poniedziałek, kwietnia 22, 2024

#685 "I zadrżała noc" – Nadia Terranova (przekład Alina Pawłowska-Zampino)

#685 "I zadrżała noc" – Nadia Terranova (przekład Alina Pawłowska-Zampino)
Noc jakich wiele, a jednak zupełnie inna. Tam, gdzie głębiny zamieszkują mityczne potwory. Gdzie blask księżyca odbija się w tafli morza, a wiejący sirocco oddala sen. Tam właśnie Mesyna i Reggio Calabria, dwa włoskie miasta, jak co noc spoglądały na siebie ponad atramentowymi wodami Cieśniny Mesyńskiej nieświadome zbliżającej się katastrofy. 28 grudnia 1908 roku przerażający huk przeciął nocną ciszę, ziemia zadrżała i wezbrały morskie fale. W trzęsieniu ziemi zginęło ponad 80 tysięcy ludzi, a miasta zamieniły się w gruzy. Ta jedna tragiczna noc odsłoniła ludzkie nieszczęście, okrucieństwo i solidarność – i na zawsze odmieniła bieg życia ocalałych.


"Świat, jaki znałam, skończył się i razem z nim zniknęło wszystko, co kochałam i czego nienawidziłam"

Nadia Terranova zabiera czytelników w sam środek wydarzeń – opisuje moc żywiołu: zwodniczą ciszę tuż przed katastrofą, rozdzierające drżenie ziemi i ogrom zniszczeń. Ta wielka włoska tragedia staje się scenerią dla poruszającej historii młodej kobiety z Mesyny i jedenastoletniego chłopca z Reggio Calabria. Barbara, zakochana w literaturze i nierozumiana przez ojca, zamiast wstąpić w aranżowany związek małżeński pragnie studiować na uniwersytecie i decydować o sobie. Nicola jest ofiarą toksycznej rodzicielskiej miłości. Ich losy krzyżują się nieoczekiwanie w momencie największej życiowej tragedii. Trzęsienie ziemi odbiera im wszystko i daje coś w zamian – upragnioną wolność oraz okupioną cierpieniem i traumą szansę na nowy początek. "I zadrżała noc" to historia opowiedziana narracyjnym dwugłosem – Nadia Terranova zmienia perspektywy, zagłębia się w intymny, rozdarty na kawałki świat skrzywdzonej młodej kobiety i zagubionego chłopca, jednocześnie kreśląc przejmujący obraz katastrofy i ludzkiej tragedii. Jest w tej powieści coś hipnotyzującego, mrocznego, do bólu realistycznego. Oszczędna, precyzyjna proza Terranovej doskonale oddaje niuanse uczuć i ludzkiej natury, sprzeczności, które ujawniają się w ekstremalnie trudnych sytuacjach. Na gruzach spotykają się ze sobą życie i śmierć, rozpacz i nadzieja. Terranova z przenikliwością pisze o poczuciu przynależności, rodzinnych relacjach, różnych odcieniach miłości, przyjaźni i macierzyństwa. O traumie, stracie, walce o przetrwanie i drugich szansach. O kobiecej sile i wsparciu oraz o tym, jak trudno było być kobietą w czasach patriarchatu i bezwzględnych społecznych norm. Nie sposób nie poczuć ciężaru tej historii – krótkiej, a intensywnej i głęboko refleksyjnej.
 

"I zadrżała noc" to głosy zmarłych, których nie jest w stanie zagłuszyć sirocco ani uderzające o brzeg morskie fale. To aromat bergamotki i powietrze przesycone słoną wodą. To pył z zawalonych domów, dobro i zło tuż obok siebie, plątanina wiary, koszmarnych snów, zabobonów i wróżb. To tragiczna karta włoskiej historii, bardzo dobra proza i nieoczywista opowieść pełna smutku i nadziei – zniszczenie i odrodzenie. Książka Nadii Terranovej pokazuje, jak zaledwie jedna chwila potrafi odmienić bieg życia. Że obcy ludzie mogą stać się bardziej bliscy niż rodzina, w której przyszliśmy na świat. Że czasami koniec może okazać się początkiem czegoś lepszego – bo nawet na gruzach można zbudować nowe życie.

Nadia Terranova zdołała przybliżyć tragedię w realnym, intymnym wymiarze – nadać jej oblicze młodej kobiety i chłopca, co ważne bez popadania w melodramat. Dla mnie hipnotyzująca historia i urzekająca włoska proza. 























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Mova.

Tytuł oryginalny: Trema la notte
Przekład: Alina Pawłowska-Zampino
Wydawnictwo: Mova
Data wydania: 17 kwietnia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 224
Moja ocena: 5,5/6

 

czwartek, kwietnia 18, 2024

#684 "Niegodni" – Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka)

#684 "Niegodni" – Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka)
Czy moralność i uczciwość można zachować zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności? I jaką trzeba ponieść za to cenę?


"Około dziesięciu procent narodu norweskiego działało – mniej lub bardziej aktywnie – w ruchu oporu, dziesięć procent kolaborowało i służyło wrogowi – to ci, których chętnie nazywamy zdrajcami narodu – a osiemdziesiąt procent pozostawało obojętnych" – tak o sytuacji Norwegów pod niemiecką okupacją w czasie drugiej wojny światowej pisał w swoich pamiętnikach Konrad Nordahl, przewodniczący norweskich związków zawodowych. Kim byli wspomniani przez niego "obojętni"? Ludzie, którzy próbowali stać się niewidzialni, którzy pragnęli jedynie przetrwać i uniknąć kłopotów? Ignoranci a może sprytni oportuniści? W książce Roya Jacobsena moralność i uczciwość zostają poddane ciężkiej próbie, gdy wojenna bieda, strach i zagrożenie wkraczają do domów mieszkańców Norwegii – i zaciera się granica między dobrem i złem, a życie przybiera przeróżne odcienie szarości. "Niegodni" to opowieść, dla której scenerią autor uczynił robotnicze dzielnice Oslo. Jacobsen przedstawia losy nastoletnich chłopców – bandy przyjaciół. Carl, Olav i Roar próbują odnaleźć się w niełatwej rzeczywistości – świecie, w którym wszystkiego brakuje, rodzice uparcie milczą albo nagle znikają, czasami bez śladu; w którym trzeba szybko dorosnąć i wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności. Chłopcy wspólnie działają na granicy prawa, w szarej strefie – włamują się do domów, kradną, sprzedają na czarnym rynku i fałszują dokumenty, często sabotując wroga i sprowadzając na siebie niebezpieczeństwo. Powieść rozwija się stopniowo, wzrasta razem ze swoimi bohaterami – i z historii awanturniczej, początkowo nieco nawet przygodowej, zamienia się w poruszającą opowieść o przyjaźni, dorastaniu, trudnych wyborach i przetrwaniu w cieniu wojny. Jacobsen pisze w charakterystycznym dla siebie stylu – stonowanym, realistycznym, ale jednocześnie czułym i empatycznym, bez moralizowania i pogłębionej psychologii postaci. Wiele w tej powieści dzieje się między wersami, w enigmatycznie zarysowanych relacjach, krótkich rozmowach, nieprzeniknionej przeszłości. Najbardziej (oprócz realistycznych opisów robotniczego Oslo) ujęły mnie bezinteresowne wsparcie i troska, poczucie wspólnoty i solidarności – obraz silnej chłopięcej więzi w burzliwych, niełatwych czasach. Jacobsen umiejętnie łączy nieszablonowe spojrzenie na przyjaźń i dorastanie z refleksją na temat rodziny, dylematów moralnych, zaufania, zdrady, zemsty i sprawiedliwości.


"Nie chciał niepokoić tej niewinnej istoty opowieściami o brutalnej przemocy i torturach, do których tam dochodziło, ani też rozprawiać o udawaniu i przymykaniu oczu, o wszystkich kłamstwach i wymówkach, do jakich musieli uciekać się cywile, żeby wytrzymać"

"Nigodni" to historia typu coming of age opowiedziana w odcieniach szarości z perspektywy młodych chłopców. O przyspieszonym dorastaniu, stracie, trudach wojny i więzi, która jest w stanie przetrwać najmroczniejszy czas. Smutna, ale z odrobiną ciepła, trochę chaotyczna, ale wciągająca i pasjonująca lektura. Lubię Jacobsena, również w takiej odsłonie. Warto!




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: De Uverdige
Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 10 kwietnia 2024
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Oprawa: twarda
Liczba stron: 368
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, kwietnia 15, 2024

#683 "Sto kwiatów" – Genki Kawamura (przekład Wiktor Marczyk)

#683 "Sto kwiatów" – Genki Kawamura (przekład Wiktor Marczyk)
Wspomnienia, uczucia, życiowe doświadczenia. To właśnie one nas budują. To właśnie one nas kształtują. Gdy tracimy pamięć – co pozostaje? Czy przestajemy być sobą?

Sześćdziesięcioośmioletnia Yuriko, nauczycielka gry na fortepianie, czuje się coraz bardziej zagubiona, nawet we własnym domu. Słowa niepostrzeżenie ulatują gdzieś daleko, zacierają się szczegóły z przeszłości, dobrze znane miejsca i osoby stają się obce. Yuriko traci wspomnienia, a jej dorosły syn Izumi – ukochaną matkę. Podstępna choroba jednocześnie zbliża ich i oddala od siebie, zmusza do konfrontacji z tym, co trudne, bolesne i niewypowiedziane.


"Sto kwiatów" to przejmująca podróż matki i syna przez meandry pamięci w cieniu postępującej choroby – intymna i kameralna opowieść, w której miłość i troska splatają się ze smutkiem, lękiem i stratą. Genki Kawamura z wrażliwością podejmuje kwestie dotyczące starości, kruchości i ulotności życia, macierzyństwa i rodzinnych więzi. W realistyczny sposób przedstawia zarówno zmagania kobiety, która traci pamięć, jak i wpływ choroby na jej ukochanego syna. Powieść Kawamury to powolne znikanie i utrata samej siebie, niespodziewane odwrócenie ról, trudy opieki, ulotne chwile bliskości i czułości. To również powrót do dzieciństwa i niezagojonych ran, próba przebaczenia, cykl życia i śmierci oraz wiele skomplikowanych uczuć i emocji – miłość, lęk, nadzieja, bezradność i poczucie winy. Historia Yuriko i Izumiego napisana jest w charakterystycznym dla japońskiej literatury stylu – oszczędną, egzystencjalną prozą, z nutą melancholii i życiowej refleksji. Cichy ludzki dramat wybrzmiewa mocno w zwykłych rozmowach i niepozornych momentach – w ugotowanym omlecie tamagoyaki, melodii Träumerei Schumanna, usychającej w wazonie białej lilii, uścisku dłoni, spływającej po policzku łzie – co czyni powieść Kawamury jeszcze bardziej przejmującą.


Smutna, subtelna i intymna, ale jednocześnie uniwersalna opowieść o ludziach, którzy próbują znaleźć do siebie drogę mimo choroby. Historia, która uświadamia, jak cenne są międzyludzkie relacje i wspomnienia – chwile, które przeżywamy sami i te, które dzielimy z innymi. Że nasze życie jest kruche i ulotne – czasami może zabraknąć czasu. I że miłość jest w stanie rozświetlić mrok – połączyć ludzkie serca. Może to właśnie ona w nas pozostaje, aż do końca...

Wzruszyłam się. Przytulam do serca i polecam.




































* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Bo.wiem

Tytuł oryginalny: Hyakka (百花)
Przekład: Wiktor Marczyk
Wydawnictwo: Bo.wiem
Data wydania: 19 marca 2024
Seria: Seria z Żurawiem 
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 256
Moja ocena: 5/6

niedziela, kwietnia 14, 2024

#682 "Pułkownikowa" – Rosa Liksom (przekład Artur Bobotek)

#682 "Pułkownikowa" – Rosa Liksom (przekład Artur Bobotek)
Pułkownikowa. Młoda dziewczyna w mundurze zafascynowana faszyzmem. Żona wpatrzona w ukochanego męża. Sekretarka. Ofiara przemocy. Niezależna nauczycielka i pisarka. Kobieta o wielu twarzach. Pułkownikowa cofa się w czasie i opowiada historię swojego życia...


Oparta na losach Annikki Kariniemi, prawdziwej pułkownikowej, powieść Rosy Liksom, fińskiej autorki, można czytać na wiele sposobów. Bo to historia romansu, owszem, ale romansu w czterech odsłonach – z pułkownikiem, z nazizmem, z ojczyzną ogarniętą wojną i z samą sobą. Autorka pisze o silnym, bezgranicznym zauroczeniu młodej kobiety starszym od niej o trzydzieści lat mężczyzną – zauroczeniu, które zamienia się w ślepą miłość połączoną z emocjonalnym uzależnieniem, a wkrótce też w brutalne i destrukcyjne małżeństwo. Pisze o fascynacji faszyzmem w Finlandii i Niemczech, o rosnących w siłę nastrojach nacjonalistycznych, podążaniu za zbrodniczą ideologią i przymykaniu oczu na zło. Pisze o Finlandii lat drugiej wojny światowej – kraju złapanym w geopolityczne kleszcze między Trzecią Rzeszą a ZSRR, pełnego ideologicznych napięć, patriotów i kolaborantów, kraju zniszczonym konfliktem zbrojnym. I w końcu pisze też o silnej kobiecie, która mimo piekła, w którym się znalazła, nie zrezygnowała z walki o siebie.

"Pułkownikowa" to opowieść o toksycznej miłości, przemocy domowej, traumie oraz przetrwaniu w cieniu wojny i po jej zakończeniu. Monolog tytułowej pułkownikowej wybrzmiewa mocnym głosem – proza Rosy Liksom zachwyca realizmem, gdy z płynnością przechodzi od subtelności i liryzmu do dosadności i wulgaryzmu. Jest w tej historii bezkompromisowa szczerość, gdy autorka eksploruje ciemne zakamarki międzyludzkich relacji, gdy zagłębia się w mroki wojennych realiów. Jest piękno – w opisach lapońskiej przyrody, dzikiej i nieokiełznanej. Są też czułość i nadzieja – niczym wątły promień światła, który przesącza się przez brudne, zakurzone szyby. Zaledwie 190 stron, a wydaje się znacznie więcej. Kolejne udane spotkanie z serią Bałtyk.
























Tytuł oryginalny: Everstinna
Tłumaczenie: Artur Bobotek
Wydawnictwo: Marpress
Seria: Bałtyk
Data wydania: 26 września 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 200
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, kwietnia 08, 2024

#681 "Piąta pora roku" – Ali Smith (przekład Jerzy Kozłowski) /przedpremierowo/

#681 "Piąta pora roku" – Ali Smith (przekład Jerzy Kozłowski) /przedpremierowo/
"Curlew or curfew. You choose" czyli jak zrozumieć ten dziwny, dezorientujący świat...


Dla mnie powieści Ali Smith to w pewnym sensie literackie (i intelektualne) łamigłówki. Autorka zręcznie bawi się słowem, kontekstem kulturowym i społecznym, odniesieniami do sztuki i historii. I w "Piątej porze roku" również widać to charakterystyczne zamiłowanie Smith do ukrytych znaczeń i leksykalnych gier. Jej nowa powieść, choć niezależna, nawiązuje do słynnej tetralogii, zarówno poprzez tytuł jak i koncepcję. Ali Smith ponownie tworzy opowieść silnie zakorzenioną w aktualnych wydarzeniach – tym razem jest to okres pandemicznej izolacji. Sandy, bohaterka "Piątej pory roku", malarka, tkwi w egzystencjalnym kryzysie – jej ojciec przebywa w szpitalu, a szalejący covid-19 pogłębia poczucie samotności, lęku i niepewności. Kobieta otrzymuje niespodziewany telefon, który daje początek serii zaskakujących zdarzeń. Trzy części książki wyodrębnione według słowno-znaczeniowego klucza układają się w zawiłą, nielinearną historię – i podąża ona w dość nietypowym kierunku. Zresztą jak to już u Ali Smith bywa, język, znaczenie i forma są ważniejsze niż sama fabuła. "Piąta pora roku" to opowieść w opowieści, bo współczesne losy wspomnianej już Sandy splatają się z historią osieroconej dziewczynki, uczennicy kowala, żyjącej w czasach epidemii dżumy. Delikatne nici – paralele między przeszłością i teraźniejszością – ujawniają się subtelnie, czyniąc całość wspaniale dziwną i niejednoznaczną. Smith wykorzystuje tajemnicze motywy (jak na przykład średniowieczny artefakt czy kulik, zagrożony wyginięciem gatunek ptaka), żongluje słowami i znaczeniami, wplata odrobinę humoru i satyry (a nawet absurdu i farsy). I co najważniejsze, poprzez tak pomysłową formę bada jednostkowe i uniwersalne aspekty trudnych czasów, w których przyszło nam żyć. Smith pisze o osobistych lękach, troskach i wewnętrznych zmaganiach – niepewności jutra, samotności, utracie sensu, kruchości istnienia, sile rodzinnych więzi. Z przenikliwością, jak przystało na bystrą obserwatorkę, którą niewątpliwie jest, kreśli obraz współczesności – porusza ważne i aktualne tematy dotyczące pandemii, społecznego gniewu i nienawiści, niesprawiedliwości, tożsamości płciowej, zmian klimatycznych, różnic pokoleniowych, wolności i ograniczeń oraz prawdy i kłamstwa (i zacieraniu się granic między nimi). Zakończenie pozostawia czytelnika lekko zdezorientowanego, w zawieszeniu wobec pytań i wątpliwości, co właściwie dobrze koresponduje z chaosem realiów codziennego życia.


"Piąta pora roku" to inteligentna, pomysłowa (łączy w sobie wiele różnych i z pozoru niepasujących do siebie elementów), przyjemna w czytaniu, ale też wymagająca lektura – smutna, gorzka i zabawna. Powieść Smith uświadamia, jak wielką moc mają opowieści, jak bardzo przypadkowe interakcje z innymi ludźmi potrafią nas odmienić, jak z wieloma rzeczami musimy się mierzyć – na szczęście nie jesteśmy w tym sami. I ta nuta nadziei podnosi na duchu.

Lubię. Podążanie za prozą Ali Smith po raz kolejny sprawiło mi przyjemność.































* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Tytuł oryginalny: Companion Piece
Przekład: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 10 kwietnia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Moja ocena: 5/6

piątek, kwietnia 05, 2024

#680 "Jak złodziej przyszła. Reportaże i rozmowy o starości" – Elżbieta Strzałkowska i Grażyna Latos

#680 "Jak złodziej przyszła. Reportaże i rozmowy o starości" – Elżbieta Strzałkowska i Grażyna Latos
Barbara, Sybiraczka, żyje przeszłością – wspomnienia wracają do niej każdego dnia, również te najbardziej bolesne. Łucja wręcz przeciwnie – gubi wspomnienia i samą siebie, jej pamięć okrywa gęsta mgła. Jola od piętnastu lat przebywa w DPS-ie – bo nie chce sprawiać kłopotu najbliższym. Henrykę zaproszono na pokaz o uzdrawiającej sile materacy – i wyłudzono od niej pieniądze. Wacława, mając niemal 90 lat, spełniła swoje marzenie i wybrała się na wycieczkę do Londynu. Maria boi się pierwszej Wigilii bez męża. Staszek, podopieczny domowego hospicjum, dostał zastrzyk z morfiną – powoli odchodzi. Zofia musiała oszczędzać – i jadła kanapki rozdawane na ulicy osobom w kryzysie bezdomności. Marcel i Dagny wzięli na siebie rolę opiekunów rodzinnych.


Starość w książce Elżbiety Strzałkowskiej i Grażyny Latos, podobnie jak i w prawdziwym życiu, ma różne oblicza. To pogłębiające się zmarszczki, nadciśnienie, cukrzyca, demencja, postępująca utrata sprawności i niezależności, brak pieniędzy, utrudniony dostęp do leków i kompleksowego leczenia. To samotność, depresja, powracająca przeszłość, bolesne pożegnania, pragnienie bycia potrzebnym. To miłość, która przychodzi jesienią życia, troska bliskich i czas na realizowanie pasji. To życzenie kolejnych lat w zdrowiu lub czekanie na zbliżającą się śmierć – we własnym mieszkaniu, w DPS-ie, w hospicjum. To przejęcie opieki nad starzejącymi się rodzicami, poczucie bliskości, ale też zmęczenie, rozpacz, bezsilność i zagubienie. Starość przychodzi nieubłaganie, szybciej niż nam się wydaje. Czy można ją oswoić?

"Przyzwyczailiśmy się reagować na krzyk. A dramaty ludzi starszych toczą się w ciszy"

Reportaż Elżbiety Strzałkowskiej i Grażyny Latos to przejmująca lektura, bo opowiada o tym, co tak bardzo ludzkie, autentyczne i bliskie, a jednocześnie wypierane ze świadomości, wzbudzające lęk i wiele trudnych emocji. Bo boimy się śmierci, podobnie jak i samotności, chorób i utraty niezależności, a właśnie z tym najczęściej kojarzona jest starość. W książce indywidualne historie osób starszych przeplatane są krótkimi rozmowami, które autorki przeprowadziły ze specjalistami, m.in. neuropsycholożką, dietetyczką kliniczną, psychoterapeutkami i krajowym konsultantem w dziedzinie geriatrii. "Jak złodziej przyszła" to urywki intymnych zmagań – opowieści smutne, poruszające i niełatwe – a także wielowymiarowa refleksja na temat starości w aspekcie systemowym i społecznym. To reportaż w zwięzłej, przystępnej formie, ważny i potrzebny – książka, która otwiera oczy, uwrażliwia i skłania do przemyśleń; która pozwala z większą świadomością spojrzeć na sytuację osób starszych i ich opiekunów (m.in. wyzwania, z którymi na co dzień się mierzą), a w szerszym kontekście – również na polski system opieki, leczenia i wsparcia seniorów, ich miejsce w społeczeństwie oraz starość samą w sobie, jako jeden z etapów życia. To lektura na chwilę oddechu w życiowym pędzie, na empatię, wyrozumiałość i uważność – by dostrzec drugiego człowieka, człowieka starszego i jego opiekunów. By zastanowić się również i nad własną starością, która przyjdzie, wcześniej lub później, nad kruchością życia i przemijaniem.


"Barbara nie boi się mówić o śmierci, ale woli o miłości. Bo miłość jest najważniejsza, dobre gesty i słowa, które najbardziej wiążą ludzi"

Jest w tym reportażu, obok uderzającego realizmu i ludzkiego oblicza, dużo melancholii i smutku. Z mozaiki historii, doświadczeń i rozmów wyłania się gorzka refleksja o starości społecznie spychanej na margines, przezroczystej, niewidzialnej, upływającej w ciszy, za zamkniętymi drzwiami, z dala od pędzącego, głośnego świata, kultu młodości i sprawności. Ta publikacja zarezonowała też z moimi osobistymi obawami i lękami.

Rzeczowy, ale jednocześnie poruszający, czuły i empatyczny reportaż (choć myślę, że mógłby być nieco bardziej pogłębiony, bo chciałoby się poczytać więcej). Polecam, warto.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Data wydania: 27 marca 2024
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria reporterska
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 240
Moja ocena: 5/6

wtorek, kwietnia 02, 2024

#679 "Generał i panna" – Daphne du Maurier (przekład Anna Bańkowska)

#679 "Generał i panna" – Daphne du Maurier (przekład Anna Bańkowska)
Lubię Daphne du Maurier za gotycki klimat, hipnotyzującą atmosferę grozy, suspensu i napięcia, za przenikliwe studium charakterów i umiejętność uchwycenia niuansów ludzkiej natury. Odniosłam jednak wrażenie, że "Generał i panna" różni się nieco od pozostałych książek autorki, m.in. "Kozła ofiarnego", "Rebeki" czy "Mojej kuzynki Racheli". Daphne du Maurier stworzyła romans historyczny – słodko-gorzką opowieść, w której gotycka groza i suspens ustępują miejsca miłości i wojnie. Akcja rozgrywa się w XVII-wiecznej Kornwalii podczas angielskiej wojny domowej. Kiedy konflikt między rojalistami a parlamentarzystami przybiera na sile, Honor Harris dołącza do swojej siostry i szwagra w rezydencji Menabilly. To właśnie tam spotyka Richarda Grenville'a, królewskiego generała, mężczyznę, którego pragnęła poślubić przed laty (niestety piękne młodzieńcze marzenia pokrzyżował dramatyczny w skutkach wypadek).


"Generał i panna" to ciekawe połączenie fikcji historycznej, przygody i romansu. Du Maurier splata ze sobą burzliwe losy aroganckiego, porywczego mężczyzny i silnej, odważnej kobiety. Ich związek wydaje się dość niekonwencjonalny jak na ówczesne czasy i typowe literackie schematy – bez melodramatyzmu, ckliwości i sentymentalnych uniesień. Niezwykle zaintrygowała mnie kobieca postać. Honor, swoim pragmatyzmem i buntowniczą, niezależną naturą, przypomina Scarlett O'Harę – to ogromna zaleta powieści. Piękna jest kornwalijska sceneria. Du Maurier pisze z dbałością o detale, pobudza wyobraźnię, ożywia postaci, czas i miejsca (m.in. wspomnianą już rezydencję Menabilly). W powieści nie brakuje opisów dotyczących angielskiej wojny domowej (i doceniam, choć fragmenty manewrów i strategii wojennych nieraz studziły mój entuzjazm). Czuć wyraźnie grozę konfliktu, niepewność, wewnętrzne rozterki. Są bolesne straty, rodzinne intrygi, zniszczenia, walka o przetrwanie, trudne decyzje, ucieczki i powroty. Książkę du Maurier cechuje realizm, czułość, sarkazm i gorycz – mieszanka, która nadaje jej szczególnego charakteru.


Daphne du Maurier stworzyła opowieść o byciu kobietą w niezwykle trudnych okolicznościach, o konflikcie, który sieje zniszczenie oraz o miłości, która trwa mimo przeciwności losu. Polubiłam za kornwalijską scenerię, nietypową historię romansu i zapadającą w pamięć kobiecą postać.




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: The King's General
Przekład: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 28 lutego 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 448
Moja ocena: 4/6



poniedziałek, kwietnia 01, 2024

#678 "Zło rozkwita wiosną" – Agatha Christie (przekład Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska)

#678 "Zło rozkwita wiosną" – Agatha Christie (przekład Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska)
Kiedy ciepłe promienie słońca ogrzewają twarz, ptasie trele brzmią jak najpiękniejsza melodia, a żonkile, tulipany i hiacynty cieszą oko, nie ma wątpliwości – nadeszła wiosna i świat budzi się z zimowego snu. Niektórzy energicznie przekopują ogródki, inni zrzucają grube płaszcze i czapki. Są tacy, którzy z radością oddają się wiosennym porządkom albo rzucają w wir zawodowych obowiązków oraz tacy, którzy uprzyjemniają sobie czas na łonie natury. Niestety, są też i tacy, którzy szukają... kłopotów. Bo wiosną, oprócz przyrody, rozkwita też zło.


"Zło rozkwita wiosną" to antologia, którą tworzy dwanaście krótkich, kryminalnych opowiadań Agathy Christie z Herkulesem Poirotem, panną Marple oraz duetem Tommy i Tupence w rolach głównych (i nie tylko). Wiosenna aura subtelnie przenika strony książki – barwną mozaikę postaci, scenerii i detektywistycznych zagadek. W tym zbiorze opowiadań jest niemal wszystko – zuchwałe kradzieże, mniej lub bardziej przypadkowe otrucia, tajemnicze zniknięcia, pozorowane samobójstwa, zaginione kosztowności, dziwne zbiegi okoliczności, zabawne lub tragiczne w skutkach pomyłki, wielkie namiętności, walka o spadek, zemsta, szantaż i zdrada. Są rybackie wioski, spokojne przedmieścia i londyński gwar, pociąg do Stambułu i kasyno w Monaco, bujne ogrody i okazałe rezydencje. Są starsze damy, młode mężatki i wdowy, sekretarki, operowe diwy, bogate Amerykanki i dziewczyny z sąsiedztwa, niewierni mężowie, pantoflarze, wojenni weterani, młodzi dziedzice fortuny. I nie sposób nie docenić tak dużej różnorodności zamkniętej w krótkiej formie. Przyznaję, że choć wolę Christie w odsłonie powieściowej (głównie z uwagi na złożoność fabuły i psychologiczne rozwinięcie postaci), ta wiosenna antologia okazała się miłym zaskoczeniem. Opowiadania są krótkie i zwięzłe – ot, ledwie mgnienie oka – a mimo to misternie skonstruowane, pomysłowe i intrygujące. Można by rzec, że diabeł tkwi w szczegółach, bo ważne są w nich detale – wskazówki, które łatwo przeoczyć. Wiele historii bazuje na wglądzie w ludzką naturę i psychikę, i to jest akurat coś, co niezmiennie w kryminałach Christie uwielbiam – obok dedukcji, elementu zaskoczenia oraz odrobiny humoru (słownego i sytuacyjnego).


Miło było poznać Tommy'ego i Tupence, detektywistyczny duet (dość zabawny i uroczy) oraz spotkać ponownie postaci znane z powieści Christie, m.in. panią Bantry i Raymonda, siostrzeńca panny Marple. Cztery opowiadania polubiłam szczególnie ("Ziele śmierci", "Dziewczyna z pociągu", "Kradzież w hotelu Grand Metropolitan" i "Szaleństwo Greenshawa"). I co tu dużo mówić, jestem fanką. Te kameralne, kryminalne łamigłówki w klasycznym stylu i oszczędnej prozie zapewniają przyjemną lekturę. I dlatego polecam – do czytania wiosną i nie tylko ;)




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Dolnośląskie.

Tytuł oryginalny: Sinister Spring
Przekład: Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Seria: Kolekcja Jubileuszowa Agathy Christie 
Data wydania: 27 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6



wtorek, marca 26, 2024

#677 "Walentynka" – Elizabeth Wetmore (przekład Hanna Pasierska)

#677 "Walentynka" – Elizabeth Wetmore (przekład Hanna Pasierska)
A gdyby to była twoja córka?

"Walentynka", debiutancka książka Elizabeth Wetmore, rozpoczyna się ludzkim dramatem. W lutową noc czternastoletnia dziewczyna zostaje brutalnie zgwałcona i pobita. W teksańskiej Odessie to nie pierwsza i nie ostatnia taka historia. Pojawiają się głosy, że Gloria, "ta mała Meksykanka", nie wyglądała wcale na czternaście lat i sama chętnie wsiadła do samochodu, a Strickland to przecież porządny, biały dzieciak z dobrej rodziny. Innego zdania jest Mary Rose, ciężarna młoda żona i matka. To właśnie na progu jej domu, szukając pomocy, stanęła tytułowa Walentynka. Mary Rose postanawia zeznawać w sądzie i w ten sposób zawalczyć w imieniu Glorii o sprawiedliwość. Jej decyzja spotyka się ze społecznym ostracyzmem.


W "Walentynce" Elizabeth Wetmore odmalowuje szczery i bezkompromisowy obraz amerykańskiego miasteczka lat 70. XX wieku w czasach naftowego boomu. To jałowa pustynia pod palącym teksańskim słońcem, smak kurzu i piasku, krajobraz pól naftowych, jadowite węże i skorpiony. To bezlitosny męski świat, w którym króluje mizoginia, seksizm i rasizm; w którym młode dziewczyny i kobiety mierzą się z upokorzeniem, lekceważeniem, przemocą i brakiem perspektyw. W teksańskiej Odessie niebezpieczeństwo czai się tuż obok, a sprawiedliwość ma twarz białego mężczyzny w dżinsach i kowbojkach. Brutalna napaść na tle seksualnym w "Walentynce" stanowi dramatyczne preludium – wprawia w ruch fabułę, by po chwili zejść na dalszy plan. Elizabeth Wetmore podąża inną literacką ścieżką – tworzy polifoniczną opowieść o teksańskich kobietach. W "Walentynce" splata się ze sobą kilka różnych głosów – intymne, indywidualne historie łączy milcząca wspólnota doświadczeń i dramat czternastoletniej Glorii. Jest Mary Rose, w której narasta słuszny gniew i niepokój o córkę. Jest Corrine, emerytowana nauczycielka, wdowa pogrążona w żałobie. Jest Debra Ann, dziewczynka opuszczona przez matkę. Są też inne mieszkanki Odessy – żony i córki robotników, rolników i nafciarzy. I jest Gloria – jej głos dopełnia narracyjny kalejdoskop. Nietypowa, patchworkowa konstrukcja powieści uwidacznia zarówno osobisty dramat i wewnętrzną walkę kobiet, jak i gorzką analizę społeczną – nierówności klasowe, dyskryminację płciową i rasową, przemoc seksualną, niesprawiedliwość i uprzedzenia. "Walentynka" w przejmujący sposób opowiada o traumie, macierzyństwie, żałobie, samotności, wątpliwościach moralnych i próbie przeciwstawienia się złu. O kobiecej sile i wsparciu w najtrudniejszych momentach. Proza Wetmore ma w sobie współczucie, frustrację i zrozumienie. "Walentynka" rozwija się subtelnie poprzez zbliżenie na kobiece doświadczenia, poprzez społeczne niuanse i psychologiczne portrety. Siła tej książki tkwi w niespiesznej, polifonicznej narracji, w jej cichej determinacji i szczerości, w walce o sprawiedliwość i rozdzierającym serce dramacie. Elizabeth Wetmore doskonale ożywia czas i miejsce, amerykański wycinek niełatwej rzeczywistości, a także emocje – współodczuwałam palący gniew, paraliżujący strach, mieszankę smutku, bezsilności i odwagi.


"Walentynka" konfrontuje z tym, co niewygodne, trudne i bolesne. To powieść na wskroś amerykańska, autentyczna, jednocześnie surowa i piękna. O tragedii zakorzenionej w podziałach, nierównościach i dyskryminacji. O traumie indywidualnej i zbiorowej, iskrze, która wznieca bunt oraz kobiecej sile i solidarności. Niepozorna powieść, która zaskakująco mocno ze mną rezonowała. Udany debiut i kawałek świetnej literatury, polecam.























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czarne.

Tytuł oryginalny: Valentine
Przekład: Hanna Pasierska
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 6 marca 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 368
Moja ocena: 5/6

niedziela, marca 24, 2024

#676 "Francja. Radość życia" – Cathy Yandell (przekład Dorota Malina)

#676 "Francja. Radość życia" – Cathy Yandell (przekład Dorota Malina)
Szyk, swoboda i niewymuszona elegancja. Bagietki, wino, sery, croissanty i pieczone kasztany. Perfumy, berety, apaszki. I cieszenie się życiem, tu i teraz.


Francuzi nie wynaleźli szczęścia. Ale wydaje się, że umiejętność celebracji życia, delektowania się nim i czerpania przyjemności ze zwykłych chwil opanowali do perfekcji – i podnieśli ją do rangi sztuki. W czym tkwi ich sekret? Cathy Yandell motywem przewodnim książki uczyniła joie de vivre – na jej opowieść o francuskiej radości życia składa się wiele różnych elementów. Autorka pisze o francuskim zamiłowaniu do jedzenia, które przenika nimal wszystkie dziedziny życia. O sztuce, która jest pokarmem dla duszy i źródłem radości. O literaturze, która stanowi ważny element życia społecznego. O filmie, muzyce, seksie i sporcie. Podróż Yandell przez joie de vivre to niespieszne spacery wzdłuż Sekwany, wizyta w Grasse (perfumiarskiej kolebce), łyk kawy w kawiarnianym ogródku, relaksujący masaż w hammamie, wspólne gotowanie i długie rozmowy przy stole, zakupy w lokalnej piekarni. To wielkie francuskie nazwiska i anonimowi paryżanie, wspólne świętowanie i czas, który zdaje się płynąć we Francji nieco inaczej. Literacki przepis autorki na celebrację codzienności zachwyca, bo, podobnie zresztą jak i sama Francja, pełny jest smaków, zapachów, dźwięków i obrazów. Cathy Yandell pisze z pasją i fascynacją – jej ciekawe anegdoty oraz ciepłe i często zabawne wspomnienia nieraz wywołały na mojej twarzy uśmiech. Autorka przybliża francuską kulturę, historię i język, rzuca światło na codzienność mieszkańców Paryża, ich przyzwyczajenia i sposób życia, opowiada o różnicach kulturowych (a także o faux pas, które przydarzyły się jej jako Amerykance mieszkającej we Francji). Książka nabiera osobistego tonu, kiedy Yandell dzieli się swoimi doświadczeniami i ulubionymi elemetami francuskiej rzeczywistości - i te fragmenty dobrze splatają się z odrobiną wiedzy i szkicem współczesnej Francji, czyniąc całość lekką i urokliwą.


Jeżeli macie ochotę na książkową podróż do Paryża śladami francuskiego joire de vivre – must read. Czytałam z przyjemnością (i aż chciałam spakować walizki ;). Zresztą jak mawiała Audrey Hepburn, "Paryż to zawsze dobry pomysł" – i rzeczywiście, literacko również. Książka Yandell przypomina, że szczęście i radość są na wyciągnięcie ręki – w małych rzeczach, które tworzą naszą codzienność. Warto się nimi cieszyć. Oui oui!




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: The French Art of Living Well. Finding Joie de Vivre in the Everyday World
Przekład: Dorota Malina
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 13 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 320
Moja ocena: 4,5/6



środa, marca 20, 2024

#675 "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" – Celeste Ng (przekład Tomasz Wilusz)

#675 "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" – Celeste Ng (przekład Tomasz Wilusz)
Szesnastoletnia dziewczyna o niebieskich oczach. Miła, grzeczna i pracowita. Kocha szkołę, ma wiele koleżanek i marzy, żeby w przyszłości zostać lekarką. Jest dobrą siostrą i ukochaną córką, oczkiem w głowie rodziców. Kiedy pewnego dnia zwłoki Lydii zostają odnalezione w jeziorze, a na jaw zaczynają wychodzić zaskakujące fakty, perfekcyjny obraz szczęśliwej nastolatki rozpada się na kawałki. Wypadek, samobójstwo czy morderstwo? Rodzina staje w obliczu tragedii – wszystko, co budowali latami, chyli się ku upadkowi.


Celeste Ng sprawiła, że momentami trudno było mi kontynuować czytanie – w tej debiutanckiej powieści ból, żal, frustracja i nieszczęście są niemal namacalne. Dusząca i ponura atmosfera rodzinnego dramatu chwyta za gardło, gdy coraz bardziej zagłębiamy się w zawiłości relacji i dorastania, latami skrywane tajemnice, emocjonalne konflikty i miedzykulturowe podziały. Celeste Ng kreśli wnikliwy portret amerykańsko-chińskiej rodziny mieszkającej w Ohio w latach 70. XX wieku. Śmierć Lydii to zaledwie preludium postępującej destrukcji, której korzenie tkwią w niezagojonych ranach z przeszłości – począwszy od pierwszego spotkania rodziców Lydii, przez blaski i cienie małżeńskiego życia i macierzyństwa, aż po siostrzano-braterską więź i trudy nastoletnich lat.


Celeste Ng zachwyca psychologiczną głębią i przenikliwością spojrzenia – stopniowo wypełnia luki i tworzy przejmujący obraz dysfunkcyjnej rodziny, jednocześnie przybliżając czytelnika do prawdy na temat śmierci Lydii. Postaci w tej powieści są wadliwe, pełne niuansów, autentyczne w swoich zmaganiach – przeżywają dramat nie tylko wspólnie, jako rodzina, ale też indywidualnie, bo każdy z nich zmaga się z własnymi demonami. Powieść Ng w szczery, czuły i bezlitosny sposób opowiada o żałobie i wykluczeniu. O wyniszczającej presji, ciężarze oczekiwań oraz druzgocących konsekwencjach rodzicielskich błędów. O miłości, która bywa toksyczna i niszcząca oraz o dramatycznej cenie za udawanie kogoś, kim się nie jest. Smutna, łamiąca serce historia. Jej echa rozbrzmiewają jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. 





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Relacja.

Tytuł oryginalny: Everything I Never Told You
Przekład: Tomasz Wilusz
Wydawnictwo: Relacja
Data wydania: 13 marca 2024 (wznowienie)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, marca 18, 2024

#674 "Córka z Grecji" – Soraya Lane (przekład Anna Esden-Tempska)

#674 "Córka z Grecji" – Soraya Lane (przekład Anna Esden-Tempska)
W niewielkim pudełku otrzymanym w kancelarii prawnej Ella znajduje stary kawałek papieru z fragmentem nut i ręcznym dopiskiem oraz czarno-białe zdjęcie przedstawiające kobietę i dziewczynkę na tle morza i urokliwego domu. Tak zaczyna się trzecia część cyklu "Utracone córki". Tym razem Soraya Lane zabiera nas na grecką wyspę Skopelos. To właśnie tam Ella, właścicielka londyńskiej galerii sztuki, próbuje rozwikłać zagadkę z przeszłości i odkryć własne korzenie. Podążanie za rodzinną tajemnicą stanie się też impulsem do zmian – niespodziewana miłość i dawno porzucona pasja rozbudzą w Elli pragnienie szczęścia i spełnienia.


"Chciałabym, żebyś szła za głosem serca. Nie pozwól nikomu mówić sobie, jak masz żyć"

"Córka z Grecji" to udane połączenie literatury obyczajowej, romansu i historycznej fikcji. Prowadzona w dwóch liniach czasowych fabuła splata ze sobą przeszłość i teraźniejszość – historię utalentowanej skrzypaczki, która po zamachu stanu musiała opuścić ukochaną Grecję oraz losy młodej kobiety złapanej w pułapkę rodzinnych oczekiwań, rutyny i bolesnej tragedii sprzed lat. Soraya Lane prowadzi nas przez londyńskie galerie sztuki, muzyczne sceny i urokliwe zakątki Grecji – z czułością opowiada o malarstwie i muzyce, pasji i miłości. W "Córce z Grecji" piękna, barwna sceneria tworzy ramy dla poruszającej historii dwóch kobiet – opowieści o rodzinnych więziach, porywach serca, bólu straty, rozstaniach i powrotach, trudnych wyborach, odkrywaniu korzeni i przeznaczenia. Kręte ścieżki bohaterek powieści łączą się w pełne emocji i wzruszające zakończenie.

Takiej książki teraz potrzebowałam – ciepłej i romantycznej. Książki pełnej greckiego słońca, melodii skrzypiec, zapachu farb. Książki, która przypomina, że miłość i szczęście zawsze mogą nas odnaleźć; że życie potrafi odmienić się w najmniej oczekiwany sposób; że nie należy rezygnować z marzeń i własnej drogi; i że oprócz smutku i straty istnieją też radość, pasja, ukochane osoby i piękne chwile – rzeczy, dla których warto żyć. Tym właśnie otuliła mnie powieść Sorayi Lane – lekkim i przyjemnym beletrystycznym vibe'm.























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: The Royal Daughter
Przekład: Anna Esden-Tempska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 13 marca 2024
Cykl: Utracone córki (tom 3)
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5/6

piątek, marca 15, 2024

#673 "Kolonia" – Audrey Magee (przekład Dobromiła Jankowska)

#673 "Kolonia" – Audrey Magee (przekład Dobromiła Jankowska)
Spienione morze uderzające o skały. Chata pogrążona w porannej mgle. Łyk gorącej herbaty z mlekiem i łyżka owsianki. Rude włosy falujące na wietrze. Zapach farby olejnej, dymu, soli i ryb. Krzyczące mewy przecinające niebo. Mężczyźni niosący na plecach tradycyjne łodzie currach. Słońce oblewające poszarpane klify. Błękity, różowości, pomarańcze i czerwienie. Radio, z którego płyną informacje o kolejnych zamachach.


"Kolonia" Audrey Magee to jedna z tych wspaniałych książek, które potrafią przenieść czytelnika w zupełnie inne miejsce, inne czasy, tak doskonale, że można niemal usłyszeć fale uderzające o klify i poczuć na skórze krople deszczu. Autorka stworzyła kameralny mikrokosmos – akcja rozgrywa się na małej irlandzkiej wyspie w roku 1979, w czasie tzw. "Kłopotów", wojny domowej w Irlandii Północnej. "Kolonia" to historia angielskiego malarza i francuskiego językoznawcy, którzy przybywają na wyspę w poszukiwaniu inspiracji. Pierwszy z nich pragnie stworzyć swoje największe dzieło, drugi z kolei prowadzi badania nad zanikającym językiem irlandzkim (gaelickim). Ich obecność nie pozostaje bez wpływu na życie mieszkańców wyspy, m.in. młodej wdowy i jej nastoletniego syna.


Urzekająca jest proza Magee, podobnie zresztą jak i wielowarstwowość powieści. "Kolonia" ma w sobie dyskretne, ciche piękno. Zachwycają opisy natury, malarstwa i języka, dialogi pełne szorstkiego humoru, intymne monologi w formie strumienia świadomości i zmieniające się perspektywy. Magee odmalowała w detalach wielobarwny portret małej wyspiarskiej społeczności i zróżnicowane studium charakterów – w powieści splatają się ze sobą artystyczne spostrzeżenia, migawki z dzieciństwa, tęsknota za utraconą miłością oraz nadzieja na lepszą przyszłość. Autorka porusza kwestie dotyczące kolonializmu, tożsamości i dziedzictwa kulturowego, rodziny, patriarchatu, tradycji i nowoczesności, a w wymiarze bardziej osobistym – samotności, macierzyństwa, zaufania, poczucia sprawczości, wykluczenia. Zestawia też pozorny wyspiarski spokój i monotonnię z eskalacją przemocy i nienawiścią ogarniającą m.in. Belfast i Dublin. Co ważne nadaje kontekst irlandzkiej wojnie domowej – zakorzenia ją w tradycji, języku, religii i kolonialnym dziedzictwie. Wydaje się, że to całkiem sporo, jak na nieco ponad 300 stron, ale widać tutaj talent Magee – wszystkie powieściowe nitki łączą się w jedną urzekającą historię.

"Kolonia" to pięknie napisana, poruszająca i przesiąknięta melancholią opowieść o naturze, człowieku, życiu, kulturze i ważnych kwestiach społecznych. To książka, która skłania do refleksji i którą można odkrywać, doświadczać i doceniać – prozatorsko i tematycznie. Książka, nad którą można zatrzymać się dłużej. Z pewnością trafi do mojej tegorocznej topki. Polecam!





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: The Colony
Przekład: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 13 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 340
Moja ocena: 5,5/6



czwartek, marca 14, 2024

#672 "Do zobaczenia za rok – Joanna Szarańska

#672 "Do zobaczenia za rok – Joanna Szarańska
Daria i Dawid poznali się na tatrzańskim szlaku, gdy mgła otuliła szczyty i doliny. Wystarczyła zaledwie chwila, by ich serca zabiły mocniej. Jednak ona miała narzeczonego, a on inne zobowiązania. Obiecali sobie, że za rok spotkają się w Tatrach ponownie. Chłopak ze szlaku i dziewczyna z mgły.


"Do zobaczenia za rok" to taka Joanna Szarańska, jaką lubię najbardziej. Napisana z czułością i wrażliwością powieść zachwyca życiowym realizmem, tatrzańską scenerią i ciekawą fabularną koncepcją. Daria i Dawid zbliżają się do siebie i oddalają – mają zawsze tylko jeden dzień w roku, na górskim szlaku. Los poddaje ich próbie, szczególnie młodą kobietę rozdartą między poczuciem lojalności a pragnieniem szczęścia. Joanna Szarańska kreśli przejmującą opowieść o skomplikowanych ludzkich ścieżkach – miłości, przyjaźni, rodzinie, zaufaniu i trudnych wyborach. O nadziei, która wymyka się z rąk, goryczy rozczarowań i roztrzaskanych marzeniach, walce o lepsze jutro oraz długiej drodze do szczęścia. Autorka romantyczną historię zamieniła w życiową, słodko-gorzką podróż przez uczucia, upływający czas i burzliwe relacje. Losy bohaterów książki przypominają górskie kręte drogi, pełne wzlotów i upadków – problemy osobiste i rodzinne nieraz podcinają im skrzydła. Poruszyły mnie chwile smutne i bolesne. Pokochałam momenty piękne i wzruszające. Chłonęłam górskie opisy, bo Tatry subtelnie przenikają strony powieści – są obecne w błękitnym sierpniowym niebie, majestatycznym krajobrazie, zapachu kosodrzewiny, szemrzącym strumyku, muśnięciach wiatru na policzkach, w pięknie natury, poczuciu wolności i szczęścia. Czułam, że i Daria, i Dawid są mi bliscy – żyłam ich zmaganiami, rozterkami, delikatną więzią, która zrodziła się między nimi na górskim szlaku.


"Do zobaczenia za rok" to powieść napisana sercem – subtelna, życiowa i pełna emocji. O przypadkowych spotkaniach i ludziach, którzy pojawiają się w naszym życiu – i na zawsze je zmieniają. O tym, że los bywa przewrotny, ale warto mieć nadzieję i walczyć – o siebie, swoje szczęście, miłość i przyszłość. 

Lubię i polecam, trafia do grona moich ulubionych książek autorki.






















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.

Data wydania: 13 marca 2024
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5,5/6

środa, marca 13, 2024

#671 "Kawiarnia pod Pełnym Księżycem" – Mai Mochizuki (tekst), Chihiro Sakurada (ilustracje) (przekład Barbara Słomka) /premierowo/

#671 "Kawiarnia pod Pełnym Księżycem" – Mai Mochizuki (tekst), Chihiro Sakurada (ilustracje) (przekład Barbara Słomka) /premierowo/
Może ruszyć do przodu można dopiero wtedy, gdy lepiej poznamy samego siebie?
Istnieje kawiarnia inna niż wszystkie. Kawiarnia, która pojawia się i znika. Księżyc w pełni otula ją majestatycznie swoją poświatą. Wygląda zjawiskowo – kawiarnia na kółkach tuż pod rozgwieżdżonym nocnym niebem. Prowadzą ją koty – słuchają ludzkich zwierzeń, służą radą, stawiają horoskopy i serwują pyszności doprawione szczyptą magii. Kawa z lodami planetarnymi, racuszki, biszkopt z owocami, melonowa woda sodowa... W tej niezwykłej kawiarni czas płynie inaczej, wracają wspomnienia, otwierają się serca, płyną łzy, odmieniają się ludzkie losy.


Mai Mochizuki, japońska pisarka zainspirowana ilustracjami Chihiro Sakurady, stworzyła kameralną, subtelną i pokrzepiającą opowieść, w której skomplikowane losy kilku osób splatają się z odrobiną gwiezdnej magii. Mizuki, Akari, Satsuki, Megumi i Mizumoto trafiają do Kawiarni pod Pełnym Księżycem. Czują się zagubieni – podjęli złe decyzje, porzucili marzenia i plany, poznali smak samotności, niepewności i rozczarowania. Wykorzystując magiczny realizm, Mai Mochizuki pisze o ludziach takich jak my, o bliskich nam uczuciach i doświadczeniach, o codzienności, w której łatwo stracić z oczu to, co najważniejsze. Urocza jest koncepcja tej książki – pokochałam pomysł kociej kawiarni na kółkach, atmosferę oniryzmu i tajemnicy, motyw więzi człowieka ze wszechświatem. Mochizuki wiele uwagi poświęca astrologii. Odczytywanie ludzkiego przeznaczenia z gwiazd i horoskopów to nie lada wyzwanie dla sceptycznych i racjonalnych umysłów (w tym również i dla mnie;), ale wspólnie z gadającymi kotami, kawiarnianymi pysznościami i japońską miejską scenerią stanowią zaskakująco oryginalne połączenie.


"Kawiarnia pod Pełnym Księżycem" to niespieszna i urokliwa opowieść o niepozornych spotkaniach, które zmieniają koleje losu, o drugich szansach i nowych początkach, tęsknocie za tym, co minęło i patrzeniu na przyszłość z nadzieją. Książka Mochizuki zachęca, by spojrzeć w głąb siebie i znaleźć odwagę – żyć w zgodzie z samym sobą, podążać za głosem serca i blaskiem gwiazd. To subtelna lekcja samopoznania, odkrywania istoty szczęścia oraz siły, którą mamy w sobie.

Niewymagający, przyjemny comfort book w japońskim wydaniu – do czytania z kubkiem kawy (albo lodów;) w dłoni i z kotem na kolanach :)


























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B. 

Tytuł oryginalny: 満月珈琲店の星詠み
Przekład: Barbara Słomka
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 13 marca 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 192
Moja ocena: 4/6

niedziela, marca 10, 2024

#670 "Dziewczyny z łagrów" – Monika Zgustová (przekład Marta Pawłowska)

#670 "Dziewczyny z łagrów" – Monika Zgustová (przekład Marta Pawłowska)
"To nie ja, to cierpi ktoś inny. Ja bym nie zniosła" – Anna Achmatowa

GUŁag, nieludzki system represji i eliminacji przeznaczony dla tzw. "wrogów ludu" – przeciwników, ludzi niewygodnych komunistycznej władzy, dysydentów – pochłonął setki istnień. W latach 1929-1953, za panowania Stalina, w łagrach, sowieckich obozach pracy przymusowej, zginęło ponad 30 milionów ludzi. Wyroki więźniów opierały się często na sfabrykowanych zarzutach. Do łagru można było trafić z powodów politycznych i rodzinnych, ze względu na przynależność narodową czy po prostu wskutek fałszywego donosu. Ludzi skazywano i wywożono, niejednokrotnie po wielotygodniowych, brutalnych przesłuchaniach. Ofiarami GUŁagu byli m.in. obywatele ZSRR, Polski i krajów bałtyckich. Miliony więźniów (w tym również kobiety i dzieci) wykonywało katorżniczą pracę w nieludzkich warunkach, m.in. w obozach zlokalizowanych na Syberii i w Kazachstanie. "Dziewczyny z łagrów" to świadectwo kobiet, które przetrwały piekło na ziemi – piekło, które zgotował im komunistyczny reżim. To dziewięć byłych więźniarek politycznych, które przeszły przez łagry i dziewięć indywidualnych, osobistych, niezwykle trudnych historii. Monika Zgustová, czeska pisarka, odwiedziła każdą z rozmówczyń – w Moskwie, Londynie i Paryżu – i wysłuchała wspomnień pełnych bólu, cierpienia, smutku, a także nadziei. Niesłusznie skazane musiały walczyć o przetrwanie. Walentyna spędziła osiem lat na lodowej pustyni Kotłasu, a Jelena dziesięć lat w kopalniach Workuty. Zajara pokonała pieszo 60 kilometrów w śniegu i mrozie, Susanna była wielokrotnie przesłuchiwana i przetrzymywana w więzieniu, Judytę skazano na dwadzieścia lat robót przymusowych. Janina została zesłana wraz z rodziną na Syberię, a po zwolnieniu, w ramach amnestii, znalazła schronienie w Iranie. Natalię, demonstrantkę, zamknięto w szpitalu psychiatrycznym. Irina zapadła na "tajemniczą chorobę", najprawdopodobniej wskutek otrucia. Galia urodziła się w sowieckim łagrze.


Monika Zgustová oddaje głos swoim rozmówczyniom i ten głos mocno wybrzmiewa – czuć wyraźnie złożoność i ciężar ich historii. Wspomnienia kobiet uzupełnione materiałem fotograficznym (zdjęciami, dokumentami i listami) tworzą przejmujący obraz ekstremalnych ludzkich doświadczeń. Nie sposób z obojętnością czytać o ogromie cierpienia – głodzie, zimnie, pracy ponad siły i chorobach. O torturach, upokarzaniu, śmierci i rozłące z bliskimi. Bo łagry, choć oficjalnie uznawane za obozy pracy, w rzeczywistości często przypominały obozy zagłady – odbierały życie, a w wersji bardziej łaskawej "jedynie" zdrowie, godność, młodość i przyszłość. Książka Zgustovej doskonale pokazuje, czym dla każdej z kobiet było doświadczenie łagru. Ta publikacja to świadectwo nie tylko cierpienia i traumy, ale też nadziei, woli przetrwania, wewnętrznej siły oraz hartu i wolności ducha na przekór fizycznemu zniewoleniu. To piękno, którego szukano w najtrudniejszych momentach – w literaturze i poezji, w olśniewającej syberyjskiej tundrze, kochanej i znienawidzonej jednocześnie. Piękno, które pomagało zachować człowieczeństwo i przetrwać.

Nie jest to pierwsza książka o doświadczeniach łagrowych, którą miałam okazję czytać. Poznałam już wiele wspomnień Polaków, którzy w czasie drugiej wojny światowej zostali deportowani w głąb ZSRR. Tym razem jednak Zgustová przedstawia nam nieco inną perspektywę, bo osiem z dziewięciu bohaterek książki to Rosjanki, a zatem kobiety, które stały się ofiarami zbrodniczego systemu własnego państwa. Ich relacje dają wgląd w realia stalinowskiego reżimu – inwigilację, represje, wszechobecny strach, systemową przemoc, narzucanie posłuszeństwa i łamanie charakterów. To duża wartość dodana tej publikacji (również w kontekście obecnej sytuacji).


Bohaterki książki Zgustovej przeszły wiele. Poznały najokrutniejsze oblicze ludzkiej egzystencji, trwając na pograniczu bytu i niebytu. Doświadczyły też dobra, współczucia, życzliwości i nawiązały przyjaźnie, które mogą mieć miejsce tylko w ekstremalnych okolicznościach. Dla wielu z nich łagry były najtrudniejszą życiową lekcją. Czymś, co na zawsze je odmieniło i wpłynęło na dalsze losy.

"Dziewczyny z łagrów" to ważna, wartościowa, poruszająca literatura faktu. Niezwykle cenię takie książki – prawdziwe relacje uczestników i naocznych świadków. To wspomnienia, które warto i należy ocalić przed zapomnieniem. Polecam! (również pozostałe publikacje z serii "Prawdziwe historie".























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak Horyzont.

Tytuł oryginalny: Vestides per a un ball a la neu
Przekład: Marta Pawłowska
Wydawnictwo: Znak Horyzont 
Data wydania: 28 lutego 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5,5/6


poniedziałek, marca 04, 2024

#669 "Swobodne wpadanie" – Katarzyna Pochmara-Balcer

#669 "Swobodne wpadanie" – Katarzyna Pochmara-Balcer
Czy można naprawić to, co psuło się latami? Czy można odwiesić na wieszak dawne urazy, tłumiony gniew, niezagojone rany? Czy można znaleźć wspólny język, przebaczyć, pojednać się?


Lubił swobodnie wpadać, składać niezapowiedziane wizyty. Być ojcem z doskoku, tylko od czasu do czasu. I w pewien wrześniowy dzień znowu się pojawia, w mieszkaniu dorosłej córki – i wprowadza w jej uporządkowane rodzinne życie chaos. Pije litrami herbatę z cukrem, choć wcale mu nie smakuje. Snuje się po mieszkaniu w piżamie, bez skrępowania i pośpiechu. Gotuje rosół i bigos, wertuje książki, wyjada krakersy. Śmieje się jowialnie, peroruje albo pogrąża w uporczywym milczeniu. Wspomina przeszłość, ale tylko taką ocenzurowaną, wygładzoną, z pominięciem tego, co brzydkie, wstydliwe i niewygodne. I jest w nim jakaś podejrzana nerwowość, niepokój, który stara się ukryć. Wkrótce jednak, w klaustrofobicznej ciasnocie czterech ścian, wyjawia mroczną tajemnicę.


Katarzyna Pochmara-Balcer opowiada o skomplikowanej relacji ojca i jego dorosłej córki. Ich odrębne światy zderzają się ze sobą w czterech ścianach mieszkania, a kilkumiesięczna przymusowa koegzystencja staje się czasem próby, a może też i szansą na przedefiniowanie, nowy początek. Trudno im jednak przebić się przez warstwy patyny, którą przez lata pokrywała się ich relacja. "Swobodne wpadanie" to krótka, ale intensywna powieść utkana ze zwykłej codzienności, urywków wspomnień, dialogów i osobistych refleksji. To tłumione urazy, miłość, troska, gniew, poczucie winy. To zmienna dynamika relacji, napięcie, niezręczność i ambiwalencja uczuć. To pytania, które trudno zadać w obawie przed odpowiedzią i wiele niewygodnych tematów. Katarzyna Pochmara-Balcer unika stereotypowych, jednoznacznych dróg. Poprzez kameralną, rodziną opowieść podejmuje kwestie dotyczące wzorców wychowania, deficytów rodzicielskiej miłości i uwagi, emocjonalnego bagażu "dziecka z rozbitej rodziny", skomplikowanej ludzkiej natury i zawiłości rodzinnych relacji. Co ważne wszystko to zostaje opakowane w atrakcyjną dla czytelnika formę – oryginalny kryminalno-sanatoryjny fabularny koncept doprawiony humorem, dystansem i ciepłą ironią. Podoba mi się w tej powieści fragmentaryczność, powracające retrospekcje i naturalność, z jaką dopełniają teraźniejszość. Autorka powoli odsłania kolejne elementy układanki i zagłębiając w szczegóły, tworzy większy obrazek. Ciekawe jest również to, czego Katarzyna Pochmara-Balcer nie mówi wprost, co czai się gdzieś w półcieniu, na obrzeżach pola widzenia – w niedopowiedzeniach, lukach, pominiętych kadrach. I lubię prozatorski minimalizm, słowa, które trafiają w odpowiednie tony, bystre metafory. Lubię prozę, którą można się delektować, cieszyć, chłonąć. I proza Katarzyny Pochmara-Balcer właśnie taka jest. "Swobodne wpadanie" to intrygująca opowieść o więzi ojca i córki – relacji, którą trudno ująć w tradycyjne ramy. Świetnie napisana rzecz, polecam.




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Cyranka.

Data wydania: 29 lutego 2024
Wydawnictwo: Cyranka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 160
Moja ocena: 5/6
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger