudy, bezczynności i izolacji. Bohaterowie książki Moss tkwią w zawieszeniu – są bardziej skłonni do rozmyślań i bacznego przyglądania się sąsiadom – zwykle z dystansu, z ciekawością i podejrzliwością. A gdy wakacje zamieniają się w deszczowy koszmar, rośnie też frustracja...
"Ciche wody" zwracają uwagę nietypową konstrukcją. Akcja rozgrywa się w ciągu 24 godzin. Autorka tworzy dwanaście wewnętrznych monologów – polifoniczną narrację – oddając w ten sposób głos bohaterom. Poznajemy m.in. kobietę, która biegnie, jakby przed kimś uciekała; rodzeństwo spacerujące po plaży; parę emerytów przyjeżdżającą nad jezioro od 30 lat; nastolatka samotnie wiosłującego w swoim czerwonym kajaku oraz matkę i córkę, które wyróżniają się na tle pozostałych. "Ciche wody" to dwanaście odmiennych perspektyw ludzi, których różni m.in. wiek, płeć, zawód i status materialny. Odizolowani na terenie kempingu, pozbawieni zasięgu i niemal uwięzieni przez deszcz w letniskowych domkach, chcąc nie chcąc tworzą tymczasową społeczność. Sarah Moss wkrada się w ich myśli – z empatią, trafnością, a czasami też z humorem. W efekcie powstał chóralny strumień świadomości, który czyta się z przyjemnością. Uwielbiam wyrazistość i autentyczność postaci oraz swobodę i intymność ich przemyśleń na temat życia i relacji. Wszystko wydaje się bliskie i znane – wzloty i upadki, które znamy z codzienności. Sarah Moss nie koloruje rzeczywistości. Nie musi, bo potrafi o zwykłych rzeczach pisać w sposób wyjątkowy. W czterech ścianach drewnianych domków widzimy zawiłości i dynamikę rodzinnych i małżeńskich relacji – Moss z lekkością szkicuje bardziej i mniej widoczne konflikty, a jej spostrzeżenia nieraz zaskakują trafnością. Warto też wspomnieć, że w "Cichych wodach" dwanaście perspektyw przeplatają opisy przyrody, ukazując m.in. związek człowieka z naturą.
Sarah Moss porusza kwestie izolacji, uprzedzeń, ksenofobii, ignorancji i społecznej polaryzacji. Bada zbiorowe i indywidualne obawy i lęki, egzystencjalne konflikty i międzyludzkie relacje. Opowiada o tym, co dzieli i co łączy. I o frustracji zrodzonej z pogody, która przeradza się w gniew na innych. "Ciche wody" to napisana z empatią, klaustrofobiczna, pełna niepokojących napięć i ironicznego humoru, a ostatecznie dewastująca i dająca do myślenia książka. Z pozoru nie dzieje się w niej wiele, a i tak wywiera na czytelniku wrażenie (ogromna w tym zasługa sugestywnej, lirycznej i bystrej prozy Sarah Moss). Może i nie jest to moja ulubiona powieść autorki, ale czytałam z przyjemnością. Lubię i polecam. Jeżeli czujecie, że to coś dla was – warto.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.
Tytuł oryginalny: Summerwater
Przekład: Paulina Surniak
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 29 czerwca 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 200
Moja ocena: 5/6
"Złota główka, złoty tułów, złoty odwłok. Nawet jego maleńkie odnóża były złote, zupełnie jakby Matka Natura posłużyła się jakimś klejnotem, żeby go stworzyć"
Czy na spełnienie marzeń może być za późno? Mając dziesięć lat, Margery Benson zakochała się. W chrząszczu. I to nie w byle jakim chrząszczu. Wszystko zaczęło się pewnego letniego dnia 1914 roku, gdy ojciec otworzył książkę zatytułowaną Niesamowite stworzenia. To właśnie wtedy oczom Margery ukazał się rysunek złotego chrząszcza z Nowej Kaledonii. Zauroczona dziewczynka obiecała sobie, że odnajdzie go i przywiezie do domu. I choć jej miłość do entomologii rosła z każdym rokiem, burzliwe życie i proza codzienności stopniowo odbierały jej radość i spychały wielkie marzenie w kąt. Margery doświadczyła straty, grozy pierwszej i drugiej wojny światowej, złamanego serca oraz samotności. Mijały lata. Kobieta pracowała w szkole i żyła z dnia na dzień. Aż do początku września 1950 roku... To właśnie wtedy czterdziestosześcioletnia Margery uświadomia sobie, że najwyższy czas podążyć za marzeniem z dzieciństwa – odnaleźć złotego chrząszcza. Na jej ogłoszenie o poszukiwaniu asystenta na ekspedycję do Nowej Kaledonii zgłasza się niejaka Enid Pretty – młoda, rozgadana, ubrana w jasnoróżowy kostium blondynka. Dziewczyna stanowi totalne przeciwieństwo introwertycznej i pragmatycznej Margery. Niestety, jeśli podróż ma w ogóle dojść do skutku, panna Benson nie ma wyboru. Razem ruszają na drugi koniec globu...
Historia kobiety w średnim wieku, która porzuca pracę w szkole i bez mężczyzny u boku rusza w niebezpieczną wyprawę – przemierza setki mil w poszukiwaniu chrząszcza... Absolutnie genialny pomysł (i literacki powiew świeżości)! Książka Rachel Joyce, brytyjskiej pisarki, została uhonorowana nagrodą Wilbur Smith Adventure Writing Prize i stała się bestsellerem "New York Timesa". I nic dziwnego – "Marzenie panny Benson" to bardzo udane połączenie powieści przygodowej, historycznej i literatury pięknej. I książka, którą wraz z ostatnią przeczytaną stroną chce się po prostu przytulić do serca – ma niepowtarzalny urok.
Ekspedycja Margery wydaje się nie tyle odważna, ile wręcz szalona. Kobieta podejmuje ogromne ryzyko, rzucając pracę i wyprzedając majątek. Nie ma przecież pewności, że podróż i poszukiwania chrząszcza zakończą się sukcesem – bo Nowa Kaledonia, wyspa położona w zachodniej części Oceanu Spokojnego, to dla Brytyjki egzotyczny, nieznany i odległy kraj. Rachel Joyce bez wątpienia miała niebanalny pomysł na książkę – i z przyjemnością mogę stwierdzić, że w pełni wykorzystała ten potencjał. Czytelnik z początku może pomyśleć, że historia ekspedycji na drugi koniec globu to dość wyeksploatowany motyw, ale nic bardziej mylnego – autorka nadała całości oryginalny, ekscytujący kierunek. "Marzenie panny Benson" z łatwością porwało mnie już od pierwszych stron. Rachel Joyce wykonała staranny research i zadbała o historyczno-geograficzne detale. Czuć w tej książce brytyjską szarość lat 50. XX wieku – powojenne zniszczenia, biedę, racjonowanie żywności, niepewność jutra, zagubienie, uwięzienie w ponurej codzienności i tęsknotę za życiem sprzed wojny. To obraz mężczyzn, którzy wrócili z wojny do kraju okaleczeni psychicznie i fizycznie, niezdolni, by ponownie odnaleźć się w zwykłym życiu. To również obraz kobiet, które straciły mężów, braci i ojców i które walcząc o niezależność zostały zepchnięte na margines. W książce Rachel Joyce zarówno Margery jak i Enid dźwigają na barkach ciężar przykrych doświadczeń, a w sercu skrywają rany. Nie dziwi więc, że i jedna, i druga pragnie odmienić swój los – uciec przed przeszłością. Podróż jest niczym magiczne przejście – z londyńskiego czarno-białego filmu do egzotycznej eksplozji kolorów. Uwielbiam sposób, w jaki Rachel Joyce opisała w książce Nową Kaledonię. Tło zostało utkane z barwnych szczegółów dotyczących flory i fauny, warunków pogodowych i klimatycznych oraz społeczności zamieszkującej wyspę. Miałam wrażenie, że wędruję po Nowej Kaledonii wspólnie z Margery i Enid – wdycham słodki zapach kwiatów, słyszę brzęczenie komarów i szum strumienia, smakuję egzotyczne owoce i czuję na skórze oceaniczną bryzę (pozwólcie, że przemilczę upał i obecność pająków, chociaż biorąc pod uwagę perypetie bohaterek, klimat i owady to najmniejsze zmartwienie;). Książka Rachel Joyce zachwyca niebanalną oprawą i przygodowym charakterem. Jest kobieca i dynamiczna, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, zaskakujących odkryć i ważnych momentów. Trudno przewidzieć dokąd nas zaprowadzi. I to jest coś, co pokochałam, podobnie zresztą jak główne bohaterki – niezwykły duet silnych, różniących się od siebie osobowości. Prawdziwa gratka dla miłośników kobiecych powieści przygodowych.
Przygoda, która na zawsze odmienia życie – otwiera na nowe doświadczenia i emocje
"Marzenie panny Benson" to książka napisana z czułością i humorem, ale bez sentymentalizmu i ckliwości. Wciąga, angażuje i zachwyca nietuzinkowym klimatem, ale jednocześnie dotyka subtelnie wielu ważnych kwestii. To opowieść o dwóch kobietach, które wymykają się ze sztywnych ram i społecznych etykiet. Opowieść o wyjątkowej podróży – nie tylko do Nowej Kaledonii, ale też w głąb samego siebie. O wewnętrznej przemianie, odkrywaniu ukrytej siły, determinacji i odwagi, przełamywaniu lęku i pokonywaniu słabości. O kobiecej niezależności i przyjaźni, która pozwala rozkwitnąć. O bolesnej przeszłości, wojennej traumie i niszczącej obsesji.
"Nie jesteśmy tym, co nas spotkało. Możemy być, kim zechcemy"
"Marzenie panny Benson" to słodko-gorzka, inspirująca i pokrzepiająca książka, która przywraca wiarę w siebie i w marzenia. Pokazuje, że czasami, żeby się odnaleźć, trzeba się najpierw zgubić. I że warto wsłuchać się w głos serca i zaryzykować. Powieść Rachel Joyce błyszczy jak tytułowy złoty chrząszcz – dla mnie literacka perełka i jeden z tegorocznych ulubieńców. Wzrusza, bawi, oczarowuje, trzyma w napięciu i pozostaje w pamięci. Gorąco polecam.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.
Tytuł oryginalny: Miss Benson's Beetle
Przekład: Dominika Chylińska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 13 lipca 2022
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5,5/6
Kabul. Namiastka boiska. A właściwie skrawek nieużywanej ulicy, zbyt wąskiej dla samochodów. Na nim grupka afgańskich chłopców kopie piłkę – wzniecają tumany kurzu, a ich krzyki odbijają się echem w okolicznych budynkach. Na pierwszy rzut oka wydają się podobni – ot, zwykli chłopcy ubrani w luźne spodnie i długie koszule z krótko obciętymi włosami i psotnymi uśmiechami na twarzy. Ale to tylko pozory, bo jeden z nich różni się od pozostałych. Rahima jest bacza posz czyli "dziewczynką żyjącą jak chłopiec". Kilka miesięcy temu matka obcięła jej włosy, nakazała włożyć spodnie i nadała nowe imię. W ten sposób dziewczynka przeobraziła się w chłopca.
"Będziesz mogła biegać do sklepu za każdym razem, gdy będziemy czegoś potrzebować. Będziesz mogła chodzić do szkoły nie martwiąc się o zaczepki chłopców. Będziesz mogła się bawić, poznasz różne gry"
Tradycja bacza posz znana jest w Afganistanie (i nie tylko) od wieków. Dzięki niej w mocno patriarchalnym społeczeństwie dziewczęta otrzymują dostęp do bardziej wolnego męskiego świata – mogą nie tylko bez obaw chodzić do szkoły, ale również uprawiać sport, robić zakupy oraz pracować (co często dla rodziców ma kluczowe znaczenie, szczególnie jeżeli w rodzinie są same córki). I choć praktyka ta przynosi szereg korzyści, ma również wady. Jedną z nich jest limit czasu – gdy bacza posz osiągnie wiek dojrzewania, oczekuje się, że powróci do bycia dziewczyną. Niestety takie przejście bywa trudne – nie każdej bacza posz po latach życia jako chłopiec łatwo przemienić się w przykładną córkę, żonę i matkę wypełniającą wzorowo zadania przypisane żeńskiej płci.
W takiej sytuacji znalazła się Rahima, a niemal sto lat wcześniej również jej prababka Szekiba, bohaterki powieści Nadii Hashimi. "Afgańska perła" to opowieść o dwóch kobietach, które dzieli czas, ale łączą podobne marzenia i życiowe zmagania. I jedna, i druga pragnie odmienić przeznaczenie – wziąć los w swoje ręce, wbrew opresyjnym nakazom i ograniczeniom tradycji oraz patriarchalnego świata. Walka o lepszą przyszłość oraz prawo do decydowania o sobie konfrontuje je z grozą codzienności, przemocą, odrzuceniem i męskim gniewem.
W "Afgańskiej perle", dzięki naprzemiennej narracji, Nadia Hashimi łączy ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Oczami Szekiby i Rahimy poznajemy niełatwą afgańską rzeczywistość oraz społeczność ekstremalnie patriarchalną. Z kart książki wyłania się smutny obraz kobiecego ucisku – kobiet uwikłanych w tradycję, religię, opresyjny system ról społecznych. To świat, w którym kobieta nie może decydować o własnym losie – jest przekazywana z rąk do rąk niczym przedmiot, bez prawa głosu i bez prawa do posiadania czegokolwiek. To świat aranżowanych małżeństw oraz zastraszonych żon i matek. Świat, w którym przemoc fizyczna, psychiczna i ekonomiczna jest na porządku dziennym, a kobieta bez mężczyzny u boku nie znaczy nic. Choć historie Rahimy i Szekiby dzieli niemal sto lat i mogłoby się wydawać, że to wystarczająco dużo, by afgańska rzeczywistość uległa zmianie – nic bardziej mylnego – obie kobiety doświadczają podobnych trudności, ograniczeń i wyzwań. "Afgańska perła" utkana jest z cierpienia, bólu, upokorzenia, straty i lęku, choć zdarzają się również okruchy szczęścia – miłość, macierzyństwo, nadzieja. Książka Nadii Hashimi uświadamia, jak trudna bywa sytuacja kobiet oraz jak wielkiej odwagi i determinacji wymaga sprzeciw – walka o siebie, swoją godność i prawa. I nawet jeśli wydaje się, że prozatorsko Nadia Hashimi nie wykorzystała w pełni literackiego potencjału (brak m.in. głębszego zakorzenienia w historii i kulturze Afganistanu), to nie ma wątpliwości, że sama historia Rahimy i Szekiby ma w sobie ogromny emocjonalny ładunek. "Afgańska perła" to złożona i potężna w swoim przekazie opowieść, która otwiera oczy na dramat kobiet w osobistym i społecznym wymiarze. Napisana z czułością i intymnością podejmuje wiele ważnych, uniwersanych kwestii, jednocześnie prowadząc czytelnika przez zakamarki kobiecego serca. Niejednokrotnie wzbudza smutek, bo nie sposób pozostać obojętnym, czytając, jak dziewczynkom i kobietom odmawia się szacunku, wolności, edukacji i marzeń. Otrzymujemy bolesny obraz Afganistanu – kolejnych lat upływających pod znakiem kobiecych zmagań.
"Chyba wszyscy nosimy w sobie część historii naszych przodków"
"Afgańska perła" to opowieść o skomplikowanych ludzkich losach. O byciu kobietą w świecie męskiej dominacji i przemocy. O życiu, które jest znacznie bardziej gorzkie niż słodkie. O odwadze, nadziei, walce o przetrwanie oraz pragnieniu wolności i zmiany swojego przeznaczenia. I o wielu podobnych Rahimach i Szekibach, które wytrwale przecierają ścieżkę kobietom Afganistanu.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Kobiece.
Tytuł oryginalny: The Pearl That Broke Its Shell
Przekład: Monika Pianowska
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 13 lipca 2022 (II wydanie)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 512
Moja ocena: 4,5/6
Lucinda Riley w kryminalnej odsłonie? Miła niespodzianka biorąc pod uwagę bogaty obyczajowy dorobek autorki. I dla wielu z nas również literackie spotkanie podszyte smutkiem – bo wciąż trudno uwierzyć, że zmarła w zeszłym roku pisarka nie podaruje nam już kolejnych powieści. Tymczasem "Tajemnice Fleat House", napisana w 2006 roku i niepublikowana wcześniej książka, udowadnia, jak wszechstronny warsztat i ogromny potencjał miała Lucinda. Historia Jazz Hunter, młodej policjantki, z pewnością miałaby szansę rozwinąć się w kryminalny cykl. Niestety życie napisało dla Lucindy i miłośników jej twórczości zupełnie inny scenariusz.
"Tajemnice Fleat House" to udane połączenie literatury obyczajowej, klasycznego kryminału i psychologicznego thrillera. Powiedziałabym nawet, że stworzona przez Lucindę opowieść o zagadkowej śmierci jednego z uczniów elitarnej szkoły z internatem utrzymana jest w klimacie cozy mystery (zamknięta społeczność, senne miasteczko, stopniowe odkrywanie wskazówek i powiązań, brak brutalnych opisów, odrobina humoru). Zawsze ceniłam autorkę za trafny zmysł obserwatorski (ciekawe ludzkie portrety), swobodną, płynną prozę, wielowątkowość oraz obyczajowe ciepło i wrażliwość. I wszystko to (a nawet znacznie więcej) znalazłam w nowej powieści. Osią fabuły jest kryminalna zagadka – skomplikowana intryga sięgająca przeszłości i oplatająca gęstą siecią sporą grupę osób. Kluczem otwierającym drzwi wydaje się Fleat House – akademik angielskiej, elitarnej szkoły z wielowiekowymi tradycjami. Lucinda Riley stworzyła na kartach książki wyjątkowy klimat – atmosferę napięcia zupełnie nietypową dla sennego i spokojnego hrabstwa Norfolk. Uwielbiam misterny sposób, w jaki utkała zagadkę oraz obyczajową nutę à la Lucinda Riley, którą dopełniła fabułę – bo oprócz wątku kryminalnego wspaniale rozwijają się w niej indywidualne historie bohaterów, m.in. błyskotliwej policjantki Jazz, która po rozwodzie i przeprowadzce na przedmieścia próbuje odbudować swoje życie – zacząć od nowa (z przyjemnością śledziłam jej losy). Akcja tej powieści toczy się niespiesznie, śledztwo komplikuje się coraz bardziej, autorka podsuwa subtelnie mylne tropy, by ostatecznie zaskoczyć czytelnika.
"Tajemnice Fleat House" to powieść świetnie napisana, intrygująca i wspaniale poprowadzona od pierwszej aż do ostatniej strony. Otula dusznym klimatem i niepostrzeżenie wciąga czytelnika w zagadkowe szkolne mury, angielską prowincję oraz świat rodzinnych tajemnic, zdrady i arystokratycznego dziedzictwa. Otrzymaliśmy opowieść o przeszłości rzucającej cień na teraźniejszość, skomplikowanych międzyludzkich relacjach i silnych emocjach. O tłumionej latami złości, hipokryzji i przemocy, destrukcyjnym pragnieniu zemsty, pieniądzach i prestiżu oraz o czynach dokonanych w afekcie i tych starannie przemyślanych. Kryminalna odsłona Lucindy Riley absolutnie skradła moje serce – czytałam z przyjemnością i gorąco polecam.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.
Tytuł oryginalny: The Murders at Fleat House
Przekład: Małgorzata Stefaniuk
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 1 czerwca 2022
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 448
Moja ocena: 5/6
"Takiej miłości i namiętności nie przeżyła ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. Pamięta wszystko. Jego smak, zapach, miękki dotyk jego dłoni. I nie miało znaczenia, kim był. Wystarczyło, że pozostawał władcą jej serca"
"Mamy tylko lato. Wszystko, co wydarzy się na Mazurach, zostaje na Mazurach. Później każde z nas idzie w swoją stronę. Zgadzasz się na to?"
Lato bez wątpienia ma swoją romantyczną stronę. Słoneczne dni i długie, ciepłe wieczory oraz atmosfera beztroski i przygody sprzyjają niespodziewanej eksplozji uczuć. Pragnieniemy czuć bardziej – doświadczyć czegoś wyjątkowego. Czy letnie zauroczenie ma szansę przerodzić się w coś poważniejszego? Czy każda wakacyjna miłość ma termin ważności – musi skończyć się wraz z odejściem lata? I czy można z dnia na dzień zmusić serce, by zapomniało?
Alicja, absolwentka weterynarii, i Nataniel, wokalista popularnej grupy Follow Your Dreams, spotykają się pewnego gorącego lata na Mazurach. On bierze udział w obozie muzycznym dla fanów zespołu. Ona zatrudnia się jako kelnerka w ośrodku wypoczynkowym. Wydaje się, że dzieli ich wiele – dwa różne światy, inne plany na przyszłość i tajemnica z przeszłości. Mimo to zaczyna się rodzić między nimi coś wyjątkowego. Alicja stawia jednak warunek – ich związek ma skończyć się wraz z ostatnim dniem wakacji...
Bo warto podążać za głosem serca
"Mamy tylko lato" to romantyczna, nastrojowa i poruszająca historia idealna na wakacyjny czas. Z łatwością otula letnim klimatem – ma w sobie urok mazurskich jezior, zapach lasu i polnych kwiatów oraz smak pierwszej miłości. Powieść Klaudii Bianek to długie, ciepłe wieczory przy ognisku, blask księżyca odbijający się w tafli jeziora, gitarowe dźwięki i nastrojowy wokal. Przede wszystkim jednak to opowieść o burzliwej letniej miłości – zachłannym tu i teraz, namiętności i podążaniu za głosem serca. Uwielbiam intymność i czułość obecne na kartach książki. Nataniel i Alicja stają się czytelnikowi bliscy, a ich relacja ożywa – wywołuje silne emocje (rozgrzewa mocniej niż letnie promienie słońca:), wzrusza i trafia prosto do serca.
"Co się w ogóle ze mną działo? Teoretycznie uchodziłem za romantyka, bo moje piosenki takie właśnie były. Jednak nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ponieważ to mit zarezerwowany dla komedii romantycznych. W życiu coś takiego nie mogło mieć miejsca, prawda?"
Powieść Klaudii Bianek stanowi kwintesencję lata i wakacyjnych porywów serca – otrzymaliśmy romantyczną historię balansującą zręcznie na granicy literatury obyczajowej i new adult. To pięknie napisana, utkana z uczuć i emocji opowieść o miłości, przyjaźni, muzycznej pasji, marzeniach i trudnych wyborach. Powieść do przytulenia – przywołuje na myśl letnie wspomnienia z młodości i wypełnia serce muzyką miłości. Lubię i polecam, warto.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.