piątek, października 27, 2023

#631 "Nigdy nie byłaś Żydówką" – Anna Bikont

#631 "Nigdy nie byłaś Żydówką" – Anna Bikont
Elżunia dała swoim rodzicom obietnicę: nigdy nikomu nie przyzna się, że jest Żydówką. Dziewczynka żyła w ciągłym strachu, że ktoś odkryje jej tajemnicę. A bycie Żydem oznaczało śmierć. Blima przeżyła, ale została zupełnie sama – straciła całą rodzinę. Janka w najtrudniejszych chwilach spisywała swoje wspomnienia i tworzyła wiersze – i może dzięki temu była w stanie wyjść z cienia wojennej traumy. Dorka ukrywała się z rodziną w lasach wokół wsi Strzegom. Głód, strach i śmierć stały się jej codziennością. I przez całe późniejsze życie zmagała się z tym, o czym próbowała zapomnieć. Małka latami czuła się rozdarta – miała w sobie i Żydówkę, i Polkę. I nigdy nie opuścił jej strach. Irena wyemigrowała z Polski do USA, ale nie odnalazła tam obiecanego jej szczęścia i spokoju. Nie ustała też tęsknota i powojenne poczucie straty.


"Nigdy nie byłaś Żydówką" to sześć indywidualnych historii – opowieści kobiet, które w dzieciństwie przeżyły Holocaust. Ich losy, choć potoczyły się inaczej, łączy ciężar wojennej traumy. Każda z nich doświadczyła koszmaru straty, głodu, lęku, samotności, upokorzenia i tułaczki. I każda z nich próbowała na swój własny sposób poradzić sobie z bolesną przeszłością. Anna Bikont kreśli intymne kobiece portrety – złożone studium człowieka. To historie brutalnie przerwanego dzieciństwa, dramatycznej walki o przetrwanie, ratowania i bycia ratowanym, pozostawania w ukryciu, na łasce i niełasce obcych ludzi. Przejmujący jest obraz sytuacji, w której znalazła się ludność żydowska. Wspomnienia bohaterek reportażu rzucają światło na niełatwe polsko-żydowskie relacje – bo każda z nich na swojej drodze spotkała dobrych ludzi, którzy bezinteresownie pomagali, a także tych podłych, ogarniętych nienawiścią, chciwością i antysemityzmem, którzy mordowali, szantażowali i donosili. Jedną z ciekawszych i ważniejszych kwestii, które porusza książka Anny Bikonkt jest wpływ wojennych doświadczeń na późniejsze losy ocalałych. "Nigdy nie byłaś Żydówką" to opowieść o lęku i poczuciu wstydu wobec przeszłości i pochodzenia, emocjonalnej pustce i samotności, roztrzaskanej tożsamości (i wyrzeczeniu się jej w celu przetrwania), wewnętrznej sile i walce o "normalność". O smutku skrywanym pod maską radości, poczuciu osierocenia, nieukojonej tęsknocie za bliskimi, brutalnie przerwanym i utraconym dzieciństwie, braku zrozumienia wobec doświadczonego cierpienia. O roli pamięci, poszukiwaniu korzeni i odkrywaniu własnego "ja". Wiele istotnych rzeczy można odczytać w zrekonstruowanych życiorysach, ale jeszcze więcej kryje się między wersami. Anna Bikont pozostaje w cieniu – oddaje głos bohaterkom reportażu i ten głos mocno wybrzmiewa. Z pewnością niełatwo było im wrócić wspomnieniami do bolesnych doświadczeń. Czuć jednak wyraźnie złożoność i ciężar ich historii.


"Dokąd idzie, wiedziała. Ale skąd idzie – to musi dopiero wymyślić. Musi wymyślić całe swoje życie i tak, aby każdy uwierzył"

Reportaż Anny Bikont przypomina, jak ważna (również w kontekście polsko-żydowskich relacji) jest konfrontacja z prawdą. Że pielęgnowanie mitów, wyparcie i utwierdzanie w milczeniu prowadzą donikąd. Pokazuje też, co oznacza żyć w cieniu wojennej traumy, być dzieckiem ocalonym – ze wszystkimi konsekwencjami. "Nigdy nie byłaś Żydówką" pozostawia czytelnika z bagażem dylematów i przemyśleń, z wieloma odcieniami szarości.

Sześć poruszających historii. Literatura faktu warta polecenia, szczególnie jeżeli interesuje was tematyka wojenna.




















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czarne.

Data wydania: 18 października 2023
Wydawnictwo: Czarne
Oprawa: twarda
Liczba stron: 248



środa, października 25, 2023

#630 "Morderstwo w zaułku" – Agatha Christie (przekład Jan S. Zaus)

#630 "Morderstwo w zaułku" – Agatha Christie (przekład Jan S. Zaus)

Podejrzane samobójstwo młodej kobiety w czasie obchodów Dnia Guya Fawkesa, okazała wiejska posiadłość i skradzione tajne dokumenty, tajemnicza śmierć ekscentrycznego arystokraty i roztrzaskane na kawałki lustro oraz niebezpieczny trójkąt miłosny podczas rajskich wakacji na Rodos. "Morderstwo w zaułku" to cztery krótkie opowiadania i cztery różne kryminalne zagadki w klasycznym stylu z udziałem słynnego belgijskiego detektywa Herkulesa Poirota. Agatha Christie powiela dobrze znany schemat: incydent, śledztwo, rozwiązanie – bazuje na logicznym myśleniu, wąskim gronie podejrzanych oraz mniej lub bardziej znaczących wskazówkach. Dwa z czterech opowiadań (tytułowe "Morderstwo w zaułku" i "Lustro nieboszczyka") to zagadki w stylu "zamkniętego pokoju", a ich fabuły zacieśniają się wokół pozorowanych samobójstw i morderstw, skomplikowanych rodzinnych relacji, majątku i dziedziczenia. "Niewiarygodna kradzież" z kolei utrzymana jest w klimacie szpiegowskim, subtelnie nawiązując do tajemnic państwowych w burzliwym międzywojennym okresie. Ostatnie (i moje ulubione obok tytułowego) opowiadanie "Trójkąt na Rodos" przedstawia historię miłości, namiętności, zdrady i zemsty – choć najkrótsze, wydaje się najbardziej rozwinięte pod względem psychologii postaci.

Czy trzymając pistolet w prawej ręce można przestrzelić sobie lewą skroń? Co wspólnego mają ze sobą zuchwała kradzież i duch kobiety w bieli? Czy łatwiej upozorować samobójstwo czy morderstwo?


Antologie bywają nierówne i nie inaczej jest w tym przypadku. Ale Agacie Christie bez wątpienia nie można odmówić pomysłowości i logicznej przenikliwości. Autorka stworzyła cztery dobrze skonstruowane zagadki, właściwie zaskakująco zawiłe jak na krótką formę – i dla mnie to ogromna zaleta. Angażują i zmuszają do myślenia. Zresztą jak to już bywa w przypadku Christie, wbrew pozorom niełatwo przewidzieć rozwiązanie. Ostatecznie nic nie wygląda tak, jak mogło się z początku wydawać.

"Morderstwo w zaułku" to przyjemne w czytaniu intelektualne wyzwanie z charyzmatycznym Poirotem w akcji, kilkoma ciekawymi motywami i intrygującymi postaciami. Dla mnie Agatha Christie stanowi idealny kryminalny comfort read, zarówno w dłuższej jak i krótszej formie. Polecam!

PS I chyba jedno z ładniejszych wydań Jubileuszowej Kolekcji, nie sądzicie? :)


















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Dolnośląskie.

Tytuł oryginalny: Murder in the Mews
Przekład: Jan S. Zaus
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Seria: Jubileuszowa Kolekcja Agathy Christie 
Data wydania: 11 października 2023
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 288
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, października 23, 2023

#629 "Kiedy weszłam w twoje życie" – Jojo Moyes (przekład Monika Bukowska) /przedpremierowo/

#629 "Kiedy weszłam w twoje życie" – Jojo Moyes (przekład Monika Bukowska) /przedpremierowo/
Jak bardzo życie może odmienić... para czyichś butów?

Oszałamiająco piękne i niewiarygodnie drogie. Czerwone szpilki Christiana Louboutina. Samantha nie może wyjść ze zdumienia, gdy wyciąga je z torby omyłkowo zabranej z siłowni. Buty dodają jej pewności siebie. W tym samym czasie Nisha wpada w poważne kłopoty. A w torbie zamiast ukochanych szałowych szpilek znajduje wysłużone czarne czółenka.


Zamiana butów? Genialny pomysł! Jojo Moyes za pomocą czerwonych Louboutinów splata ze sobą życiowe ścieżki dwóch zupełnie różnych kobiet w średnim wieku: Sam, która z całych sił walczy o utrzymanie pracy i ocalenie małżeństwa oraz Nishy, beztroskiej, przyzwyczajonej do luksusu Amerykanki, którą bogaty mąż z dnia na dzień zostawia bez pieniędzy i dachu nad głową. Historia pełna jest charakterystycznego dla Moyes ciepła i uroku. Lekkość i humor wspaniale równoważą poważniejsze tony – autorka podejmuje kwestie dotyczące małżeństwa, kariery, zdrowia psychicznego, samotności, choroby i społecznych nierówności. Pierwsze skrzypce gra kobiecość w przeróżnych odcieniach – bohaterki powieści Moyes walczą z przeciwnościami losu. Trudny czas pozwala im odkryć siebie na nowo, dostrzec własną siłę, ale też docenić wsparcie bliskich i zupełnie obcych osób. Pokochałam podnoszący na duchu przekaz książki. "Kiedy weszłam w twoje życie" to przewrotna, pełna nadziei opowieść o kobiecej przyjaźni, sprawczości i solidarności oraz bezinteresownej życzliwości. Moyes jest bystrą obserwatorką życia i międzyludzkich relacji – z wrażliwością potrafi tworzyć realistycznych bohaterów i równie realistyczną fabułę. Kobiety w tej książce wydają się bliskie i prawdziwe w swoich uczuciach i doświadczeniach – wzbudzają sympatię czytelnika.


"Kiedy weszłam w twoje życie" to historia pomyłek, wzlotów i upadków, drugich szans i nowych początków. Opowieść o przewrotnym losie i niepozornych rzeczach, które potrafią odmienić życie i nas samych. Powieść Moyes otuliła mnie ciepłem i nadzieją – bawi, a ostatecznie też i wzrusza. Idealne comfort read – taką Jojo Moyes lubię.



















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.

Tytuł oryginalny: Someone Else’s Shoes
Przekład: Monika Bukowska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 25 października 2023
Oprawa: miękka
Liczba stron: 512
Moja ocena: 5/6

środa, października 18, 2023

#628 "Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii" – Ann Marks (przekład Tomasz Macios) /przedpremierowo/

#628 "Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii" – Ann Marks (przekład Tomasz Macios) /przedpremierowo/
Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy trafiłam na zdjęcia Vivian Maier, długo przeglądałam je jak zahipnotyzowana – trudno było oderwać od nich wzrok. Zachwyciły mnie genialne portrety i wspaniale uchwycone migawki miejskiego życia w USA. Jej czarno-białe fotografie są niezwykle realistyczne, poruszające, jednocześnie surowe i intymne i wyróżniają się doskonałym odwzorowaniem detali i interesującą kompozycją. Widać wyraźnie, że Vivian Maier miała talent, wrażliwość i bystre spojrzenie – bo potrafiła dostrzec niezwykłe momenty w zwykłych, codziennych okolicznościach. Co ciekawe, w latach 1950-1990 wykonała ponad 100 000 zdjęć, ale nie upubliczniała swoich prac – żyła skromnie i nie dbała o rozgłos. Przez dekady pracowała jako niania i mówi się, że przypominała trochę Mary Poppins – ale zamiast parasolki miała w dłoniach aparat Rolleiflex, z którym w wolnych chwilach przemierzała ulice Nowego Jorku i Chicago. Zmarła 20 kwietnia 2009 w wieku 83 lat, ale jej fotografie zostały upublicznione zaledwie dwa lata wcześniej, gdy na pudła z negatywami w czasie licytacji komorniczej przypadkowo trafił jeden z nabywców, John Maloof. Vivian inspiruje entuzjastów fotografii i intryguje za sprawą swojego enigmatycznego życiorysu i równie tajemniczej osobowości. Kim naprawdę była? Na czym polega wyjątkowość jej talentu? Dlaczego nigdy nie upubliczniła swoich prac?


Wiele lat poszukiwań i podróży, setki odwiedzonych archiwów, przejrzanych dokumentów, przeprowadzonych rozmów czyli cierpliwe splatanie nitek życia, poznawanie osobowości i twórczości Vivian Maier, "niani, która zmieniła historię fotografii". Ann Marks wykonała rzetelną, wnikliwą i staranną pracę – iście detektywistyczną, bo z jednej wielkiej niewiadomej jaką była Vivian Maier zdołała stworzyć kompletną biografię. Autorka prześledziła życiorys fotografki, wypełniając luki i osadzając jej twórczość w biograficznym kontekście, co pozwala połączyć prace Vivian z jej życiowymi doświadczeniami i enigmatyczną osobowością. Książka Marks eksponuje talent Vivian jako fotografki ulicznej i portrecistki (tekst uzupełnia niemal 400 zdjęć). W przenikliwych kadrach widać ślady minionej epoki (zachwycająca podróż w czasie!), bystre oko, humanizm i realizm. Zadziwiające, jak wspaniale Vivian potrafiła uchwycić w obiektywie bliskość, mimo że sama bliskości nie doświadczyła, szczególnie w dzieciństwie ze strony matki, ojca i brata. Zadziwiające też, jak wspaniale potrafiła uchwycić w obiektywie przeróżne emocje, mimo że sama była wyjątkowo powściągliwa w ich okazywaniu. Z biografii stworzonej przez Ann Marks wyłania się obraz kobiety pełnej sprzeczności, tajemniczej, nieco ekscentrycznej, unikającej głębszych relacji. I nawet jeśli niezupełnie wzbudza sympatię, bez wątpienia inspiruje – bo mimo wielu przeciwności (m.in. trudnego dzieciństwa, kłopotów finansowych i choroby psychicznej) Vivian była w stanie wieść niezależne, samodzielne życie na własnych warunkach – i czerpać z niego szczęście i satysfakcję.


Książkę Ann Marks czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem – czuć wyraźnie jej zaangażowanie, empatię, wnikliwość i obiektywizm. Autorka ożywia Vivian Maier kompleksowo, z jej talentem, wytrwałością, zaletami i wadami – kreśli intymny portret kobiety, która wyrażała siebie poprzez fotograficzną pasję. Kontekst dla historii Vivian tworzą dwudziestowieczna amerykańska sceneria i fotograficzne akcenty, dzięki temu książka Marks zachwyci nie tylko miłośników biografii, ale też pasjonatów historii i fotografii.

"Niektórzy uważają, że życie to tragedia. Nie, życie jest komedią. Tylko musisz się śmiać" – Vivian Maier 

Interesujący życiorys, niebanalna osobowość i zdjęcia, które hipnotyzują – absolutnie wspaniałe! Pięknie wydana biografia, gorąco polecam!



PS Na stronie internetowej https://www.vivianmaier.com można obejrzeć fitografie Vivian Maier. 


















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.

Tytuł oryginalny: Vivian Maier Developed. The Real Story of the Photographer Nanny
Przekład: Tomasz Macios
Wydawnictwo: Znak Literanova 
Data wydania: 25 października 2023
Oprawa: twarda
Liczba stron: 432
Moja ocena: 5,5/6

wtorek, października 17, 2023

#627 "Mapy naszych spektakularnych ciał" – Maddie Mortimer (przekład Agnieszka Walulik)

#627 "Mapy naszych spektakularnych ciał" – Maddie Mortimer (przekład Agnieszka Walulik)
"Jedyną rzeczą gorszą od śmierci, jest świadomość jej nadchodzenia"
Wróciło. Kiedy Lia słyszy, że ma nawrót choroby nowotworowej, jej świat po raz kolejny rozpada się na milion kawałków. Diagnoza brzmi jak wyrok, a przecież Lia pragnie żyć – dla siebie, swojej córki i męża. Czy można odejść pogodzonym? Jak poradzić sobie ze świadomością, że czasu jest coraz mniej?


Opowieść o chorobie, odchodzeniu, cielesności i miłości. Tylko tyle i aż tyle. Wszystkie te motywy w książce Maddie Mortimer są tak boleśnie realne, że niemal przenikają każdą komórkę ciała. Ciężar ludzkiego dramatu wydaje się namacalny, podobnie zresztą jak i sama choroba – nowotwór zagnieżdża się w ciele Lii, atakuje i stopniowo przejmuje nad nim kontrolę. Z pozoru brzmi znajomo, bo przecież nie brak książek poruszających podobne tematy. Ale Mortimer znalazła sposób, by uczynić historię Lii oryginalną i niebanalną. "Mapy naszych spektakularnych ciał" urzekają niekonwencjonalną, artystyczną formą i narracją. Styl pisania Mortimer balansuje na granicy prozy i poezji, mieszają się ze sobą przeszłość i teraźniejszość, strumień świadomości niepozornie przechodzi w dialogi. Czytanie tej książki to nie tylko niezwykłe doświadczenie werbalne, ale też wizualne, bo autorka kreatywnie bawi się słownictwem, czcionką, kształtem. Eksperymentalna forma pozwala jeszcze mocniej połączyć się ze światem Lii – zagłębić w jej lęki, nadzieje i chaos, który przyniosła ze sobą choroba. Ciekawego wyboru Mortimer dokonała w kwestii narracji, oddając głos (dosłownie) nowotworowi, który, wędrując po zakamarkach ciała, staje się integralną częścią Lii. Początkowa abstrakcyjność ustępuje miejsca bliskości i intymności – narracyjny dwugłos coraz mocniej splata się ze sobą. Pomysłowość Mortimer nieraz wzbudziła mój zachwyt, podobnie zresztą jak i jej literacka wrażliwość, przenikliwość i zrozumienie – cielesności i emocji. Momentami lirycznie oderwana, ale jednocześnie tak bardzo trafna. Mortimer uzyskała wspaniały efekt – szczery, niepokojący, ale też kojący w swoim bólu, nieuchronności oraz przebłyskach światła i humoru.

"Okazuje się, że to, co dobre, potrafi zranić bardziej niż to, co złe. Że spokój boli bardziej niż nieszczęście"

"Mapy naszych spektakularnych ciał" to opowieść o chorobie i śmierci, ale też o miłości, przyjaźni i relacjach – macierzyństwie, rodzinie. Maddie Mortimer uchwyciła zmieniającą się dynamikę trzyosobowej rodziny, bo choroba Lii znacząco destabilizuje dotychczasowy spokój i nikogo nie pozostawia obojętnym. Kwestie takie jak przebaczenie, poczucie winy, złość, bliskość, wiara i próba pogodzenia się ze stratą subtelnie dopełniają historię. Obok intymnych zmagań Lii to właśnie jej relacje z bliskimi, a szczególnie z nastoletnią córką, poruszyły mnie najbardziej. Bliskość śmierci zmusza też bohaterkę do konfrontacji z przeszłością – wracają wspomnienia pierwszej miłości i niełatwych relacji z matką i ojcem. Dzięki retrospekcjom książka Mortimer zyskuje ważny kontekst, bo opowiada nie tylko o zbliżającym się końcu, ale też o dojrzewaniu i młodości – różnych etapach życia.


Czasami po przeczytaniu książki czujemy, że coś się w nas zmieniło, że tekst zostawił w nas ślad. I tego właśnie doświadczyłam tym razem. Mortimer stworzyła słodko-gorzki list miłosny na cześć życia, walki z przeciwnościami i tych, którzy trzymają nas za rękę, gdy świat rozpada się na milion kawałków. Dzięki takim książkom literatura wciąż jest w stanie nas zaskakiwać, docierać głęboko i poruszać w nieoczekiwany sposób. Udany debiut, jednocześnie piękny, smutny, bolesny i wzruszający. Gorąco polecam (i gratuluję Agnieszce Walulik – przypuszczam, że przekład prozy Mortimer nie był łatwy, ale polska wersja zachwyca).





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: Maps of Our Spectacular Bodies
Przekład: Agnieszka Walulik 
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 11 października 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 472
Moja ocena: 5,5/6


czwartek, października 12, 2023

#626 "Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci" – Katarzyna Kobylarczyk

#626 "Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci" – Katarzyna Kobylarczyk
Hijos falsos. Bebés robados. Fałszywe dzieci. Ukradzione dzieci.

Szacuje się, że w Hiszpanii w latach 1950-1990 nawet 300 tysięcy dzieci stało się ofiarami kradzieży, nielegalnej adopcji i fałszowania tożsamości. Coś, co początkowo było represją polityczną, zamieniło się w lukratywny biznes i systemowy proceder. W czasie wojny domowej i po jej zakończeniu reżim frankistowski odbierał dzieci przeciwnikom dyktatury, zwolennikom republiki, działaczom lewicy i osobom uznanym za niemoralne, m.in. więźniarkom politycznym. Dzieci te z założenia miały trafić do "wzorowej" rodziny i być wychowywane zgodnie z obowiązującą ideologią i religią katolicką. Z czasem procederem zaczęto obejmować nie tylko przeciwników politycznych, ale też przypadkowe rodziny, głównie gorzej sytuowane, a także samotne matki. Dziecko można było kupić za pieniądze lub "dostać w prezencie", a w transakcjach pośredniczyły instytucje państwowe i kościelne (lekarze, pielęgniarki, zakonnice, księża, urzędnicy, grabarze). Kobietom, które urodziły, mówiono, że ich dziecko zmarło. Odmawiano pokazania ciała i oddania zwłok do pogrzebania. Zdarzało się, że dzieci były podmieniane, a rodzice otrzymywali trumienkę, której zabroniono im otwierać – często była pusta. Określenie bebés robados wzbudza w Hiszpanii wiele trudnych emocji, tym bardziej że wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi.


Katarzyna Kobylarczyk zagłębia się w jedną z bardziej bolesnych i wstrząsających kart historii Hiszpanii. W reportażu "Ciałko" odsłania kulisy okrutnego procederu, który latami rozdzielał dzieci i ich biologicznych rodziców. Łącząc wiele indywidualnych opowieści, autorka kreśli poruszający obraz ludzkiego dramatu, niezagojonych ran i długiej drogi do prawdy. "Ciałko" to historia Paco i Rafaela, Any Belén, Inés, Mari José, Carmen, Enrique. To dorosłe już dzieci poszukujące swoich biologicznych rodziców oraz matki i ojcowie poszukujący swoich ukradzionych córek i synów przez lata uznawanych za zmarłe.

"Społeczeństwo lubi myśleć, że przemoc wobec samotnych matek i ich dzieci to właśnie takie miejsca: zamknięte zakłady, straszne internaty, miejsca na uboczu, oddzielone murem i kratami. Wolałabym, żeby ludzie zrozumieli, że ta przemoc jest wśród nich. W ich domach, na ich ulicach. Że to oni są jej źródłem. Peña Grande [owiany złą sławą zakład dla niepełnoletnich ciężarnych dziewcząt] to tylko skutek" 

Cenię reportaże Katarzyny Kobylarczyk za połączenie intymności z rzetelnością. "Ciałko" otwiera oczy nie tylko na mroczny rozdział historii Hiszpanii, ale też na złożoność ludzkich losów – kwestię tożsamości, pochodzenia, rodzinnych więzi, moralności. W "Ciałku" przejmujące wspomnienia i osobiste zmagania splatają się ciasno z grozą frankistowskiego reżimu, złowrogim mechanizmem i patriarchalną przemocą (koszmarem instytucji dla młodych ciężarnych kobiet, nielegalnym handlem ludźmi, umarzanymi śledztwami i zacieraniem śladów). To opowieść o ludziach, którzy znaleźli się w środku nacjonalistyczno-katolickiej dyktatury i stali się jej ofiarami – zostali naznaczeni piętnem bebés robados. Katarzyna Kobylarczyk oddaje im głos, pozwala wejść w ich skórę, poczuć ciężar doświadczeń. Z tekstu wyłania się wstrząsający obraz nielegalnych adopcji – okoliczności i wieloletnich skutków, m.in. poczucia samotności, niedopasowania, długiej walki o odkrycie prawdy, niełatwych spotkań z biologicznymi rodzicami/dziećmi. Dla mnie "Ciałko" to również gorzka lekcja historii i przestroga – przed dyktaturą, systemową przemocą, dyskryminacją, patriarchatem (bo losy hiszpańskich kobiet w czasach frankistowskich niejednokrotnie łamią serce, wzbudzają żal i słuszny gniew). Minimalistyczny, rzeczowy styl pisania autorki, bez sentymentalizmu, ckliwości i sensacji, pozostawia miejsce na refleksję.


"Każdy ma w sobie coś takiego, swoją ciemność. Moją jest samotność, brak ciepła. Zawsze czułam się samotna taką samotnością, która, jeśli pozwolisz, zniszczy cię i zmiażdży"

Interesująca, rzetelna i poruszająca literatura faktu – na temat wydarzeń, o których mówi się zbyt mało. Książka dla tych, którzy chcą poznać inne oblicze Hiszpanii, spojrzeć na nią przez pryzmat jej bolesnej i mrocznej przeszłości. Takie reportaże warto polecać, czytajcie.

















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czarne.

Data wydania: 4 października 2023
Wydawnictwo: Czarne
Oprawa: twarda
Liczba stron: 208
Moja ocena: 5/6

sobota, października 07, 2023

#625 "Pójdę sama" – Chisako Wakatake (przekład Dariusz Latoś) /przedpremierowo/

#625 "Pójdę sama" – Chisako Wakatake (przekład Dariusz Latoś) /przedpremierowo/
Czy warto przedkładać dobro i szczęście innych nad swoje własne?


Bohaterka książki Chisako Wakatake poświęciła wiele. Gdy jako młoda dziewczyna wyjechała do Tokio w poszukiwaniu wolności i niezależności, szybko wpadła w pułapkę społecznych oczekiwań – przyjęła rolę dobrej pracownicy, posłusznej żony i oddanej matki. I choć na pierwszy rzut oka była szczęśliwa, w rzeczywistości jednak zagubiła gdzieś po drodze samą siebie. Teraz w wieku 74 lat Momoko mierzy się z samotnością, starością oraz widmem straconych szans. Powracają wspomnienia, a wraz z nimi głosy i latami nieużywany dialekt z rodzinnej wioski. Czy można być zbyt starym, by pójść własną drogą – by zacząć od nowa?

"Przecież każdy z natury pragnie rozwinąć skrzydła"

Japońska literatura urzeka mnie prozatorską oszczędnością i minimalizmem – i książka Wakatake również wpisuje się w te ramy. "Pójdę sama" to esencja treści zamknięta w krótkiej formie – intymna opowieść o starszej kobiecie, która rozlicza się z własnym życiem. W tej niewielkiej powieści osobiste spostrzeżenia splatają się ze zwykłą codziennością, migawkami z przeszłości i refleksją na temat uniwersalnych wartości. Wakatake z czułością, wrażliwością, a często też z humorem zagłębia się w kwestie dotyczące rodziny, miłości, samotności, starzenia się i śmierci. Fabularnie w tej książce nie dzieje się zbyt wiele – "Pójdę sama" rozwija się subtelnie w wewnętrznych monologach, a jej urok tkwi w prostocie, egzystencjalnej nucie i mądrym przekazie. To historia opowiedziana w sposób delikatny i słodko-gorzki, bo smutek i melancholia idą w niej za rękę z pogodą ducha i nadzieją. Początkowe, z pozoru błahe spostrzeżenia i opisy, stopniowo uderzają w poważniejsze tony i układają się w wielobarwną melodię życia – zalewają serce falą nostalgii. Wakatake na zaledwie kilkuset stronach pozwala swojej bohaterce przeżyć całą gamę emocji – emocji, które wcale nie blakną wraz z wiekiem.


"Kto nie zna cierpienia, które niesie strata, ten zazna go jeszcze aż nadto. A jeśli nie – to znaczy, że nikogo w życiu nie kochał"

"Pójdę sama" to książka niewielka rozmiarem, ale z maksimum ważnej treści – czuła, przemyślana i głęboko refleksyjna. Może i nie do końca przekonało mnie użycie dialektu (mocno wybijał mnie z rytmu), ale jako całość – przeczytałam z przyjemnością. Wakatake stworzyła opowieść, która uświadamia, że warto pamiętać o samym sobie. Że własne marzenia, pragnienia i niezależność mają znaczenie. Że pozorna samotność w rzeczywistości może oznaczać wolność i radość życia. Bo czasami dopiero gdy pójdziemy sami, możemy iść tak, jak naprawdę chcemy...



















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Tytuł oryginalny: おらおらでひとりいぐも
Przekład: Dariusz Latoś
Wydawnictwo: W.A.B
Data wydania: 11 października 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 144
Moja ocena: 4,5/6

czwartek, października 05, 2023

#624 "Nadzieja w spiżarni ukryta" – Joanna Jax i Magdalena Witkiewicz

#624 "Nadzieja w spiżarni ukryta" – Joanna Jax i Magdalena Witkiewicz
Słoiki z ogórkami i marynowanymi kurkami. Butelki z sosem pomidorowym. Śliwkowe powidła. Miód. Likier z czarnych porzeczek. Suszone borowiki i warkocze z czosnku. Spiżarnia. Serce domu. Miejsce, w którym ukryta jest nadzieja.


Tak o spiżarnianej magii mówią bohaterki powieści Magdaleny Witkiewicz i Joanny Jax – kobiety należące do koła gospodyń wiejskich. Łucja, która dołączyła do nich pewnego sierpniowego dnia, szybko przekonała się jak wiele radości i spokoju może przynieść wspólne gotowanie i pieczenie. A przede wszystkim jak wspaniałym doświadczeniem mogą być spotkania w kobiecym gronie – przyjaźń kobiet, które z pozoru różni wiele, ale łączy jeszcze więcej. "Nadzieja w spiżarni ukryta" to poruszająca opowieść, w której przeszłość splata się z teraźniejszością – historia zapracowanej młodej kobiety, która przeprowadza się na wieś i odmienia swoje dotychczasowe życie krzyżuje się z losami skromnej nauczycielki żyjącej w dziewiętnastowiecznej Polsce pod zaborami. Joanna Jax i Magdalena Witkiewicz wspaniale przybliżają w książce ideę kół gospodyń wiejskich, jednocześnie kreśląc przenikliwy portret Filipiny Płaskowskiej, która jako jedna z pierwszych dostrzegła siłę i wielki potencjał kobiet ze wsi. Niezwykle fascynująca i inspirująca to postać – nauczycielka, idealistka i rewolucjonistka. Dziewczyna o wielkim sercu, która zawsze na pierwszym miejscu stawiała drugiego człowieka. Która walczyła o najbiedniejszych kosztem samej siebie. Która angażowała się w sprawy robotników i chłopów i która z determinacją krzewiła polską kulturę i język w burzliwych czasach. Odwaga, idealizm i życzliwość Filipiny wzbudzają podziw i sympatię – wspaniale, że autorki postanowiły opowiedzieć jej niełatwą historię. Zresztą w powieści Joanny Jax i Magdaleny Witkiewicz i przeszłość, i teraźniejszość angażują równie mocno – "Nadzieja w spiżarni ukryta" utkana jest z wielu przeróżnych emocji. Autorki pięknie piszą o miłości, przyjaźni, trudnych wyborach, bolesnych pożegnaniach i nowych początkach – z literacką wrażliwością i empatią. Jeżeli lubicie słodko-gorzkie, życiowe historie, książka Joanny Jax i Magdaleny Witkiewicz sprawdzi się doskonale.


"by przeżyć życie tu i teraz"

"Nadzieja w spiżarni ukryta" to mądra i czuła lekcja życia – opowieść o patrzeniu z nadzieją w przyszłość i cieszeniu się drobiazgami. O szukaniu swojego miejsca i odkrywaniu własnej ścieżki. O ludzkiej życzliwości, trosce i sile wsparcia, dzięki którym świat staje się lepszym miejscem. I przede wszystkim o zwykłych-niezwykłych kobietach, które były i są wśród nas – mamy wielką moc!

Pięknie napisana, wartościowa literatura obyczajowo-historyczna. Ma zapach bochenka chleba, smak miodu i dojrzałych jabłek. Wzrusza, skłania do refleksji, napełnia serce ciepłem i nadzieją. Takie książki czyta się i poleca z przyjemnością. Niezwykle udany pisarski duet!
















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Flow.

Data wydania: 20 września 2023
Wydawnictwo: Flow
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 336
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, października 02, 2023

#623 "Hacjenda" – Isabel Cañas (przekład Ryszard Oślizło)

#623 "Hacjenda" – Isabel Cañas (przekład Ryszard Oślizło)
Niektóre domy już od progu otulają ciepłem. Inne, puste i ciche, uparcie milczą. Ale są też i takie, które skrywają przerażające tajemnice – gniew i nienawiść przenikają ich mury. Każdy dom ma swoją własną historię. Każdy dom staje się świadkiem mijającego czasu, nagromadzonych latami uczuć, wypowiedzianych słów i burzliwych wydarzeń. Bo dom to coś znacznie więcej niż cztery ściany. I czasami dom postanawia przemówić...

"Z tym domem było coś nie tak. Coś czaiło się w nim za dnia, a nocą rosło w siłę"

Zimno wypełza z zakamarków i przenika wiekowe mury, gniewne głosy i szyderczy śmiech odbijają się echem, trzaskają drzwi, ciemność gęstnieje i chwyta za gardło. Czerwone oczy śledzą każdy twój ruch, jesteś obserwowana. Mdlący strach oplata cię coraz ciaśniej. Tracisz oddech, a może i zmysły. Hacjenda San Isidro, dom, który miał być ratunkiem i bezpiecznym schronieniem okazał się śmiertelną pułapką – wrogim i niebezpiecznym miejscem, twoim grobem.


"Ojciec Beatríz został stracony podczas obalania rządu, a jej dom spalono. Kiedy przystojny don Rodolfo Solórzano oświadcza się kobiecie, ta myśli głównie o schronieniu, jakie może zapewnić jego posiadłość na wsi. Ignoruje więc plotki o śmierci pierwszej żony Rodolfa i jego lojalności wobec ludzi, którzy zamordowali jej ojca. Chce mieć własny, spokojny dom i poczucie stabilizacji. Po przeprowadzce do hacjendy San Isidro, położonej na uboczu, okazuje się, że nie jest to bezpieczna przystań, na jaką Beatríz liczyła. Juana, siostra Rodolfo, bardzo ten dom zaniedbała. Rodolfo wraca do stolicy, zostawiając żonę ze swoją siostrą. Wkrótce wizje i głosy zaczynają nawiedzać sny Beatríz, a niewidzialne oczy śledzą każdy jej ruch. Juana wyśmiewa wizje bratowej, ale sama nie wchodzi w nocy do budynku. Z kolei kucharka pali kadzidła na skraju kuchni i oznacza drzwi dziwnymi symbolami. Nikt nie chce powiedzieć, co stało się z pierwszą doñą Solórzano" (opis wydawcy)

Debiutancka gotycka powieść Isabel Cañas bada coś znacznie więcej niż tylko siłę strachu i gęstość mroku czających się w nawiedzonym domu. Mrożąca krew w żyłach i hipnotyzująca "Hacjenda" opowiada historię Metyski, młodej mężatki Beatriz i nowej doñy Solórzano, która zostaje uwikłana w rodzinne sekrety, walkę o władzę i niepohamowaną żądzę zemsty. Powieść, która zrodziła się z dziecięcego lęku przed ciemnością, fascynacji przeszłością i latynoamerykańskich korzeni autorki, silnie osadzona jest w meksykańskiej dziewiętnastowiecznej scenerii. Tłem wydarzeń Cañas uczyniła lata tuż po zakończeniu wojny o niepodległość Meksyku, co nadaje "Hacjendzie" specyficzny społeczno-kulturowy koloryt – tytułowa posiadłość San Isidro niczym soczewka skupia w sobie esencję ówczesnych burzliwych czasów: widmo kolonializmu, krzywdzący rasistowski system klasowy, nierówności socjoekonomiczne i opresyjną religię. W powieści Cañas meksykańskie dziedzictwo przenika każdą stronę – jest obecne w dawnych ludowych wierzeniach, w folklorze i murach rodzinnej posiadłości, którą nawiedzają nie tylko nadprzyrodzone siły, ale też duchy przeszłości. Barwna meksykańska oprawa "Hacjendy" w połączeniu z dusznym, mrocznym klimatem à la Daphne du Maurier tworzy coś absolutnie wyjątkowego. Książka Cañas ma wszystko to, co charakteryzuje dobrą powieść grozy, a nawet znacznie więcej: od motywu nawiedzonego domu przez zakazany romans aż po fabularne napięcie. Autorka piękną prozą potrafi wyczarować niezapomniane obrazy – podsyca niepokój, pobudza wyobraźnię i oplata lepkim strachem. Groza w "Hacjendzie" wydaje się niemal namacalna – i na tyle przerażająca, by skutecznie oddalić sen. Cañas, łącząc motyw nawiedzenia, religii i meksykańskich wierzeń, zbudowała dla historii zakazanej miłości autentyczną oprawę – nadała powieści gotycką głębię. Zachwycają silne kobiece portrety, a także zniuansowana postać młodego księdza Andrésa, mężczyzny skrywającego mroczną tajemnicę. Wszystkie elementy debiutanckiej książki Cañas doskonale ze sobą współgrają.


"Koniec końców tym, co mnie złamało, nie były atramentowe ciemności ani echa osobliwego śmiechu San Isidro. Ani też strach rozrywający mi pierś. Złamała mnie jej utrata"

"Hacjenda" to książka przesiąknięta słodkim sokiem z agawy i dymem kopalowego kadzidła, wyszeptana w blasku świec. To opowieść o rodzinnych sekretach, słodko-gorzkiej, zakazanej miłości, strachu, żądzy władzy i woli przetrwania. O walce dobra ze złem, pamięci murów i przerażających rzeczach, które skrywają się w ciemności. Cudownie niepokojąca i trzymająca w napięciu powieść, wspaniały debiut i współczesna gotycka perełka – niezapomniana. Przeczytałam jednym tchem, często ze ściśniętym ze strachu gardłem. Polecam!


















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Mova.

Tytuł oryginalny: The Hacienda
Przekład: Ryszard Oślizło
Wydawnictwo: Mova
Data wydania: 27 września 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Moja ocena: 5,5/6

Copyright © w ogrodzie liter , Blogger