środa, stycznia 31, 2024

#659 "Biały ptak" – R.J. Palacio i Erica S. Perl (przekład Maria Olejniczak-Skarsgård)

#659 "Biały ptak" – R.J. Palacio i Erica S. Perl (przekład Maria Olejniczak-Skarsgård)
"W takich czasach dobroć jest cudem. Staje się wszystkim. Światłem w ciemności. Istotą człowieczeństwa. Nadzieją"


W książce "Biały ptak" (opartej na powieści graficznej pod tym samym tytułem) R.J. Palacio i Erica S. Perl przedstawiają historię dwunastoletniej żydowskiej dziewczynki, która w czasie drugiej wojny światowej ukrywa się przed Niemcami na terenie Francuskiego Państwa Vichy. Oddzielona od rodziny otrzymuje pomoc z nieoczekiwanej strony – od Juliana, niepełnosprawnego kolegi ze szkoły. Trudne doświadczenia zbliżają ich do siebie, dając początek pięknej przyjaźni. 

R.J. Palacio potrafi wspaniale pisać o empatii, wrażliwości, życzliwości i szacunku do drugiego człowieka, a zatem o wartościach, które są zawsze ważne i aktualne mimo upływu czasu. W "Białym ptaku" na wojenną rzeczywistość spoglądamy oczami dwunastoletniej Sary. Widzimy, jak jej bezpieczny świat kurczy się i zamienia w miejsce strachu i niepewności. Koszmar Holocaustu i wojny splata się w tej powieści z miłością, przyjaźnią i bezinteresowną pomocą. To mądra i wzruszająca opowieść o pięknych rzeczach, które przydarzają się w najmroczniejszych czasach. O nadziei, która staje się światłem w ciemności oraz o dobroci, bliskości i życzliwości, które budują między nami mosty – na przekór nienawiści, złu i milczeniu. O istocie człowieczeństwa, bohaterstwie i odwadze zwykłych ludzi – by okazać dobro nawet za cenę własnego życia. R.J.Palacio w subtelny sposób wplata w opowieść Sary odrobinę magicznego realizmu – główna bohaterka otrzymała bogatą wyobraźnię, artystyczną wrażliwość i zdolność wzbijania się myśli w powietrze, niczym tytułowy biały ptak. To wspaniały przejaw wolności ducha mimo fizycznego zniewolenia i ograniczenia.


Mądra, chwytająca za serce i pięknie napisana powieść, jednocześnie subtelna i realistyczna, pełna smutku i nadziei – cenna lekcja dobroci, odwagi i życzliwości, których tak bardzo potrzebujemy również i teraz, niemal osiemdziesiąt lat od zakończenia drugiej wojny światowej.





* Książka docelowo przeznaczona jest dla starszych dzieci i młodzieży. Inspiracją dla R.J.Palacio stał się m.in. "Dziennik Anne Frank" oraz historia francuskiego miasteczka Le Chambon-sur-Lignon, którego mieszkańcy podczas wojny udzielili pomocy i schronienia tysiącom Żydów (zostali też zbiorowo uhonorowani tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata).






















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros. 

Tytuł oryginalny: White Bird. A Wonder Story – novelization
Przekład: Maria Olejniczak-Skarsgård
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 24 stycznia 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6



poniedziałek, stycznia 29, 2024

#658 "Wracam do domu" – Karin Smirnoff (przekład Agata Teperek)

#658 "Wracam do domu" – Karin Smirnoff (przekład Agata Teperek)
"Marynarze tęsknili za domem. Ja też tęsknię za domem. A ty janokippo. Masz jakiś dom"

Czy może być jeszcze mroczniej, bardziej brutalnie i przygnębiająco? Może. I jest. Trzecia część trylogii Karin Smirnoff rozwija się w permanentnym poczuciu straty i żalu. Bohaterka jej książek doświadcza ogromu nieszczęść – i wydaje się nawet, że nie ma już miejsca na nic innego, że pozostaje tylko przetrwanie. Ale janakippo nie zamierza się poddawać. Upada, wstaje, otrzepuje i idzie dalej, z roztrzaskanym sercem i wysoko podniesioną głową. W pierwszej i drugiej części trylogii musiała zmierzyć się z powrotem do rodzinnego domu, uzależnieniem brata, śmiercią najbliższych oraz z własnymi demonami – sekretami z przeszłości i skomplikowanymi uczuciami. Teraz nadszedł czas, by w końcu odkryć własną drogę. By znaleźć swoje miejsce. Ale czy dom to rodzinna wioska Smalånger ze wszystkimi splątanymi relacjami i bolesnymi wspomnieniami? A może dom to życie z dala od przeszłości, z czystą kartą i nowym początkiem? Albo coś zupełnie innego – bycie w zgodzie z samym sobą, w spokoju i harmonii, niezależnie od miejsca zamieszkania i ludzi, z którymi żyjemy na co dzień?


W trzeciej części janakippo kontynuuje swoją życiową, coraz bardziej chaotyczną podróż – wraca co prawda do rodzinnej wioski, ale los prowadzi ją także do Sztokholmu i na zachodnie szwedzkie wybrzeże, na archipelag Bohuslän. Literacka przestrzeń, którą tworzy Karin Smirnoff znów wypełnia się po brzegi klaustrofobicznym, mrocznym vibe'm. To nieprzepracowane traumy, toksyczne relacje, poczucie izolacji i wyobcowania. To przemoc, która wnika w DNA i seks, który stanowi namiastkę bliskości. Janakippo początkowo wciąż próbuje zagłuszyć własne uczucia. Niezależna, jednocześnie silna i krucha, odpycha od siebie ludzi i dryfuje między bolesną przeszłością a gorzką teraźniejszością. Dopiero poczucie straty zmusza ją do przyjrzenia się samej sobie. I do konfrontacji z tym, co najtrudniejsze – widmem przemocowego ojca. Karin Smirnoff z psychologiczną przenikliwością pochyla się nad złożonością ludzkich uczuć i relacji – zagłębia w pokoleniową traumę, poczucie winy, pochodzenie, pamięć, miłość i nienawiść. Opowiada o kobiecie, która zawsze tęskni za tym, czego mieć nie może. Która próbuje wyzwolić się z toksycznych wzorców i zrozumieć własne uczucia.


"Byłam dobra w złych pomysłach. Ten wydawał się rozstrzygający. Stałam przed czymś. Może przed wyborem. Jednym z takich jakich nie da się odrzucić"

Trzecia część ponownie urzeka – jeszcze większym skandynawskim mrokiem, surowością, naturalizmem i cielesnością. Smirnoff hipnotyzuje, bo jest jakieś literackie piękno i czułość w tej przygnębiającej, oszczędnej i do bólu realistycznej prozie, w ludzkich zmaganiach, życiu i śmierci splecionych w jedno, w siostrzano-braterskiej więzi. Czym jest dom? Czy jesteśmy tylko sumą tego, co się nam przydarza? 

"Męczące jest nienawidzić kogoś. I chociaż nienawiść karmi się pogardą pożera też energię"

"Wracam do domu" to poruszająca opowieść o stracie, samotności, ciężarze traumy, miłości i bliskości. O zawiłych rodzinnych i międzyludzkich relacjach i szukaniu swojego miejsca w świecie. Nie jest to finał spektakularny. Wydaje się, że trzecia część nie zdołała przyćmić dwóch poprzednich. Ale to nadal Karin Smirnoff w doskonałej formie. I historia, która spina klamrą fizyczną i metaforyczną podróż janykippo. Wspaniała skandynawska trylogia – trudno się z nią pożegnać. 





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: Sen for jag hem
Przekład: Agata Teperek
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Cykl: Saga rodziny Kippów (tom 3)
Data wydania: 24 stycznia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 376
Moja ocena: 5/6

piątek, stycznia 26, 2024

#657 "Ta druga" – Therese Bohman (przekład Justyna Czechowska)

#657 "Ta druga" – Therese Bohman (przekład Justyna Czechowska)

Książkę Therese Bohman czytałam szybko, zachłannie. I delektowałam się intensywną, zmysłową prozą. Na pierwszy rzut oka "Ta druga" to nic nadzwyczajnego – ot, kolejna opowieść o romansie młodej kobiety i starszego, żonatego mężczyzny. Jednak Therese Bohman zamienia ten wyświechtany i zużyty motyw w coś zupełnie innego – hipnotyzującego, niebanalnego i zaskakującego. W książce Bohman damsko-męska miłostka to zaledwie punkt wyjścia do odważnej, szczerej i głęboko refleksyjnej podróży przez meandry moralności, kobiecości, władzy i społecznych nierówności. Autorka tworzy wielowymiarowy portret "tej drugiej" – młodej kobiety, kochanki, nieco samotnej, zagubionej i niedopasowanej, która za wszelką cenę pragnie wyrwać się z biedy, nudy i rozczarowującej codzienności – by w końcu coś poczuć, doświadczyć. Bohaterka książki Bohman wywołuje wiele sprzecznych emocji – czytelnik balansuje na granicy antypatii, zrozumienia i czułości. Zachwycił mnie sposób, w jaki autorka ukazała jej dynamikę i wewnętrzną walkę. I co tu dużo mówić – lubię takie bohaterki. Nieoczywiste, trudne, niewygodne. Z przyjemnością zatraciłam się w fascynującym studium samotności, dwuznaczności, pożądania, obłudy i egzystencjalnego zagubienia. Intymna proza i klimat małego szwedzkiego miasteczka doskonale dopełniły całość. Każdy element powieści Bohman zachwycił mnie równie mocno. I doceniam – za przestrzeń do własnych refleksji, bez moralizatorskich tonów. "Ta druga" doskonale pokazuje, że ludzie, świat, nasze emocje i życiowe wybory nie są czarno-białe. I że często osądzamy pochopnie, zbyt szybko, jednocześnie nie dostrzegając swojej własnej hipokryzji.


Bardzo dobra skandynawska proza – polecam!

















Tytuł oryginalny: Den andra kvinnan
Przekład: Justyna Czechowska
Wydawnictwo: Pauza
Data wydania: 30 kwietnia 2020
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 192
Moja ocena: 5/6

piątek, stycznia 26, 2024

#656 "Oprzyj swoją samotność o moją" – Klara Hveberg (przekład Karolina Drozdowska)

#656 "Oprzyj swoją samotność o moją" – Klara Hveberg (przekład Karolina Drozdowska)
"Czy miłość można zamknąć w matematycznym wzorze? Czy każdy związek dwojga ludzi jest wyjątkowy? A może losy zakochanych powtarzają się zawsze jak refren w muzyce?"


Wspaniała. Przepięknie napisana i przejmująca opowieść o miłości, samotności, tęsknocie i chorobie. O muzyce, matematyce i literaturze. Pochodząca z norweskiego Molde matematyczka Klara Hveberg stworzyła książkę o pochodzącej z Molde matematyczce Rakel Havberg, która pisze powieść. "Oprzyj swoją samotność o moją" jest skonstruowana jak fraktal (figura geometryczna) – poszczególne wątki to tak naprawdę ta sama opowieść – powracają w różnych wariacjach i stają się częścią większej historii. Muzyka splata się w niej ciasno z matematyką i literaturą – brzmi jak złożona melodia albo skomplikowany wzór matematyczny. I wypełniona jest po brzegi liryzmem, smutkiem oraz głęboką melancholią. Zachwyciła mnie i formą, i treścią – ulubione fragmenty czytałam wielokrotnie. I znalazłam w niej coś bardzo osobistego – dzięki temu przemówiła do mnie szczególnie mocno. 

Smutna, jednocześnie surowa i czuła literatura skandynawska. Polecam!


Bo możesz oprzeć swoją samotność o drugiego człowieka – i choć przez chwilę nie być w swojej samotności tak bardzo samotnym.


















Tytuł oryginalny: Lene din ensomhet langsomt mot min
Przekład: Karolina Drozdowska
Wydawnictwo: Marpress
Seria: Bałtyk
Data wydania: 5 listopada 2021
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 328
Moja ocena: 6/6

środa, stycznia 24, 2024

#655 "Nie mówię żegnaj" – Han Kang (przekład Justyna Najbar-Miller) /premierowo/

#655 "Nie mówię żegnaj" – Han Kang (przekład Justyna Najbar-Miller) /premierowo/
Podnóże góry. Gęsto padający śnieg. Tysiące czarnych ociosanych drzew. Pomiędzy nimi kopce grobowe. I coraz mocniej napływająca morska woda.

Ten koszmarny sen nawiedza bohaterkę powieści Han Kang już od wielu lat – dwa miesiące po opublikowaniu tekstu dotyczącego tragicznych wydarzeń, które rozegrały się w 1948 roku na koreańskiej wyspie Czedżu. Kyong-ha utknęła między przeszłością a teraźniejszością, snem a rzeczywistością. Czując bliskość śmierci, postanawia napisać swój ostatni list. Bo może jeśli nie wypowiemy słów pożegnania, tak naprawdę wcale nie dojdzie do rozstania? Niespodziewana wiadomość od przyjaciółki skłania jednak Kyong-ha do zawieszenia w czasie swojego smutku i melancholii – kobieta rusza na wyspę Czedżu. Senny koszmar dogania ją w samym sercu śnieżycy, w odciętej od świata górskiej wiosce. Budzą się duchy przeszłości...


"Nie mówię żegnaj" to intymne i głęboko poruszające studium miłości, pamięci i traumy – portrety trzech kobiet, które łączy to, co bolesne i niewypowiedziane: echa mrocznej historii Korei. Jest samotna pisarka z Seulu nawiedzana przez niepokojące sny. Jest dokumentalistka z wyspy Czedżu podążająca śladem rodzinnej i narodowej traumy. Jest starsza kobieta, naoczny świadek ludobójstwa, która latami próbuje odnaleźć zaginionego brata. Każda z nich musi skonfrontować się z własnymi demonami, własną stratą – cierpieniem, którego korzenie tkwią w tragedii sprzed lat. Han Kang stworzyła powieść żałobną na granicy jawy i snu, jasności i mroku, nadziei i rozpaczy – historię utkaną z powidoków sennego koszmaru i echa bolesnej przeszłości. Piękna, poetycka proza autorki przebija się przez ciszę i wydobywa z ciemności prawdę – dziedzictwo doznanej traumy i przemocy. Powracające w powieści motywy (senny koszmar, śnieg i ptaki) nadają historii głębszy, oniryczny wymiar – budują paralele między światem żywych i umarłych i definiują metaforycznie zawiłości egzystencji i międzyludzkich relacji. Czuć w tej książce ciężar ludzkiego dramatu, samotności, odrętwienia i żalu – literacki chłód, który przenika do serca.


"Nie mówię żegnaj" to powieść bolesna ze względu na mroki historii, traumę i stratę, ale jednocześnie piękna w ukazywaniu siły ludzkiego ducha, miłości i przyjaźni. To napar z liści bambusa, ryżanka z fasolą, pożółkłe listy i czarno-białe fotografie. To niebieskoszare światło zmierzchu, trzepot ptasich skrzydeł, zimno przenikające do kości i śnieg, który niczym biały całun okrywa żywych i umarłych. Han Kang stworzyła opowieść o przeszłości, która nie przemija i z którą nie sposób się pożegnać. O cienkiej granicy między życiem i śmiercią, snach, które obnażają to, co najgłębiej skrywane i o miłości, która bywa straszliwym cierpieniem. O przerażających rzeczach, które człowiek jest w stanie uczynić drugiemu człowiekowi, pokoleniowej traumie, pamięci ziemi i ludzkiego serca. O ranach, których nie jest w stanie zagoić mijający czas i determinacji w dążeniu do prawdy.

Proza Han Kang, liryczna i melancholijna, niezmiennie mnie zachwyca. Ma w sobie coś głęboko poruszającego, refleksyjnego, smutnego – dociera do zakamarków serca. Han Kang wspaniale operuje symboliką i oniryzmem, przemawia metaforycznie za pomocą opisów natury, niepozornych detali – i tworzy w ten sposób niepowtarzalną atmosferę, inny literacki wymiar. Urzekający, współczesny głos azjatyckiej literatury. Polecam.






















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Tytuł oryginalny: 작별하지 않는다
Przekład: Justyna Najbar-Miller
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 24 stycznia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5,5/6

poniedziałek, stycznia 22, 2024

#654 "Pod słońcem Turynu" – Ivana Dobrakovova (przekład Izabela Zając)

#654 "Pod słońcem Turynu" – Ivana Dobrakovova (przekład Izabela Zając)
"Co się ze mną stało w tym mieście u podnóża Alp?"


"Pod słońcem Turynu" (tłum. Izabela Zając) zaczyna się niepozornie. Może się wydawać, że to historia jakich wiele – ot, zwykłe losy emigrantki w obcym kraju. Jednak w prozie Dobrakovovej czuć podskórne napięcie, czające się w ukryciu zło. I rzeczywiście, wizerunek szczęśliwej rodziny i jej włoskiego dolce vita zaczyna się kruszyć. Bohaterka książki Dobrakovovej miota się między obowiązkami matki i żony a zaspokojeniem własnych pragnień. Pokusa staje się silniejsza, a przekraczanie granic moralnych czymś ekscytującym i wyzwalającym. Turyńskie słońce roznieca w Kristinie pożar. Pożar, który zamienia się w pożogę.


Już od pierwszych stron czułam, że ta książka ma w sobie coś mrocznego, niewygodnego, a i tak Dobrakovova zdołała mnie zaskoczyć. Banalna historia emigracji i niewierności kryje w sobie ekstremum i stawia pytania o moralność, egoizm, dziedziczenie zła. Autodestrukcja głównej bohaterki splata się ciasno z poczuciem niedopasowania, przemocą seksualną, rozpadem rodziny i traumą z dzieciństwa. Dobrakovova zręcznie żongluje trudnymi tematami, zagłębia się w intymny świat swojej bohaterki, mieszankę obsesji, pożądania, lęku i poczucia winy. Zachwyca intensywność monologu i wyczucie turyńskiej przestrzeni.

Odważna, przekraczająca granice i niewygodna powieść pełna napięcia, traum i ludzkiego "wykolejenia" opowiedziana mocnym, autentycznym głosem. Literatura dyskomfortu w fascynującym wydaniu.






















Tytuł oryginalny: Pod slnkom Turína
Przekład: Izabela Zając
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 24 maja 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 204
Moja ocena: 4,5/6

sobota, stycznia 20, 2024

#653 "Jedyne prawdziwe miłości" – Taylor Jenkins Reid (przekład Agnieszka Brodzik)

#653 "Jedyne prawdziwe miłości" – Taylor Jenkins Reid (przekład Agnieszka Brodzik)
Taylor Jenkins Reid w wywiadzie powiedziała, że "prawdziwi ludzie to chaos, i właśnie ten chaos jest interesujący". I rzeczywiście, w powieści "Jedyne prawdziwe miłości" ożywia całą paletę przeróżnych emocji i uczuć – i w sam środek tego chaosu wrzuca Emmę, a wraz z nią również i czytelnika. Z łatwością pokochałam pomysł na fabułę – historię młodej kobiety złapanej w pułapkę przewrotnego losu. Emma pogrąża się w rozpaczy, gdy jej ukochany mąż ginie w katastrofie lotniczej; kilka lat później przyjmuje oświadczyny dawnego przyjaciela – wierzy, że otrzymała kolejną szansę na szczęście. Wszystko do czasu gdy jej uznany za zmarłego mąż zostaje odnaleziony. Emma staje wobec dramatycznego wyboru.


"Jedyne prawdziwe miłości" to Taylor Jenkins Reid jednocześnie dobrze znana, jak i zupełnie inna – wspaniała w ukazywaniu złożoności uczuć i relacji, ale w zupełnie odmiennej historii. Smutek i szczęście idą w tej powieści za rękę – podróż Emmy przypomina emocjonalny rollercoaster. Z łatwością można "wejść w buty" głównej bohaterki, poczuć ciężar jej dylematów, zagubienia i złamanego serca. Taylor Jenkins Reid z wrażliwością i czułością przedstawia tragedię Emmy, a także Jessego i Sama – bo pierwszy z nich za wszelką cenę pragnie powrotu szczęśliwej przeszłości, drugi z kolei traci szczęśliwą teraźniejszość – życie, które stworzył wspólnie z Emmą. Zachwyciła mnie złożoność postaci, subtelne ukazanie zawiłości relacji i uczuć, życiowy realizm i słodko-gorzki charakter powieści. Wielokrotnie zastanawiałam się, co zrobiłabym na miejscu Emmy. Bo czy w naszym życiu zdarza się tylko jedna prawdziwa miłość? A może jesteśmy w stanie kochać więcej niż raz?


Czuła, poruszająca opowieść o żałobie, stracie, drugich szansach, odnajdywaniu swojego miejsca w świecie i trudnych wyborach. O miłości – kochaniu i byciu kochanym. Powieść Taylor Jenkins Reid pokazuje, że dobre i złe rzeczy nie czekają aż będziemy gotowi – po prostu się przydarzają. Że cały czas się zmieniamy – i zmienia się też miłość. Że za każdym razem kochamy inaczej – uczucia często nie pasują do standardowych szufladek, a miłość ma wiele różnych odcieni.

Znalazła drogę do mojego serca, polecam.





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.

Tytuł oryginalny: One True Loves
Przekład: Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 24 stycznia 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 336
 Moja ocena: 5/6

czwartek, stycznia 18, 2024

#652 "Kontratak" – Won-pyung Sohn (przekład Edyta Matejko-Paszkowska) /przedpremierowo/

#652 "Kontratak" – Won-pyung Sohn (przekład Edyta Matejko-Paszkowska) /przedpremierowo/
Dokąd zmierza moje życie? Jutro znowu zacisnę zęby i może wytrzymam jeszcze trochę. Kolejny dzień, kolejny miesiąc, kolejny rok...


Świat, w którym żyje Ji-hye pełen jest marazmu, szarości i niepewności. To ludzie o wiecznie zmęczonych twarzach bez wyrazu uwięzieni w pułapce pracoholizmu, społecznych norm i oczekiwań. Ludzie przeglądający arkusze egzaminacyjne i ćwiczący próbne rozmowy kwalifikacyjne. To pogoń za trendami, obsesja na punkcie samorozwoju, codzienne wtapianie się w tło i relacje międzyludzkie postrzegane w kategoriach inwestycji. Maraton anonimowego tłumu, mechanizm, który przeżuwa i wypluwa – w sam środek samotności, wyobcowania, egzystencjalnej pustki i poczucia życiowej porażki. Trzydziestoletnia bohaterka książki Won-pyung Sohn nie różni się od swoich rówieśników – pokolenia, które stało się świadkiem burzliwych przemian w Korei lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Ji-hye ma pospolite imię, nudną pracę stażystki w seulskiej korporacji i równie nudne życie osobiste. Nie wyróżnia się z tłumu, żyje z dnia na dzień i próbuje przetrwać. Do czasu aż poznaje młodego mężczyznę, nowego stażystę. Wkrótce rodzi się w niej bunt – podejmuje próbę wyrwania się z marazmu, zadania życiu tytułowego kontrataku.

"Czasami sobie myślę, że nawet jeśli jestem tylko pyłem w kosmosie, to i taki pył w chwili, gdy gdzieś osiądzie, może stać się lśniącą tęczą"


Korea Południowa wydaje się geograficznie i kulturowo odległa, a mimo to nie sposób nie utożsamiać się z bohaterami powieści Won-pyung Sohn, zwykłymi trzydziestolatkami, młodymi dorosłymi uwięzionymi w pułapce współczesności. Jest coś bardzo bliskiego i ludzkiego w ich życiowych zmaganiach, zarówno tych związanych z pracą, karierą, pieniędzmi, rodziną i społecznymi oczekiwaniami, jak i tych dotyczących samotności, lęku, poczucia niedopasowania, wątpliwości egzystencjalnych i tożsamościowych. Kim jestem? Jakim dorosłym pragnę się stać? Jaką drogą podążać? W "Kontrataku" to, co intymne splata się z tym, co uniwersalne. Won-pyung Sohn obnaża świat, który nieustannie nadaje tempo i dyktuje warunki. Z prozatorską przystępnością opowiada o wzlotach i upadkach oraz o gniewie i buncie, które dają początek zmianie – w życiu i w nas samych, na przekór hipokryzji, milczeniu, niesprawiedliwości i wyzyskowi. W "Kontrataku" pod warstwą niespiesznej, niepozornej historii kryje się wiele ważnych współczesnych, bliskich nam kwestii, uczuć i wątpliwości. To opowieść, która przypomina, że nie jesteśmy tylko sumą sukcesów i porażek. Że nie jesteśmy w swoich zmaganiach sami. Że życie bywa przewrotne i wciąż nie jest za późno – koniec może stać się początkiem czegoś nowego, lepszego. Won-pyung Sohn gorycz i rozczarowanie przełamuje odrobiną nadziei, pociechy i solidarności – pokazuje, jak bardzo możemy wzrastać wewnętrznie, konfrontując się z rzeczywistością i szukając odpowiedzi na trudne życiowe pytania.

Ciekawe spojrzenie na realia życia młodych dorosłych w koreańskim wydaniu – książka dla trzydziestolatków i nie tylko.
























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Mova.

Tytuł oryginalny: 서른의 반격
Przekład: Edyta Matejko-Paszkowska
Wydawnictwo: Mova
Data wydania: 24 stycznia 2021
Oprawa: twarda
Liczba stron: 280
Moja ocena: 4/6

wtorek, stycznia 16, 2024

#651 "Sztuczny miód" – Sabina Waszut /przedpremierowo/

#651 "Sztuczny miód" – Sabina Waszut /przedpremierowo/
Strajki i partyjne wiece, żywność na kartki, stanie w kolejkach i puste półki, Teleranek i pierwsze kolorowe telewizory, rodzinne święta o zapachu pomarańczy, goździki z okazji Dnia Kobiet, bloki z wielkiej płyty, cenzura, donosicielstwo. Codzienne życie w PRL-u nie było łatwe – prywatne radości i smutki rozgrywały się w cieniu politycznych i społecznych napięć. Rok 1981 przyniósł ze sobą wiele burzliwych i dramatycznych wydarzeń: porozumienia sierpniowe, strajki i demonstracje, brutalne pacyfikacje MO, "karnawał Solidarności", zamach na Jana Pawła II i stan wojenny. W sercach Polaków rodził się bunt oraz nadzieja na wolność i zmiany. Jednocześnie nasilały się też narodowe podziały. Wiele osób stanęło wobec trudnych życiowych dylematów. Wobec konieczności opowiedzenia się po jednej ze stron.


W książce "Sztuczny miód" Sabina Waszut zabiera nas na Śląsk, do Katowic, w sam środek wydarzeń roku 1981 i przedstawia poruszającą historię dwóch kobiet uwikłanych w niespokojne czasy. Dylematy moralne i społeczno-polityczne napięcia splatają się z lękiem o bliskich, niepewną przyszłością, miłością, przyjaźnią oraz zwykłym, codziennym życiem. Niemal wszędzie czają się kłopoty, a z pozoru właściwe wybory wcale nie zapewniają bezpieczeństwa. Baśka i Marylka to pielęgniarki, żony i matki. Pierwsza z nich ma eleganckie M-3 i męża milicjanta, lubi chodzić do kina, spotykać się ze znajomymi i wieść wygodne życie. Druga z kolei ma dużą, tradycyjną śląską rodzinę i męża górnika, który pracuje w kopalni "Wujek" i działa w Solidarności. Rok 1981 staje się dla Baśki i Marylki oraz ich rodzin momentem próby – odmienia nie tylko bieg historii, ale też koleje ich życia.


"Sztuczny miód" to powieść, która zachwyca realizmem i przenikliwym wglądem w ludzkie zmagania i dylematy. Sabina Waszut wspaniale ożywiła literacko ważne, burzliwe czasy – postaci, emocje i zwykłą codzienność. Historia Baśki i Marylki silnie zakorzeniona jest w śląskich, peerelowskich realiach. Dbałość o detale i plastyczna proza Sabiny Waszut przenoszą czytelnika w czasie i przestrzeni – na szpitalne korytarze Centralnego Szpitala Klinicznego, katowickie ulice osiedla Tysiąclecia i Wincentego Pola, do kopalni "Wujek", do mieszkań, zatłoczonych autobusów, kin i kawiarni. To powieść, która pozwala poczuć ciężar kobiecych zmagań – lęk i pragnienie ochrony bliskich, łączenie życia zawodowego z troską o dom i rodzinę. Sabina Waszut z wrażliwością podejmuje kwestie dotyczące miłości, zdrady, zaufania, lojalności, trudnych wyborów i ich konsekwencji. Zagłębia się w zakamarki kobiecego serca, mieszankę skomplikowanych emocji. I wspaniale ukazuje niuanse, przeróżne odcienie życia i uczuć, świat, który nie był i nie jest czarno-biały.

Poruszająca, wartościowa literatura obyczajowa. Opowieść o sile rodzinnych więzi, przyjaźni, odwadze i trudnych wyborach. O ludzkiej solidarności i życzliwości ponad podziałami. Pięknie napisana. Takie powieści czyta się jednym tchem i poleca z przyjemnością.






















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Data wydania: 24 stycznia 2024
Wydawnictwo: W.A.B.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5,5/6

sobota, stycznia 13, 2024

#650 "Lato, gdy mama miała zielone oczy" – Tatiana Țîbuleac (przekład Dominik Małecki)

#650 "Lato, gdy mama miała zielone oczy" – Tatiana Țîbuleac (przekład Dominik Małecki)
Zwiewne sukienki. Pole słoneczników na tle błękitnego nieba. Długie rozmowy. Zapach pieczywa i jabłek. Szum oceanu. Utracony czas, którego nie sposób odzyskać i przyszłość, która nie nadejdzie. Nienawiść i złość zamieniające się w miłość, troskę i przebaczenie. Matka i syn. I jedno lato pełne okruchów szczęścia, smutku i nadziei upływające w cieniu tego, co nieuniknione. Lato niezapomniane, najlepsze i najgorsze jednocześnie. Lato, które miało kolor zielonych oczu.


Już pierwsze zdania książki Țîbuleac wywołują niepokój i dyskomfort. Poznajemy nastolatka, który nienawidzi swojej matki. Jego słowa ranią niczym ostrze – przesiąknięte złością, tłumionym gniewem oraz bólem straty i odrzucenia przeszywają na wskroś. Țîbuleac opowiada o skomplikowanej relacji matki i syna oraz jednym lecie we francuskiej wiosce, które odmienia wszystko. Jej surowa i powściągliwa, ale jednocześnie liryczna i pełna wspaniałych metafor proza niesie czytelnika przez meandry miłości i nienawiści, prowadzi przez najdalsze zakamarki ludzkiego serca. I wspaniale ewoluuje, zagłębiając się w zawiłości uczuć i przeróżne odcienie życia.


"Lato, gdy mama miała zielone oczy" to intensywna, intymna podróż matki i syna – opowieść o ciężarze traum i wspomnień, bolesnej nauce przebaczenia, kruchości istnienia oraz uzdrawiającym darze drugiej szansy. To również bezkompromisowe i szczere spojrzenie na chorobę, odchodzenie, żałobę i samotność. Țîbuleac przypomina, że każdy z nas ma swoją własną historię, nierzadko trudną i bolesną. I że miłość ma moc sklejania tego, co potłuczone. 

Wielka siła drzemie w tej niepozornej, krótkiej książce – w swoim literackim pięknie i brutalności potrafi poruszyć najczulsze struny. Mimo niełatwych początków znalazła drogę do mojego serca.



















Tytuł oryginalny: Vara în care mama a avut ochii verzi
Przekład: Dominik Małecki
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 8 sierpnia 2021
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 152
Moja ocena: 5,5/6

sobota, stycznia 13, 2024

#649 "Piękno ludu" – Merete Pryds Helle (przekład Justyna Haber-Biały)

#649 "Piękno ludu" – Merete Pryds Helle (przekład Justyna Haber-Biały)
 "Uśmiech nic nie kosztuje". Czy aby na pewno?


Marie, bohaterka książki Merete Pryds Helle, wiedzie luksusowe i szczęśliwe życie żony i matki, realizując tym samym kopenhaski sen klasy średniej. Uśmiecha się, gdy jej córki rozrzucają jedzenie i krzyczą bez powodu. Uśmiecha się, gdy jej mąż wraca do domu i traktuje ją z milczącą obojętnością. Uśmiecha się, gdy słyszy z ust matki, że mogłaby starać się bardziej. Marie zaciska zęby – z uśmiechem spełnia wymagania innych zgodnie z rolą narzuconą jej przez społeczeństwo. Jednak za fasadą szczęśliwego życia rodzinnego kryje się samotność, brak poczucia własnej wartości, apatia, trauma z dzieciństwa oraz przemoc fizyczna i seksualna.


Czytając "Piękno ludu", nie sposób uciec od bolesnego współodczuwania. Charakterystyczne dla literatury skandynawskiej surowość, oszczędność i pozorny dystans jeszcze mocniej podkreślają osobisty dramat głównej bohaterki. "Piękno ludu" to starannie skomponowana rodzinna kronika oraz realistyczny obraz życia w dwudziestowiecznej Danii widziany oczami dorastającej dziewczynki, a później młodej kobiety. Helle doskonale uchwyciła kontrast między surowością, biedą i tradycją duńskiej wsi a łudzącym blichtrem "kopenhaskiego snu" – obietnicą społecznego awansu i lepszej przyszłości. Marie reprezentuje pokolenie kobiet złapanych w pułapkę patriarchatu i tradycyjnych ról społecznych. Kobiet, które zostawiły dawne życie za sobą, ale ostatecznie nie były w stanie uciec od traumy, duchów przeszłości i toksycznych wzorców. Historia Marie wibruje podskórnym napięciem, tłumionym niepokojem, czającym się pod powierzchnią mrokiem. Opowiedziana jest mocnym, szczerym głosem, bez upiększania i dramatyzowania. Zachwycił mnie życiowy realizm nakreślony oszczędną i chłodną, ale jednocześnie poetycką, piękną prozą – prozą, która w najmniej spodziewanym momencie potrafi poruszyć w nieoczekiwany sposób.

"Piękno ludu" to opowieść o trudach dorastania na tle zmieniającego się kraju, o skomplikowanych rodzinnych relacjach, zmaganiach z życiem i samym sobą. O byciu kobietą – tylko tyle i aż tyle. Wspaniała skandynawska proza. Polecam (szczególnie miłośnikom trylogii Karin Smirnoff, "Testamentu" Niny Wähä i "Nieba w kolorze siarki" Kjella Westö).



















Tytuł oryginalny: Folkets skønhed
Przekład: Justyna Haber-Biały
Wydawnictwo: Marpress
Seria: Bałtyk
Data wydania: 11 lutego 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 412
Moja ocena: 5,5/6

sobota, stycznia 13, 2024

#648 "Andromeda" – Therese Bohman (przekład Justyna Czechowska)

#648 "Andromeda" – Therese Bohman (przekład Justyna Czechowska)
Przyjaźń? Miłość? Zauroczenie? Pożądanie? Pokrewieństwo dusz? Czy każdą relację można ubrać w słowa? Nadać etykietę, znaleźć dla niej odpowiednie ramy?


Ona. Stażystka w prestiżowym wydawnictwie. On. Znany i szanowany dyrektor działu literatury pięknej. Łączy ich wspólna literacka pasja, pochodzenie i podobne poglądy na świat. Dzieli – różnica wieku i nieubłaganie mijający czas. Czy to kolejna historia banalnego romansu starszego, żonatego mężczyzny i młodej, atrakcyjnej kobiety, szefa i jego podwładnej? Niezupełnie. 

Lubię Therese Bohman. Za jej liryczną, czułą i inteligentną prozę rozwijającą się subtelnie w niedopowiedzeniach, w niuansach i ulotności, w różnych perspektywach. Za jej przenikliwe spojrzenie na relacje międzyludzkie, wątpliwości moralne i egzystencjalne, na ciemność, która czai się w ludzkich sercach. Za jej trafność w ukazywaniu samotności i wyobcowania współczesnego człowieka, za bezpretensjonalność w przedstawianiu świata jako miejsca nieoczywistego, niejednoznacznego, pełnego przeróżnych odcieni szarości. Za literaturę dyskomfortu skłaniającą do formułowania własnych refleksji i osądów.


"Andromeda" to Therese Bohman w doskonałym wydaniu – powieść nieoczywista, nostalgiczna, pełna ciekawych spostrzeżeń. Bohman po raz kolejny stworzyła postaci i historię, z którymi niełatwo się utożsamiać, a przez to tak bardzo intrygujące i fascynujące. Kobietę jednocześnie niezależną i wrażliwą, słabą i silną oraz relację damsko-męską wymykającą się z tradycyjnych ram, zaskakującą. To opowieść o miłości do literatury, zawiłościach wydawniczego świata, nieuchronności przemijania, samotności i złożoności międzyludzkich relacji. O pogoni za marzeniami i lepszym życiem, zagubieniu i pozorach szczęścia i spełnienia. O zderzeniu idealizmu z goryczą i brutalnością życia, młodości z doświadczeniem. O ludziach, którzy dźwigają swoje własne wspomnienia, marzenia i lęki. Proza Bohman mocno ze mną rezonuje, cenię ją coraz bardziej. Wspaniały początek roku.
















Tytuł oryginalny: Andromeda 
Przekład: Justyna Czechowska
Wydawnictwo: Pauza
Data wydania: 7 marca 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 176
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, stycznia 08, 2024

#647 "Strużki" – Maria Halber

#647 "Strużki" – Maria Halber
Przyjaźń może być bezpiecznym schronieniem. Albo kołem ratunkowym, które pomaga utrzymać się na powierzchni. Ale bywa też pułapką, delikatną, postrzępioną siecią, z której nie można uciec i której nie sposób naprawić. Czasami pod wpływem czasu przyjaźń niczym sweter pruje się, szarzeje i kurczy – i przestaje na nas pasować. Niektóre przyjaźnie kończą się trzaśnięciem drzwiami. Inne umierają w ciszy. Są też i takie, które trwają uparcie – i zostają z nami na zawsze.


Przyjaźń Kingi i Agnieszki rodzi się w latach nastoletnich, w szkolnych murach, w poczuciu niedopasowania i odrębności. To przyjaźń pierwsza i intensywna, ale już od samego początku naznaczona skomplikowaną współzależnością, momentami bliskości i dystansu. To długie spacery, rozmowy o wszystkim i o niczym, kanapki posmarowane serkiem topionym, wkuwanie do matury, łyk taniego wina i podkradany matce puder. To rzeczy niewypowiedziane, drobne rysy, które z czasem zamieniają się w pęknięcia. To młodość, która przechodzi w dorosłość i życie, które po prostu się przydarza – i zmienia wszystko, prawie wszystko. W "Strużkach" Maria Halber opowiada o dorastaniu, przyjaźni i odkrywaniu siebie. Dwie dziewczyny, a później młode kobiety, nawiązują silną, ale jednocześnie trudną więź – wielokrotnie oddalają się od siebie, by po czasie znów do siebie powrócić. Spośród wielu pytań, jakie stawia Maria Halber, tym, które być może budzi najwięcej dyskomfortu i refleksji, jest złożoność relacji między Kingą i Agnieszką – podszyta nierównowagą sił, czymś mrocznym i niewypowiedzianym, dziewczęcym wsparciem i solidarnością. To obraz przyjaźni, która wiele daje, ale też zabiera, bo Agnieszka, wpatrzona w Kingę, gubi gdzieś po drodze samą siebie. Maria Halber pięknie operuje niedopowiedzeniem, niuansami. We fragmentarycznej narracji, poetyckiej, przenikliwej prozie i zmysłowym przedstawieniu uczuć i świata zawiera się siła "Strużek". Smutek i melancholia przenikają historię Kingi i Agnieszki – prozatorski noir unosi się nad "Strużkami" i wciska w najdrobniejsze szczeliny. Nie ma tutaj miejsca na ckliwość i idealizm. Jest za to dużo autentycznych doświadczeń, trudnych uczuć i gorzkich rozczarowań. Maria Halber subtelnie dryfuje wokół tematów rodziny, śmierci, samotności, poczucia wyobcowania, kryzysu psychicznego. Wokół feminizmu, kobiecości i ról społecznych. "Strużki" w poruszający sposób pokazują, jak trudna bywa dorosłość, gdy nastoletnie marzenia zderzają się boleśnie z rzeczywistością. Jak wielkim ciężarem bywa poczucie wstydu, wyobcowania i niedopasowania. I jak niełatwo być w tym wszystkim sobą.


"Strużki" Marii Halber znalazły drogę do mojego serca. Tak dobrej polskiej prozy chciałabym czytać więcej, polecam.





























Data wydania: 29 grudnia 2023
Wydawnictwo: Cyranka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 184
Moja ocena: 5/6
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger