poniedziałek, sierpnia 31, 2020

#244 "Oczy z Rigela" - Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka) /przedpremierowo/

#244 "Oczy z Rigela" - Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka) /przedpremierowo/
27 listopada 1944 roku niedaleko wyspy Tjøtta zatonął norweski statek transportowy - MS Rigel (przejęty i wykorzystywany w trakcie wojny przez niemieckie wojska). W wyniku ostrzału dokonanego przez brytyjskie lotnictwo śmierć poniosło około 2500 osób, głównie rosyjskich jeńców wojennych. Wydarzenie to zapisało się w pamięci jako największa katastrofa morska w historii Norwegii. Roy Jacobsen, jeden z najbardziej uznanych współczesnych norweskich pisarzy, uczynił zatopienie Rigela ważnym motywem rodzinnej sagi. Książka "Oczy z Rigela" w przekładzie Iwony Zimnickiej, która 2 września będzie miała premierę, stanowi trzecią część - to subtelna powieść pełna nadziei, tęsknoty i odwagi. W dwóch poprzednich częściach ("Niewidzialnych" i "Białym morzu") poznaliśmy rodzinę Barrøy mieszkającą na niewielkiej norweskiej wyspie. Otoczeni zimnymi wodami uprawiają ziemię, łowią ryby i wiodą spokojne życie w zgodzie z naturą. Jest wśród nich młoda dziewczyna Ingrid. Pewnego dnia wojna brutalnie wdziera się do jej małego świata - morze wyrzuca na brzeg ciała z zatopionego statku Rigel. Na wyspę trafia ocalały żołnierz rosyjski. Między nim i Ingrid rodzi się uczucie. Wkrótce Aleksander opuszcza wyspę - pragnie przedostać się do Związku Radzieckiego. Mijają dni i miesiące. Ingrid decyduje się ruszyć niewidzialnym śladem ukochanego mężczyzny. Zabiera ze sobą córkę Kaję, której oczy są tak bardzo podobne do oczu jej rosyjskiego ojca.


Gdy na starych gruzach wznosi się nowe czyli powojenna Norwegia i jej skomplikowane oblicze

W nowej książce Jacobsena widzimy Norwegię, która próbuje uporać się z powojenną traumą i wrócić do normalności. Nie jest to jednak łatwe, szczególnie biorąc pod uwagę skomplikowaną sytuację kraju podczas niemieckiej okupacji. W niektórych miejscach przypominała ona bardziej współpracę z wrogiem, co naznaczyło mieszkańców. Po zakończeniu wojny sporo więc było niejasności, podejrzliwości i białych plam, których nie sposób uzupełnić. Jacobsen przedstawia oczami młodej kobiety obraz kraju pogrążonego w milczeniu oraz ludzi z widzialnymi i niewidzialnymi bliznami ukrywanymi głęboko przed wzrokiem obcych. Ingrid spotyka na swojej drodze osoby, które dzielą się z nią żywnością, ubraniami, pieniędzmi i dachem nad głową. Pragną pomóc jej w poszukiwaniach. Ale są i tacy, którzy uparcie milczą, ukrywając prawdę. Kto był przyjacielem, a kto wrogiem? Wydaje się, że każdy skrywa głębokie rany. Jacobsen wspaniale oddał w książce charakter małych norweskich społeczności balansujących między przeszłością a teraźniejszością. Na przykładzie kilku postaci zbudował interesujące i głębokie pod względem psychologicznym studium destrukcyjnego wpływu wojny na człowieka. Należy jednak wspomnieć, że "Oczy z Rigela" to wyjątkowa podróż nie tylko przez kraj naznaczony wojną, ale też do wnętrza samego siebie. Ingrid ujęła mnie swoją wewnętrzną siłą, wrażliwością, uporem i determinacją. To bohaterka, która podejmuje ryzyko i trudy podróży, by móc odnaleźć ukochanego człowieka. Mimo wątpliwości i rozczarowań, nie rezygnuje, choć zdaje sobie sprawę, jak bardzo bolesna może okazać się prawda. Podróż nieodwracalnie ją zmienia - staje się ważnym punktem zwrotnym. I muszę przyznać, że ten motyw wędrowania okazał się naprawdę interesujący. Mimo że powieść, w porównaniu do poprzednich części sagi, straciła trochę ze swojej intymności, zyskała nieco bardziej dynamiczny charakter. Ingrid zwraca uwagę swoją pragmatyczną postawą, typową dla mieszkańców Skandynawii. Nie mówi wiele, ale uważnie obserwuje i analizuje. W książce Jacobsena nie ma rozbudowanych dialogów ani długich opisów przeżyć wewnętrznych. Emocje skrywają się pod warstwą spokoju i surowości. Podoba mi się, że autor nie podsuwa gotowych odpowiedzi. To od czytelnika w dużej mierze zależy, jak wiele treści ukrytych między wersami odkryje dla siebie. Książka "Oczy z Rigela", podobnie jak poprzednie części sagi, zachwyca dojrzałością, mądrością i refleksyjnym charakterem. Jacobsen wspaniale połączył indywidualne zmagania Ingrid z rozterkami norweskiego społeczeństwa.


"Idziesz ścieżką wyrzutów sumienia. Ludzie się pobrudzili, a teraz usilują zmyć z siebie ten brud, kraj umywa ręce. Nawet wielu z tych, którzy naprawdę czegoś dokonali, wie, że mogli zrobić więcej i woli, by im o tym nie przypominano"

Saga rodziny Barrøy zajmuje w moim sercu szczególne miejsce, bo to właśnie od "Niewidzialnych" Roy'a Jacobsena zaczęła się moja przygoda z Serią Dzieł Pisarzy Skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego. Zachwyciła mnie proza autora - oszczędna, surowa, ale też wyrazista, momentami poetycka i tak bardzo precyzyjna. Jacobsen z liryczną prostotą opisuje naturę, nadając jej głębię i intymność. Ta seria bez wątpienia pozwala odkryć piękno skandynawskiej literatury.

"Pierwszą ofiarą pokoju jest prawda"

"Oczy z Rigela" to subtelna, momentami nostalgiczna i smutna opowieść o powojennym spustoszeniu, poczuciu winy i żalu. O nadziei, która daje siłę oraz przeszłości, przed którą nie sposób uciec, nawet wówczas, gdy próbujemy się od niej odciąć za wszelką cenę. O złudzeniach i prawdzie, którą trudno wydobyć spod grubych warstw milczenia, a także o poczuciu przynależności, zbiorowym zapomnieniu i drodze, która jest ważniejsza niż sam cel. Wyjątkowa podróż. Trudno było mi rozstać się z główną bohaterką. Warto przeczytać (i to koniecznie w odpowiedniej kolejności - dzięki temu zobaczymy, jak zmienia się pióro autora oraz jak długą drogę przebyła Ingrid od dzieciństwa na wyspie aż po punkt zwrotny, jakim stała się podróż z córką śladami ukochanego Aleksandra). Serdecznie polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.




Tytuł oryginalny: Rigels Øyne
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Data wydania: 2 września 2020
Liczba stron: 256

niedziela, sierpnia 30, 2020

Legimi czyli czytaj książki gdzie i kiedy chcesz

Legimi czyli czytaj książki gdzie i kiedy chcesz

Książki papierowe? A może ebooki i audiobooki? Przyznam szczerze, że jestem wielką miłośniczką tych pierwszych. Właściwie nie wierzyłam, że książki w formie ebooków lub audiobooków mogą kiedykolwiek przypaść mi do gustu. Wzbraniałam się przed nimi wiele lat, a każdą sugestię i zachętę do zakupu czytnika ze strony rodziny i znajomych kwitowałam uśmiechem i wzuszeniem ramionami. Zresztą cena książki w fomie elektronicznej często wcale nie różni się od kosztów wersji papierowej. Po co mi w takim razie ebooki i audiobooki? ;) Minęło trochę czasu i zmienił się nieco mój sposób myślenia. Potwierdziło się też znane powiedzenie "nigdy nie mów nigdy" :) A wszystko to za sprawą Legimi.


Czym jest Legimi?

Legimi to jedna z najpopularniejszych aplikacji do legalnego czytania ebooków i słuchania audiobooków. Za miesięczną opłatą możemy uzyskać nieograniczony dostęp do setek tytułów - obecnie w bazie znajduje się ich już ponad 60 tysięcy. Z Legimi możemy korzystać nie tylko na czytnikach, ale także na smartfonach, tabletach i komputerach.

Oferta Legimi

Nielimitowany dostęp do setek ebooków i audiobooków miesięcznie w cenie jednej książki? To chyba najlepszy argument - w każdym razie mnie bez wątpienia przekonał. Do wyboru mamy kilka planów abonamentowych:


Na początek możemy też skorzystać z okresu próbnego i testować Legimi przez 14 dni za darmo - bardzo do tego zachęcam.

Jak korzystać z Legimi?

Aby zacząć korzystać z Legimi, najpierw należy utworzyć swoje indywidualne konto. Procedura jest bardzo łatwa i intuicyjna. Po uzupełnieniu m.in. nazwy użytkownika, adresu e-mail i hasła, na naszą skrzynkę e-mail zostanie przesłany link aktywacyjny, w który powinniśmy kliknąć. Od tego momentu nasze konto Legimi stanie się gotowe do działania. Uzyskamy również dostęp do funkcjonalnego panelu głównego, w którym znajdziemy szereg przydatnych informacji, takich jak np. czas poświęcony na czytanie w ciągu każdego dnia tygodnia. Po ściągnięciu aplikacji i wyborze odpowiedniego planu abonamentowego możemy rozpocząć przygodę z wirtualną biblioteką. 

Aplikacja Legimi jest prosta w obsłudze i posiada przejrzystą strukturę. Za pomocą wyszukiwarki możemy łatwo odnaleźć interesujące nas tytuły - a następnie umieścić je na swojej wirtualnej półce. Dużym udogodnieniem jest funkcja automatycznej synchronizacji treści książek pomiędzy wieloma urządzeniami. W katalogu znajdziemy zarówno starsze jak i nowsze tytuły z wielu różnych gatunków (m.in. kryminały, literaturę faktu, romanse, literaturę piękną, obyczajową, fantastykę, oraz książki dla dzieci i młodzieży). Legimi nieustannie poszerza swoją ofertę. Często już w dniu premiery (a nawet nieco wcześniej) do katalogu trafiają nowości znanych wydawnictw m.in. Czwartej Strony, Poznańskiego, Kobiecego, Czarnego i Albatrosa. Kiedy rozpoczęłam testowanie aplikacji, czułam się jak dziecko w sklepie z cukierkami - ogromny wybór. Warto wspomnieć o dwóch bardzo przydatnych funkcjach w przypadku audiobooków - możemy dostosować szybkość odtwarzania do naszych upodobań oraz zaledwie jednym kliknięciem zmienić tryb ze słuchania na czytanie (i to dokładnie w tym samym miejscu książki).


Moja wirtualna półka Legimi

Legimi to wygoda (możemy czytać gdzie chcemy i kiedy chcemy na czytniku, smartfonie lub tablecie), oszczędność (tysiące tytułów miesięcznie na wyciągnięcie ręki w cenie jednej książki), atrakcyjność (nowości i bestsellery) i ekologia (bez marnowania papieru). Korzystam z Legimi od dwóch miesięcy i jestem bardzo zadowolona. Audiobooki okazały się świetnym rozwiązaniem (i urozmaiceniem), szczególnie podczas spacerów, podróży i po ciężkim dniu, gdy oczy nie mają już ochoty na dodatkowy wysiłek. Wybór jest ogromny i każdy może w katalogu znaleźć coś dla siebie. Warto przetestować i przekonać się samemu. Serdecznie polecam.


* więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej www.legimi.pl



Znacie Legimi? Korzystacie? Jakie są wasze wrażenia? :)

czwartek, sierpnia 27, 2020

#242 "Zamiana" - Beth O'Leary (przekład Łukasz Praski)

#242 "Zamiana" - Beth O'Leary (przekład Łukasz Praski)
Są takie książki, które otulają serce jak ciepły koc. Takie, które stanowią czarującą mieszankę humoru i wzruszeń. Podnoszą na duchu i przynoszą nadzieję - dzięki nim czujemy się lepiej. Są puchate i urocze i z lekkością poruszają nawet najtrudniejsze i najbardziej bolesne kwestie. Takie są właśnie powieści Beth O'Leary, brytyjskiej pisarki mieszkającej w Londynie. Jej debiutancka książka (podobno napisana w podmiejskim pociągu) zdobyła serca czytelników - moje również :) Zastanawiałam się, czy utrzyma ten wysoki poziom i nadszedł czas, by się przekonać. W sierpniu na księgarskie półki trafiło polskie tłumaczenie jej kolejnej powieści zatytułowanej "Zamiana". Czekałam niecierpliwie na premierę i w końcu tydzień temu z kubkiem herbaty w dłoni zasiadłam do lektury. Spędziłam z nią cały leniwy sobotni dzień i to był doskonały wybór. Ta książka to prawdziwy comfort reading i wspaniały czytelniczy relaks.


Dwie osoby potrzebują zmiany w swoim życiu, więc... zamieniają się domami. Motyw znany z filmu The Holiday, prawda? Zamiana dwóch kobiet w podobnym wieku to świetny pomysł, ale zamiana dwóch spokrewnionych ze sobą kobiet, które dzieli 50 lat - przepis na doskonałą przygodę :) Pokochałam koncepcję książki Beth O'Leary właśnie z tego powodu. Bo przecież na zmiany nigdy nie jest za późno.

Zamiana domów czyli wnuczka i babcia na życiowym zakręcie

Czasami żeby zmienić życie, wystarczy… zmienić mieszkanie. Przekonują się o tym Leena - pracowniczka londyńskiej korporacji - i Eileen, jej mieszkająca w Yorkshire babcia. Eileen marzy o wielkiej miłości, a Leena - o chwili odpoczynku. Dochodzi do zamiany. Leena przenosi się do wiejskiego domu babci i przejmuje jej obowiązki związane m.in. z organizacją majowego festynu. Eileen z kolei trafia do Londynu i zaczyna umawiać się na randki.
Co znajdą, jeśli zaczną żyć zupełnie innym życiem niż dotychczas?

"Zamiana" to bardzo urokliwa książka, którą czyta się z uśmiechem na twarzy. Ma w sobie ogromną dawkę dobrej energii, ciepła i czułości, podobnie zresztą jak wspomniani już "Współlokatorzy". Nowa powieść Beth O'Leary zachwyciła mnie również inteligentnym humorem i angażującymi dialogami między bohaterami. Autorka świetnie uchwyciła charakter Londynu i małej angielskiej miejscowości. Pierwsze zachwyca różnorodnością i tętni nieustannie energią - życie pędzi w nim w zawrotnym tempie. Drugie z kolei jest bardziej spokojne, leniwe i skoncentrowane na relacjach międzyludzkich. Hamleigh to prawdziwa rodzinna wioska - mała, pełna dumy, ale też łatwa do polubienia. Dwa z pozoru zupełnie inne światy i dwie różne prędkości. Beth O'Leary nie mogła przedstawić ich lepiej. Z przyjemnością towarzyszyłam Lennie i jej babci oraz śledziłam ich zmagania - próby odnalezienia się w nowej rzeczywistości. I tu dochodzimy do bardzo istotnej rzeczy, bo "Zamianę" można też pokochać właśnie za wspaniale wykreowane postaci. Dość rzadko trafiam na książki obyczajowe, które koncentrują się na życiu miłosnym kobiet po osiemdziesiątce i miło było poznać kogoś gotowego rozpocząć nowy rozdział życia w tym wieku. Właściwie to osobowość Eileen najbardziej mnie poruszyła. Jest niesamowicie silną kobietą, a jej determinacja, serdeczność i ambicja to trzy cechy, które posiada również Leena. Beth O'Leary stworzyła fantastyczną postać, która pokazuje nam, że nigdy nie jesteśmy zbyt starzy na miłość i szczęście. Uwielbiam ten motyw! Muszę też wspomnieć o bohaterach drugoplanowych. Autorka wyposażyła każdego z nich w unikalne i (często zabawne;) cechy. Nie ma szans, żeby czytelnik ich nie polubił. Stali się sercem tej powieści.

Miłość tu i tam czyli uczuciowe zawirowania

Wątek romantyczny w "Zamianie" jest znacznie mniej rozbudowany i subtelniejszy niż we "Współlokatorach". Powiedziałabym nawet, że stanowi jedynie tło dla sedna tej historii czyli drogi do odkrywania siebie oraz próby wepchnięcia wykolejonego życia na właściwe tory. Przyznam szczerze, trochę żałuję, ale z drugiej strony nic dziwnego - koncepcja książki jest inna i inny jest też typ narracji. Na opisywane wydarzenia patrzymy tym razem z perspektywy dwóch kobiet, które właściwie mają swoje dwie osobne historie (we "Współlokatorach znajdziemy narrację damsko-męską). Chociaż romantyzmu jest nieco mniej, wątek miłosny i tak wyróżnia się typowym dla Beth O'Leary urokiem i humorem. Bardzo go polubiłam :)

"To doświadczenie pokazało jej i mnie, że każdej z nas brakuje części siebie. Musiałyśmy jednak wrócić... każda do siebie samej"

Mimo swojej lekkości i płynności, ta opowieść doskonale wie, jak trafić do serca. Znajdziemy w niej smutne i wzruszające, ale też ciepłe i urocze momenty. Bohaterowie książki zmagają się z bólem po stracie ukochanej osoby, żalem, poczuciem winy, niepewnością, depresją i zagubieniem. Beth O'Leary z delikatnością i wrażliwością porusza też kwestie związane z chorobą, starością, samotnością i przemocą domową. Bez wątpienia "Zamiana" to nie tylko zabawna komedia romantyczna, ale też powieść z ważnym przekazem.

I jak tu nie lubić książek Beth O'Leary? Może i "Zamiana" nie okazała się dla mnie aż tak wielkim hitem jak zeszłoroczni "Współlokatorzy", ale bez wątpienia czytałam ją z przyjemnością. Lubię humor i ciepło obecne w powieściach autorki. Dzięki malowniczej angielskiej wiosce, fascynującym postaciom i czarującemu dowcipowi, "Zamiana" okazała się satysfakcjonującą lekturą. To podnosząca na duchu opowieść o zmianach, na które nigdy nie jest za późno. O znaczeniu i sile międzyludzkich relacji oraz o odkrywaniu radości i przeżywaniu szczęścia mimo bolesnych doświadczeń. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki Beth O'Leary. Warto.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Tytuł oryginalny: The Switch
Tłumaczenie: Łukasz Praski
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 416

wtorek, sierpnia 25, 2020

#241 "Pięć lat z życia Dannie Kohan" - Rebecca Serle (przekład Agnieszka Brodzik)

#241 "Pięć lat z życia Dannie Kohan" - Rebecca Serle (przekład Agnieszka Brodzik)
Czy znacie słynny cytat z książki "Forrest Gump" - "Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi"? Bez wątpienia doskonale opisuje nieprzewidywalny charakter naszego życia, ale co ciekawe idealnie pasuje też do literatury. Książki potrafią zaskoczyć. Czasami przynoszą ze sobą emocje i refleksje, których zupełnie się nie spodziewamy. Czegoś takiego doświadczyłam właśnie za sprawą lektury powieści Rebekki Serle. Dannie, główna bohaterka książki, pewnego dnia zasypia i budzi się w 2025 roku w innym mieszkaniu, z innym pierścionkiem zaręczynowym na palcu i w obecności zupełnie obcego mężczyzny. Podróż w czasie nie trwa długo - po godzinie Dannie budzi się w dobrze znanym jej świecie. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to lekka i zabawna komedia romantyczna utrzymana w konwencji filmu "Dziś 13, jutro 30" (uwielbiam go!). Tymczasem nic bardziej mylnego. Ta opowieść rozwija się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku - w rezultacie łamie serce, a nastepnie przykleja na nie plaster. Ostatnie strony czyta się z uśmiechem na twarzy i mokrymi oczami. Podobno potrzeba zaledwie pięciu minut, by móc zakochać się w powieści Rebekki Serle. Potwierdzam - tak właśnie jest. Z łatwością pokochacie pióro autorki. Ale w tej historii najpiękniejsze jest to, co doświadczamy i odkrywamy z każdą kolejną przeczytaną stroną. Im dalej, tym więcej autentycznych uczuć, które poruszają do głębi. Na tym polega siła tej książki.


"Gdzie widzisz siebie za pięć lat?". Gdy Dannie słyszy to pytanie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, nie ma żadnych trudności z udzieleniem odpowiedzi. Dokładnie wie, w jakim momencie chce znajdować się za pięć lat. Jej życiem rządzą plany. Wie, że poranny prysznic i makijaż zajmują jej trzydzieści sześć minut, a jeśli myje włosy - czterdzieści trzy minuty. Uważa, że związek powinien trwać dwadzieścia cztery miesiące zanim para ze sobą zamieszka, a trzydziestka to idealny wiek na ślub. Zawsze marzyła o pracy w największej i najbardziej prestiżowej kancelarii w mieście, a kanapka z rybną pastą to jej "zwycięskie śniadanie". Nawet przyszłość ma dokładnie zaplanowaną. Ale czy naprawdę można kontrolować każdy aspekt życia? Pięć lat to całkiem sporo. Jak bardzo możemy się zmienić? Jak bardzo mogą zmienić się nasze priorytety? Często przecież życie pisze zupełnie inny scenariusz niż ten, który dla siebie zaplanowaliśmy... Senna przygoda budzi u Dannie najgłębiej skrywane lęki oraz wątpliwości. Czy mężczyzna, z którym się zaręczyła to ten jedyny? Co kryje się za dziwnym snem? Czy to wizja z przyszłości?

Do lektury powieści Rebekki Serle usiadłam, spodziewając się lekkiej romantycznej historii miłosnej pełnej wzlotów i upadków (może w stylu "Coś pożyczonego" Emily Giffin). Myliłam się, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.  "Pięć lat z życia Dannie Kohn" to jedna z tych książek, które warto czytać z otwartym umysłem - bez wygórowanych i ściśle określonych oczekiwań. Najlepiej po prostu pozwolić porwać się tej historii i zobaczyć, dokąd nas zaprowadzi. Znajdziemy w niej oczywiście miłość, ale w wielu odcieniach - od tej typowej romantycznej, przez przyjaźń, macierzyństwo, aż po umiłowanie życia. Autorka porusza sporo ważnych kwestii, ale nie chcę zdradzać wam zbyt wiele. Jedno jest pewne - podczas czytania nie zabraknie ani uśmiechu ani łez. Przyjaźń między główną bohaterką a Bellą, żywiołową i spontaniczną artystką, to najjaśniejszy punkt powieści. Rebecca Serle potrafi przywołać bardzo autentyczne uczucia i stworzyć interesujące postaci. Z zainteresowaniem śledzimy ich życiowe zmagania. Właściwie już od pierwszych stron polubiłam styl pisania autorki. Książka wyróżnia się energiczną i wrażliwą prozą oraz płynnością, co sprawia, że można ją przeczytać nawet w jeden dzień. Trudno odłożyć historię Dannie na bok, bo z łatwością stajemy się częścią jej książkowego świata. Muszę przyznać, że cieszyła mnie każda minuta spędzona z tą książką. Dodatkowym smaczkiem, który nadaje powieści barw jest jej fantastyczne nowojorskie tło. Żółte taksówki, mosty, parki, drapacze chmur, znane restauracje, ekscentryczne lofty czyli wielkomiejskie życie :) Te opisy sprawiły, że miałam ochotę pakować walizkę. Jeżeli tak jak ja lubicie Nowy Jork i amerykańską atmosferę w książkach, oprawa powieści Serle przypadnie wam do gustu.


"Wyglądam na zewnątrz, widzę zatoki, mosty, lampy. Woda błyszczy jak obietnica. Myślę o tym, jak wiele życia kryje się w tym mieście, ile tu złamanych serc, ile miłości"

"Pięć lat z życia Dannie Kohan" to poruszająca opowieść o prawdziwej przyjaźni i miłości oraz o odkrywaniu samego siebie. Uświadamia, jak niespodziewanie może zmienić się nasze życie i jak ważna jest obecność ludzi, których kochamy. Wspaniale pokazuje też, jak łatwo utknąć w rutynie i prozie codzienności - i choć możemy czuć się wówczas bezpiecznie, w rzeczywistości tracimy to, co najważniejsze - szansę na spełnienie marzeń. Warto przeczytać.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.





Tytuł oryginalny: In Five Years
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 320

piątek, sierpnia 21, 2020

#240 "Zosia z Wołynia. Prawdziwa historia dziewczynki, która uratowała żydowskie dziecko" - Mateusz Madejski

#240 "Zosia z Wołynia. Prawdziwa historia dziewczynki, która uratowała żydowskie dziecko" - Mateusz Madejski
Choć wojna skończyła się wiele lat temu, są osoby, które nadal przechowują w sercu bolesne wspomnienia - obrazy, których nie sposób zapomnieć. Mówi się, że od wojny gorsza jest tylko jedna rzecz - ludobójstwo. W zbrodni dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w latach 1943-1944 życie straciło nawet 60 tysięcy Polaków. Ale rzeź wołyńska to nie tylko liczba ofiar, ale również wiele poruszających ludzkich historii o sielskiej krainie, która zamieniła się w piekło i spłynęła krwią. Ci, którzy ocaleli, musieli uciekać i porzucić ukochane niegdyś miejsca. Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Zofia Hołub, która jako szesnastolatka wspólnie z rodziną uciekła przed banderowcami z niewielkiej wołyńskiej wsi Biała Krynica do większej miejscowości Radziwiłłów - podczas rzezi wołyńskiej obsadzona niemiecką załogą stanowiła schronienie dla polskich uchodźców z eksterminowanych przez UPA wiosek. W ten sposób niemal w ostatniej chwili uniknęła śmierci. To właśnie tam, w niewielkim mieszkaniu, los postawił na jej drodze kilkuletnią żydowską dziewczynkę. Zofię Hołub i jej poruszającą opowieść możemy poznać za sprawą książki napisanej przez jej wnuka Mateusza Madejskiego, dziennikarza i miłośnika literatury faktu. "Zosia z Wołynia. Prawdziwa historia dziewczynki, która uratowała żydowskie dziecko" to publikacja o niezwykle trudnych czasach po brzegi wypełniona wspomnieniami z dzieciństwa spędzonego na Wołyniu oraz lat wojny i okupacji.


Zosia jest sama w cudzym mieszkaniu. Na zewnątrz świat rozpada się na milion kawałków. Pobliskie wioski są palone przez bandy UPA. Niemcy mordują Polaków i Żydów. Armia Hitlera zdaje się niezwyciężona, a końca wojny nie widać. Zosia jest sama. Ale czy na pewno? Zza ściany dobiega dziwny dźwięk. Decyzja, by zajrzeć do niewielkiej kryjówki, zaważy nie tylko na życiu Zosi...

"To była dziewczynka, blondyneczka, nieprawdopodobnie wygłodzona – sama skóra i kości. Dosłownie. Widać było, że czeka na śmierć. Absolutnie przestraszona. Ale nawet nie to zrobiło na mnie największe wrażenie, a jej oczy. Piękne, błękitne, proszące, błagające… Błagały mnie, żeby jej pomóc! Nawet nic nie musiała mówić ani się odzywać. Tymi oczami mi wszystko powiedziała. I powiem ci, że po dziś dzień mam przed sobą te oczy. Tego widoku nie da się zapomnieć"

Sama Zofia Hołub stwierdziła na ostatnich stronach książki - "Dobrze, że w końcu ją [historię] opowiedziałam. Ale czy to naprawdę było takie ciekawe?". Zawsze z dużym zainteresowaniem czytam wspomnienia i biografie - życie pisze niesamowite scenariusze. Jednak te wojenne bywają wyjątkowo trudne i bolesne. Nie brakuje w nich ludzkiej krzywdy, cierpienia i smutku. Ale co ważne, zwykle mają też w sobie iskierkę nadziei. O wydarzeniach, które rozegrały się na Wołyniu nie sposób czytać ze spokojem. Żyjących świadków i uczestników tych makabrycznych dni jest coraz mniej - wciąż odchodzą, zabierając ze sobą wspomnienia. A bez tych relacji nie można w pełni poznać historii - są jak brakujące puzzle, które tworzą szerszy obraz. Każde świadectwo i każde wspomnienie jest na wagę złota. I wspaniale, że autor postanowił wysłuchać rodzinnej opowieści i ocalić ją przed zapomnieniem. Życie Zofii Hołub to niemal historia dwudziestowiecznej Polski w pigułce - od dzieciństwa na Wołyniu, przez dramatyczną ucieczkę przed ukraińskimi nacjonalistami, uratowanie żydowskiej dziewczynki, ucieczkę z transportu do Auschwitz i wyjazd na Ziemie Odzyskane, aż po małżeństwo z żołnierzem wyklętym, próby ułożenia sobie życia w powojennym komunistycznym kraju oraz uhonorowanie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Można więc powiedzieć, że ocalenie Inki, to tylko jeden z elementów bogatej biografii Zofii Hołub, ale bez wątpienia wyjątkowy - bo uratować kogoś przed śmiercią i podarować mu szansę na życie to bezcenna rzecz. W książce Mateusza Madejskiego splatają się ze sobą skomplikowane ścieżki trzech kobiet - Zofii, ocalonej Inki (obecnie Sabiny Heller) oraz Stanisławy Roztropowicz, wołyńskiej sąsiadki i bliskiej przyjaciółki babci autora. Publikacja została napisana w formie wywiadu, w bardzo prostej i przystępnej postaci. Bohaterki same opowiadają o swoich przeżyciach. W ich spisanych słowach ludzkie dramaty mieszają się z dobrymi, a czasami zabawnymi momentami. Jak w życiu - raz szczęście i radość, a raz łzy i rozpacz. Tekst uzupełniono materiałem fotograficznym oraz fragmentami pochodzącymi m.in. z dziennika Sabiny Heller. Ta książka stanowi osobistą podróż w czasie. Przeczytamy, jak wyglądało życie na wołyńskiej wsi z perspektywy dziecka i nastolatki. Dowiemy się również, jak potoczyły się losy ocalonej żydowskiej dziewczynki. Ta publikacja wspaniale pokazuje, jak wiele ważnych historii wciąż jest do odkrycia.


"Najgorsze chwile zawsze się pamięta. To, jak nas podpalili, jak na brzuchu doczołgałam się do ojca – do dziś to widzę, gdy nie mogę zasnąć. I wzrok tej żydowskiej dziewczynki, Inki. Taki błagalny…"

"Zosia z Wołynia" to opowieść o skomplikowanych ludzkich losach oraz o dramatycznych wyborach dokonywanych w niezwykle trudnych okolicznościach. O czasach, w których bohaterstwem było zachować się po ludzku i o czynieniu dobra mimo wszystko. O trudnych wspomnieniach tkwiących w sercu, urwanych życiorysach i poszukiwaniu własnych korzeni. O ranach, których nie jest w stanie zagoić mijający czas. Książka Mateusza Madejskiego to cenne świadectwo trzech kobiet, które los postawił na swojej drodze. Warto przeczytać - wiedzieć, rozumieć i pamiętać.






Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont.




Data wydania: 1 lipca 2020
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Liczba stron: 288

środa, sierpnia 19, 2020

#239 "Tylko szeptem" - Lidia Liszewska i Robert Kornacki

#239 "Tylko szeptem" - Lidia Liszewska i Robert Kornacki

Wakacje powoli dobiegają końca, ale jest pewna książka, która umili nam te ostatnie dni. W sierpniu premierę miała powieść obyczajowa duetu Lidia Liszewska i Robert Kornacki, otwierająca nowy cykl zatytułowany "Bursztynowa miłość". "Tylko szeptem" to dojrzała i intymna historia kobiety i mężczyzny, których drogi niespodziewanie przecięły się w małej nadmorskiej miejscowości. Książka Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego zabiera czytelników w podróż przez zakamarki ludzkiego serca pragnącego miłości, czułości i troski. A wszystko to z szumem morskich fal w tle.


Są takie historie, które po prostu trzeba opowiedzieć - ciepłym szeptem i z otwartym sercem

Świeże powietrze przesycone morską bryzą, szum fal rozbijających się o brzeg, słona woda delikatnie obmywająca ciało, zachód słońca barwiący niebo na różowo, chrzęst piasku pod stopami i bezkresna woda na horyzoncie... Brzmi wspaniale, prawda? "Tylko szeptem" to jedna z tych książek, które zabierają czytelnika nad morze - do miejsca, które sprzyja refleksji, które potrafi ukoić smutek i złamane serce, a czasami nawet przynieść miłość...

Dla Edyty najważniejsze są książki, które tworzy, oraz jej dorosłe dzieci. Skrycie marzy jednak o wielkim uczuciu. Dla młodszego od niej Jacka liczą się przede wszystkim niezależność i wolność, które zapewniają mu rybacki kuter i słone wody Bałtyku. Niespodziewane spotkanie na plaży wywraca ich życia do góry nogami. Zaskoczeni postanawiają dać szansę rodzącemu się uczuciu. Choć dzieli ich wiele, to nastrojowa atmosfera nadmorskiej miejscowości oraz wspólne spacery brzegiem morza sprawiają, że ich relacja pogłębia się. Przypadek połączył tych dwoje, tylko czy to wystarczy? Co jednak kiedy wydarzenia z przeszłości i obawy o wspólną przyszłość zakłócą szczęście Edyty i Jacka? Czy mimo przeciwności losu ich miłość ma szansę przetrwać? (źródło: opis wydawcy)

"Kochali się intensywnie i długo. Między ich ciałami było to, co towarzyszyło im od paru dni; dojrzała namiętność, oczekiwanie, niepewność i pewność zarazem, nadzieje, stare klęski i nowe prawdy, spojrzenia i pytania bliskich oraz ich własne. Przygarnie to wszystko ich jeden wspólny świat?"

Mówi się, że prawdziwa miłość potrafi pokonać wszystkie przeciwności losu - że nie patrzy na wiek ani na odległość, że nie jest jej straszny mijający czas. O miłości nieustannie pisze się wiele. Lubimy o niej czytać i chcemy wierzyć, że ma w sobie właśnie tak ogromną moc. Ale czy w prawdziwym życiu rzeczywiście jest w stanie wygrać w zderzeniu z prozą codzienności? Książka Lidii Liszewskiej i Roberta Kornackiego wyróżnia się nieco na tle innych powieści obyczajowych, jakie ostatnio miałam okazję czytać. Autorzy podarowali nam szczerą i refleksyjną opowieść o uczuciu rodzącym się między starszą kobietą i młodszym mężczyzną. Nie ma w niej miejsca na lukier, szaleństwo i fajerwerki. Jest za to miłość dojrzała i ostrożna, ale też namiętna i czuła. I jest też niepewna wspólna przyszłość. Sądzę, że właśnie ten motyw najbardziej mnie urzekł i zachwycił. Zamiast cukierkowego romansu otrzymałam historię o niespodziewanym uczuciu silnie osadzonym w zwykłym życiu. Lubię książki, które wychodzą poza typowe ramy. Takie, które pokazują, że miłość (i nie tylko ona) nie jest zarezerwowana wyłącznie dla młodych ludzi. Że po przekroczeniu pewnego wieku wciąż mamy prawo do szczęścia, beztroskiej radości, chodzenia po plaży trzymając się za ręce i patrząc sobie głęboko w oczy. Że to, co najlepsze nadal jest przed nami. Że wypada, że możemy, że warto... Nicholas Sparks, amerykański autor romansów, powiedział kiedyś w wywiadzie, że dobra powieść to taka, która przynosi nadzieję. Książka "Tylko szeptem" sprawia, że zza chmur wychodzi nieśmiały promyk słońca. Historia Edyty i Jacka dopiero się zaczyna, ale bez wątpienia ma w sobie dużo nadziei (m.in. w kontekście tego, o czym pisałam wyżej). Choć ich miłość wydaje się kłopotliwa i już na samym początku wywołuje spore zamieszanie, przynosi im dużo dobrego. Widzimy, jak stopniowo odkrywają swoje zalety i wady, trudną przeszłość, marzenia i oczekiwania oraz jak mierzą się z nieprzychylnymi reakcjami otoczenia z uwagi na dzielącą ich różnicę wieku. Cieszę się, że autorzy stworzyli właśnie taką refleksyjną i dojrzałą opowieść. Czytałam ją z dużą przyjemnością, bo ma w sobie sporo ciepła, spokoju, melancholii i nostalgii, tak dobrze pasujących do nadmorskiego klimatu, który jest obecny niemal na każdej stronie. Autorzy z dużą wrażliwością poruszają też kwestie dotyczące straty, samotności, braku pewności siebie oraz różnych odcieni miłości. Atmosfera i sposób opowiedzenia tej historii z łatwością trafiły do mojego romantycznego serca :) Lidia Liszewska i Robert Kornacki pięknie piszą o ludzkich uczuciach i wewnętrznych zmaganiach. Proza jest płynna, klimatyczna, a momentami doprawiona nutką poezji. Wspaniale było móc przenieść się nad morze i zatopić na kilka godzin w świecie Edyty i Jacka. Cieszę się bardzo, że to dopiero początek nowej serii książek - nie miałam ochoty rozstawać się z bohaterami.

"On pokazał mi, że można inaczej. Dał mi lekcję miłości. Przesiadłam się do pierwszej ławki i słuchałam uważnie, połykając łzy. To była trudna lekcja. Ale jeszcze nie czekam na dzwonek"

"Tylko szeptem" to refleksyjna opowieść o pięknej, ale niełatwej miłości, która rozkwita wśród szumu morskich fal i przynosi ze sobą iskierkę nadziei na wspólne szczęście. O trudnych wyborach, potrzebie czułości i próbie złożenia dwóch różnych światów w jedno. O pragnieniu podążania za marzeniami i głosem serca tłumionym przez prozę codziennego życia. Czy miłość wystarczy? Koniecznie przekonajcie się sami. Warto przeczytać.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.




Data wydania: 12 sierpnia 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Bursztynowa miłość (część pierwsza)
Liczba stron: 344

wtorek, sierpnia 18, 2020

#238 "Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo" - Jeff Guinn (przekład Katarzyna Bażyńska-Chojnacka)

#238 "Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo" - Jeff Guinn (przekład Katarzyna Bażyńska-Chojnacka)
"Z mgły wyłonił się pawilon. Chcieli do niego podejść, ale drogę w każdym kierunku blokowały im leżące przeszkody. Kiedy mgła uniosła się i pozwoliła przyjrzeć się lepiej, przez radio poinformowali Georgetown, że w Jonestown stało się coś strasznego, coś jeszcze gorszego niż zbrojny bunt i atak na lądowisko w Port Kaituma. Szukali właściwych słów. To, co tego ranka zastali w Jonestown, przerastało wszelkie wyobrażenia, było prawie niemożliwe do opisania: wszędzie ciała, tak dużo ciał, że policzenie ich zdawało się niemożliwe, niezliczone ludzkie zwłoki"

W gorące popołudnie 18 listopada 1978 roku członkowie sekty religijnej wsłuchiwali się z uwagą w słowa swojego przywódcy płynące z trzeszczących głośników w samym sercu gujańskiej dżungli. Jim Jones wzywał ich do stawienia się w centralnym pawilonie obozowiska, by wspólnie wziąć udział w akcie "rewolucyjnego samobójstwa".


Zbiorowe samobójstwo w gujańskiej osadzie Jonestown w 1978 roku to jedna z tych historii, które mimo upływu lat wciąż pozostają żywe - nie przykrywa ich kurz zapomnienia, wciąż wywołują emocje, a często też wielokrotnie powtarzane obrastają w mity i sensacyjne smaczki, niekoniecznie zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy. Podczas gdy większość filmów dokumentalnych i artykułów prasowych koncentruje się na ostatnich chwilach tej makabrycznej śmierci, nowa książka Jeffa Guinna, amerykańskiego dziennikarza śledczego, odkrywa przed czytelnikami kulisy długiej i krętej drogi, która doprowadziła Jima Jonesa i jego wyznawców do największego w historii USA zbiorowego samobójstwa. Biorąc pod uwagę liczbę ofiar, która przekroczyła 900 (w tym około 300 stanowiło dzieci i młodzież poniżej siedemnastego roku życia) oraz złożony charakter zarówno samego Jonesa, jak i członków wspólnoty Świątynia Ludu, wcale nie dziwi zainteresowanie, którym wciąż cieszy się ta sprawa. Dlaczego tak wiele osób zamieszkało w gujańskiej dżungli? Co doprowadziło do tragedii? Kim był Jim Jones? Genialnym manipulatorem, szalonym guru, fałszywym prorokiem, a może złym człowiekiem, który poświęcił ludzi dla własnych ambicji? Odpowiedzi znajdziemy w książce "Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo" stanowiącej mieszankę biografii i poruszającego reportażu.


Niewinne początki, droga wiodącą na szczyt i dramatyczny koniec

Bardzo lubię literaturę faktu i często po nią sięgam, ale muszę przyznać, że nie miałam jeszcze w rękach tak obszernego i skrupulatnego reportażu. Patrząc po raz pierwszy na książkę Jeffa Guinna, można mieć wątpliwości - niemal 700 stron rozważań na temat jednego wydarzenia - czy to aby nie lekka przesada? Nic bardziej mylnego. Książka Guinna nie koncentruje się wyłącznie na ostatnich chwilach Jonesa i jego wyznawców, ale szczegółowo i dogłębnie przedstawia oraz analizuje wszystko to, co doprowadziło do owego feralnego dnia. Ten reportaż to wnikliwe psychologiczne studium skomplikowanego człowieka o wielu twarzach - charyzmatycznego kaznodziei z Indianapolis głoszącego mieszankę ewangelii, marksizmu i równości rasowej, obrońcy biednych i uciśnionych, autorze programów społecznych, uzdrowicielu i magnetyzującym przywódcy, ale też narcystycznym demagogu i oszuście uzależnionym od władzy i narkotyków, który przynętą uczynił obietnicę lepszej przyszłości i wzajemnej opieki. Przewracając kolejne strony, obserwujemy stopniowy proces budowy Świątyni Ludu, a zatem pozyskiwanie członków, zmiany lokalizacji, działania mające na celu zwiększenie wpływów i zdobycie poparcia ważnych osób świata polityki, trudności ekonomiczne, sposoby manipulacji oraz rolę Jima Jonesa jako przywódcy. Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wyglądają wewnętrzne mechanizmy funkcjonowania sekty, książka Jeffa Guinna sprawdzi się bardzo dobrze również w tym aspekcie. Rzuca światło na zwolenników Jonesa, ich wzajemne relacje, motywacje i lęki. Dzięki wywiadom, które autor przeprowadził z byłymi członkami wspólnoty oraz nielicznymi ocalałymi z gujańskiej masakry, dowiemy się, co sprawiło, że zaufali Jonesowi, dlaczego trwali u jego boku mimo coraz bardziej niepokojących oznak, a ci, którzy odeszli - jakie ponieśli konsekwencje. Ten reportaż to przejmujący obraz emocjonalnego uzależnienia od człowieka, który stopniowo pogrążał się w szaleństwie. O empatii, która niepostrzeżenie zamieniła się w manipulację. Publikacja Guinna może wywoływać wiele trudnych emocji -  lęk, niesmak, smutek, współczucie, a nawet złość. Warto zwrócić uwagę, jak duży niepokój odczuwamy podczas lektury, widząc dysonans między dobroczynną publiczną działalnością sekty, a tym co działo się za zamkniętymi drzwiami - manipulacją i kontrolą ukrytymi pod płaszczem troski i ochrony. Autor prowadzi narrację w sposób wieloaspektowy - ukazuje różne perspektywy, dwuznaczności oraz odcienie szarości. Dzięki temu otrzymujemy rzetelną i przede wszystkim szeroką analizę utrzymaną w merytorycznym, a nie sensacyjnym klimacie. Autor wykonał doskonałą pracę, wnikając niemal do świata Jonesa i chroniąc się tym samym przed powierzchownym potraktowaniem tematu. Książka jest kompleksowa i przemyślana, a co ważne silnie osadzona w ówczesnej rzeczywistości lat 60. i 70. XX wieku. I właśnie tym wyważonym, panoramicznym stylem najbardziej zachwycił mnie reportaż Guinna.

Gdy świat runął Jonesowi na głowę, ten postanowił zabrać ze sobą wszystkich...

Reportaż "Co się stało w Jonestown?" otwiera oczy i skłania do refleksji nad destrukcyjnym oraz zgubnym wpływem bezkrytycznego podążania za charyzmatycznym indywiduum. Stanowi gorzką lekcję posłuszeństwa i zatarcia granic między dobrem a złem oraz uświadamia potęgę manipulacji i psychologicznego uzależnienia od jednostki. Kawałek wartościowej literatury faktu. Polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.




Tytuł oryginalny: The Road to Jonestown. Jim Jones and Peoples Temple
Tłumaczenie: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 694

sobota, sierpnia 15, 2020

#237 "Sekretne życie pisarzy" - Guillaume Musso (przekład Joanna Prądzyńska)

#237 "Sekretne życie pisarzy" - Guillaume Musso (przekład Joanna Prądzyńska)
Pierwszy raz po książkę Guillaume'a Musso sięgnęłam w 2011 roku. I to był początek fantastycznej literackiej podróży. Uwielbiam jego styl pisania, ciekawe tło psychologiczne i zaskakujące zakończenia, które na długo pozostają w pamięci. Nigdy nie ma pewności, w którym kierunku rozwinie się fabuła, a opisy Nowego Jorku i Paryża zawsze mnie fascynują - to już taki znak rozpoznawczy Musso, choć ostatnio częściej sięga też po inne lokalizacje. Kilka dni temu premierę miała nowa książka autora. "Sekretne życie pisarzy" to przewrotna opowieść łącząca w sobie wątki romantyczne i kryminalne, doprawiona nutą tajemnicy i suspensu.


Po opublikowaniu trzech powieści, które stały się kultowe, słynny pisarz Nathan Fawles ogłasza, że ​​przestaje pisać i udaje się na emeryturę na Beaumont - małą urokliwą wyspę u wybrzeży Morza Śródziemnego. Dwadzieścia lat później, podczas gdy jego powieści nadal cieszą się popularnością, na wyspę przybywa młoda dziennikarka Mathilde Monney, zdeterminowana, by odkryć sekret słynnego pisarza. Tego samego dnia na plaży zostaje znalezione ciało martwej kobiety, a spokojna do tej pory wyspa pogrąża się w chaosie. Wkrótce między Nathanem a Mathilde rozpoczyna się niebezpieczna gra, w której zderzają się prawda i kłamstwo, ale też miłość, strach i bolesne wspomnienia z przeszłości. Dlaczego Fawles z dnia na dzień przestał pisać? Co kryje się za brutalnym morderstwem?

Rajska wyspa, która zamienia się w piekło

Guillaume Musso po raz kolejny zachwycił mnie (i zadziwił) swoją nową powieścią. "Sekretne życie pisarzy" przypomina mi nieco pióro autora z początków jego twórczości. Musso umiejętnie łączy ze sobą rzeczywistość i fikcję literacką, tworząc intrygę pełną niepokoju, dwuznaczności i nieoczekiwanych twistów. Można powiedzieć, że to taka powieść w powieści - sprytnie skonstruowana mieszanka, która nieraz potrafi zaskoczyć czytelnika i ostatecznie okazuje się znacznie bardziej skomplikowana niż wydawało się na początku. Książkę Musso czyta się z łatwością, głównie za sprawą prostego i bezpośredniego stylu dobrze dopasowanego do fabuły, która pędzi z zawrotną szybkością i wzbija tumany literackiego kurzu. Mamy kryminalną zagadkę, niebezpieczne śledztwo, fałszywe tropy, przypadkowe ofiary i mroczne wydarzenia z wojną i nielegalnym handlem w tle. Co ważne, ciekawość czytelnika rośnie w takim samym tempie, jak u bohaterów powieści, a napięcie stopniowo wzrasta aż do momentu kulminacyjnego, gdy wszystkie elementy układanki trafiają na właściwe miejsca. W książce Musso nie znajdziemy banalnych dialogów i nieistotnych dygresji. Wszystko jest przemyślane i szczegółowo dopracowane tak, by wywołać oczekiwaną reakcję czytelnika. Na uwagę zasługuje miejsce akcji - urokliwa wyspa położona na Morzu Śródziemnym. Z przyjemnością chłonęłam jej atmosferę i podziwiałam sposób, w jaki Musso połączył elementy natury z psychologicznym aspektem fabuły, dzięki czemu wszystko idealnie ze sobą współgra. Wyspa Beaumont świetnie wpasowała się w klimat powieści.

"Każdy z nas ma trzy życia: publiczne, prywatne i sekretne"

Książka Musso zwraca uwagę interesującym motywem przewodnim - zabiera czytelników do literackiego świata widzianego z perspektywy pisarza. Autor dzieli się błyskotliwymi i trafnymi przemyśleniami na temat złożonych relacji twórców z czytelnikami i wydawcami, wspomina o talencie, inspiracjach, a także blaskach i cieniach pisarskiego życia. Książkę urozmaica szereg cytatów osób związanych z pisaniem - prawdziwa gratka dla miłośników literatury. Co inspiruje twórcę? Czy pisanie może wypalić człowieka i doprowadzić go do upadku? Czy fikcja jest większym kłamstwem niż prawdziwe życie? O tym wszystkim przeczytamy właśnie w nowej książce Musso.

"Rany zadane przez życie nigdy się nie goją. Bez przerwy je opisujemy, mamy bowiem nadzieję, że uda nam się w ten sposób definitywnie z nimi rozliczyć"

 

"Sekretne życie pisarzy" to porywająca literacka łamigłówka, którą z pewnością docenią miłośnicy twórczości autora (i nie tylko:). Guillaume Musso stworzył opowieść o poszukiwaniu prawdy, destrukcyjnym wpływie nierozwiązanych spraw z przeszłości, zemście i wymierzaniu sprawiedliwości. O wspomnieniach, które żyją w naszej pamięci, literaturze, która bywa największym kłamstwem oraz przeznaczeniu, przed którym nie można uciec. "Sekretne życie pisarzy" to podróż przez mroczny labirynt serca i rozumu,  konfrontacja ze stratą, własnymi lękami i prawdą, która często okazuje się gorsza niż powtarzane latami złudzenia. Właśnie taką odsłonę Guillaume'a Musso lubię najbardziej, choć muszę przyznać, że ta książka ma jedną wadę - jest zdecydowanie za krótka ;) Czyta się ją (a właściwie pochłania) jednym tchem - czytelnik po prostu musi wiedzieć, jak zakończy się historia ekscentrycznego pisarza i upartej dziennikarki. Gorąco polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Tytuł oryginalny: La vie secrète des écrivains
Tłumaczenie: Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 288

czwartek, sierpnia 13, 2020

#236 "Śmiech ma po matce. Tajemnice genów" - Carl Zimmer (przekład Mateusz Fafiński)

#236 "Śmiech ma po matce. Tajemnice genów" - Carl Zimmer (przekład Mateusz Fafiński)
O dziedziczeniu myślimy często w kategoriach łącznika między nami a przeszłością i przyszłością. Ale dziedziczenie wcale nie przestaje działać, gdy zaczyna się nowe życie. Nasze komórki nieustannie się dzielą i dają początek kolejnym. Jak to możliwe, że komórka z pojedynczym zestawem genów jest odpowiedzialna za tak skomplikowaną strukturę ludzkiego ciała? Jak to możliwe, że komórki mogą decydować o aktywacji jednych genów i wyciszaniu innych? Próbując stworzyć swoje drzewo genealogiczne w celu zidentyfikowania potencjalnych zagrożeń dla zdrowia nienarodzonego dziecka, Carl Zimmer zdał sobie sprawę, jak niewiele wie o swoich przodkach. Dla wielu z nas badania DNA stały się szansą na identyfikację oraz zrozumienie rodzinnych historii. Jesteśmy ciekawi, co odziedziczyliśmy - niebieskie oczy, wystające uszy, piękny głos... oraz choroby, czasami nawet te wyjątkowo rzadko spotykane. Wielu z nas postrzega genetykę jako coś skomplikowanego i nieprzystępnego dla zwykłych ludzi. Czy będąc laikiem można zatem czytać o niej z zainteresowaniem i fascynacją? Książka Carla Zimmera udowadnia, że jest to jak najbardziej możliwe.


"Śmiech ma po matce. Tajemnice genów" to trzecia już publikacja z popularnonaukowej serii Zrozum Wydawnictwa Poznańskiego. Ta książka od razu zwraca uwagę swoimi sporymi rozmiarami, ale też interesującą tematyką. Carl Zimmer, amerykański naukowiec, zabiera czytelników w niezwykłą podróż po świecie genetyki i dziedziczenia - od "habsburskiej szczęki" i chorób genetycznych rodzin królewskich, przez pierwsze eksperymenty w rolnictwie, koncepcję Darwina, groszek Mendla, muszki owocowe Morgana, eugenikę, odkrycie struktury DNA, aż po współczesne terapie genowe oraz inżynierię genetyczną. Książka Zimmera pokazuje, jak długą drogę przeszła genetyka jako nauka nieustannie szukając odpowiedzi na nurtujące pytania i wciąż ulegając zmianom. Przeczytamy m.in. o prawach Mendla, porównywaniu sekwencji DNA, neandertalczykach i migracji ludności, dziedziczeniu bakteryjnego mikrobiomu, koncepcji ras, a także możliwościach i zagrożeniach związanych ze współczesnymi badaniami genetycznymi. Zimmer przywołuje w tekście wiele ważnych postaci, opisuje eksperymenty i doświadczenia oraz wspomina konkretne przykłady z historii oraz życia codziennego.

Czy geny wpływają na mikroorganizmy, których jesteśmy nosicielami? Dlaczego niektóre mutacje genowe dziedziczone są tylko w linii żeńskiej, a inne tylko w linii męskiej? Czy istnieją ludzkie chimery? Co wspólnego mają ze sobą jod i poziom inteligencji? Czy picie mleka rzeczywiście wpływa na nasz wzrost? Na jakie choroby genetyczne cierpieli członkowie znanych rodów królewskich? Jak odkryto fenyloketonurię? Czy pierwszy człowiek pojawił się w Afryce? Jaki miał kolor skóry? Czy jeżeli jesteś geniuszem, twoje dzieci odziedziczą wysoki iloraz inteligencji?


Stworzenie popularnonaukowej publikacji na temat genetyki to nie bułka z masłem. Autor musi znaleźć równowagę między sporą dawką specjalistycznej wiedzy, a lekkim i błyskotliwym stylem pisania. Ta sztuka udała się Carlowi Zimmerowi naprawdę doskonale. W jego książce nie znajdziemy suchych faktów i skomplikowanych terminów, których poznawanie przyprawia o ból głowy lub wywołuje napady ziewania. Publikację "Śmiech ma po matce. Tajemnice genów" oraz nudne podręczniki dzielą lata świetlne. Dlaczego? Carl Zimmer umiejętnie połączył ze sobą elementy różnych dziedzin nauki, historię, przykłady z codziennego życia, liczne ciekawostki oraz nawiązania do aktualnych wydarzeń, tworząc jedną pasjonującą opowieść. Ta książka doskonale pokazuje, jak dużo rzeczy już wiemy oraz jak wiele wciąż jest do odkrycia i zrozumienia. Siłą publikacji jest skrupulatność, dziennikarski styl i naukowy autorytet - po prostu wyraźnie widać, że autor ma nie tylko sporą wiedzę, ale też umiejętności pisarskie. Podczas czytania wielokrotnie czułam zdumienie i podziw dla natury oraz ludzkiego organizmu - tak bardzo złożonego i skomplikowanego. Niesamowite, jak wszystkie, nawet najmniejsze elementy potrafią ze sobą współdziałać. W takich popularnonaukowych książkach zawsze podoba mi się forma przekazywania wiedzy - zamiast suchych faktów autor tworzy opowieść pełną ciekawostek oraz interesujących i często zabawnych spostrzeżeń. Dzięki temu wcale nie czujemy, że czytamy o skomplikowanych zagadnieniach z biologii, fizyki, medycyny czy astronomii, ale odkrywamy rzeczy bardzo nam bliskie oraz uświadamiamy sobie, jak fascynujący i bogaty jest świat, w którym żyjemy. Zimmer prezentuje złożone koncepcje w sposób prosty i zrozumiały, co sprawia, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem. I w ten sposób nawet 600-stronnicową publikację o genetyce pochłoniemy z przyjemnością :) Książka Zimmera otwiera oczy na wiele spraw, którym w codziennym życiu zwykle nie poświęcamy zbyt dużo uwagi. Zachęca też do dalszych samodzielnych poszukiwań i pogłębiania wiedzy. W trakcie lektury moja wyszukiwarka google często zapełniała się różnymi pojęciami i nazwiskami. Ponieważ Zimmer stworzył tekst z uwzględnieniem szerokiego kontekstu, czytając "Śmiech ma po matce. Tajemnice genów", możemy dowiedzieć się naprawdę sporo i to nie tylko wyłącznie o genetyce. Z pewnością spojrzymy też bardziej świadomie na zagadnienia związane z dziedziczeniem oraz inżynierią genetyczną. Ta książka to po prostu opowieść o człowieku, czyli o każdym z nas i między innymi dlatego właśnie jest tak bardzo fascynująca.
Jeżeli szukacie popularnonaukowej perełki, serdecznie polecam książkę Carla Zimmera. Genialna publikacja, która poszerza horyzonty. Czytajcie, warto.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.



Tytuł oryginalny: She Has Her Mother's Laugh: The Powers, Perversions, and Potential of Heredity
Tłumaczenie: Mateusz Fafiński
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Zrozum
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 635

czwartek, sierpnia 13, 2020

#235 "Popołudnia na Miodowej 2" - Joanna Szarańska

#235 "Popołudnia na Miodowej 2" - Joanna Szarańska
Co czuje rodzic, który zauważa u swojego dziecka pierwsze niepokojące objawy - nietypowe zachowania, opóźnienia rozwojowe albo zanik posiadanych wcześniej umiejętności? Lęk i zagubienie? A gdy pojawia się diagnoza i pada słowo autyzm? Bezradność, żal, poczucie winy, rozpacz? Czy zastanawiamy się, jak krzywdzące potrafią być ignorancja, brak empatii i zrozumienia? Czy mamy świadomość, jak bardzo ranią przykre słowa?

Klara, główna bohaterka nowej książki Joanny Szarańskiej, dobrze wie, co oznacza bycie matką dziecka o specjalnych potrzebach. Jej codzienność przypomina jazdę kolejką górską - bywa nieprzewidywalna, zmienna i zaskakująca. Wychowywanie pięcioletniej córki z autyzmem to nie bułka z masłem - każdy kolejny dzień stanowi wyzwanie. Joanna Szarańska powraca na Miodową, uroczą uliczkę na przedmieściach, i przedstawia nam ciepłą, wzruszającą oraz chwytającą za serce opowieść o miłości, nadziei i poświęceniu.


Muszę przyznać, że do tej pory znałam jedynie komediową odsłonę Joanny Szarańskiej. Czytając kilka miesięcy temu "Wyszczekaną miłość", płakałam ze śmiechu. Tym razem też płakałam, ale ze wzruszenia, które nieraz ogarniało mnie, gdy poznawałam historię Klary i jej córki Neli. "Popołudnia na Miodowej 2" to wyjątkowa powieść obyczajowa, nie tylko z uwagi na poruszaną tematykę, ale również ze względu na wspaniałe pióro autorki, które zachwyca i wywołuje cały kalejdoskop przeróżnych emocji. Joanna Szarańska, czerpiąc inspirację m.in. z własnych doświadczeń, nadała historii Klary szczerego i intymnego charakteru. "Popołudnia na Miodowej 2" to mądra i dojrzała podróż przez zakamarki matczynego serca pełnego miłości, czułości i troski, ale też lęku, wątpliwości i zagubienia.

Klara zawsze obawiała się związków, gdyż nie chciała powtórzyć błędów swoich rodziców, których małżeństwo się rozpadło. Kiedy Tomek skradł jej serce i obiecał nigdy go nie złamać, uwierzyła, że ich miłość wytrzyma każdą próbę. Pięć lat później Tomek odchodzi, a Klara zostaje samotną matką. Wraz z córką Nelą przeprowadzają się na Miodową. W piekarni, której wnętrze wypełnia aromatyczny zapach ciasta i kawy, Klara próbuje pogodzić się ze stratą i zapewnić dziewczynce szczęście. Nela wymaga jednak wiele uwagi. Jest przecież dzieckiem wyjątkowym… Jak Klara i jej córka odnajdą się w nowej sytuacji? I czy Tomek odszedł na zawsze?

"Życie z Nelą jest jak wizyta w lunaparku: w jednej chwili ze śmiechem kręciłeś się na karuzeli, czując w brzuchu pląsające motyle, by pięć minut później tłumić wrzask, wpatrując się w odbicie w krzywym zwierciadle i siłą powstrzymywać się przed rwaniem włosów z głowy (...) Codziennie czytam z niej jak z książki, choć próbuje się przede mną zamknąć"

I jak tu nie kochać Miodowej? Kamienica teściów oraz przytulna piekarnia stały się dla Klary i Neli azylem oraz bezpiecznym schronieniem. Nic dziwnego - to miejsce ma niezwykłą moc - potrafi nawet ogrzać serce czytelnika :) Klara znalazła się w trudnym momencie. Jej mąż, nie wytrzymując trudów opieki nad Nelą, odszedł, pozostawiając po sobie gniew, smutek i rozczarowanie. Spełnił się tym samym jeden z koszmarów Klary - jej rodzina rozpadła się na kawałki. Joanna Szarańska stworzyła poruszające studium samotnego macierzyństwa. Widzimy, jak autyzm Neli wpływa na różne aspekty codziennego życia oraz relacje małżeńskie, rodzinne i towarzyskie. Poznajemy dziewczynkę o niebieskich oczach, która każdego dnia musi zmagać się ze swoim towarzyszem - autyzmem oraz jej silną i wytrwałą mamę. Klara bez wątpienia zasługuje na miano superbohaterki, bo mimo trudności nigdy się nie poddaje. Jednocześnie jest taka, jak my - bywa zmęczona, smutna i zmartwiona. Bardzo doceniam sposób, w jaki Joanna Szarańska zbudowała tę postać. Nie poszła na skróty, lecz z dużą wrażliwością i przenikliwością stworzyła głęboki psychologicznie i emocjonalnie, dojrzały portret kobiety oraz matki. W książce znajdziemy wplecione w fabułę przemyślenia Klary przedstawione w formie retrospekcji. Dużo emocji, refleksji i życiowej mądrości - to wszystko składa się na wyjątkowy charakter powieści.


Niebieskie oczy Neli, niebieskie chabry na okładce i niebieski autyzm

Z uwagi na zawód, który wykonuję, książka Joanny Szarańskiej stała się szczególnie bliska mojemu sercu. Cieszę się, że powstają powieści obyczajowe poruszające tak ważne kwestie - sądzę, że mają szansę trafić do szerszego grona osób i przyczynić się do korzystnych zmian w sposobie postrzegania osób z autyzmem i ich bliskich. Chciałabym, aby "Popołudnia na Miodowej 2" przeczytało jak najwięcej czytelników. Ta powieść uczy wrażliwości, zrozumienia, pokory, otwartości i empatii, a zatem tych rzeczy, których tak bardzo potrzebujemy. Możliwość spojrzenia z innej perspektywy niż własna to wielka zaleta książek. "Popołudnia na Miodowej 2" stanowią doskonały przykład wartościowej literatury obyczajowej, która otwiera oczy i serce na drugiego człowieka. Pięknie napisana, ważna i potrzebna💙

"Czasami rany zadane słowami doskwierają bardziej niż te powstałe w wyniku obrażeń fizycznych. Nie chcą się goić, jątrzą się w samotności, mroku duszy, wciąż rozdrapywane, podlewane słonością łez"

"Popołudnia na Miodowej 2" to słodko-gorzka historia, która silnie angażuje czytelnika emocjonalnie. Choć podejmuje trudne i często bolesne kwestie, ma w sobie ogromne pokłady nadziei, miłości i ciepła. Joanna Szarańska podarowała nam opowieść o blaskach i cieniach macierzyństwa, sile miłości, nadziei i wsparcia, a także o odrzuceniu, braku empatii oraz trudnych emocjach tkwiących głęboko w sercu. O wyjątkowej dziewczynce, silnej mamie i ich autystycznym świecie, który przybiera przeróżne barwy, nie tylko niebieską. Powieść Joanny Szarańskiej zachwyciła mnie tak bardzo, że bez wątpienia znajdzie się na mojej liście najlepszych książek roku 2020. Serdecznie polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.




Data wydania: 15 lipca 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 400

wtorek, sierpnia 11, 2020

#234 "Dziewczyna z Konbini" - Sayaka Murata (przekład Dariusz Latoś)

#234 "Dziewczyna z Konbini" - Sayaka Murata (przekład Dariusz Latoś)

Furukura to samotna kobieta, która od czasu studiów pracuje na pół etatu w sklepie spożywczym. Wszyscy jej rówieśnicy ruszyli dalej, podejmując pracę na pełny etat, biorąc ślub i rodząc dzieci, ale nie Furukura - ona nie rozumie reguł "normalnego" życia ani zasad kształtujących ludzkie relacje. Bezpieczeństwo zapewnia jej konbini - czuje się częścią sklepowego mechanizmu, potrzebnym i wartościowym elementem. Pojawienie się w zespole mężczyzny - nowego pracownika, wprowadza zmiany do jej uporządkowanego świata.


"Wie pani, jakie jest ulubione zajęcie normalnych ludzi? Osądzanie tych nienormalnych. Ludzie wchodzą z buciorami w życie każdego, kto odbiega od normy. Myślą, że maja prawo wiedzieć, co się dzieje"

"Dziewczyna z Konbini" to jedna z najgłośniejszych japońskich powieści ostatnich lat uhonorowana prestiżową Nagrodą Akutagawy. Co takiego wyjątkowego kryje się w tej krótkiej i niepozornej książce? Sayaka Murata stworzyła prostą opowieść w najlepszym wydaniu - za pomocą trzydziestosześcioletniej pracownicy konbini (japońskiego sklepu spożywczego) autorka rzuca światło na ciemne strony społeczeństwa, w którym za fasadą uprzejmości, harmonii, pracowitości i konformizmu kryją się samotność, presja, odrzucenie oraz brak miejsca na indywidualizm. Widzimy współczesny świat, w którym jednostka za wszelką cenę wtłaczana jest w powszechnie obowiązujące ramy i wzorce. Jakiekolwiek odstępstwo wiąże się z wyrzuceniem na margines i społecznym ostracyzmem. Główna bohaterka powieści nie jest taka, jaka powinna być w powszechnym mniemaniu - w wieku 36 lat wciąż pracuje dorywczo, nie ma więc "porządnego" zajęcia, a na dodatek brakuje jej męża, co wzbudza u innych wstyd, litość, a nawet złość. Powieść Muraty porusza trudne kwestie związane ze społecznym niedostosowaniem -  brakiem akceptacji wobec różnic, szkodliwością wzorców, publicznym ośmieszaniem i odrzuceniem. Choć styl pisania autorki jest wyważony, a sama historia opowiedziana z dystansem, a nawet ironią i humorem, czuć w niej wyraźnie smutek. Powieść porusza na poziomie emocjonalnym, ukazując gorzką prawdę o regułach społecznego życia. Czy istnieje coś takiego jak normalność? Jakie mamy prawo, by wchodzić brutalnie w życie drugiego człowieka i określać, jak powinno wyglądać? Muraty to bystra obserwatorka ludzkiej natury - jej proza skłania do refleksji i nie pozostawia czytelnika obojętnym. Zaskakująco trafna, wnikliwa i intrygująca. O niedostosowaniu, odmienności, oczekiwaniach oraz cenie, jaką należy zapłacić za porzucenie indywidualuzmu. O sytuacji japońskich kobiet złapanych w pułapkę konwenansów, stereotypów i ról społecznych, z której trudno się wyzwolić. "Dziewczyna z konbini" to szczere spojrzenie na znane tematy i sprawy - o niektórych wciąż nie mówi się głośno. Polecam.




Tytuł oryginalny: コンビニ人間
Tłumaczenie: Dariusz Latoś
Data wydania: 15 marca 2019
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Seria: Seria z Żurawiem
Liczba stron: 144

poniedziałek, sierpnia 10, 2020

#233 "Po dwóch stronach" - Wilbur Smith i David Churchill (przekład Joachim Bujakiewicz)

#233 "Po dwóch stronach" - Wilbur Smith i David Churchill (przekład Joachim Bujakiewicz)

Losy zakochanych osób walczących o swoją miłość i wspólne szczęście zawsze fascynowały pisarzy i czytelników. Ze wszystkich trudności to właśnie wojna wydaje się zwykle najbardziej dramatyczna. W nowej książce Wilbura Smitha, brytyjskiego pisarza urodzonego w Rodezji Północnej i mieszkającego w RPA, konflikt zbrojny rozdzielił dwoje kochanków, stawiając ich po przeciwnych stronach - piękna i odważna Saffron Courtney zostaje zwerbowana do SOE (brytyjskiej tajnej agencji rządowej), a Gerhard von Meerbach jako pilot niemieckiego Luftwaffe trafia na front wschodni w okolice Stalingradu. "Po dwóch stronach" to lipcowa nowość Wydawnictwa Albatros i kolejna część rodzinnej sagi opowiadającej o losach Courtneyów. Stanowi ona bezpośrednią kontynuację historii opisanej w książce "Łzy wojny" (warto w tym miejscu wspomnieć, że każdą powieść autora można czytać bez znajomości pozostałych). Tym razem Wilbur Smith wspólnie z Davidem Churchillem zabierają czytelników w sam środek dramatycznych i burzliwych wydarzeń drugiej wojny światowej. Jeżeli lubicie powieści historyczne utrzymane w przygodowym i dynamicznym klimacie, ta publikacja sprawi, że przez długi czas nie będziecie w stanie oderwać się od lektury.



Wojenna zawierucha rozdziela Saffron Courtney i Gerharda von Meerbacha. Gerhard, pomimo sprzeciwu wobec nazistowskiego reżimu, walczy o ojczyznę, mając nadzieję, że pewnego dnia uda mu się pozbawić władzy Hitlera i jego popleczników. Ale kiedy jako pilot Luftwaffe zostaje wysłany na front wschodni, by walczyć pod Stalingradem, wie, że jego szanse na przeżycie maleją z dnia na dzień. Tymczasem Saffron, zwerbowana przez brytyjski wywiad, po odbyciu szkolenia zostaje wysłana do okupowanej Belgii. Ma zdobyć ważne informacje, ale szybko staje się celem najbardziej bezwzględnego agenta nazistowskiego rządu. Czy drogi Saffron i Gerharda ponownie się skrzyżują? Czy miłość jest w stanie przezwyciężyć nienawiść, która ją otacza? Jaką cenę poniosą za walkę w obronie wyznawanych wartości?

Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy - jaka to świetna powieść. Wilbur Smith bez wątpienia był w swoim pisarskim żywiole. O ile poprzednia część zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, o tyle kontynuacja losów Saffron i Gerharda pozostawiła po sobie spory zachwyt. Fabuła książki "Po dwóch stronach" jest znacznie bardziej dynamiczna w porównaniu do "Łez wojny" i pędzi w zawrotnym tempie. Akcja rozgrywa się między 1939 a 1945 rokiem, co oznacza, że głównym motywem książki stał się konflikt zbrojny. Właściwie można powiedzieć, że druga wojna światowa to dość wyeksploatowany literacko temat. Ale z przyjemnością stwierdzam, że autorowi udało się uniknąć banalności i powtarzalności. Może to zasługa przygodowego charakteru fabuły, której daleko do ckliwości i sztucznego dramatyzmu. A może świetny warsztat pisarski i talent autora do realistycznego przedstawiania wydarzeń z przeszłości oraz dobre rozeznanie w aspektach polityczno-społecznych. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że ta książka może zachwycić swoim historycznym tłem. Na wojnę spoglądamy z dwóch różnych perspektyw - agentki brytyjskiego wywiadu oraz asa Luftwaffe walczącego pod Stalingradem. I sądzę, że takie skontrastowanie ze sobą odmiennych światów nadaje tej książce fascynującego charakteru. W przeciwieństwie do poprzedniej części sagi wielką nieobecną jest Afryka - akcja w większości rozgrywa się na kontynencie europejskim. Nowa książka Smitha to walka wywiadów, kulisy pracy w SOE ze szczególnym zwróceniem uwagi na rolę kobiet, indywidualne akty heroizmu, powietrzne pojedynki, wojenne okrucieństwa oraz polityczne rozgrywki. Elementy przygodowe i historyczne płynnie łączą się z aspektami psychologicznymi i uczuciowymi. "Po dwóch stronach" to słodko-gorzka i niebanalna opowieść o miłości, która daje siłę, by przetrwać oraz o nadziei na ponowne połączenie się z ukochaną osobą. Widzimy wewnętrzne zmagania i dylematy bohaterów oraz przeżywane przez nich emocje. Towarzyszymy im w dobrych i złych momentach oraz chwilach, gdy ryzykują swoje życie w imię wyższych celów. Zresztą książkę Smitha wyróżniają wyraziści bohaterowie, co szczególnie dotyczy Saffron. Ta silna i inteligentna kobieta pracująca jako szpieg wzbudza podziw i sympatię swoją odwagą, determinacją, zaradnością oraz głęboko skrywaną wrażliwością. Z dużym zainteresowaniem śledziłam jej losy. Cieszę się, że tym razem autor poświęcił swoim bohaterom więcej uwagi, wnikając bardziej w przeżywane przez nich emocje i dylematy.

Miłość na przekór wojennej pożodze

Książka "Po dwóch stronach" zachwyca przygodą i pasją, które zostały umiejętnie połączone z historią drugiej wojny światowej. Autor stworzył płynną, dynamiczną i trzymającą w napięciu opowieść pełną zwrotów akcji oraz interesujących postaci i wątków. Kontynuacja losów Saffron i Gerharda to poruszająca opowieść o miłości, zdradzie, nadziei oraz poświęceniu. O uczuciu wystawionym na próbę, dylematach i wewnetrznych zmaganiach oraz walce o przetrwanie. Na kartach powieści widzimy walkę dobra ze złem, okrucieństwa wojny oraz świat, który nie jest wyłącznie czarno-biały. Podoba mi się sposób, w jaki Wilbur Smith poprowadził fabułę, a także panoramiczny i wielowątkowy charakter książki. To jedna z tych powieści, które czyta się jednym tchem. Jestem zachwycona - serdecznie polecam ten tytuł. Jeżeli lubicie powieści przygodowo-historyczne, "Po dwóch stronach" to strzał w dziesiątkę.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Tytuł oryginalny: Courtney's War
Tłumaczenie: Joachim Bujakiewicz
Seria: Saga Courtneyów (tom 17)
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 29 lipca 2020
Liczba stron: 448
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger