środa, marca 30, 2022

#460 "Czarne skrzydła czasu" – Diane Setterfield (przekład Magdalena Słysz)

#460 "Czarne skrzydła czasu" – Diane Setterfield (przekład Magdalena Słysz)

Czy są jakieś wspomnienia, które chcielibyście na zawsze wymazać z pamięci? Czy jedno wydarzenie może zdecydować o całym naszym życiu? Czy jeden nieprzemyślany błąd może rzucić cień na przyszłość? Czym jest sprawiedliwość i czy kara zawsze jest adekwatna do rozmiaru zbrodni?

Niektóre wspomnienia, choć z pozoru zapomniane, tkwią głęboko ukryte na dnie świadomości. Zdarza się jednak, że ignorowana latami przeszłość niespodziewanie daje o sobie znać. Czy można oszukać przeznaczenie? William Bellman, bohater książki Diane Setterfield, w dzieciństwie strzałem z procy uśmiercił kruka. Chłopięcy wybryk szybko odeszedł w niepamięć. Po latach William założył rodzinę i przejął dobrze prosperujący rodzinny biznes. Wydaje się, że los jest mu wyjątkowo przychylny. Wkrótce jednak szczęśliwa passa dobiega końca, a śmierć zaczyna zbierać żniwo nie tylko wśród znajomych i krewnych, ale także wśród jego bliskich...

Niebezpieczna gra ze śmiercią

Diane Setterfield to autorka, która potrafi stworzyć w książce wyjątkowy klimat. "Czarne skrzydła czasu" różnią się od jej pozostałych powieści, m.in. przesunięciem środka ciężkości z tajemnicy i suspensu na grozę i makabrę. Historia Williama Bellmana osnuta jest wokół śmierci, koszmaru, winy i kary – mroku, który okrywa bohatera niczym tytułowe czarne skrzydła. Diane Setterfield nawiązuje tym samym do klasycznych powieści gotyckich. W "Czarnych skrzydłach czasu" czuć złowrogie napięcie i dreszcz znane z książek Emily Brontë, Charlesa Dickensa czy Edgara Allana Poe. Niepokojący i jednocześnie fascynujący motyw kruków przywodzi z kolei na myśl słynne "Ptaki" Alfreda Hitchcocka. Setterfield umiejętnie bawi się dobrze znaną konwencją grozy. Czarne krucze pióra w historii Bellmana stają się złym omenem, symbolem śmierci, horroru i koszmaru – nieszczęścia, które nieuchronnie i stopniowo zacieśnia pętlę wokół szyi bohatera.

"Ludzie powiadają, że w ostatnich chwilach przed śmiercią człowiekowi przewija się przed oczami całe jego życie"

"Czarne skrzydła czasu" to powieść gotycka, wyrafinowana i skoncentrowana wokół mrocznego motywu śmierci, kary i odkupienia. W porównaniu do innych książek autorki, jest też znacznie bardziej statyczna, ponura i mroczna. Diane Setterfield wiele uwagi poświęca detalom – tło powieści tworzy atmosfera wiktoriańskiej Anglii i przemysłowo-handlowe tajniki (m.in. zakładanie i prowadzenie warsztatu tekstylnego). Zamiast dynamicznej fabuły otrzymujemy wnikliwe studium czasu i losu –  człowieka próbującego przechytrzyć śmierć. Ale czy to w ogóle możliwe?

Diane Setterfield podarowała nam opowieść o dramatycznych konsekwencjach jednego nieprzemyślanego aktu okrucieństwa. O upływającym czasie – czasie, którego nie można cofnąć ani odzyskać. O bezradności wobec kapryśnego losu i szukaniu sensu w tragedii. O ciążącej przeszłości, winie, karze i odpowiedzialności za popełniane czyny. Nie jest to książka dla każdego. Nie jest szyta na miarę – nie oferuje ekscytującej i dynamicznej przygody, lecz delikatnie bierze za rękę i powoli wciąga w wiktoriański świat pełen mroku, niedopowiedzeń, grozy i indywidualnego ludzkiego dramatu. Jest jak przypowieść – ku przestrodze – uświadamia, jak łatwo goniąc za czymś nieistotnym można stracić z oczu to, co najważniejsze. "Czarne skrzydła czasu" pozostawiły mnie w konflikcie. Nie poczułam z bohaterami więzi, pod względem fabularnym zabrakło mi suspensu i dynamiki, ale piękny, pobudzający wyobraźnię styl pisania Setterfield, krucza symbolika i mroczny klimat, który autorka stworzyła na kartach powieści absolutnie mnie zachwyciły. To historia, którą lepiej czytać wieczorem niż przy świetle dnia – czerń, która spowija wersy jest w stanie wywołać dreszcz. Ciekawa propozycja dla miłośników literatury wiktoriańskiej i pięknej doprawionej nutą grozy (i wspaniale wydana). Warto zwrócić na nią uwagę.








* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.


Tytuł oryginalny: Bellman&Black
Przekład: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 9 lutego 2022
Oprawa: twarda z obwoluta
Seria: butikowa
Liczba stron: 384
Moja ocena: 4,5/6

poniedziałek, marca 28, 2022

#459 "Wspomnienia przyszłości" – Siri Hustvedt (przekład Jerzy Kozłowski)

#459 "Wspomnienia przyszłości" – Siri Hustvedt (przekład Jerzy Kozłowski)

Chciałabym napisać, że pokochałam "Wspomnienia przyszłości", ale to byłaby droga na skróty, bo z książką Siri Hustvedt połączyła mnie burzliwa relacja. Autorka znana jest nie tylko z pięknej i błyskotliwej prozy, ale również z dość ekstrawaganckiego sposobu narracji. I właśnie taką mieszankę znaleźć można we "Wspomnieniach przyszłości" – niekonwencjonalnej powieści eksplorującej tematy czasu, pamięci, feminizmu i patriarchatu.

Sześćdziesięcioletnia pisarka S.H. odnajduje w rodzinnym domu notatnik z młodości pełen wspomnień i szkiców niedokończonej powieści. Przeglądając zapiski, kobieta wraca myślami do burzliwego roku, który jako dwudziestotrzylatka spędziła w Nowym Jorku – przeżywała młodzieńcze przygody, zawierała nowe znajomości, pisała pierwszą książkę i wsłuchiwała się w płynące zza ściany monologi swojej ekscentrycznej i tajemniczej sąsiadki Lucy...

"Wspomnienia przyszłości" to barwny kobiecy portret oraz swoisty dialog przez dziesięciolecia między dawną i obecną "ja" – młodą, aspirującą pisarką poszukującą swojej artystycznej drogi oraz doświadczoną i cenioną autorką. Książka zbudowana jest z kilku równoległych narracji – tworzy oryginalny polifoniczny strumień świadomości, w którym przeplatają się ze sobą fikcja i rzeczywistość oraz przeszłość i teraźniejszość. Fabularna nielinearność, brak spójności oraz liczne dygresje, choć bez wątpienia interesujące z literackiego punktu widzenia, zaburzają płynność i pogłębiają wrażenie chaosu. Z tego właśnie powodu "Wspomnienia przyszłości" momentami przypominają przyjemne, ale też wymagające intelektualne wyzwanie. Na uwagę zasługują liczne nawiązania do literatury i sztuki (prawdziwa gratka dla miłośników książek), m.in. wspomniana przez autorkę postać Baronowej czyli Elsie von Freytag-Loringhoven.

Czy przeszłość może uzdrowić teraźniejszość? Czy każde zdarzenie zostawia w nas ślad? Czy pamięć jest wybiórcza?

Choć nie do końca polubiłam formę i styl narracji (nieco zbyt duża doza chaotycznego szaleństwa jak dla mnie;), to bez wątpienia urzekła mnie proza Siri Hustvedt. "Wspomnienia przyszłości" to głęboko refleksyjna, bystra i pełna ciekawych spostrzeżeń, a przy tym dowcipna i inspirująca książka z autobiograficznym i feministycznym akcentem. I niezwykle udana podróż do tętniącego życiem Nowego Jorku lat 70. XX wieku. Siri Hustvedt podarowała nam opowieść o szukaniu własnej drogi, egzystencjalnych i artystycznych rozterkach, znaczeniu i rozumieniu czasu i pamięci oraz ulotności wspomnień i sile wyobraźni. O sytuacji kobiet i patriarchalnej przemocy. I o literaturze jako drodze do zrozumienia swojego życia i tożsamości.

"Przeszłość jest krucha, krucha jak kości osłabione wiekiem, krucha jak zjawy widywane w oknach albo w snach, zjawy, które nie rozpraszają się po przebudzeniu, nie zostawiając po sobie nic, tylko wrażenie niepokoju, zagrożenia, a rzadziej także pewien rodzaj przeraźliwej satysfakcji"

Czy pokochałam "Wspomnienia przyszłości"? Niezupełnie. Doceniam jednak literacki talent Siri Hustvedt, jej piękną prozę, trafny zmysł obserwacji i umiejętność wglądu w stany wewnętrzne oraz ważne kwestie społeczne. Czy sięgnę po kolejne książki autorki? Chętnie :)







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.


Tytuł oryginalny: Memories of the Future
Przekład: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 27 października 2021
Oprawa: twarda
Liczba stron: 416
Moja ocena: 4,5/6

czwartek, marca 24, 2022

#458 "Sekret panny Elizy" – Annabel Abbs (przekład Jolanta Kozak)

#458 "Sekret panny Elizy" – Annabel Abbs (przekład Jolanta Kozak)
"– Książka kucharska!
Pełna niedowierzania ściągam brwi. Za kogo on mnie uważa? Owszem, mam trzydzieści sześć lat i jestem niezamężna, na mojej sukni znać ślady potu, ale dalibóg! Nie jestem panną służącą!
– Niech pani wraca do domu i napisze dla mnie książkę kucharską. Wtedy się dogadamy. Dobrego dnia, panno Acton.
– Ja nie... nie umiem gotować – bąkam, zdążając ku drzwiom krokiem lunatyczki. Rozczarowanie przyćmiło mi umysł"

Tak właśnie zaczyna się powieść Annabel Abbs, beletryzowana historia angielskiej poetki Elizy Acton, która w 1835 roku, początkowo ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu, zamiast obietnicy wydania kolejnego tomiku wierszy otrzymała od niejakiego pana Longmana zlecenie napisania książki kucharskiej. Wstyd, rozgoryczenie i upokorzenie? Dla Elizy, owszem. Po raz kolejny usłyszała wówczas, że "poezja nie jest odpowiednim zajęciem dla damy", a od matki – że "damy nie gotują i jej kuchenne inklinacje narażą dobre imię rodziny na szwank". Ale Eliza Acton nie była jedynie zwykłą starą panną z dobrego domu. Ambitna i niezależna postanowiła wziąć los w swoje ręce, na przekór konwenansom wiktoriańskiej Anglii. Wkrótce okazało się, że potrafi nie tylko gotować, lecz z prawdziwą pasją, talentem i przyjemnością łączyć ze sobą różne smaki. Dziesięć lat kulinarnych eksperymentów zaowocowało powstaniem wyjątkowej i pod wieloma względami nowatorskiej książki kucharskiej. Liczący 576 stron zbiór przepisów szybko zyskał miano międzynarodowego bestsellera i zrewolucjonizował spojrzenie na gotowanie, czyniąc Elizę Acton jedną z najważniejszych pisarek kulinarnych. Annabel Abbs, zainspirowana losami Elizy, postanowiła stworzyć powieść o smakach i zapachach, sekretach, ambicji, marzeniach i talencie. A także o rewolucji w kuchni, kulinarnej pasji oraz o przyjaźni, która zawiązała się niespodziewanie na przekór różnicom klasowym. 


Anglia, rok 1835. Do Londynu docierają rzadkie przysmaki, egzotyczne przyprawy i nieznane owoce. Nikt jednak nie wie, jak ich używać. Kiedy wydawca proponuje Elizie Acton napisanie książki kucharskiej zamiast kolejnego tomiku poezji, dziewczyna odmawia. Bankructwo ojca zmienia jednak jej sytuację. Eliza musi z czegoś żyć. Chociaż nigdy wcześniej nie postawiła stopy w kuchni, zaczyna zbierać przepisy, eksperymentować, aż w końcu ze zdziwieniem odkrywa w sobie talent i pasję do gotowania. Pomocnicą Elizy zostaje pozbawiona środków do życia Anna. Choć dzielą je różnice klasowe oraz pilnie strzeżone tajemnice, między kobietami nawiązuje się przyjaźń. Razem przetestują setki przepisów, odkryją nieznane im dotąd smaki i stworzą książkę kucharską, która zrewolucjonizuje spojrzenie na gotowanie (źródło: opis wydawcy)

Literacka podróż w czasie

Pisarski talent Annabel Abbs i jej dbałość o historyczne detale zachwyciły mnie już kilka lat temu przy okazji lektury "Joyce Girl", jej literackiego debiutu. "Sekret panny Elizy" również zwraca uwagę dokładnym researchem i doskonale odmalowanym obrazem epoki, tym razem wiktoriańskiej Anglii. Mogłabym godzinami zachwalać historyczne tło – barwne, realistyczne, a przy tym naturalne i niewymuszone. Annabel Abbs posiada umiejętność ożywiania dawnych realiów – opisy przeszłości z lekkością dopełniają linię fabularną, zresztą również same w sobie stanowią fascynującą lekcję historii. "Sekret panny Elizy" to obraz skomplikowanej epoki pełnej sprzeczności. Jest zaciszne hrabstwo Kent oraz gwarny i zatłoczony Londyn, mała i zaniedbana wiejska chata oraz ogromne salony i stoły uginające się pod ciężarem jedzenia. Annabel Abbs umiejętnie wplata w fabułę kilka istotnych kwestii charakterystycznych dla wiktoriańskiej Anglii, m.in. nierówności społeczne, zdrowie psychiczne, rola i pozycja kobiet oraz narzucane im ograniczenia. Całość jeszcze mocniej przemawia do czytelnika za sprawą dwóch linii narracyjnych – historię poznajemy naprzemiennie, nie tylko z perspektywy Elizy, ale również jej służącej i kulinarnej asystentki, siedemnastoletniej Anny. Choć każda z nich otrzymuje swój własny odrębny fabularny wątek, to właśnie w kuchni podczas gotowania i testowania przepisów ich losy splatają się ze sobą, dając początek nietypowej przyjaźni. Annabel Abbs na zasadzie kontrastu przedstawia dwa różne światy – bogatą klasę wyższą reprezentowaną przez Elizę i ubogą klasę robotniczą reprezentowaną przez Annę. Te dwie kobiety różnią się między sobą pod wieloma względami, ale dzięki gotowaniu znajdują wspólny język – wzajemnie się inspirują. "Sekret panny Elizy" to pięknie napisana i dopracowana powieść historyczna, interesująca zarówno pod względem obrazu epoki, jak i fabuły oraz poruszanych w niej kwestii. Genialna podróż w czasie – niespieszna, ale jednocześnie wciągająca i angażująca. 

Jak odpowiednio doprawić krem cytrynowy?

Galaretka z rajskich jabłuszek, pudding ryżowy, tort bezowy z gruszkami, pomarańczowe racuszki, krem z rzepy, pieczeń z dzikiej kaczki, placek porzeczkowy... Motyw kulinarny w powieści Annabel Abbs jest absolutnie genialny – to prawdziwa literacka uczta. Miałam ochotę zaszyć się w kuchni Elizy i Anny i wspólnie z nimi odkrywać nowe zapachy i smaki. Zresztą plastyczna proza autorki wspaniale pobudza wyobraźnię – wszystkie opisywane potrawy z łatwością materializują się przed oczami. "Sekret panny Elizy" to czarująca opowieść o kulinarnej sztuce, talencie i pasji. Pokazuje, jak ówcześni ludzie myśleli i pisali o jedzeniu oraz jaką rolę odgrywało ono w ich życiu, również w sferze kontaktów towarzyskich i zawodowych. Annabel Abbs trafnie uchwyciła charakter wiktoriańskiej kuchni, co w powiązaniu z historią Elizy Acton zyskuje osobisty i emocjonalny wymiar. I co tu dużo mówić – pięknie napisana i apetyczna powieść z oryginalną oprawą kulinarną. Takie książki czyta się z przyjemnością.


Bo nie istnieje tylko jeden przepis na szczęście... 

"Sekret panny Elizy" nie tylko wprowadza czytelników w realia epoki i świat kulinariów, ale rzuca również światło na ówczesną rolę i pozycję kobiet. Eliza Acton to postać inspirująca i wymykająca się ze sztywnych wiktoriańskich ram. Wzbudza sympatię swoją determinacją w dążeniu do realizacji marzeń wbrew społecznym oczekiwaniom. Annabel Abbs stworzyła powieść kobiecą – historię, która pokazuje, jak z wieloma przeciwnościami i ograniczeniami narzuconymi m.in. przez płeć oraz status społeczny i ekonomiczny musiały mierzyć się kobiety takie jak Eliza czy Anna. Kwestie małżeństwa, macierzyństwa, rodziny, finansowe i zawodowe, które przewijają się na kartach książki dają czytelnikowi wgląd w niełatwe realia epoki. 

"Sekret panny Elizy" to prawdziwa gratka dla miłośników powieści historycznych – książka intensywna, liryczna, autentyczna, napisana z wrażliwością i talentem. Zachwycił mnie jej słodko-gorzki charakter, złożoność postaci oraz oprawa historyczna i kulinarna. Annabel Abbs podarowała nam opowieść o pasji, talencie, determinacji, odwadze i ambicji. O podążaniu własną ścieżką, walce o marzenia oraz poczuciu spełnienia i szczęścia jakie towarzyszą ich realizacji. O ludzkich dramatach, próbie pogodzenia się z przeszłością, skomplikowanych losach i trudnych wyborach. Ta powieść bywa urocza i radosna, ale też smutna i poruszająca – wzbudza całą gamę przeróżnych emocji i refleksji. Annabel Abbs ożywiła jedną z ciekawszych kart literatury kulinarnej w angażującym i barwnym stylu. Przeczytałam z przyjemnością i gorąco polecam.









* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Mando.



Tytuł oryginalny: Miss Eliza's English Kitchen
Przekład: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Mando
Data wydania: 9 marca 2022
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5,5/6

sobota, marca 19, 2022

#457 "Zrób ten zielnik" – Łukasz Skop

#457 "Zrób ten zielnik" – Łukasz Skop

To już dziś! Zaczyna się właśnie jedna z najpiękniejszych pór roku, dla wielu z nas najbardziej wyczekana. Wiosna to wielkie przebudzenie po długim zimowym uśpieniu – spektakl słońca i zieleni. Zakwitają sasanki, hiacynty i krokusy. W wazonach cieszą oko kolorowe tulipany. Za oknem słychać ptasie śpiewy, zielenią się trawniki – przyroda budzi się do życia. Wiosna to również ważny moment w kalendarzu prac ogrodniczych i świetna okazja, żeby "pogrzebać" trochę w ziemi. Zresztą wraz z początkiem wiosny energia, entuzjazm i nadzieja często wstępują nie tylko w przyrodę, ale też w nas samych. Nowe plany i projekty? A może zielnik? I to wcale nie taki zwykły zielnik... :)

Liść klonu z jesiennego spaceru, a może kwiat róży ze ślubnego bukietu? Co można znaleźć między stronami książek w twojej domowej biblioteczce?

Stworzenie własnego zielnika to dość popularne szkolne zadanie. Wykonany na wzór albumu i pełen zasuszonych eksponatów zielnik ma pomóc w nauce rozpoznawania podstawowych gatunków roślin. Dla jednych to ciekawe wyzwanie, dla innych wręcz przeciwnie – nudna i żmudna praca, której efekty nie zawsze są zadowalające. Ale kto powiedział, że musi być tradycyjnie, zwyczajnie i przewidywalnie? Łukasz Skop, biotechnolog, redaktor i ogrodnik, autor bloga bezogrodek.com, proponuje nam coś zupełnie innego – zielnik, w którym "zasuszysz sznurek z pokrzywy i łzy winorośli, skrzypową choinkę i owocową tęczę" i którego "tryskające humorem i pomysłami rośliny zaskoczą cię na każdym kroku". W marcu na księgarkie półki trafiło drugie, rozszerzone wydanie książki "Zrób ten zielnik", a to oznacza jeszcze więcej roślin – mniej i bardziej znanych, doniczkowych i dziko rosnących. Dzięki tej publikacji możemy stworzyć swoją własną zieloną opowieść. Brzmi dobrze? To zajrzyjmy do środka :)

Publikacja Łukasza Skopa to oryginalne połączenie książki i zielnika wykraczające poza typowe, tradycyjne ramy – 260 stron pełnych zadań, ciekawostek, szkiców i wskazówek. Każda strona zielnika jest wyjątkowa – ma swoją własną niepowtarzalną nazwę. I tak w książce Łukasza Skopa znajdziemy np. stronę słoneczną, srebrzystą, zachwaszczoną, szczęśliwą, puszystą, leniwą, znalezioną, ornitologiczną, a nawet alergiczną, rozgniewaną i klejącą (rewelacja!). Co ważne wszystko jest doskonale przemyślane, a wspomniane nazwy nieprzypadkowe. Zielnik ma nie tylko oryginalną formę graficzną, ale też pomysłowy charakter – książka utrzymana jest w zadaniowym klimacie. Zwykłe zbieranie, suszenie i wklejanie? Niezupełnie. Łukasz Skop proponuje nam obserwację, doświadczenia, kreatywne rozwiązania, a nawet wejście w rolę ogrodowego/leśnego detektywa. Zielnik zachęca, by "rozkwasić" pomidora, złożyć gwiazdki ze źdźbeł żubrówki, upleść wieniec z laurowych liści, namalować tęczę z owocowego soku czy ułożyć nasionkową spiralę. W ten sposób mamy okazję stworzyć coś absolutnie wyjątkowego – barwnego, pachnącego i pełnego wspomnień.

Z czego powstaje papier? Dlaczego niektóre rośliny zamykają swoje kwiaty na noc? Czym jest heterofilia? Dlaczego czterolistna koniczyna przynosi szczęście? I czy pomidor to... jagoda?

"Zrób ten zielnik" zwraca uwagę tematyczną i roślinną różnorodnością – opowiada o kształtach, barwach, zapachach, częściach roślin i nazewnictwie. To wspaniała okazja, żeby dowiedzieć się więcej, "zajrzeć pod podszewkę", zainspirować i spojrzeć na florę z nieco innej perspektywy – odkryć jej nieznaną stronę. Łukasz Skop umiejętnie przemyca w zielniku wiedzę, zaskakuje ciekawostkami i interesującymi spostrzeżeniami. Wykonując zadania, możemy nie tylko miło spędzić czas, ale też przy okazji dowiedzieć się naprawdę wiele. Łukasz Skop zadbał o detale – w książce przy każdym zadaniu znajdziemy piktogramy określające poziom trudności, czas wykonania i miejsce zbierania, a na ostatnich stronach m.in. tabelkę z informacją dotyczącą optymalnego zbioru poszczególnych roślin (bo zielnik to projekt całoroczny:). Są też wskazówki autora na temat sposobu wypełniania zielnika i dużo miejsca na własną kreatywność (i nie musimy wcale być nadzwyczaj uzdolnieni – zielnik może stworzyć każdy z nas, wystarczą chęci i pozytywne nastawienie). Zielnik skierowany jest bardziej do osób dorosłych, ale świetnie sprawdzi się również jako projekt wykonywany wspólnie z dziećmi – to doskonała okazja, żeby miło spędzić czas, a przy tym nauka i rozrywka w jednym (bez względu na to czy jesteś roślinowym ekspertem, czy żółtodziobem :).

Przyjrzyj się, dotknij, powąchaj i nawiąż kontakt z naturą

Łukasz Skop zaraża entuzjazmem i pasją. I taka też jest jego publikacja – pomysłowy i niesztampowy zielnik, który łączy dobrą zabawę i naukę. Zachęca do kontaktu z naturą, inspiruje, rozwija twórczo i pokazuje, jak piękny, zaskakujący i różnorodny jest świat przyrody – i że warto go odkrywać. Fascynująca zielona przygoda (i jak pięknie wydana!) oraz bardzo dobra propozycja na prezent (dla kogoś i dla samego siebie również:). Lubię i serdecznie polecam.


Zajrzyj do środka zielnika (księgarnia internetowa wydajenamsie.pl) Link






* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.


Data wydania: 9 marca 2022 (II wydanie)
Wydawnictwo: Poznańskie
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 272

piątek, marca 18, 2022

#456 "Alpaka czułości" – Joanna Szarańska

#456 "Alpaka czułości" – Joanna Szarańska

Miłość przychodzi niespodziewanie? A może szczęściu trzeba czasami odrobinę pomóc? ;) Nie od dziś wiadomo, że zwierzęta potrafią działać skuteczniej niż najlepsze swatki i biura matrymonialne. Kocie mruczenie, merdający psi ogonek i słodkie oczy kosmatej alpaki z łatwością są w stanie stopić niejedno serce. Barmanka Brenda i weterynarz Kamil, bohaterowie nowej książki Joanny Szarańskiej, wcale nie szukają miłości – marzą o błogim odpoczynku i słodkim lenistwie w pięknych okolicznościach przyrody. Ale życie, jak to życie, przygotowało dla nich zupełnie inny scenariusz...

Kto się czubi, ten się lubi? Czy aby na pewno?

Joannę Szarańską uwielbiam w każdym wydaniu. Książki z cyklu "Na Miodowej" i zeszłoroczna powieść "Zatańczmy w słońcu" utrzymane w refleksyjnym i subtelnym klimacie wzruszyły mnie i otuliły ciepłem. Komediowa seria "Na tropie miłości" też doprowadziła mnie do łez... ale ze śmiechu :) "Alpaka czułości" to ogromna porcja humoru – barwny korowód śmiesznych zbiegów okoliczności oraz genialne dialogi, przy czytaniu których nie sposób zachować powagę. Joanna Szarańska potrafi wyczarować lekki i zabawny klimat, co ważne, unikając przy tym absurdu i groteski. Perypetie bohaterów śledzi się z uśmiechem na twarzy. Brenda i Kamil drą ze sobą przysłowiowe koty, ale w tej historii to wcale nie futrzane kulki wkraczają na scenę, lecz pewna urocza (i psotna) alpaka o niecodziennych skłonnościach. Dodajmy do tego sprytne bliźnięta, które uwielbiają łączyć ludzi w pary, a otrzymamy przepis na katastrofę. A może jednak na miłość, kto wie? ;) "Alpaka czułości" to świetny humor sytuacyjny, dynamiczna fabuła i błyskotliwe pióro autorki (prawdziwa komediowa wirtuozeria) – jednym słowem, doskonała czytelnicza rozrywka. W gąszczu damsko-męskich i kosmatych perypetii znajdziemy też wiele ważnych kwestii. Autorka podarowała nam opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie. O nieprzewidywalnym losie i szczęśliwych zbiegach okoliczności. "Alpaka czułości" pokazuje, że nigdy nie należy tracić nadziei oraz że szczęście i miłość mogą czekać tuż obok – wystarczy otworzyć oczy i serce. Świetnie napisana powieść – rozgania czarne chmury i wspaniale poprawia nastrój. To moja ulubiona książka serii (pokochałam Kosmę, tytułową alpakę:). Jeżeli chcecie dowiedzieć się dlaczego "milczenie wcale nie jest złotem, ale dla żołądka prawdziwym kłopotem", "co dog niemiecki ma wspólnego z jajecznicą", "dokąd tupta nocą zwierz" i jaki sekret skrywa alpaka – sięgnijcie po książkę Joanny Szarańskiej. Warto! 💚







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.


Data wydania: 9 marca 2022
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Na tropie miłości
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5/6

czwartek, marca 17, 2022

#455 "Najbardziej niebieskie oko" - Toni Morrison (przekład Kaja Gucio)

#455 "Najbardziej niebieskie oko" - Toni Morrison (przekład Kaja Gucio)

Jedenastoletnia czarnoskóra Pecola Breedlove marzy o niebieskich oczach – wierzy, że poczułaby się wówczas piękna, szczęśliwa i akceptowana. Tymczasem wyśmiewana przez inne dzieci oraz pozbawiona rodzinnej miłości i troski, rozpada się każdego dnia w obliczu przeciwności i wewnętrznych konfliktów.

Istnieją książki, które zamiast literackiej porcji szczęścia i nadziei przynoszą ze sobą dreszcz dyskomfortu, bezsilności i rozczarowania – światem, ludźmi i samym sobą. Książki, które odsłaniają brutalną prawdę i zmuszają do konfrontacji z tym, co ignorowane, spychane na margines, bolesne i niewygodne. Oburzają, wywołują gniew, poruszają do głębi, sprawiają, że grunt usuwa się spod nóg, odsłaniając ziejącą przepaść. I jedną z takich książek jest "Najbardziej niebieskie oko" Toni Morrison, pierwszej czarnoskórej laureatki literackiej Nagrody Nobla. Ten debiut, choć wydany w 1970 roku, wciąż wzbudza wiele emocji, m.in. z uwagi na odważne i brutalnie szczere przedstawienie kwestii dotyczących rasizmu, przemocy seksualnej i kazirodztwa. Zresztą warto w tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednym ważnym fakcie – powieść nie tylko została napisana przez czarnoskórą kobietę, ale też koncentruje się wokół historii czarnoskórej dziewczynki. I choć dziś taka informacja nie wydaje się niczym zaskakującym, pięćdziesiąt lat temu, gdy książka została wydana, sprawy wyglądały zupełnie inaczej.

Akcja powieści rozgrywa się w latach 40. XX wieku w Lorain w amerykańskim stanie Ohio – miejscu urodzenia Toni Morrison. Historia marzącej o niebieskich oczach Pecoli została przedstawiona m.in. z perspektywy dwóch koleżanek dziewczynki, czarnoskórych sióstr, Claudii i Friedy MacTeer, które w przeciwieństwie do głównej bohaterki odrzucają kody kulturowe białego świata i które mogą liczyć na wsparcie rodziny. Struktura książki, fragmentaryczna i nielinearna, dobrze uwidacznia postępujące rozbicie świata Pecoli i zmusza czytelnika do trudnego wewnętrznego dialogu z samym sobą.

Toni Morrison stworzyła skomplikowane i wielowymiarowe portrety. I uwzględniła w tej historii kilka ciekawych perspektyw. Są kobiety, mężczyźni i dzieci, biali i czarni, w różnym wieku i należący do różnych klas społecznych. Morrison doskonale zagłębia się w ich codzienne problemy, dylematy i pragnienia. Oddaje ich głęboką frustrację i udrękę, rzuca światło na dzieciństwo naznaczone miłością i nienawiścią oraz nadzieją i rozczarowaniem. "Najbardziej niebieskie oko" to wnikliwa analiza napięć amerykańskiego społeczeństwa i poruszające studium upadku – książka otwiera oczy i pomaga dostrzec najtrudniejsze aspekty życia. Zresztą to właśnie patrzenie odgrywa w powieści istotną rolę – w ludzkich oczach odbija się lęk, rezygnacja, wstyd, niechęć, dezaprobata, pogarda i odrzucenie. Mieszkańcy Lorain odwracają wzrok od cudzej biedy, przemocy, alkoholizmu i brzydoty, jednocześnie ignorując własne słabości i obawiając się prawdy. Dla Pecoli niebieskie oczy są symbolem piękna, szacunku i wolności – niedoścignionym ideałem – oraz drogą do akceptacji i szansą na społeczne dopasowanie. Dziewczynka wierzy, że jest brzydka, ponieważ to społeczność utwierdziła ją w tym przekonaniu. "Najbardziej niebieskie oko" to gorzka i smutna refleksja nie tylko na temat rasizmu, ale również konsekwencji pogardy i odrzucenia, szczególnie dramatycznych i niszczących w sytuacji, gdy jednostka wierzy w ich słuszność i zasadność i gdy pozostaje opuszczona w swojej osobistej tragedii. Niezwykle trudno czytać o losach Pecoli – widzieć jej milczącą bezradność, upokorzenie, utratę poczucia własnej wartości i cichy dramat rozgrywający się wśród ludzi odwracających wzrok lub jawnie okazujących pogardę. Toni Morrison nie idzie na skróty – pokazuje, że czarnoskóra społeczność Lorain nie jest jednolita. Autorka bardzo dobrze odmalowuje jej niuanse i podziały. Dramat Pecoli porusza do głębi, ponieważ dziewczynka zostaje odrzucona nie tylko przez własną rodzinę, ale również przez czarnoskórą społeczność. I tym samym "nie należy ani do świata białych ani do świata czarnych". Choć niczym nie zawiniła – doświadcza całkowitej marginalizacji. W postaci bezbronnej czarnoskórej dziewczynki zbiegają się szkodliwe skutki uprzedzeń zakorzenionych w rasizmie i seksizmie. Książka Toni Morrison umiejętnie przenosi ciężar z osobistego dramatu Pecoli na udział społeczności – ukazuje, jak ci, którzy powinni ją wspierać, zepchnęli ją w przepaść i mrok.

"Najbardziej niebieskie oko" to powieść pełna bólu, rozdzierająca serce, brutalnie szczera i bezkompromisowa, a jednocześnie napisana z czułością – bo talent pisarski Morrison łagodzi nieco formę, ale nie przekaz. Autorka stworzyła opowieść o przemocy rasowej, seksualnej, fizycznej i emocjonalnej. O rasizmie, seksizmie, mizoginii, nierównościach społecznych i ekonomicznych. O zmaganiach dziewcząt, które nie są w stanie wpasować się w narzucony standard urody – o niszczącej presji w obliczu nierealistycznych kanonów. O konformizmie, systemowym ucisku, dylematach tożsamościowych i rasowej nienawiści do samego siebie. O dyskryminacji, która niszczy od najwcześniejszych lat. I o prawdziwym życiu, które bywa bolesne, przykre i rozczarowujące.

Zakończenie powieści zatrzymuje czas – czytelnik zastyga obezwładniony mieszanką żalu, wstydu, przerażenia, smutku i gniewu. To moment szczerej refleksji. Jak żyć, marząc o byciu kimś innym? Czym w ogóle jest piękno? Jak wzrastać w świecie, który przekonuje, że nie jesteś wart miłości, szacunku i akceptacji? Czy bierność nie stanowi tak naprawdę milczącego współudziału? Zresztą podobnych pytań nasuwa się znacznie więcej.

"Cóż więcej można o tym powiedzieć – może tylko d l a c z e g o. D l a c z e g o jednak trudno udźwignąć, pozostaje zatem szukać otuchy w tym j a k"

"Najbardziej niebieskie oko" to kawałek wielkiej literatury. Takiej, która stawia trudne pytania, sprzyja krytycznej ocenie i refleksji, nie przynosi łatwych odpowiedzi – obnaża wady i słabości, pozwala utożsamiać się z doświadczeniami bohaterów, albo wręcz przeciwnie – zmusza do opuszczenia strefy komfortu i uczy empatii. Mimo upływu lat ten literacki debiut nadal zwraca uwagę przenikliwością, uniwersalnością i aktualnością. Zachwyciła mnie proza Toni Morrison – przejmująca i realistyczna. Można powiedzieć, że ta książka stanowi niejako literacki głos osób, których prawdziwy głos nadal nie jest słyszany. Trudna, bolesna, ale niezwykle ważna książka. Polecam.








* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.


Tytuł oryginalny: The Bluest Eye
Przekład: Kaja Gucio
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 9 marca 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 256
Moja ocena: 5,5/6

wtorek, marca 15, 2022

#454 "Tam, gdzie las spotyka się z niebem" - Glendy Vanderah (przekład Dorota Stadnik) /przedpremierowo/

#454 "Tam, gdzie las spotyka się z niebem" - Glendy Vanderah (przekład Dorota Stadnik) /przedpremierowo/
"Nie mam domu na Ziemi. Przybyłam stamtąd. – Wskazała niebo.
– Skąd?
– Z gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy. A konkretnie z Galaktyki Wiatraczek.
– Skoro jesteś kosmitką, to czemu wygladasz jak człowiek?
– Ja tylko korzystam z ciała tej dziewczynki. Ona nie żyła, kiedy wzięłam sobie jej ciało"

Pewnego wieczoru przed leśną chatą Joanny, dwudziestosześcioletniej ornitolożki, pojawia się dziewięcioletnia dziewczynka. Ursa twierdzi, że przybyła z gwiazd, by ujrzeć na Ziemi pięć cudów.  Joanna, która walczy z rakiem piersi i która niedawno straciła matkę, nie wierzy w cuda. Pozwala jednak zostać dziewczynce do czasu, aż nie dowie się, kim naprawdę jest. W opiece pomaga jej Gabriel, sąsiad odludek czytający Szekspira. Wkrótce między trójką obcych sobie osób zawiązuje się specyficzna więź. Kim jest Ursula? Jakie tajemnice skrywa? I dlaczego w jej obecności Joannie i Gabrielowi przytrafiają się dobre rzeczy?

Literacki debiut Glendy Vanderah intryguje już od pierwszych stron – tajemnicą i nietypowym suspensem. Dziewięcioletnia Ursa twierdzi, że przybyła z gwiazd i pożyczyła sobie ciało zmarłej dziewczynki. Science-fiction? A może jednak obyczajowy dramat doprawiony nutą romansu? Tego akurat wam nie zdradzę, bo zagadkowe pochodzenie Ursy to jeden z elementów napędzających fabułę – ciekawość podszyta niepewnością zmuszają czytelnika do kompulsywnego przewracania stron. Jednak warto wspomnieć, że książka Glendy Vanderah to nie tylko niesztampowa opowieść o "małej kosmitce", ale również pełna emocji historia, w której krzyżują się ze sobą niespodziewanie życiowe ścieżki dwojga nieznajomych – kobiety i mężczyzny dźwigających bagaż trudnych doświadczeń i skrywających w sercu bolesne rany. Joanna, choć silna wewnętrznie, cierpi z powodu utraty matki. Choroba nowotworowa odebrała jej poczucie bezpieczeństwa, wiarę i nadzieję. Z kolei Gabriel, pozbawiony rodzinnego wsparcia, mierzy się z depresją i społecznym lękiem – żyje z dnia na dzień bez widoków na lepszy czas. Obecność tajemniczej dziewczynki działa uzdrawiająco zarówno na Joannę, jak i na Gabriela - Ursa uczy ich zaufania, miłości i nadziei oraz przypomina, że małe i duże cuda zdarzają się każdego dnia – są tuż na wyciągnięcie ręki. "Tam, gdzie las spotyka się z niebem" to powieść pełna ciepła – pokrzepia i przynosi nadzieję. Daleko jej jednak do lekkiej i cukierkowej historii – znajdziemy w niej również elementy psychologiczno-obyczajowego dramatu. Glendy Vanderah porusza kwestie dotyczące m.in. choroby, żałoby, śmierci, samotności, depresji, przemocy i traumy. Opowiada o znaczeniu rodzinnego wsparcia, przyjaźni i miłości,  m.in. w kontekście depresji (mobilizują i pomagają mierzyć się z chorobą – chorobą, która zwykle nie jest sprintem, lecz maratonem pełnym lepszych i gorszych momentów – choć Vanderah nie zagłębia się w niuanse i można jej zarzucić zbytnie uproszczenie, ten przekaz szczególnie doceniam). I z czułością pokazuje, jak delikatnie tworzą się między ludźmi więzi, na zawsze zmieniając ich życie. Historia bystrej i wrażliwej dziewczynki poruszyła mnie zaskakująco mocno. Ursa to bohaterka, która z łatwością zyskuje sympatię czytelnika. Zresztą podobnie jak nietypowy trójkąt stworzony przez autorkę – trzy różne osobowości i trzy zranione serca. Całość wspaniale dopełniają motywy przyrodnicze i ornitologiczne oraz wyjątkowa sceneria – Shawnee National Forest w amerykańskim stanie Illinois.

"Czasem zdarza się coś złego, żeby zdarzyło się coś dobrego"

"Tam, gdzie las spotyka się z niebem" to poruszająca powieść, którą czyta się jednym tchem – historia pełna autentycznych uczuć i bliskich nam tematów. O miłości, dobru, przebaczeniu, nowych początkach i pokonywaniu trudności. Napisana z lekkością, ale jednocześnie skłaniająca do refleksji – pozostawiła w moim sercu ciepło. Udany literacki debiut i książka, którą z przyjemnością polecam.







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Muza.



Tytuł oryginalny: Where The Forest Meets The Stars
Przekład: Dorota Stadnik
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 23 marca 2022
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5/6

sobota, marca 12, 2022

#453 "Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" - Elif Shafak (przekład Agnieszka Ayşen Kaim)

#453 "Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" - Elif Shafak (przekład Agnieszka Ayşen Kaim)
"W dużym mieście, na szerokiej ulicy, na trzecim piętrze błękitnej kamienicy mieszkała pewna dziewczynka. Nie była ani wysoka, ani niska. Jej brązowe włosy latem mieniły się na blond, zimą wydawały się rudawe. Przepadała za czytaniem książek, rysowaniem, skakaniem na skakance i pieczeniem czekoladowych ciasteczek". I bardzo nie lubiła swojego imienia...


Bohaterka książki Elif Shafak swoją wrażliwością, ciekawością świata, miłością do literatury i brakiem pewności siebie przypomina mi nieco inną dziewczynkę – taką, którą dobrze znam już od 31 lat i którą mimo upływu czasu nadal noszę w sobie. I choć moje na wskroś zwyczajne imię nigdy nie przysparzało mi w dzieciństwie kłopotów i nie stanowiło obiektu drwin ze strony rówieśników, z łatwością nawiązałam z Pelargonią nić porozumienia i sympatii. Ale nic dziwnego, Elif Shafak ma wielki talent - potrafi tworzyć historie, które stają się czytelnikowi bliskie. "Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" to napisana z pomysłem, czułością i literacką wrażliwością opowieść, w której za sprawą książek i wyobraźni spotykają się ze sobą zwykła codzienność i odrobina magii. Elif Shafak zabiera nas do Stambułu i przedstawia historię dziewczynki, która pewnego dnia w szkolnej bibliotece znajduje magiczny globus. A to zaledwie początek ekscytującej podróży do krainy baśni i legend... Czy Pelargonia ocali bajkowy świat? Czy polubi swoje imię i przezwycięży trudności?

"Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" to książka dla młodszych czytelników, która ma w sobie wszystko to, co tak bardzo cenię w twórczości Elif Shafak dla dorosłych – barwy, zapachy i smaki, odrobinę tureckiej codzienności, nutę baśniowości oraz charakterystyczną dla autorki mieszankę szczerości, zrozumienia, czułości i mądrości. W historii Pelargonii pięknie łączą się ze sobą przygoda i ważny przekaz, dzięki czemu całość stanowi nie tylko ciekawą i angażującą czytelniczą rozrywkę, ale również pouczającą naukę – opowieść o sile wyobraźni, poczuciu własnej wartości, tolerancji, wytrwałości, odwadze i ciekawości świata. O spełnianiu marzeń, miłości do książek, ekologii, przyjaźni i rodzinie. Książka Elif Shafak wspaniale pokazuje, że każdy z nas ma w sobie siłę do pokonywania trudności. Że pięknie się od siebie różnimy i że wspólnie możemy zdziałać więcej. I uczy, jak ważna jest wiara we własne możliwości. "Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" to bardzo pojemna historia – zachęca do rozmowy na wiele ważnych tematów.


"Nawet jeśli nikt inny w to nie wierzy, ja wiem, że wszystko jest możliwe"

Pięknie napisana i zilustrowana, mądra, pomysłowa i inspirująca książka dla młodszych i starszych czytelników. Pozwala spojrzeć na świat oczami bystrej i wrażliwej dziewczynki. Poszerza horyzonty, otwiera serce, pobudza wyobraźnię, uczy i uwrażliwia. Gorąco polecam.








* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Zygzaki.



Tytuł oryginalny: Sakız Sardunya
Przekład: Agnieszka Ayşen Kaim
Ilustracje: Aleksandra Urbańska-Urbańska-Ziemek
Wydawnictwo: Zygzaki
Data wydania: 9 marca 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 182
Moja ocena: 5/6

czwartek, marca 10, 2022

#452 "Papierowy pałac" - Miranda Cowley Heller (przekład Katarzyna Makaruk)

#452 "Papierowy pałac" - Miranda Cowley Heller (przekład Katarzyna Makaruk)
Jak lepkie, upalne powietrze w płucach. Jak słodki smak dojrzałych owoców na języku. Jak odbierający dech skok w lodowatą toń. Jak ciepłe promienie słońca na skórze. Jak przyspieszone bicie serca w nieprzeniknionej ciemności.

Głęboka. Mocna. Wielowymiarowa. Wprawiająca serce w drgania. Czasami mroczna, czasami pokrzepiająca. Historia, którą obraca się w myślach jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony – analizuje, odtwarza i przeżywa ponownie.


Jest piękny lipcowy poranek. Elle, pięćdziesięcioletnia żona i matka trójki dzieci, budzi się w "Papierowym Pałacu" – rodzinnym letnisku na półwyspie Cape Cod – miejscu, które regularnie odwiedza od najwcześniejszych lat i które zna jej największe sekrety. Ale ten poranek różni się od pozostałych. Ostatniej nocy Elle i jej wieloletni przyjaciel Jonas, spowici letnim mrokiem, po raz pierwszy uprawiali ze sobą seks. Wydaje się, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. W sercu Elle budzą się skrywane latami uczucia – miłość, pożądanie i namiętność, a także obrazy z przeszłości i bolesny sekret, który rozdzielił ją niegdyś z Jonasem. 

"Ten dom zna wszystkie moje tajemnice. Ma mnie w swoich kościach"

"Papierowy pałac", debiut Mirandy Cowley Heller, to poruszająca powieść z pogranicza literatury obyczajowej i pięknej, co dla mnie stanowiło miłe zaskoczenie. Historia, na pierwszy rzut oka odsłaniająca kulisy miłosnego trójkąta, okazuje się w rzeczywistości przejmującym rodzinnym dramatem i złożonym portretem kobiety rozdartej między bezpiecznym, poukładanym życiem a głęboko skrywanymi pragnieniami i niespełnionymi uczuciami. Miranda Cowley Heller wykorzystuje różne linie czasowe i za pomocą retrospekcji rzuca światło na życiową drogę Elle – drogę, która doprowadziła ją do punktu zwrotnego. Poprzez piękną prozę i ekscytującą narrację autorka stopniowo odkrywa zakamarki kobiecego serca – zagłębia się w świat wewnętrzny bohaterki i krok po kroku obnaża jej rozterki, trudne wybory, decyzje i związane z nimi konsekwencje. "Papierowy pałac" utkany jest misternie z miłości, przyjaźni, namiętności, rodzinnych więzi i relacji, sekretów i pragnień. Na kartach książki splatają się ze sobą szczęście i cierpienie, rozstania i powroty, światło i mrok. Miranda Cowley Heller porusza wiele ważnych i często też bolesnych kwestii dotyczących m.in. przemocy seksualnej, rozpadu rodziny, utraty zaufania, choroby, śmierci, poczucia winy, zdrady, wstydu i traumy. 


Czym jest prawdziwa miłość? Czy warto podążać za głosem serca? Czy zakończenie wieloletniego związku to przejaw egoizmu, a może wręcz przeciwnie – słuszna walka o własne szczęście? Czy zawsze można zacząć od nowa?

"Papierowy pałac" to pięknie skonstruowana, niebanalna i nieodkładalna powieść po brzegi wypełniona autentycznymi emocjami. Zachwyciła mnie złożonością ludzkich portretów, mieszanką ciepła i mroku, oprawą literacką (opisami natury i barwną scenerią Cape Code) oraz psychologiczną głębią. Miranda Cowley Heller podarowała nam opowieść o pierwszej miłości głęboko zakorzenionej w tragedii z przeszłości. O gotowości do podjęcia ryzyka i rozdarciu między stabilnym życiem rodzinnym a pragnieniem podążania za głosem serca. O utraconych szansach oraz wielkich i małych chwilach, które mogą na zawsze zmienić bieg naszego życia. O tym jak bardzo złożone potrafią być ludzkie uczucia oraz jak wybory jednej osoby wpływają na życie innych. Książka, która zmusiła mnie do kompulsywnego przewracania stron. Co zrobi Elle i kogo wybierze? Musicie przekonać się sami. Polecam.







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.



Tytuł oryginalny: The Paper Palace
Przekład: Katarzyna Makaruk
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 23 lutego 2022
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5,5/6



sobota, marca 05, 2022

#451 "Pod skórą" - Gunnar Kaiser (przekład Barbara Niedźwiecka)

#451 "Pod skórą" - Gunnar Kaiser (przekład Barbara Niedźwiecka)

Gunnar Kaiser, niemiecki pisarz, motywem przewodnim swojego literackiego debiutu czyni morderczą obsesję - przedstawia losy tajemniczego bibliofila, który skrywa mroczny sekret. Początek powieści to ekscytująca podróż w czasie do roku 1969, na nowojorskie ulice, prosto do świata sztuki, seksualności i zmysłowości. Jonathan, student literatury, po raz pierwszy uprawia miłość z kobietą, a wszystko to na oczach swojego przyszłego mentora - Josefa Eisensteina. Starszy mężczyzna zdradza Jonatanowi tajniki uwodzenia i dzieli się z nim miłością do książek. Zawiązuje się między nimi skomplikowana więź, którą napędza obsesja, pożądanie, literatura i... piękne młode kobiety.

Kradzież książek, tajniki introligatorstwa i niezaspokojone pragnienia

Książka Kaisera wymyka się z tradycyjnych gatunkowych ram - to fascynująca mieszanka literatury pięknej doprawiona elementami psychologicznego thrillera. Zamiast galopującej fabuły, napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji, autor proponuje nam wyrafinowaną i błyskotliwą powieść utrzymaną w dusznym i psychologicznie mrocznym klimacie. "Pod skórą" to złożony i wielowymiarowy portret człowieka owładniętego obsesją. Kaiser prowadzi czytelnika przez biograficzne meandry Josefa Eisensteina i z niezwykłą literacką precyzją rzuca światło na etapy jego życiowej drogi. Umiejętnie łączy je również z historią studenta literatury, dzięki czemu otrzymujemy intrygującą 'opowieść w opowieści'. Książka zwraca uwagę plastyczną prozą i interesującym tłem bogatym w literackie odniesienia. To historia osnuta wokół mrocznej pasji i obsesji - bibliofilii i nimfomanii - o pogoni za doskonałością, emocjonalnym odrzuceniu, patologicznych skłonnościach, uzależniającym pożądaniu i przesuwaniu moralnych granic.

Gunnar Kaiser stworzył niebanalną powieść - mroczną, niepokojącą, błyskotliwą, prowokującą, ale jednocześnie dość wymagającą. Taką, w której czytelnik wchodzi niemal w rolę podglądacza. Jestem pod wrażeniem stylu pisania autora - zachwyciła mnie jego piękna proza doprawiona kryminalną i psychologiczną nutą, podobnie zresztą jak literackie, filozoficzne i historyczne odniesienia (od Berlina lat 30. XX wieku, przez Nowy Jork, aż po Izrael i Argentynę roku 1990). "Pod skórą" jest w stanie wywołać dreszcz. Przywodzi na myśl "Pachnidło" Patricka Süskinda. Warto.






* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.



Tytuł oryginalny: Unter der Haut
Przekład: Barbara Niedźwiecka
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 23 lutego 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 544
Moja ocena: 5/6

Copyright © w ogrodzie liter , Blogger