środa, lutego 28, 2024

#668 "Żyć szybko" – Brigitte Giraud (przekład Dorota Malina) /premierowo/

#668 "Żyć szybko" – Brigitte Giraud (przekład Dorota Malina) /premierowo/
Lubimy uważać się za nieśmiertelnych – czuć pozory bezpieczeństwa, ignorować świadomość, jak kruche i ulotne jest życie. Że wystarczy sekunda, by wszystko się zmieniło. Że wystarczy krótka chwila, by stracić to, co najcenniejsze, najważniejsze. Czasami jednak przytafia nam się coś, co na zawsze dzieli życie na przed i po. Przypadek, przeznaczenie czy zbieg okoliczności? Może gdybym wracała do domu inną drogą? Albo zamiast kawy wybrała herbatę? Może gdybym zadzwoniła do niego wcześniej? Albo zamiast kroku w przód zrobiła krok w tył? Gdyby. Milion pytań, przeróżnych scenariuszy, próba znalezienia logiki w przypadku i splocie zdarzeń, pragnienie, by zrozumieć, oswoić, by cofnąć wskazówki zegara i odmienić los.


Życie Brigitte Giraud podzieliło się na pół pewnego czerwcowego dnia 1999 roku. Szczęśliwe wspólne przed zostało zastąpione samotnym i bolesnym po. W książce "Żyć szybko" autorka wraca wspomnieniami do wydarzeń sprzed dwudziestu lat, gdy w wypadku motocyklowym zginął jej ukochany mąż Claude – odtwarza szczegółowo okoliczności feralnego dnia, analizuje pozorne drobiazgi, gesty, słowa, zadaje pytania i próbuje znaleźć odpowiedzi, zrozumieć, co doprowadziło jej rodzinę do katastrofy. Prywatne śledztwo Brigitte splata się z intymnym wspomnieniem męża (gitarzysty, krytyka muzycznego i ojca ich ośmioletniego syna), urywkami wspólnego, codziennego życia, a także z żalem, poczuciem winy i smutkiem za utraconym szczęściem i odebranymi marzeniami. To również czułe spojrzenie na związek kobiety i mężczyzny, pary kochającej muzykę i literaturę, forma pożegnania, miłosny hymn, barwne francuskie kadry lat 90. oraz słodko-gorzka refleksja na temat życia – jego nieprzewidywalności, ulotności i kruchości.


Siła książki Brigitte Giraud tkwi w prostej, bezpretensjonalnej narracji oraz subtelnej, precyzyjnej prozie. Wielokrotnie powtarzane "gdyby", które mogłoby zapobiec wypadkowi, nadaje historii rytm, stanowi punkt wyjścia dla rozważań i wspomnień, dla rekonstrukcji zdarzeń – niczym odliczanie do momentu tragedii. We fragmentach Giraud ożywia zmarłego męża, jednak czuć wyraźnie ciężar jego nieobecności, nieukojoną latami tęsknotę. Poprzez intymną, osobistą historię opowiada o uniwersalnym ludzkim doświadczeniu – utraty kogoś bliskiego. O konsekwencjach wyborów, których dokonujemy każdego dnia oraz pytaniach, na które nie sposób znaleźć odpowiedzi. O tym, jak wszystko w naszym życiu jest ze sobą powiązane i jak łatwo w codziennym pędzie gubić ważne chwile.

"Żyć szybko" to krótka, dobra autobiograficzna opowieść. Nie wzruszyła mnie. Nie pozostawiła bez tchu. Ale doceniam – za czułość, autentyczność i refleksyjność, bo nie sposób nie zatrzymać się choćby na krótką chwilę, poczuć ciężar "co by było, gdyby...", zastanowić się nad kruchością życia i ulotnością czasu. Brigitte Giraud w zwyczajny sposób, bez patosu, banału i ckliwości, mówi o sprawach bolesnych i trudnych. I przypomina o uważności – by cieszyć się każdą chwilą, żyć, kochać, doceniać.




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Tytuł oryginalny: Vivre vite
Przekład: Dorota Malina
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 28 lutego 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 224
Moja ocena: 4,5/6


wtorek, lutego 27, 2024

#667 "Zwierciadło pęka w odłamków stos" – Agatha Christie (przekład Alina Siewior-Kuś) /przedpremierowo/

#667 "Zwierciadło pęka w odłamków stos" – Agatha Christie (przekład Alina Siewior-Kuś) /przedpremierowo/
Lata 50. XX wieku. Duży supermarket, a w nim wielkie pudła płatków śniadaniowych i długie kolejki do kas. Zmywarki, odkurzacze, elektryczne piecyki. Nowo wybudowane osiedle – rzędy schludnych, nowoczesnych domów niczym model z klocków. Zmienia się małe St Mary Mead, a pannie Marple przybywa lat. Ale choć robiąc na drutach częściej gubi oczka i nie porusza się tak żwawo jak dawniej, umysł wciąż ma ostry jak brzytwa. Lekarz, stary przyjaciel, zamiast pijawek i olejku kamforowego przepisuje jej... "miłe, ciekawe morderstwo". I nie trzeba zbyt długo czekać... Kiedy na przyjęciu hollywoodzkiej gwiazdy dochodzi do nagłego zgonu, życie sennego miasteczka przyspiesza – wkrótce zjawia się Scotland Yard, szerzą się plotki, giną kolejne osoby. Dla kogo przeznaczony był morderczy drink? Kto jest mordercą? I czy błyskotliwa, niepozorna starsza pani zdoła rozwiązać zagadkę?


Cóż, chyba nie byłabym zbyt dobrym detektywem, bo po raz kolejny nie udało mi się odkryć tożsamości mordercy ;) Ale uwielbiam ten element zaskoczenia – Agatha Christie umiejętnie podsuwa mylne tropy, buduje fabularne napięcie, dodaje detale i wodzi czytelnika za nos aż do samego zakończenia. Tym razem senny małomiasteczkowy urok St Mary Mead spotyka się z odrobiną hollywoodzkiego splendoru i gwiazdorskiego blichtru. Christie stworzyła intrygującą zagadkę skoncentrowaną wokół motywu trucizny, miłości, zazdrości, sławy i macierzyństwa. W szerokim gronie podejrzanych ujawniają się przewrotność ludzkiej natury i zawiłości relacji, a także głęboko skrywane tajemnice, skomplikowana sieć kłamstw i dramatów. To również jedna z powieści Christie, które czytało mi się wyjątkowo przyjemnie, m.in. z uwagi na płynny, błyskotliwy styl pisania doprawiony nutą humoru. Panna Marple, choć nie uczestniczy w śledztwie bezpośrednio, dodaje historii uroku – uwielbiam jej dowcip, spryt, przekorność i sposób, w jaki radzi sobie z wyzwaniami starości.


"Zwierciadło pęka w odłamków stos" to przyjemna w czytaniu powieść z ciekawą kryminalną zagadką przyprószoną gwiazdorskim blichtrem, z intrygującą obsadą postaci, satysfakcjonującym zakończeniem i urokliwą panną Marple. Opowieść o przypadkowych spotkaniach, które na zawsze odmieniają życie, cenie sławy i ciężarze osobistej tragedii. Lubię bardzo! Kolejny ponadczasowy, kryminalny comfort read i świetna literacka rozrywka w przepięknym wydaniu.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Dolnośląskie.

Tytuł oryginalny: The Mirror Crack'd from Side to Side
Przekład: Alina Siewior-Kuś
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 28 lutego 2024
Seria: Kolekcja Jubileuszowa Agathy Christie 
Oprawa: twarda
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6

piątek, lutego 23, 2024

#666 "Zapomniane niedziele" – Valérie Perrin (przekład Joanna Prądzyńska)

#666 "Zapomniane niedziele" – Valérie Perrin (przekład Joanna Prądzyńska)
Jest w książkach Valérie Perrin coś, co niezmiennie mnie urzeka. Może to prozatorska czułość i wrażliwość doprawione odrobiną humoru i melancholii. Albo umiejętność ożywiania obrazów, smaków, zapachów, wczuwania się w emocje. Może zachwyca mnie sposób, w jaki Valérie Perrin opowiada o złożoności uczuć i życia – gdy miłość, tęsknota i żal nieustannie przenikają się ze sobą. Albo to, jak subtelnie pisze o kruchości życia, przemijaniu, stracie i małych, codziennych radościach. Jej powieści mają w sobie słodko-gorzką nutę, coś jednocześnie smutnego i pokrzepiającego, autentycznego i bliskiego – dotykają czułych strun, wzruszają, pozostają w pamięci.


W "Zapomnianych niedzielach", literackim debiucie, Valérie Perrin splata ze sobą losy dwóch kobiet i tworzy międzypokoleniową opowieść o miłości, pamięci i rodzinnych sekretach. Dziewięćdziesięcioletnia Hélène jest pensjonariuszką domu spokojnej starości – i wciąż żyje przeszłością pełną morskiej bryzy, trzepotu mewich skrzydeł, turkotu maszyny do szycia i błękitu oczu ukochanego Luciena. Dwudziestoletnia Justine, opiekunka Hélène, poznając historię sprzed lat jednocześnie zbliża się do odkrycia mrocznej tajemnicy własnej rodziny – i do konfrontacji z tragedią, która na zawsze odmieniła jej życie.

"– Moja żona umarła. – To było już dawno temu. – Wie pani, jeśli się utraciło osobę, którą kochało się najbardziej na świecie, to ona umiera codziennie"

"Zapomniane niedziele" to miłość i strata w przeróżnych odcieniach. To rozstania i powroty, wojenne traumy, uczucia piękne i zakazane, trudne wybory i ich konsekwencje. To francuska sceneria, upływ czasu, wciąż żywe wspomnienia oraz młodość i starość połączone ze sobą delikatną nicią. To Valérie Perrin ze swoją piękną, liryczną prozą i czułym spojrzeniem na złożoność ludzkich losów i relacji.


Może i nie tak wspaniała jak "Życie Violette", w którym Perrin rozwinęła skrzydła, ale wciąż bardzo dobra – urzekająca i chwytająca za serce. Jedna z moich ulubionych współczesnych francuskich pisarek.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: Les oubliés du dimanche
Przekład: Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15 lutego 2024
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5/6


wtorek, lutego 20, 2024

#665 "Kornik" – Layla Martínez (przekład Maja Gańczarczyk)

#665 "Kornik" – Layla Martínez (przekład Maja Gańczarczyk)
Dom, który nie jest schronieniem, lecz pułapką – bo każda próba odejścia kończy się powrotem. Dom wybudowany na ziemi pokrytej cierniami i kamieniami. Dom, w którym cienie skradają się po schodach, pełzną po suficie i czają za drzwiami. Dom, w którego murach zagnieździły się nienawiść, gniew i uraza. Dom, który miał być prezentem, a stał się przekleństwem.


W tym starym, nawiedzonym domu można spotkać nie tylko zmarłych i echa przeszłości – mieszkają w nim dwie kobiety, babka i wnuczka, związane ze sobą więzami krwi, rodzinną klątwą i mroczną tajemnicą. Tytułowy kornik wgryza się w ich dusze i serca, zakotwicza je w spirali gniewu i żalu, podsyca pragnienie zemsty. Debiutancka powieść Layli Martínez łączy w sobie elementy horroru, powieści gotyckiej, magicznego realizmu i hiszpańskiego folkloru – i poprzez tę oryginalną literacką formę, coś znacznie bardziej nieoczywistego i złożonego, zagłębia się w bolesną historię Hiszpanii, społeczne napięcia i urazy, ciężar pokoleniowej i zbiorowej traumy, patriarchatu, nierówności społecznych i przemocy klasowej. "Kornik" oplata czytelnika lepkim, namacalnym lękiem, czymś mrocznym i duszącym, gdy szeptane w ciemności modlitwy mieszają się z jękami zmarłych i skrzypieniem schodów. Ale ten mrok stopniowo sięga głębiej, do ludzkich serc – a to niepokoi jeszcze bardziej. Wściekłość i nienawiść stanowią siłę napędową "Kornika" – niczym antidotum, które zamienia się w truciznę. Historia rozgrywa się w wiejskiej hiszpańskiej scenerii, atmosferze izolacji, na ziemi, która przesiąkła krwią ofiar wojny domowej, która pamięta męski despotyzm, kobiecą krzywdę, wyzysk i rodzinne waśnie. Layla Martínez przedstawia losy kobiet złączonych więzami krwi – czterech pokoleń, dla których dom cieni stał się przekleństwem i pułapką. Pełny emocjonalnego napięcia, zróżnicowany narracyjny dwugłos babki i wnuczki układa się w niepokojącą opowieść o rodzinnej zemście – wspomnienia splatają się z teraźniejszością, a gniew i bunt młodej kobiety z goryczą i urazą starszej bohaterki. Wielowymiarowość i niejednoznaczność postaci zachwyca, podobnie zresztą jak i hipnotyzująca proza Layli Martínez. Autorka świetnie wykorzystuje metafory, motyw domu i atmosferę grozy, jednocześnie mówiąc o rzeczach ważnych, trudnych i bolesnych. Zemsta w tej powieści, niczym potrawka babki, "gotuje się na wolnym ogniu", enigmatyczne kadry stopniowo nabierają ostrości – i ta literacka esencja zamknięta jest na zaledwie 125 stronach. Czuć wyraźnie ambiwalencję stanów i uczuć, zaciera się granica między miłością, nienawiścią, poczuciem winy, żalem i ukojeniem, między życiem a śmiercią, co pogłębia wrażenie dyskomfortu i niepokoju.


"Kornik" to powieść osobliwa, przewrotna, jednocześnie piękna i przerażająca, krótka, ale intensywna. I zaskakująca, bo oferuje znacznie więcej niż mogłoby się wydawać. Opowieść o traumie przekazywanej z pokolenia na pokolenie, niezagojonych ranach oraz silnym pragnieniu zemsty. O tym, co dzieje się wtedy, gdy nienawiść, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości zakorzeniają się i pęcznieją. 

Oryginalny, fascynujący debiut i ważny kobiecy głos Hiszpanii (przywodzi mi na myśl Elenę Medel i kolumbijską pisarkę Pilar Quintanę). I jedna z ciekawszych książek Serii z Żurawiem. Czytajcie, warto!





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Bo.wiem

Tytuł oryginalny: Carcoma
Przekład: Maja Gańczarczyk
Wydawnictwo: Bo.wiem
Seria: Seria z Żurawiem
Data wydania: 15 lutego 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 128
Moja ocena: 5/6

piątek, lutego 16, 2024

#664 "Wyspa bijących serc" – Laura Imai Messina (przekład Natalia Pola Miscioscia)

#664 "Wyspa bijących serc" – Laura Imai Messina (przekład Natalia Pola Miscioscia)
Doki doki, bum bum, bu-bum, tum tum, dokun dokun... Serce. Wszyscy mamy je w piersi, bez wyjątku. Jednak każdy z nas słyszy je inaczej. Inny jest dźwięk bicia serca w silnych emocjach – kiedy jesteśmy podekscytowani albo przerażeni serce przyspiesza, pędzi jak szalone, czasami tak bardzo, że łomot wypełnia klatkę piersiową i całe ciało – słychać w uszach rytmiczne dudnienie, które niemal zagłusza wszystkie pozostałe dźwięki. Inny odgłos wydaje serce, które kurczy się nagle, a inny serce, które zwalnia tempo, w spokoju i błogości, lekko kołysane do snu. Inaczej bije serce nowo narodzonego dziecka, starszej kobiety, nastolatka, młodego mężczyzny. Rytm bicia serca zmienia się w obecności ukochanej osoby. Czasami bicie serca jest jak melodia, która raz usłyszana, na zawsze już pozostaje w pamięci...


W książce Laury Imai Messiny można znaleźć wiele pięknych słów – mądrych i czułych. Można wsłuchać się w dźwięk bijących serc, szum morskich fal, ciszę atramentowej nocy, głos ukochanej osoby. Można poczuć smak truskawkowych naleśników i fasolowych placków dorayaki oraz zapach papieru i ostruganych ołówków – a na skórze ciepło letniego dnia. Można zatracić się w niespiesznym rytmie życia nadmorskiej Kamakury, w labiryncie ludzkich relacji i uczuć – życiu i śmierci, szczęściu i smutku splecionych w jedno – i odbyć podróż w głąb samego siebie, poczuć więź z naturą, człowiekiem i wszechświatem, czymś kruchym i efemerycznym, ale jednocześnie tak bliskim i cennym. Bo Laura Imai Messina stworzyła niezwykle urokliwą, kameralną i chwytającą za serce powieść – historię przyjaźni czterdziestoletniego mężczyzny, ilustratora książek dla dzieci, i ośmioletniego chłopca. Każdy z nich skrywa w sercu smutek. Shūichi po śmierci matki i tagedii z przeszłości powraca do rodzinnego domu i nieoczekiwanie znajduje tam coś więcej niż tylko słodko-gorzkie wspomnienia. Obecność mężczyzny odmienia też na zawsze życie Kenty, wrażliwego, zamkniętego w sobie chłopca o bogatej wyobraźni. Książka inspirowana jest projektem artystycznym Christiana Boltanskiego, który latami gromadził nagrania bicia ludzkich serc. To właśnie na urokliwej japońskiej Teshimie, tytułowej wyspie, znajduje się nieduży budynek, archiwum, w którym przechowywane są dźwięki serc dziesiątek tysięcy ludzi pochodzących z różnych zakątków świata – w hołdzie dla życia i pamięci. I wokół tego niezwykłego motywu Laura Imai Messina zbudowała swoją powieść – tchnęła w nią japońskiego ducha, życiową głębię i autentyczność emocji. Zachwyciła mnie jej subtelna, liryczna proza – delektowałam się każdym słowem. I poczułam silną więź, zarówno z postaciami, jak i światem, który dla nich stworzyła. Messina pięknie pisze o miłości, przyjaźni, zaufaniu, potrzebie bliskości i rodzicielstwie. O kruchości życia, żałobie i próbie pogodzenia się ze stratą. O wyobraźni, pamięci i uzdrawiającej obecności drugiego człowieka. Z pozoru prosta historia zyskuje głębię – nuta melancholii i refleksyjność nadają jej unikalny charakter. Bohaterowie książki Messiny stopniowo ewoluują, podobnie jak i więź, która między nimi powstała. Świat dorosłych i dzieci łączy się w jedno – słowa i gesty subtelnie budują mosty. Powieść rozwija się w introspekcjach, skupiona na analizie przeżyć i uczuć. I nie jest w niej najważniejszy cel, lecz sama podróż.


"Ludzie powracają do życia tylko w pamięci innych"

"Wyspa bijących serc" to wzruszająca i podnosząca na duchu, jednocześnie delikatna i intensywna opowieść o uzdrawiającej sile miłości, przetrwaniu i nowym początku. O samotności we dwoje, która może przerodzić się w przyjaźń, mimo różnicy wieku i życiowych doświadczeń. O tym, że wyobrażanie sobie siebie szczęśliwym to pierwszy krok do szczęścia. I że zawsze, mimo bólu i zagubienia, warto mieć nadzieję – bo szczęście nie jest czymś, co traci się bezpowrotnie.

Niesztampowy motyw bijących serc, piękna proza i wzruszająca (ale nie ckliwa) historia pod japońskim niebem, która przemówiła do mnie wyjątkowo mocno. Wspaniałe literackie doświadczenie. Polecam!



























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Relacja.

Tytuł oryginalny: L'Isola dei battiti del cuore
Przekład: Natalia Pola Miscioscia
Wydawnictwo: Relacja
Data wydania: 15 lutego 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
Moja ocena: 5,5/6

środa, lutego 14, 2024

#663 "Kiedy zakwitną brzoskwinie" – Melissa Fu (przekład Katarzyna Sarek) /premierowo/

#663 "Kiedy zakwitną brzoskwinie" – Melissa Fu (przekład Katarzyna Sarek) /premierowo/
Istnieje pewna starożytna chińska opowieść – o Źródle Brzoskwiniowego Kwiecia. Przedstawia historię rybaka, który natrafił na rajską krainę pełną brzoskwiniowych drzew, ryżowych pól i szczęśliwych ludzi. Mężczyzna musiał podjąć decyzję czy pozostać w tym cudownym miejscu, czy też wrócić tam, skąd przybył. W powieści Melissy Fu baśniowe ilustrowane sceny wykaligrafowane na jedwabnym zwoju przynoszą młodej matce i jej dziecku odrobinę otuchy w najtrudniejszych momentach. Meilin i czteroletni Renshu uciekają przed zbliżającą się japońską armią. A to zaledwie początek ich długiej tułaczki. Po latach dorosły już Renshu emigruje do USA, przyjmuje imię Henry i próbuje oddzielić przeszłość grubą kreską – oddalić bolesne wspomnienia i chińskie dziedzictwo. Wciąż jednak, niczym rybak z brzoskwiniowej opowieści, czuje się rozdarty między nowym i starym życiem, między dwiema kulturami, między Renshu a Henrym Dao.


Melissa Fu zabrała mnie w fascynującą literacką podróż przez czas, miejsca, kultury i skomplikowane ludzkie losy. "Kiedy zakwitną brzoskwinie" to powieść rozpisana na kilkadziesiąt lat i rozpięta między Chinami, Tajwanem i USA – od dramatycznej ucieczki w 1938 roku przed japońską armią, przez wojenną zawieruchę i chińską wojnę domową, aż po powojenne amerykańskie życie w Los Alamos, czasy Mao Zedonga i niepokoje w Tajpej. Na tle rozdartych konfliktem Chin i zmieniającej się historii Melissa Fu stworzyła wielopokoleniową sagę rodzinną – opowieść o wojennej i międzypokoleniowej traumie, nowych początkach, blaskach i cieniach emigracji, poczuciu przynależności, znaczeniu rodziny i pochodzenia. Burzliwe losy matki i dziecka, ich miłości, wytrwałości i walki o przetrwanie, splatają się z losami dziewczynki, a później młodej kobiety, która w USA próbuje określić siebie i odkryć dziedzictwo własnej rodziny w cieniu tajemnic ojca. 

Powieść Melissy Fu jest silnie zakorzeniona w azjatyckich realiach, napisana z dbałością o detale i zbliżeniem na chińską i tajwańską kulturę. To starożytne opowieści i wykaligrafowane zwoje, sezamowe ciasteczka, tradycyjne stroje qipao, krzyki straganiarzy i dźwięk rowerowych dzwonków. To miasto w ogniu, roztrzaskane rodzinne groby, strach przed bombardowaniem. Proza Melissy Fu budzi emocje i ożywia miejsca, wydarzenia i postaci. Rozbrzmiewa echem żalu, straty i tęsknoty, ale ma też zapach kwiatów, który jak balsam koi smutek i przynosi nadzieję. Meilin, wielowymiarowa postać kobieca, urzeka swoją zaradnością, determinacją, cichą siłą i poświęceniem. Widzimy, jak bolesna przeszłość oraz więź matki i syna determinują dorosłe życie Renshu. Sceny w książce Melissy Fu zmieniają się jak w kalejdoskopie, tworząc przejmującą powieść drogi.


"Czy musisz wiedzieć, skąd pochodzisz, aby myśleć o tym, dokąd chcesz iść?"

"Kiedy zakwitną brzoskwinie" to napisana z rozmachem – przekraczająca granice kontynentów, wielopokoleniowa, łącząca przeszłość i teraźniejszość – a przy tym czuła, intymna i uniwersalna w swoim przekazie opowieść. O wewnętrznym rozdarciu, traumie, stracie, tęsknocie, odkrywaniu korzeni i konstruowaniu własnej tożsamości. O ciężarze przeszłości, nadziei na lepszą przyszłość oraz długiej drodze do szczęścia – szczęścia, które można odnaleźć po latach trudu i życiowych zawirowań.

Interesująca azjatycka perspektywa, bolesna historia, skomplikowane ludzkie losy, piękna proza i urzekająca, intensywna, wielopokoleniowa podróż. Czułam smutek, tęsknotę, radość, wzruszenie – i znacznie więcej. Takie wartościowe historical fiction wypatruję, czytam i polecam z przyjemnością. Warto!

























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Kobiece.

Tytuł oryginalny: Peach Blossom Spring
Przekład: Katarzyna Sarek
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 14 lutego 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 456
Moja ocena: 5/6

sobota, lutego 10, 2024

#662 "Ukochane równanie profesora" – Yōko Ogawa (przekład Anna Horikoshi)

#662 "Ukochane równanie profesora" – Yōko Ogawa (przekład Anna Horikoshi)
Profesor miał sześćdziesiąt cztery lata i dawniej wykładał teorię liczb na uniwersytecie. Jego siwe włosy sterczały we wszystkich kierunkach, zawsze nosił garnitur i był pod krawatem. Do ubrania przyczepiał za pomocą spinaczy małe karteczki. Na jednej z nich, najbardziej poplamionej i pozaginanej, wyraźnie najstarszej, znajdował się niewyraźny napis: "Moja pamięć trwa tylko osiemdziesiąt minut".


W niespiesznej, kameralnej powieści Yōko Ogawy, japońskiej pisarki, matematyka jest czymś ekscytującym, interesującym i bliskim. Jest synonimem bezpieczeństwa i porządku, źródłem pocieszenia oraz językiem komunikacji, bo to właśnie poprzez matematykę (i baseball) bohaterowie nawiązują nić porozumienia, co daje początek pięknej przyjaźni. Liczby, wzory, twierdzenia i równania delikatnie splatają się z codziennym życiem i uczuciami. Poznajemy historię starszego profesora matematyki, kobiety pracującej jako pomoc domowa oraz jej dziesięcioletniego syna. Yōko Ogawa z czułością i wrażliwością pisze o kruchości i ulotności życia, chorobie, samotności i smutku. O bezinteresownej pomocy, życzliwości, dobru i przyjaźni. O potrzebie bliskości, rozwoju osobistym i uzdrawiającej obecności drugiego człowieka. O pięknych rzeczach, które przydarzają się mimo braku nadziei, w najtrudniejszych momentach oraz o niepozornych chwilach – filiżance herbaty, uścisku dłoni – które stają się źródłem pocieszenia i radości. "Ukochane równanie profesora" to historia urzekająca w swojej prostocie, życiowej mądrości i uważności, zbliżeniu na uczucia i relacje. Pokazuje, jak wspaniałą więź możemy zbudować z drugim człowiekiem mimo różnicy wieku i jak na wiele twórczych sposobów potrafimy odnaleźć do siebie drogę.


"Znacznie łatwiej napisać skomplikowane równanie niż ułożyć relacje z drugim człowiekiem"

Ciepła, refleksyjna powieść przemawiająca językiem liczb, baseballu i przyjaźni – cenna lekcja człowieczeństwa. Wzruszyła mnie. Będę ją miło wspominać.



















Tytuł oryginalny: 博士の愛した数式
Przekład: Anna Horikoshi
Wydawnictwo: Tajfuny
Data wydania: 7 lipca 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 172
Moja ocena: 5/6

czwartek, lutego 08, 2024

#661 "Biuro Przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość" – Sam Knight (przekład Agnieszka Wilga)

#661 "Biuro Przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość" – Sam Knight (przekład Agnieszka Wilga)
Kobieta, która przebudziła się z uczuciem duszności i z wrażeniem, że walą się na nią ściany. Chłopiec, który wykonał rysunek katastrofy na dzień przed tym, jak sam w niej zginął. Pacjentka szpitala czująca zapach dymu na kilka dni przed pożarem. Spóźnienie na autobus, dłuższa rozmowa, wybranie innej drogi – drobiazgi, które potrafią zdecydować o życiu lub śmierci. Prorocze sny, sugestywne wizje na jawie, przypadki jasnowidzenia i telepatii... Przeczucia? A może zbieg okoliczności, splot zdarzeń, nadinterpretacja, widzenie znaków tam, gdzie ich nie ma, bujna wyobraźnia?


Historia tytułowego Biura Przeczuć rozpoczyna się w październiku 1966 roku. To właśnie wtedy miała miejsce jedna z największych tragedii w historii Wielkiej Brytanii – w walijskim miasteczku Aberfan osunęła się część hałdy węglowej i pogrzebała żywcem 144 osoby, w tym 116 dzieci. Wśród lekarzy, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia, był psychiatra John Barker. Mężczyzna prowadził badania dotyczące nagłych zgonów na skutek strachu. Po wysłuchaniu w Aberfan relacji mieszkańców na temat rzekomych wizji zbliżającej się katastrofy, postanowił powołać do życia tzw. Biuro Przeczuć – gromadzić opisy wizji, snów i przeczuć, porównywać je z bieżącymi wydarzeniami i w ten sposób opracować system, dzięki któremu będzie można nie tylko przewidzieć katastrofy i wypadki, ale też im zapobiec.

Reportaż Sama Knighta, dziennikarza "New Yorkera", zbudowany jest wokół postaci Johna Barkera, idei i działalności Biura Przeczuć oraz ludzi związanych z projektem badawczym – lekarzy, dziennikarzy, autorów wizji i przewidywań. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to historia jakich wiele – ot, kolejny sensacyjny tekst o lekarzu-szarlatanie, ezoteryce i nieprawdopodobnych zdarzeniach. Jednak nic bardziej mylnego. "Biuro Przeczuć" to reportaż wnikliwy i wyważony – poważne rozważania na poważny, choć bez wątpienia dość nietypowy i oryginalny temat. Knight zaskakująco dobrze połączył ze sobą wiele różnych wątków, bo działalność Johna Barkera i Biura Przeczuć staje się punktem wyjścia do rozważań na temat psychologii, meandrów ludzkiego umysłu oraz roli przypadku w naszym życiu. W reportażu Knighta indywidualne historie przeczuć i wizji zostają powiązane z konkretnymi wydarzeniami, m.in. wspomnianą już tragedią w Aberfan. Prywatne życie, zawodowa i naukowa działalność Johna Barkera splatają się z kolei z opisem brytyjskiej psychiatrii lat 60. ubiegłego wieku (m.in. realia leczenia szpitalnego, ówczesny stan wiedzy i trendy w badaniach), a ludzkie przeczucia z rozważaniami na temat parapsychologii, niewyjaśnionych zdarzeń i funkcjonowania mózgu (m.in. ciekawe fragmenty poświęcone efektowi placebo i nocebo). Sam Knight pozostaje obiektywny – nie ocenia i nie dokonuje interpretacji w kategoriach racjonalne/nieracjonalne. Dobrze syntezuje wątki i prowadzi opowieść w fascynujący, wnikliwy sposób.


Czy istnieje coś takiego jak "syndrom przedkatastrofalny"? Czy przebłyski przyszłości mogą być formą jasnowidztwa lub telepatii? Czy strach rzeczywiście może zabić? Czy myślenie może działać jak samospełniająca się przepowiednia? Bez względu na to czy wierzymy w przeczucia, zjawiska paranormalne i parapsychologię, czy też nie, podczas czytania reportażu Knighta można poczuć dreszcz niepokoju, nutę niepewności. Ta publikacja uświadamia, że zdolność do przeczuć nie jest czymś niespotykanym i rzadkim. I że ludzki mózg niejednokrotnie potrafi zaskoczyć.

Ciekawy i przystępny reportaż. Przeczytałam z zainteresowaniem.


























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czarne.

Tytuł oryginalny: The Premonitions Bureau: A True Account of Death Foretold
Przekład: Agnieszka Wilga
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 31 stycznia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 216
Moja ocena: 4,5/6


piątek, lutego 02, 2024

#660 "Witajcie w księgarni Hyunam-dong" – Hwang Bo-reum (przekład Dominika Chybowska-Jang)

#660 "Witajcie w księgarni Hyunam-dong" – Hwang Bo-reum (przekład Dominika Chybowska-Jang)
"Muszę otworzyć księgarnię!"
Debiutancka powieść południowokoreańskiej pisarki Hwang Bo-reum przedstawia historię młodej kobiety, która poprzez literaturę na nowo odkrywa sens życia. Rozczarowana, wypalona fizycznie i emocjonalnie Yeong-ju postanawia zostawić wszystko za sobą i spełnić swoje marzenie: otworzyć księgarnię. A to zaledwie początek zmian...


Hwang Bo-reum stworzyła literacki mikrokosmos – przytulną, kameralną księgarnię w sercu południowokoreańskiej stolicy. Miejsce, w którym czas płynie inaczej. W którym można poczytać, wypić aromatyczną kawę, poznać życzliwe bratnie dusze, rozwijać pasję, znaleźć nadzieję i ukojenie – poczuć się jak u siebie. Pośród regałów pełnych książek pracownicy i klienci księgarni Hyunam-dong dzielą się swoimi życiowymi historiami, doświadczeniami i głęboko skrywanymi odczuciami. Bo Hwang Bo-reum zdołała nie tylko uchwycić specyficzną, uzdrawiającą atmosferę księgarni, ale też z wrażliwością pochylić się nad ważnymi i aktualnymi problemami współczesności oraz egzystencjalnymi rozterkami. W tej refleksyjnej i kameralnej powieści pojawiają się tematy dotyczące rodziny, społecznych oczekiwań, szybkiego tempa życia, samotności, zdrowia psychicznego i wypalenia zawodowego. Zwykła codzienność i księgarskie realia splatają się z rozważaniami natury egzystencjalnej i filozoficznej. Co prawda niespieszność i epizodyczna struktura mogą sprawiać wrażenie braku spójnej narracji, ale powieść Hwang Bo-reum maskuje te drobne niedociągnięcia wyjątkową atmosferą – ma w sobie kojący spokój, ciepło i odrobinę melancholii. Zresztą to książka o książkach, więc coś, co większość z nas bardzo lubi (są radości i wyzwania księgarskiego biznesu oraz książkowy świat na wyciągnięcie ręki czyli rozmowy o literaturze i spotkania z autorami).


"Witajcie w księgarni Hyunam-dong" to opowieść o bliskości, budowaniu wiary we własne możliwości, sztuce akceptacji życia oraz mocy książek – o tym, jak książki potrafią leczyć rany, łączyć i zmieniać ludzi. Powieść Hwang Bo-reum zachęca do uważnego spojrzenia na codzienność i cieszenia się małymi rzeczami. Pokazuje, że warto podążać własną ścieżką i spełniać marzenia. Że na nowy początek nie jest za późno. Że w swoich zmaganiach nie jesteśmy sami i że życie staje się trochę łatwiejsze, gdy uświadomimy sobie, jak blisko czeka na nas szczęście.

Spokojna, ciepła, podnosząca na duchu koreańska historia.
























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: 어서 오세요, 휴남동 서점입니다
Przekład: Dominika Chybowska-Jang
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 24 stycznia 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Moja ocena: 4,5/6
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger