niedziela, września 27, 2020

#258 "Kobiety Nowej Huty. Cegły, perły i petardy" - Katarzyna Kobylarczyk

#258 "Kobiety Nowej Huty. Cegły, perły i petardy" - Katarzyna Kobylarczyk
"Przyjedź tu i zobacz, jak rośnie nowe miasto"

Rozpoczęcie budowy Nowej Huty w 1949 roku spotkało się ze sporym entuzjazmem - obiecywano pracę, płacę i mieszkanie. Można powiedzieć, że do samego projektu i jego realizacji przystąpiono z rozmachem. Zaplanowano nie tylko budowę "Giganta" - Huty im. Lenina, ale także stworzenie od podstaw ogromnego miasta robotniczego. Nowa Huta z założenia miała być wyjątkowym przedsięwzięciem gospodarczym komunistycznej Polski oraz idealnym miastem socjalistycznym powstającym na pustym i martwym terenie podkrakowskich wsi (przynajmniej tak właśnie wyglądał przekaz propagandowy). Miały ją stworzyć niewykwalifikowane ręce przodowników pracy dla dobra narodu i na chwałę Stalina. Do budowy zgłosiło się wielu - nie tylko mężczyźni. I choć początkowo warunki mieszkalne były tragiczne, wkrótce zaczęły powstawać kolejne budynki - bloki mieszkalne, przedszkola, zakładowe stołówki, świetlice, parki i stadiony. Życie w Nowej Hucie miało toczyć się zgodnie z socjalistycznymi wzorcami. Symbolem Nowej Huty został Piotr Ożański - murarz, który bił rekordy wydajności - wraz z dowodzonym przez siebie zespołem w ciągu ośmiu godzin pracy ułożył ok. 35 tys. cegieł. On również stał się pierwowzorem Mateusza Birkuta, głównego bohatera filmu Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru", a znakiem rozpoznawczym Nowej Huty - półnagi mężczyzna z kielnią w dłoni. Czy słusznie? A gdzie w takim razie podziały się one - murarki, artystki, architektki, działaczki, przodowniczki pracy i opozycjonistki? Nowa Huta była kobietą. I to właśnie zapomnianym nowohuciankom Katarzyna Kobylarczyk oddaje głos - odsłania przed nami fascynujące historie, które rozgrywały się w ceglanym pyle, domowym zaciszu i huku petard. "Kobiety Nowej Huty" to opowieść o walce - z szarą codziennością i komunistycznym reżimem, o lepszą przyszłość dla siebie i rodziny. Jak wyglądało życie nowohucianek? I dlaczego ich historie przykrył kurz zapomnienia?


"Spisałam losy kobiet, które zbudowały, wykarmiły i wychowały Nową Hutę, a potem wywalczyły jej wolność. Wciąż tu mieszkają. To moje sąsiadki, nowohucianki"

Książka "Kobiety Nowej Huty" to wrześniowa nowość Wydawnictwa Mando. Jej autorka, Katarzyna Kobylarczyk, pochodzi z Nowej Huty - jest dziennikarką i pisarką (za reportaż "Strup. Hiszpania rozdrapuje rany" otrzymała Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego). "Kobiety Nowej Huty" to bez wątpienia jedna z tych publikacji, które warto polecać - zwraca uwagę skrupulatnością, wnikliwością i czujnym piórem autorki. Katarzyna Kobylarczyk wykonała dobry reporterski research. Dotarła nie tylko do zapisów w archiwach, gazetach i kronikach, ale również do wspomnień nowohucianek i ich bliskich. W rezultacie powstał fascynujący reportaż rzucający światło na wiele indywidualnych historii. W książce przeczytamy m.in. o Zofii Włodek - pierwszej murarce Nowej Huty, Marcie Ingarden, która wspólnie z mężem projektowała miasto, Wiesławie Ciesielskiej - opozycjonistce oraz o Jadwidze Beaupre, która uczyła nowohucianki rodzić w jednej z pierwszych polskich szkół rodzenia. To tylko mała część kobiet pojawiających się na kartach książki Katarzyny Kobylarczyk. W tle rozciąga się panorama codziennego życia w nowym mieście - warunki mieszkalne, osobiste dramaty i sukcesy, praca, rozrywka, lęki i nadzieje. Katarzyna Kobylarczyk wspomina o masowym wywłaszczeniu (wielu mieszkańców wsi, które wybrano pod budowę Nowej Huty, straciło dorobek życia - zniszczeniu uległy domy, żyzne gleby, wiśniowe sady i pola uprawne), a także o działalności opozycyjnej, strajkach, demonstracjach i stanie wojennym. "Kobiety Nowej Huty" to spojrzenie za kulisy - z kobiecego punktu widzenia.

Czy można wybudować blok mieszkalny w 14 dni? Czy w Nowej Hucie oprócz pracy był czas na miłość i rozrywkę? Czy czarne nowohuckie legendy to prawda? Jak rodziło się dzieci w socjalistycznym mieście? Czy kobiety mogły konkurować z mężczyznami? Czy życie w Nowej Hucie rzeczywiście wyglądało tak, jak obiecywano?

Przyznam szczerze, że to moje pierwsze spotkanie z reportażem Katarzyny Kobylińskiej. Nigdy wcześniej nie miałam również okazji przeczytać żadnej publikacji poświęconej Nowej Hucie. Można powiedzieć, że książka autorki stanowi mozaikę skomplikowanych ludzkich losów - kobiecych losów. Bo to właśnie kobiety są jej bohaterkami. Ale co ważne ostatecznie tworzy spójną całość, szerszy obrazek, niełatwego życia w komunistycznej rzeczywistości. W Nowej Hucie na przestrzeni kolejnych lat boleśnie zderzały się ze sobą nadzieja i rozczarowanie. Kobiety pragnęły lepszego życia - mieszkania, pracy i płacy. Nowa Huta wydawała się więc rajem. Ale czy tak rzeczywiście było? "Kobiety Nowej Huty" to zapiski kobiecej walki, determinacji, samodzielności, solidarności, ale też rywalizacji, upadków i chwil zwątpienia. Katarzyna Kobylarczyk stworzyła wieloaspektowy i bogaty reportaż. Autorka ma dużą świadomość i precyzję słowną - potrafi użyć takich słów, które idealnie trafiają w sedno. Dzięki temu "Kobiety Nowej Huty" to publikacja wnikliwa, przemyślana i merytoryczna. I żywa, głównie za sprawą wplecionych w tekst fragmentów wypowiedzi i odtwarzanych w nieco fabularyzowanym stylu opisów wydarzeń.

"Nowa Huta, która zaczynała jako miasto młodych mężczyzn, na starość stała się miastem kobiet. Zrozumiałam też, że to one są jej pamięcią. Pamiętają łany zbóż na miejscu bloków, kurz, pył i błoto wielkiej budowy, obietnice raju i siermiężną rzeczywistość, całowanie ścian nowego mieszkania i kolejki po mięso, zamach na pomnik Lenina, ciężką pracę i miłość, huk petard i zapach gazów łzawiących…"

Książkę Katarzyny Kobylarczyk przeczytałam z dużym zainteresowaniem. To ważna publikacja, która przywraca kobietom Nowej Huty należne im miejsce w historii, chroniąc je przed zapomnieniem. Momentami smutna i poruszająca, czasami zabawna, a czasem refleksyjna - ta książka ma wiele różnych odcieni, podobnie jak jej bohaterki. Publikacja została wydana w twardej oprawie i uzupełniona czarno-białym materiałem fotograficznym. Warto przeczytać.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Mando.



Data wydania: 16 września 2020
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 272

środa, września 23, 2020

#255 "Światło w jej oczach" - Karolina Wilczyńska

#255 "Światło w jej oczach" - Karolina Wilczyńska
"Każdy kogo spotykasz, toczy bitwę, o której nic nie wiesz. Bądź życzliwy. Zawsze" - czy znacie ten cytat? Przyszedł mi do głowy podczas czytania książki Karoliny Wilczyńskiej i uważam, że jest naprawdę trafiony w punkt. Każdy z nas ma swoją własną historię. I bagaż, który dźwigamy każdego dnia. Jeden jest lżejszy, drugi cięższy. Zdarzają się jednak chwile, gdy urasta do ogromnych rozmiarów - i trudno go wtedy unieść. Każdy z nas z czymś się zmaga, ale często ta walka toczy się poza zasięgiem ludzkiego wzroku - w naszym sercu albo za zamkniętymi drzwiami mieszkania. Mówi się, że to życie pisze najlepsze scenariusze. Ale zwykle też najbardziej bolesne. Mamy okazję się o tym przekonać. Karolina Wilczyńska postanowiła oddać głos prawdziwym kobietom i podzielić się z nami ich poruszającymi historiami. "Światło w jej oczach" to początek wyjątkowego cyklu książek opartych na prawdziwych ludzkich losach. Seria "Ja, kobieta" odsłania przed czytelnikami portrety kobiet, które żyją wśród nas - zmagają się z przeciwnościami i, choć wcale tego nie dostrzegają, wyróżniają się wewnętrzną siłą. I może właśnie książki Karoliny Wilczyńskiej pomogą nam odkryć tę siłę w sobie.


Klara, trzydziestoletnia malarka, niespodziewanie wyprowadza się z luksusowego domu rodziców i postanawia zamieszkać w swojej pracowni. Co popchnęło ją do tej decyzji i do kogo pisze wieczorami maile, których nigdy nie wysyła? Czy uda jej się zrealizować projekt nowej serii obrazów? Kim jest Łucja, której portret namaluje jako pierwszy, i jaką historię opowie malarce?

Dwie bohaterki w rożnych życiowych momentach i jeden obraz, który skrzyżuje ich ścieżki

Powieść Karoliny Wilczyńskiej przemawia do czytelnika autentycznym głosem, co czyni ją tak bardzo wyjątkową. Już od pierwszych chwil pokochałam zarówno sam pomysł na cykl książek, jak i piękny przekaz, który z niego płynie. Lubię powieści obyczajowe za całą gamę emocji, których dostarczają. Cenię również ich społeczny oraz psychologiczny aspekt - otwierają na drugiego człowieka i uczą empatii. Fabuła nowej książki Karoliny Wilczyńskiej zyskała intymny i szczery charakter. Wyraźnie czuć, że nie stanowi jedynie fikcji literackiej - przebijają się w niej prawdziwe życiowe doświadczenia. I tak jak Klara maluje portret zwykłej-niezwykłej kobiety, tak autorka ubiera w słowa usłyszaną opowieść - odkrywa wszystkie jej odcienie, zagląda do serca i rzuca światło na skomplikowane ludzkie losy. Historia Łucji porusza konkretną tematykę - opiekę nad osobą chorą psychicznie - i to w wielowymiarowym aspekcie. Przewracając kolejne strony, dowiadujemy się, jak choroba wpływa na codzienne życie rodziny i ich wzajemne relacje oraz z jakimi reakcjami otoczenia muszą się nieustannie mierzyć. Przede wszystkim jednak towarzyszymy Łucji w trudnej podróży - bohaterka stopniowo otwiera serce przed Klarą i dzieli się z nią swoimi wspomnieniami, doświadczeniami i odczuwanymi emocjami - mieszanką lęku, smutku, złości, ale też miłości i czułości. To wzruszające i refleksyjne fragmenty, które czyta się często ze ściśniętym gardłem. Przypadł mi do gustu sposób, w jaki Karolina Wilczyńska nadała prawdziwej historii literacką otoczkę, łącząc losy młodej artystki i zmagającej się z przeciwnościami dojrzałej kobiety. Światy Klary i Łucji wydają się tak bardzo różne, a jednak rodzi się miedzy nimi nić porozumienia. Z przyjemnością obserwowałam, jak spotkania tych dwóch kobiet korzystnie wpływają na Klarę i zmieniają jej życiowe priorytety. Książka Karoliny Wilczyńskiej to prawdziwa kopalnia ważnych kwestii i emocji - każdy z nas może w niej odkryć coś istotnego dla siebie i odnaleźć w historii Łucji cząstkę własnego życia, które ma przecież swoje lepsze i gorsze momenty.


"Z całą pewnością [portret] utraciłby część prawdy, którą przekazuje. Bo ona, to już zrozumiałam, nie zawsze jest śliczna i przyjemna. Dużo częściej bywa chropowata, pełna półcieni i niedookreśleń. Czasami też razi, drażni, ale ma za to siłę, która jest nie do przecenienia - porusza. I zostanie w tym, kto ją pozna. Nie uda się o niej zapomnieć; będzie siedziała w sercu, rozpychała się w głowie. Zmieni coś, pokaże to, o czym nie wiedzieliśmy lub wiedzieć nie chcieliśmy"

"Światło w jej oczach" to słodko-gorzka opowieść o kobiecej sile, determinacji, poświęceniu i miłości. O odważnym mierzeniu się z przeciwnościami losu i nadziei tlącej się w sercu. O superbohaterkach - ale nie tych zawsze doskonałych, pięknych jak z okładki magazynu - lecz o tych prawdziwych - naturalnych, zwykłych, które mijamy na ulicy każdego dnia, o naszych siostrach, córkach, matkach i przyjaciółkach. Książka Karoliny Wilczyńskiej pokazuje, że nie jesteśmy same. Że choć bywa trudno, mamy w sobie siłę, by podjąć walkę z nieprzewidywalnym losem i cieszyć się dobrymi chwilami mimo wszystko. Poruszyła mnie historia Łucji, a szczególnie jej kobieca dojrzałość i wewnętrzne światło, które w niej nie gaśnie mimo cierpienia i życiowych ciosów. Skąd czerpie siłę? Od Łucji możemy się wiele nauczyć. "Światło w jej oczach" to emocjonalna i refleksyjna powieść - łamie serce, ale przykleja na nie również plaster. Gorąco polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.




Data wydania: 16 września 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Ja, kobieta
Liczba stron: 320

wtorek, września 22, 2020

#254 "Ballada o lutniku" - Wiktor Paskow (przekład Mariola Mikołajczak)

#254 "Ballada o lutniku" - Wiktor Paskow (przekład Mariola Mikołajczak)
Dlaczego bieda duchowa jest gorsza od materialnej? Czy Bóg istnieje i czym właściwie się zajmuje? Czy brak miłości sprawia, że ​​wszystko dookoła nas brzmi jak źle nastrojony instrument? Czym jest prawdziwa pasja? Co oznacza bycie dobrym człowiekiem? I czy po opuszczeniu tego świata żyjemy w pamięci innych? Jakie dziedzictwo po sobie zostawiamy?

Właśnie takie myśli towarzyszyły mi podczas lektury "Ballady o lutniku", książce, która już 30 września będzie miała swoją premierę. Jej autor, Wiktor Paskow, to bułgarski pisarz, który debiutował w 1964 roku. Nie dziwi wcale fakt, że "Ballada o lutniku" zawiera w sobie wątki autobiograficzne. Autor miał wykształcenie muzyczne - był kompozytorem, wokalistą jazzowym, śpiewakiem operowym i muzykologiem. Warto również wspomnieć, że "Ballada o lutniku" to pierwsza książka Paskowa przetłumaczona na język polski (przekładu dokonała Mariola Mikołajczak). Przepiękna okładka (skrzypce są nieco wklęsłe - fantastyczny efekt!) skrywa w sobie wyjątkową historię rozgrywającą się na ulicach komunistycznej Sofii. Wielką moc ma ta niewielka książka. I jestem pewna, że zajmie szczególne miejsce w wielu sercach.


Pewnego ciepłego jesiennego dnia 1910 roku Georg Henig, czterdziestoletni czeski mistrz lutnictwa, przybył pociągiem na bułgarski dworzec kolejowy w Sofii. Towarzyszyła mu ukochana żona i skrzynia pełna skarbów - cienkich pilników, delikatnych dłut, małych i dużych form, filcowych młoteczków i miniaturowych strugów. Niemal czterdzieści lat później ojciec i pięcioletni chłopiec, trzymając się za ręce, przemierzali ulice bułgarskiej stolicy. Szli zamówić skrzypce-ósemkę - maleńki instrument dla małego skrzypka, który w przyszłości miał zrobić wielką karierę, a swoją grą poruszyć miliony serc. Wtedy właśnie po raz pierwszy skrzyżowały się ze sobą życiowe ścieżki Wiktora i Georga Heniga. Z czasem połączy ich przyjaźń, a warsztat starego lutnika stanie się dla dorastającego chłopca azylem - bezpiecznym schronieniem przed szarością i okrucieństwem bułgarskiego stalinizmu.

Gdy brzydki świat wkracza w ludzkie marzenia i spycha człowieka w bezdenną otchłań beznadziei

Na bułgarską rzeczywistość lat. 50 XX wieku spoglądamy oczami małego chłopca. Choć Wiktor nie rozumie jeszcze w pełni wielu rzeczy, ma w sobie ogromną wrażliwość. Ta dziecięca perspektywa sprawia, że narracja silnie przemawia do czytelnika. Paskow nie kreśli historycznego kontekstu, ale poprzez migawki z codziennego życia bohaterów trafnie oddaje charakter komunistycznej Bułgarii. Każda strona "Ballady o lutniku" przesiąknięta jest samotnością, biedą, chorobą, starością, brakiem perspektyw i egzystencją, w której najważniejsze jest przetrwanie. Czuć w niej proletariacki duch małego osiedla. Z tym smutnym komunistycznym światem Paskow zestawia dobro, prawdę i moralność - wartości, które często schodziły na dalszy plan, przytłoczone zobojętnieniem, bylejakością i szarością codziennego życia. W tym nieco efemerycznym świecie przenikają się nieustannie przeszłość i teraźniejszość oraz życie i śmierć, a to co materialne (pieniądze, pochodzenie, warunki mieszkalne) zderza się z tym co duchowe (wiara, sztuka, inspiracja, moralność). Autor stopniowo pogłębia społeczną analizę, ukazując złożoność osobistych relacji i zaskakuje czytelnika przenikliwością swoich spostrzeżeń.


"Jakie dziwne losy mają instrumenty! Ile upadków i tragedii, ale ile wzruszeń i sławy!"

Zawsze w przypadku podobnych książek zadziwia mnie, jak na niewielu stronach autorowi udało się stworzyć coś wyjątkowego - uchwycić emocje, wartości i refleksje w uniwersalnym wymiarze. "Ballada o lutniku" to dość niepozorna, minimalistyczna proza, ale przemawiająca do czytelnika szczerym i autentycznym głosem. I po brzegi wypełniona dźwiękami - melodią skrzypiec, trzaskiem wysychającego drewna, szeptem umarłych, skrzypieniem szarej codzienności i łkaniem biedy. Książka Paskowa ma w sobie wiele nabrzmiałych znaczeniowo słów, które układają się w melancholijną balladę. Zachwyca mnie sposób, w jaki autor przełamuje gorycz słodyczą, sprawiając, że smutna w gruncie rzeczy historia ogrzewa czytelnika swoim wewnętrznym światłem.

"Dlaczego skrzypce duże? Bo miłość mistrza duża. Nikt nie gra viola d'amore? Nie gra, bo zapomniało miłość. Majster zapomniało kochać zajęcie. Klient zapomniało kochać skrzypce. Skrzypce zapomniało kochać muzyk. Człowiek zapomniało kochać siebie!"

Pięknie w tej książce został przedstawiony proces twórczy. Georg Henig to mistrz lutnictwa, który w pracę wkłada całe serce - z niezwykłą delikatnością i wrażliwością nadaje skrzypcom kształt, wsłuchuje się w szept drewna, odczytuje jego nastrój. To doskonały przykład prawdziwej sztuki, a nie jedynie bezmyślnego rzemiosła. "Dziadek Georgi" żyje dla lutnictwa, a gdy zbliża się koniec jego dni, wyznacza sobie ostatnie najtrudniejsze zadanie - pragnie stworzyć najpiękniejszy instrument - skrzypce dla Boga. Urzekły mnie również opisy przedmiotów - autor potrafi tchnąć w nie życie i nadać im głębszego znaczenia. Paskow pokazuje nam, jak ważne jest, by żyć w pełni bez względu na okoliczności - robić z pasją to, co kochamy oraz strzec się bylejakości i powierzchowności.


"Ballada o lutniku" to kameralna i intymna opowieść o wkraczaniu w dorosłość, przemijaniu i starości oraz pasji tworzenia. O wyższych wartościach w zderzeniu z brutalnością codzienności. O wyjątkowej przyjaźni małego wrażliwego chłopca i starego mistrza lutnictwa. Przede wszystkim jednak to głęboka refleksja na temat człowieczeństwa - dobra, szacunku, miłości oraz siły ludzkiego ducha, którego nikt ani nic nie jest w stanie pokonać - ani zazdrość, zawiść i małość, ani okrutny system, ani starość i związane z nią fizyczne ograniczenia. To bez wątpienia jedna z tych książek, które można czytać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać coś nowego. Jest jak matrioszka - im głębiej dotrzemy, tym więcej otrzymamy. Wzrusza, skłania do refleksji i dotyka w sercu tego, co uśpione - rozbudza wrażliwość i życiową uważność. Jedna z piękniejszych książek jakie miałam okazję przeczytać w tym roku. Nic więcej nie muszę już dodawać - czytajcie i pozwólcie się oczarować, warto.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie.



Tytuł oryginalny: Balada za Georg Henih
Tłumaczenie: Mariola Mikołajczak
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 30 września 2020
Liczba stron: 216

sobota, września 19, 2020

#253 "Typowy Kot czyli jak wytrzymać z ludźmi" - Kot Nieteraz

#253 "Typowy Kot czyli jak wytrzymać z ludźmi" - Kot Nieteraz

Podobno kot to nie zwierzę - to stan umysłu :) Nigdy nie miałam kota, ale wierzę na słowo :D A co myśli najbardziej typowy kot polskiego internetu? Możemy się przekonać, bo napisał książkę - odsłania w niej kulisy swojego kociego życia, które wcale nie składa się tylko i wyłącznie ze spania, jedzenia i miziania. Wbrew pozorom taki kot nie ma łatwo. Musi znosić swoich niekumatych ludzi, ich codzienne absurdy i prymitywne dowcipy. I jest jeszcze pies - poczciwe zwierzę, ale totalnie naiwne, pozbawione godności i pomyślunku. Nie to co kot - najdoskonalsza i najbardziej rozwinięta istota na ziemi. Ten królewski szyk, ten koci majestat i to spojrzenie pełne mądrości i powagi... I jak tu nie podziwiać, no jak?


Kot, pies i ludzie czyli szczypta chaosu, łyżeczka humoru i duża dawka miłości

Jakie są kocie supermoce? Czy ludzie są łatwi w tresurze? Dlaczego choinka i bombki są tak bardzo kuszące? Skąd się biorą kocie fochy? Czy dieta może doprowadzić do rodzinnego kryzysu? I o co właściwie chodzi z tymi zamkniętymi drzwiami?

Kot Nieteraz opowiada nam o swoich ludziach - ciepłej Beacie i niezdarnym Adrianie - i ich dziwacznym (z kociego punku widzenia;) życiu. Dowiemy się, co robi kot, gdy zostaje sam w mieszkaniu i jakich błędów absolutnie nie należy popełniać podczas głasków i miziania. Poznamy też dwanaście najlepszych kocich miejsc do spania i weźmiemy udział w brawurowej ucieczce. I może nawet ostatecznie okaże się, że ci ludzie nie są wcale tacy najgorsi... W końcu miziają, otwierają puszki z żarciem i miziają... Czy to właśnie miłość? :D

"Ooooo... Cóż to moje piękne kocie oczy widzą? A któż się tu tak rozsiadł elegancko w fotelu? Czyżby moja ulubiona maszynka do drapania?"

"Typowy Kot" to publikacja napisana z perspektywy kota - tak bardzo trafiona w punkt. Przypuszczam, że posiadacze kotów doskonale znają większość sytuacji opisanych w książce. Ale i tak muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, jak bardzo przenikliwe są te kocie spostrzeżenia. Cóż, nie ma żadnych wątpliwości, że to dzieło kota :D Ta książka idealnie trafiła w moje poczucie humoru, wywołując małe i duże chichoty. Absolutnie wspaniały poprawiacz nastroju. W środku znajdziemy nie tylko tekst, ale również krótkie historyjki obrazkowe. Książka "Typowy Kot" pozwala spojrzeć na koci świat z dystansem i lepiej zrozumieć te puchate stworzenia :) Świetna propozycja czytelnicza zarówno dla miłośników kotów, jak i każdej osoby, która potrzebuje dużej dawki humoru i rozrywki. Wspaniale spędziłam czas. Serdecznie polecam.

PS I wiecie co? Jaki nudny byłby ten świat bez kotów :)




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.


Data wydania: 16 września 2020
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 304

niedziela, września 13, 2020

#251 "Dziki łubin" - Charlotte Link (przekład Anna Makowiecka-Siudut) /przedpremierowo/

#251 "Dziki łubin" - Charlotte Link (przekład Anna Makowiecka-Siudut) /przedpremierowo/
"I wystarczało, aby wymówiła słowa 'Lulinn' i 'Insterburg', a ogarniała ją ogromna tęsknota. W Lulinnie czas się kiedyś zatrzymał, a potem już płynął wolniej i inaczej niż gdziekolwiek indziej. Lulinn oznaczał trwałość"

Zbudowany w Lulinnie, na terenie Prus Wschodnich, okazały dwór od pokoleń należy do Dombergów. Wszystkich członków rodziny napawa dumą oraz stanowi bezpieczne schronienie - azyl, do którego chętnie wracają i który z tęsknotą wspominają. Lullin to duży budynek mieszkalny porośnięty bluszczem, piękny ogród różany i dębowa aleja prowadząca do głównej bramy. Lullin to rozgwieżdżone niebo, rozległe pastwiska dla koni, klucze dzikich gęsi, gęste lasy, lśniące w słońcu jeziora, ogromne pola dzikiego łubinu. I piękne wspomnienia z dzieciństwa - źródło siły w najtrudniejszych życiowych momentach. Rodzina Dombergów, którą poznaliśmy w "Czasie burz", pierwszej części historycznej sagi autorstwa Charlotte Link, musiała bronić Lulinna, m.in. w dramatycznych i niepewnych latach pierwszej wojny światowej. I gdy wydawało się już, że życie powoli wraca do normalności, Europą zatrząsł kolejny konflikt zbrojny, jeszcze bardziej okrutny. Ukochany Lulinn i członkowie rodziny Dombergów ponownie znajdą się w samym sercu burzliwych czasów, a ich plany, marzenia i nadzieje zostaną poddane ciężkiej próbie.


Doskonale pamiętam, jak rewelacyjną lekturą okazał się "Czas burz" - książka rozpoczynająca trzyczęściową rodzinną sagę stworzoną przez Charlotte Link, niemiecką autorkę znaną głównie za sprawą swoich bestsellerowych kryminałów. Z dużą radością przyjęłam wiadomość o premierze drugiego tomu. "Dziki łubin" zostanie wydany nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont i trafi na księgarskie półki 14 października. Bez wątpienia jest na co czekać. O ile "Czas burz" zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, o tyle kontynuacja pozostawiła po sobie spory zachwyt. Tym razem Charlotte Link zabiera czytelników w podróż do burzliwych lat drugiej wojny światowej oraz przedstawia dalsze losy rodziny Dombergów. "Dziki łubin" to opowieść o skomplikowanych ludzkich losach, trudnych wyborach, walce o przetrwanie, rodzinnych więzach, dorastaniu w cieniu wojny oraz miłości i zaufaniu. Jeżeli lubicie powieści obyczajowe z wątkiem historycznym, saga Charlotte Link to doskonały wybór.

Trzecia Rzesza, rok 1938. W państwie pod rządami Adolfa Hitlera panuje antysemityzm, a przeciwnicy władzy muszą liczyć się z represjami. Za chwilę oblicze Europy i całego świata ulegnie zmianie, ale młodziutka Belle Lombard nie interesuje się polityką. Ma ambitne plany, marzy o zostaniu gwiazdą filmową i związaniu się z mężczyzną swojego życia. Czas pokaże, czy to właściwy kandydat. Felicja, matka Belle, bardziej niż córką zajmuje się fabryką i rozważa podjęcie współpracy z nazistami. Kiedy w jej życiu pojawiają się Alex i Maksym, musi stawić czoła rodzącym się na nowo uczuciom. Na którego z mężczyzn będzie mogła liczyć w tych trudnych czasach? (źródło: opis wydawcy)

Czasami zdarza się, że kolejne części serii nie zachwycają już tak bardzo jak pierwsza. W przypadku książek Charlotte Link jest odwotnie - "Dziki łubin" to powieść napisana z jeszcze większym rozmachem. Autorka wspaniale wykorzystała swój pisarski talent i z dużą wrażliwością stworzyła trzymającą w napięciu mieszankę rodzinnej sagi, dramatu oraz wątków obyczajowych i historycznych. Druga część jest znacznie bardziej dynamiczna w porównaniu do poprzedniej. Wydawałoby się, że o drugiej wojnie światowej napisano już wszystko, a mimo to wciąż powstają tak interesujące powieści historyczne pozwalające spojrzeć na te wydarzenia z odmiennych punktów widzenia. Charlotte Link umiejętnie wplata wydarzenia historyczne w życie członków rodziny Dombergów. A książkowych postaci jest całkiem sporo i zostają one rzucone przez los w różne miejsca - od Lulinna, przez Berlin i Monachium, aż po Francję, Szwajcarię oraz Stalingrad. Akcja "Dzikiego łubinu" rozpoczyna się w 1938 roku i prowadzi nas przez burzliwe wojenne lata aż do 1946 roku. Bardzo spodobał mi się panoramiczny i wielowątkowy charakter fabuły. Charlotte Link udało się uniknąć chaosu - wszystkie wątki przeplatają się wzajemnie, tworząc spójną i przemyślaną opowieść. "Dziki łubin" zyskał znacznie większą płynność, co okazało się dla mnie miłym zaskoczeniem. W powieści dzieje się naprawdę sporo - mamy naloty i bombardowanie miast, walkę na froncie wschodnim, działalność ruchu oporu, a finalnie również dramatyczną ucieczkę przed wojskami rosyjskimi wkraczającymi do Prus Wschodnich. Przewracając kolejne strony, możemy spojrzeć na drugą wojnę światową oczami mieszkańców Trzeciej Rzeszy. Widzimy destrukcyjny wpływ konfliktu zbrojnego, utratę bliskich osób i mienia, dylematy moralne, walkę dobra ze złem, zdradę i odważne czyny oraz świat, który nie był wówczas czarno-biały, ale miał w sobie wszystkie odcienie szarości. Tło historyczne i sposób połączenia go z losami bohaterów książki bez wątpienia mogą zachwycić. Charlotte Link zadbała o odpowiednie proporcje, łącząc umiejętnie elementy historyczne i polityczno-społeczne z aspektami obyczajowymi, psychologicznymi i uczuciowymi. Nie brakuje też gwałtownych zwrotów akcji i napięcia, które sprawiają, że książkę pochłania się w ekspresowym tempie. Rozbudowany kontekst historyczny to ogromna zaleta tej powieści.


Ludzie, którzy zostają wciągnięci w okrutną wojnę i świat, który obraca się w gruzy

W książce Charlotte Link znajdziemy wiele interesujących postaci, w tym również kolejne pokolenia rodziny Dombergów. "Dziki łubin" to skomplikowane relacje, bolesne wspomnienia, wkraczanie w dorosłość i próba znalezienia swojego miejsca w samym sercu trwającej wojny, narodziny i śmierć, dramatyczne rozstania i powroty, bezradność, rozpacz i nadzieja. Charlotte Link stworzyła na kartach książki bohaterów, z którymi łatwo nawiązać więź i których losy śledzi się z dużym emocjonalnym zaangażowaniem. Przyznam szczerze, że postaci z "Dzikiego łubinu" przemówiły do mnie znacznie bardziej niż w "Czasie burz". Autorka wykonała naprawdę dobrą pracę - ożywiła swoich bohaterów i sprawiła, że o ich zmaganiach czyta się z zainteresowaniem od pierwszej aż do ostatniej strony. "Dziki łubin" to wielowymiarowe postaci kobiece - matki, żony, córki, wdowy i kochanki, a także interesujący pod względem osobowości bohaterowie męscy. Prawdziwa mozaika charakterów poddanych próbie podczas wojennej pożogi.

"Człowiekowi zawsze się wydaje, że ma dość czasu, aby uporządkować swoje sprawy, ale nagle okazuje się, że wszystko minęło i że straciło się tyle ważnych chwil"

Charlotte Link stworzyła słodko-gorzką sagę rodzinną, którą czyta się z zapartym tchem. I nie ma w tym stwierdzeniu ani grama przesady. "Dziki łubin" ma wszystko to, co powinna mieć dobra powieść historyczna. Otrzymaliśmy historię o rodzinnym dziedzictwie, próbie przetrwania, trudnych wyborach, straconych szansach i nowych początkach. Skłania do refleksji i zostawia w sercu ślad. Jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na trzecią część trylogii. Serdecznie polecam. Warto.





Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont.




Tytuł oryginalny: Sturmzeit. Wilde Lupinen
Tłumaczenie: Anna Makowiecka-Siudut
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Data wydania: 14 października 2020
Liczba stron: 608 (egzemplarz recenzyjny)

czwartek, września 10, 2020

#249 "Zmierzch" - Osamu Dazai (przekład Mikołaj Melanowicz)

#249 "Zmierzch" - Osamu Dazai (przekład Mikołaj Melanowicz)
"Zmierzch" to powieść jednego z najważniejszych dwudziestowiecznych autorów japońskich. Przedstawia historię arystokratycznej rodziny na tle powojennych zmian, które zachodziły w społeczeństwie Kraju Kwitnącej Wiśni. W 1945 roku skończył się japoński sen o potędze. Na kraj zrzucono dwie bomby atomowe, co jeszcze bardziej przyspieszyło klęskę. Wojna pozostawiła po sobie szok i niedowierzanie, ale też śmierć, okaleczenie fizyczne i psychiczne, ruiny i głód. Jak pisze we wstępie książki Karolina Bednarz, "Japończycy starali się na różne sposoby ponownie odnaleźć swoje człowieczeństwo - uczłowieczyć okrucieństwa, których dokonali na innych i te, których sami doświadczyli". Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni - pokolenie Zmierzchu - musieli zmierzyć się z końcem silnej i triumfującej Japonii, ale też stanąć wobec nieuchronnych zmian społecznych - nowego systemu i śmierci arystokracji. Właśnie taką powojenną rzeczywistość przedstawia Osamu Dazai.


"Kazuko wraz z chorą matką zmuszone są sprzedać swój dom rodzinny w zniszczonym podczas wojny Tokio i przeprowadzają się na wieś. Ich dnie mijają na czytaniu książek, robieniu na drutach i na czekaniu na powrót brata z frontu. Kiedy Naoji wraca do Japonii, Kazuko musi opiekować się nie tylko podupadającą na zdrowiu matką, zagubioną w świecie damą z poprzedniej epoki, ale także uciekającym w alkohol i narkotyki bratem. Ale w jej sercu powoli zaczyna pojawiać się cień i w poszukiwaniu ukojenia postanawia złamać społeczne konwenanse" (źródło: opis wydawcy)


"Nic nie idzie. Wszystko, co napiszę, jest głupie, po prostu jest mi bardzo smutno. To zmierzch życia. Zmierzch sztuki. Zmierzch ludzkości"

W "Zmierzchu" czytelnik silnie wyczuwa dramat samego autora - Dazai uzależnił się od alkoholu i narkotyków, a w 1948 roku popełnił samobójstwo (to była jego piąta próba, tym razem zakończona powodzeniem). W tej niewielkiej powieści sporo jest smutku, tęsknoty, egzystencjalnego bólu i melancholii. Każdy z bohaterów walczy z własnymi demonami i tonie w bezmiarze straty, beznadziei i rozczarowania. Jedni znajdują w sobie siłę, a inni wręcz przeciwnie - rozpadają się na kawałki. "Zmierzch" to piękno w prostocie. Fabuła nie jest skomplikowana, zresztą to nie ona odgrywa tutaj pierwsze skrzypce. "Zmierzch" stanowi głębokie psychologiczne studium, w którym zanurzamy się z każdą kolejną przeczytaną stroną. Miałam wrażenie, że Dazai podzielił swoją osobowość między czterech bohaterów książki. "Zmierzch" otulił mnie smutkiem, melancholią i cichą depresją. Autor o wielu rzeczach nie mówi wprost - czytelnik musi sam odnaleźć głębię w wielu niewypowiedzianych myślach, co sprawia, że ta publikacja nie należy do najłatwiejszych. I tutaj ogromny plus za merytoryczny wstęp do wydania przygotowany przez Karolinę Bednarz - dzięki temu historia stworzona przez autora zyskuje kontekst i przestaje dryfować, oderwana i niezrozumiała. "Zmierzch" to bardzo refleksyjna, nihilistyczna, intymna i liryczna proza, która skłania do przemyśleń na temat śmierci, społecznych oczekiwań, sensu życia, poczucia wyobcowania i ludzkiej samotności. Ważne spojrzenie na człowieka w zderzeniu z brutalnością życia. Trafia do wrażliwego serca i zostawia w nim ślad. To moja trzecia japońska książka, ale z pewnością nie ostatnia. Polecam.


Tytuł oryginalny: 斜陽
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wstęp: Karolina Bednarz
Wydawnictwo: Tajfuny
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 152

niedziela, września 06, 2020

#247 "Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" - Jack Fairweather (przekład Arkadiusz Romanek)

#247 "Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" - Jack Fairweather (przekład Arkadiusz Romanek)
Są takie historie, które po prostu muszą zostać opowiedziane. Historie ludzi, którzy dokonali wielkich czynów. Nie można pozwolić, aby przykrył je kurz zapomnienia. Zasługują na pamięć. Do takich historii należy bez wątpienia działalność Witolda Pileckiego, polskiego oficera, który w czasie drugiej wojny światowej dobrowolnie stał się więźniem obozu koncentracyjnego Auschwitz, by móc zorganizować tam ruch oporu i przekazać światu informacje o zbrodniach dokonywanych przez Niemców. Nie ulega wątpliwości, że to najważniejszy element jego życiorysu. Po zakończeniu wojny, zamiast zasłużonej nagrody i słów uznania, został skazany na śmierć przez władze komunistyczne. Pamięć o jego heroicznych czynach zniknęła na wiele lat przykryta komunistyczną narracją - robiono wszystko, by świat o nim zapomniał. Na szczęście pamięć przetrwała i nadszedł czas, gdy o zasługach rotmistrza Witolda Pileckiego (awansowanego w 2013 roku na pułkownika) można mówić głośno i wyraźnie, a dzięki wysiłkom rodziny, historyków oraz autorów takich jak Jack Fairweather szansę poznania opowieści o polskim bohaterze zyskują czytelnicy z całego świata.


"Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" to wrześniowa nowość Wydawnictwa Znak Horyzont przygotowana we współpracy z Instytutem Pileckiego. Publikacja została po raz pierwszy wydana w Wielkiej Brytanii i USA w języku angielskim w 2019 roku, a kilka dni temu, 2 września, trafiła na księgarskie półki w polskim przekładzie Arkadiusza Romanka. Książka szybko stała się międzynarodowym bestsellerem i została uhonorowana prestiżową brytyjską nagrodą literacką Costa Book.

"Witold Pilecki z własnej woli dał się uwięzić w obozie koncentracyjnym Auschwitz. To proste zdanie, zaledwie zarys historii, sprawiło, że poświęciłem pięć lat na śledzenie losów tego niezwykłego człowieka" -  tak właśnie w książce "Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" pisze Jack Fairweather, pochodzący z Walii pisarz i dziennikarz, były szef biura brytyjskiego dziennika "Daily Telegraph" w Bagdadzie i fotoreporter amerykańskiego "Washington Post" w Afganistanie. Autor dotarł do nieznanych dotąd źródeł i relacji świadków, tworząc merytoryczną i skrupulatną biografię. Przejrzał setki polskich, niemieckich, izraelskich, brytyjskich i amerykańskich archiwów, świadectw i dokumentów (również tych nigdy niepublikowanych). Wiele czasu spędził w Polsce, podążając śladami Witolda Pileckiego. Dzięki rozmowom m.in. z synem i córką Witolda - Andrzejem i Zofią oraz osobami, które znały rotmistrza osobiście, publikacja zyskała pełniejszy wymiar. Warto zauważyć, że nieczęsto zdarza się by z tak dużym zaangażowaniem i w tak kompetentny oraz wnikliwy sposób obcokrajowiec pisał o polskim bohaterze. Za granicą dla wielu osób postać Witolda Pileckiego wciąż pozostaje nieznana - mówi się nawet, że ten polski oficer to jeden z największych niedocenianych bohaterów drugiej wojny światowej. Dlatego właśnie tym bardziej cieszy mnie praca, którą wykonał Jack Fairweather. Napisana przez niego książka bez wątpienia ma szansę trafić do szerszego grona odbiorców, o czym świadczą m.in. kolejne przekłady.

"Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" Jacka Fairweathera to zrekonstruowana opowieść o wojennych losach Witolda Pileckiego od momentu wkroczenia wojsk niemieckich do Polski w 1939 roku i udziale w wojnie obronnej, przez działalność konspiracyjną w Warszawie, powołanie Tajnej Armii Polskiej oraz niebezpieczną misję w Auschwitz, aż po działalność powojenną i śmierć z rąk komunistycznych władz. Najwięcej uwagi autor poświęcił na opisanie pobytu Pileckiego w obozie koncentracyjnym Auschwitz.

" - We wrześniu poszedłem na ochotnika do Auschwitz, aby zbudować tu komórkę oporu.
- Jeśli to, co mówisz jest prawdą, to ty jesteś albo niezwykłym bohaterem, albo wielkim głupcem"

Biografię Witolda Pileckiego miałam okazję szczegółowo poznać kilka lat wcześniej za sprawą publikacji "Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz" Adama Cyry. Zapoznałam się wowczas z raportami, które Witold Pilecki napisał po ucieczce z obozu koncentracyjnego. Książka Jacka Fairweathera wydała mi się znacznie bogatsza i pełniejsza. Autor umiejętnie wykorzystał zdobytą wiedzę oraz własne umiejętności pisarskie, tworząc publikację w nieco beletrystycznym ujęciu, którą czyta się niemal jak powieść. I nie oznacza to wcale, że straciła w aspekcie merytorycznym. Wręcz przeciwnie - ta książka to literatura faktu w pełnym tego słowa znaczeniu. Każdy fragment - opis zdarzeń - pochodzi z materiałów źródłowych i jest oznaczony przypisem. Uważam, że to ogromna zaleta. Niełatwo przecież zdobyć tak ogromną ilość szczegółowych informacji, by móc z taką dokładnością odtworzyć poszczególne fragmenty z życiorysu bohatera książki. Jack Fairweather wykonał doskonałą pracę - dzięki wnikliwym badaniom zyskał dużą ilość materiału, a za sprawą swojego bardzo dobrego warsztatu pisarskiego przekształcił suche fakty w interesującą i żywą narrację, która z łatwością przemawia do czytelnika nie tylko na poziomie poznawczym, ale też emocjonalnym. Jack Fairweather umieścił biografię Witolda Pileckiego w szerszym kontekście, nawiązując do istotnych wydarzeń, nazwisk i dat, zarysowując tym samym w tle historię drugiej wojny światowej i sytuację państwa polskiego (co ważne na tyle wystarczająco, by czytelnik mógł zorientować się w opisywanej rzeczywistości, ale jednocześnie na tyle dokładnie by nie stracił z oczu głównego zagadnienia).


Należy też wspomnieć, że książka Jacka Fairweathera ma jeszcze jedną ogromną zaletę - rzuca światło na kilka istotnych kwestii, o których przy okazji biografii Witolda Pileckiego rzadko wspominano. Mam tutaj na myśli m.in. reakcję (a właściwie jej brak) zachodnich aliantów na raporty Pileckiego. Co stało się z materiałami dla których ryzykował życie? Czy trafiły na czas do Brytyjczyków i Amerykanów? Dlaczego nie przerwano zbrodniczej machiny? Dlaczego raporty świadomie były utrzymywane w tajemnicy przez zachodnich aliantów? Jak wiele istnień ludzkich można było uratować, gdyby ktoś podjął odpowiednie działania? Odpowiedzi na te pytania i znacznie więcej znajdziemy właśnie w publikacji Jacka Fairweathera.

Książkę "Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" na tle innych podobnych publikacji wyróżnia wnikliwe podejście autora do dokładnego opisu zdarzeń. To świetnie napisana i solidnie udokumentowana pozycja, uzupełniona fotografiami, mapami i rysunkami, a także obszerną bibliografią.

Postawa Witolda Pileckiego wzbudza mój szacunek i podziw, a sama historia - zdumienie. Bo jak nieprawdopodobna wydaje się misja, której podjął się polski oficer, wręcz samobójcza - zgłoszenie się na ochotnika do obozu koncentracyjnego - miejsca, o którym wówczas nie było wiadomo jeszcze zbyt wiele i do którego nikt nie chciał trafić. Na dodatek w tak ekstremalnie trudnych warunkach Witoldowi Pileckiemu udało się stworzyć obozową siatkę ruchu oporu. Przez ponad 2 lata znosił zimno, głód, choroby i ciężką pracę. Na jego oczach Auschwitz zmieniało się z obozu koncentracyjnego w obóz zagłady. Uciekł, by móc osobiście zaświadczyć o zbrodniach dokonywanych przez Niemców. Scenariusz niemal filmowy, ale z bardzo przykrym i rozczarowującym zakończeniem. Za swoją odważną i oddaną służbę na rzecz Polski i drugiego człowieka Witold Pilecki poniósł najwyższą cenę - stracił życie. Książka Jacka Fairweathera to wyjątkowe studium człowieka, który dobrowolnie przenikając do obozu koncentracyjnego ryzykował życie w sytuacji, gdy tak wielu odwracało wzrok. Publikacja skłania do refleksji i stawia czytelnika wobec pytań dotyczących ludzkiego heroizmu, gotowości do poświęceń w imię wyznawanych wartości oraz chęci niesienia pomocy innym. Przewracając kolejne strony możemy przeczytać, co skłoniło Witolda Pileckiego do podjęcia się tak trudnej misji. Jakim był człowiekiem? Skąd czerpał siłę? Książka Fairweathera pozwala lepiej zrozumieć osobowość Witolda oraz wybory, których dokonywał. To historia o zwykłym z pozoru człowieku, który wyróżniał się zasadami moralnymi i etycznymi w niezwykle mrocznych czasach.

"Witold przypomina nam, że bez względu na to, jak trudny jest temat, niezależnie od niesprzyjających warunków, nigdy nie rezygnujmy z prób zrozumienia ciężkiej doli innych. Mam nadzieję, że tak książka pomoże nam go usłyszeć"

"Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego" to opowieść o odwadze, wytrwałości i człowieczeństwie. O patriotycznym duchu, walce o przetrwanie, niezłomności oraz nadziei w okresie największego mroku. O zaufaniu i lojalności wobec przyjaciół oraz trudnej walce prawdy z kłamstwem i obojętnością. Raporty i świadectwo Pileckiego stanowią niezbędny element wiedzy potrzebnej do lepszego poznania i zrozumienia historii KL Auschwitz. Solidnie i wiernie opowiedziany kawałek historii. Ważna i potrzebna publikacja. Czytałam ją z dużym zainteresowaniem. Z całego serca polecam.




Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont.




Tytuł oryginalny: The Volunteer. One man, an underground army, and the secret mission to destroy Auschwitz
Tłumaczenie: Arkadiusz Romanek
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Data wydania: 2 września 2020
Liczba stron: 512

czwartek, września 03, 2020

#245 "Zawsze i na zawsze" - Klaudia Bianek

#245 "Zawsze i na zawsze" - Klaudia Bianek
Nasze życie przypomina pędzącą w zawrotnym tempie kolejkę górską, która w jednej sekundzie potrafi wykoleić się i wylecieć w powietrze. Wszystko wówczas zmienia się nieodwracalnie. I gdy upadamy na kolana pod ciężarem cierpienia, a nasze serce rozsypuje się na milion kawałków - gdzie szukać ratunku? Czy czas i miłość rzeczywistoście potrafią uleczyć ból? Czasami pogrążeni w głębokim smutku nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że jeszcze może być lepiej - że na twarz może powrócić uśmiech. Czy przeznaczenie naprawdę istnieje? Jak wielką moc ma przebaczenie? I czy nieśmiałe uczucie, które rozkwita w cieniu bolesnych wspomnień ma szansę ukoić dwa zranione serca pragnące miłości?

Przed takimi dylematami stanęli Eliza i Filip, bohaterowie nowej książki Klaudii Bianek. "Zawsze i na zawsze" to wrześniowa nowość Wydawnictwa Czwarta Strona i kontynuacja poruszającej historii, którą poznaliśmy za sprawą powieści "Życie po tobie". Pewnie pamiętacie, jak bardzo zachwycałam się książką autorki. Opowieść o kobiecie, która każdego dnia mierzy się z tęsknotą, żalem i smutkiem po stracie ukochanego mężczyzny i stopniowo otwiera na nową miłość i szczęście, wyjątkowo mocno mnie wzruszyła i zostawiła w moim sercu ślad. Możecie więc wyobrazić sobie, jak ogromnie ucieszyła mnie wiadomość o premierze drugiej części. Klaudia Bianek po raz kolejny wykorzystuje swój pisarski talent i zabiera nas w podróż przez zakamarki kobiecego serca, w którym nadzieja i miłość coraz mocniej rozświetlają mrok.


Związek z Filipem pozwolił Elizie na nowo uwierzyć, że jest jeszcze zdolna kogoś pokochać. Niestety jej świat ponownie rozsypał się na kawałki, pozbawiając ją siły i nadziei na miłość. A przecież wydawało się, że szczęście jest tak blisko, tuż na wyciągnięcie ręki... Zraniona Eliza zamyka się w sobie. Filip cierpi w samotności i postanawia dać jej czas, by mogła przemyśleć ich relację. Obydwoje robią wszystko, by zapomnieć o swoim nieszczęściu, skupiając się na pomocy ciężarnej siostrze Elizy, Milenie. Los jednak nieoczekiwanie ponownie krzyżuje ich ścieżki. Przypadkowe spotkanie pokaże Elizie i Filipowi, że przeznaczenie nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa...

Historia Elizy zwraca uwagę swoją dojrzałością, intymnością i ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Klaudia Bianek potrafi pięknie pisać o uczuciach - z dużą wrażliwością i przenikliwością zagląda do serc swoich książkowych bohaterów. Zachwyca mnie psychologiczna głębia jej powieści. "Życie po tobie" oraz "Zawsze i na zawsze" to poruszający obraz żałoby po stracie ukochanej osoby - próby pogodzenia się z przeszłością oraz trudnej drogi do uzdrowienia. Towarzyszymy Elizie w lepszych i gorszych momentach, widzimy jej wewnętrzne zmagania i rozterki oraz dzielimy z nią radość, smutek, rozczarowanie i nadzieję. To jedna z tych bohaterek, które szybko stają się bliskie czytelnikowi. Eliza przechodzi stopniowo przez różne etapy żałoby, a nowa miłość z jednej strony wprowadza do jej świata chaos, a z drugiej przynosi iskierkę nadziei - stopniowo budzi ją ponownie do życia. Wspaniale móc obserwować te zmiany. Klaudia Bianek zamknęła na kartach książki sporą garść emocji. Poruszyła też wiele istotnych kwestii dotyczących m.in. relacji rodzinnych, zaufania w związku oraz opieki nad dzieckiem o specjalnych potrzebach. Bo Eliza jest nie tylko młodą wdową, ale również kochającą matką. Czułość z jaką Klaudia Bianek pisze o macierzyńskiej więzi nieraz wywoływała na mojej twarzy uśmiech i łzy wzruszenia. "Zawsze i na zawsze" to taka książka, w której każdy gest i każde spojrzenie mają znaczenie. Składają się na nią drobne elementy, które wspólnie tworzą wyjątkowy obraz. Powieść Klaudii Bianek to wielobarwna mozaika różnych odcieni miłości - rodzicielskiej, siostrzanej, dojrzałej, utraconej i nowej, która udowadnia, że prawdziwie można kochać więcej niż jeden raz. "Zawsze i na zawsze" stanowi emocjonalny słodko-gorzki rollercoaster. Bywa romantycznie, smutno i wzruszająco, ale nie brakuje też momentów, w których serce czytelnika wypełniają radość i ciepło. Fabuła toczy się spokojnym rytmem, a najważniejsze są w niej przeżycia bohaterów. "Zawsze i na zawsze" to bardzo życiowa książka - każdy z nas może w niej znaleźć coś ważnego.

"W ciągu niespełna czterech lat przeszłam przez wszystkie etapy żałoby, przerobiłam ból tak wielki, że niemożliwy do opisania, a wreszcie dotarłam do etapu, gdzie życie nie było życiem, a tylko istnieniem dla dobra dzieci. Otarłam się o myśli samobójcze, ulotne i niepozostawiające we mnie głębszego śladu, bo miałam dlakogo trwać we własnym ciele. W końcu, gdy już przestałam marzyć i wierzyć w szczęście, na mojej drodze stanął on. Filip. Zrobił coś niebywałego, wyciągnął mnie siłą z mojej szczelnej skorupy. Rozbił jej mocne ścianki w drobny mak, uzdrowił moją duszę i pokazał, że można w życiu kochać dwa razy"

Klaudia Bianek po raz kolejny podarowała nam wyjątkową historię, która wzrusza, skłania do refleksji i długo pozostaje w pamięci. "Zawsze i na zawsze" to opowieść o uzdrawiającej sile miłości i przebaczenia oraz nadziei, która zawsze tli się w sercu i pomaga stawić czoła przeciwnościom losu. O zwyczajnym codziennym życiu, które bywa zmienne i kapryśne, ale gdy zamyka przed nami jedne drzwi, to otwiera inne. O potrzebie kochania i bycia kochanym, trudnych wyborach oraz próbie pogodzenia się z bolesną stratą. Książki "Życie po tobie" oraz "Zawsze i na zawsze" to jedne z lepszych polskich powieści obyczajowych, jakie miałam okazję czytać. Pięknie napisane, mądre, dojrzałe i zostawiające w sercu ślad. Klaudia Bianek ma coraz lepszy warsztat pisarski - rozkwita z każdą kolejną wydaną książką. Jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na dalsze losy Elizy i Filipa. Serdecznie polecam.





Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.





Data wydania: 2 września 2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 368
Cykl: Życie po tobie (część druga)
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger