sobota, kwietnia 30, 2022

#469 "I że ci (nie) odpuszczę" – Jennifer Wright (przekład Monika Skowron)

#469 "I że ci (nie) odpuszczę" – Jennifer Wright (przekład Monika Skowron)

Filiżankę herbaty? A może czekoladkę? Gdybyście akurat żyli w XIX- wiecznej Anglii i byli żonatymi mężczyznami (ale nie tylko;), w tym miejscu powinna zaświecić się wam czerwona lampka. Potrawy i napoje doprawione szczyptą arszeniku to nie tylko literacka fikcja rodem z kryminałów Agathy Christie, ale  cieszący się w dawnych czasach sporą popularnością sposób na zemstę i szybką drogę do wdowieństwa. Wystarczy wspomnieć rok 1851 i próbę wprowadzenia zakazu sprzedaży arszeniku kobietom (według brytyjskiej Izby Lordów zbyt wiele z nich używało go do otrucia mężów). Albo rok 1871, gdy całkiem sporo osób pochorowało się po spożyciu cukierków kupionych w miejscowym sklepie ze słodyczami. Dlaczego kobiety tak często "myliły" arszenik z solą lub cukrem? ;) Skąd brały się zatrute czekoladki? Chęć zemsty? Psychopatyczne skłonności? Próba wyplątania się z nieudanego małżeństwa? Pieniądze z ubezpieczenia? Cóż, najlepiej dotrzeć do źródła. Jennifer Wright postanowiła opowiedzieć historie (a właściwie herstorie;) najbardziej morderczych kobiet. W książce "I że ci (nie) odpuszczę" zebrała czterdzieści krótkich biografii. Ich bohaterki  popełniły straszne czyny (mogę was zapewnić, że otrucie męża nie należy wcale do najgorszych). Książka Jennifer Wright to sylwetki kobiet, które na przestrzeni wieków zasłynęły za sprawą okrutnych zbrodni – część z nich trafiła na pierwsze strony gazet. Są wśród nich psychopatki, trucicielki, przywódczynie sekt, zabójcze najemniczki, seryjne morderczynie, a także wdowy, królowe, wojowniczki oraz kobiety wzgardzone, odrzucone i pałające pragnieniem zemsty. Jeżeli jesteście przekonani, że kobiety pod względem morderczych zapędów nie dorównują mężczyznom, Jennifer Wright szybko wyprowadzi was z błędu ;)

"I że ci (nie) odpuszczę" potrafi zszokować, przerazić i zjeżyć włos na głowie. To jeden z tych przypadków, w których rzeczywistość działa na wyobraźnię bardziej niż literacka fikcja. Od niekontrolowanych ataków złości, przez dziwaczne intrygi, zazdrość i otrucia, aż po tortury, kąpiele we krwi i kanibalizm... Bogaty (i zadziwiający) repertuar, ale pozwólcie, że daruję sobie szczegóły ;) Jennifer Wright zadbała, żeby w książce znalazły się kobiety pochodzące z różnych epok. Różni je także wiek, pochodzenie, status społeczny i ekonomiczny, charakter i... motywy. Autorka przywołuje korowód bardziej i mniej znanych postaci (obok Krwawej Mary, Irmy Grese i Virginii Hall znalazły się m.in. Lucusta, "Wesoła Jane" Toppan i Marie Lafarge). Każda z tych krótkich biografii opatrzona jest krótką informacją na temat wyzwalaczy (ogromnie przydatna rzecz). Podobnie jak w przypadku dwóch pozostałych książek autorki, "I że ci (nie) odpuszczę" doprawiona jest szczodrze gawędziarskim stylem a'la Jennifer Wrigt, co oznacza dużo czarnego humoru, ciepłego sarkazmu, zabawnych komentarzy i ciętej riposty.

Szybka (może nawet nieco zbyt fragmentaryczna i powierzchowna), lekka, jednocześnie makabryczna i zabawna książka. Myślę, że mogłaby być bardziej szczegółowa – aż chciałoby się poczytać więcej (jakkolwiek to brzmi zważywszy na temat;). Jeżeli chcecie poznać kobiety owładnięte morderczym gniewem (lub te, które po prostu lubiły zabijać, who knows), i nie straszny wam czarny humor, sięgnijcie po publikację Jennifer Wright. Dobra popularnonaukowa rozrywka (i polecam również dwie pozostałe książki autorki!)







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.


Tytuł oryginalny: She Kills Me: The True Stories of History's Deadliest Women
Przekład: Monika Skowron
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Zrozum
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 248
Moja ocena: 5/6

wtorek, kwietnia 26, 2022

#468 "Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu" – Haruki Murakami (przekład Anna Zielińska-Eliott)

#468 "Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu" – Haruki Murakami (przekład Anna Zielińska-Eliott)

"Wychowaliśmy się w innych czasach i innych okolicznościach, mieliśmy inny sposób myślenia i patrzenia na świat"

Jak bardzo rodzinne relacje wpływają na nasze życie i osobowość? Czy trauma przekazywana jest z pokolenia na pokolenie? W twórczości Harukiego Murakamiego, japońskiego pisarza, znaleźć można wiele powtarzających się motywów. Wojna, trauma czy koty to zaledwie część z nich. Czytelnicy często zastanawiają się, czy za fikcją literacką kryje się coś więcej – wątki autobiograficzne i projekcja prawdziwych doświadczeń autora. W przypadku Murakamiego odpowiedź na takie pytanie wcale nie jest łatwa, bo pisarz niezwykle rzadko zdradza szczegóły ze swojego prywatnego życia. Nie dziwi zatem entuzjazm, z jakim przyjęto premierę książki "Porzucenie kota" (na język polski przełożyła Anna Zielińska-Eliott) – krótkiego, bo zaledwie 80-stronicowego eseju, w którym Murakami opowiada o swoim ojcu, a między wersami również o dzieciństwie, dorastaniu i ich skomplikowanych relacjach.

W "Porzuceniu kota" poznajemy Chiakiego – ojca pisarza, weterana wojny chińsko-japońskiej, nauczyciela, miłośnika literatury i haiku. Esej przypomina kolaż stworzony z niepasujących do siebie urywków wspomnień. Murakami, zagłębiając się w przeszłość, subtelnie eksploruje kwestie pamięci, tożsamości, pokoleniowej traumy, poczucia winy, odpowiedzialności i przebaczenia. Opowiada o wydarzeniach, które wpłynęły nie tylko bezpośrednio na jego ojca, ale też pośrednio na niego samego i ich wzajemne relacje. I porównuje trudne wojenne wspomnienia ojca do tytułowego porzuconego kota, który jak bumerang niestrudzenie powraca do domu. Intymna i enigmatyczna podróż Murakamiego w przeszłość ma nostalgiczny i gorzki smak – przypomina próbę rozliczenia z rodzinną historią – historią stanowiącą zaledwie ułamek, "część wielkiej opowieści tworzącej świat, w którym żyjemy". W eseju Murakami wyraźnie wskazuje na związek między życiem jednostki a historią świata.

"Porzucenie kota" to intymny i osobisty tekst, ale z uniwersalnym przesłaniem – skłania do refleksji na temat fundamentalnych życiowych kwestii w kontekście indywidualnym i zbiorowym. Uświadamia, że jesteśmy sumą życiowych doświadczeń – jednostkami poddawanymi sile przypadku. To opowieść o bolesnych ranach i ciężkim wojennym brzemieniu. O różnicach pokoleniowych, oczekiwaniach i rozczarowaniu, tłumionym gniewie, zerwanych więzach i pojednaniu.

Z uwagi na niewielką, prostą i lapidarną formę, widziałabym ten tekst jako część czegoś większego (np. zbioru opowiadań lub esejów autora), niekoniecznie jako samodzielne wydanie. I sądzę, że nie jest to dobry wybór na pierwsze spotkanie z Murakamim. "Porzucenie kota" stanowi coś w rodzaju autobiograficznego posłowia, które pozwala z większą świadomością spojrzeć na twórczość autora. Jednak dla fanów Murakamiego – must read, warto. Ilustracje do polskiego wydania wykonała Ula Pągowska.




* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Muza.


Tytuł oryginalny: Neko o suteru − chichioya ni tsuite kataru toki
Przekład: Anna Zielińska-Eliott
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 13 kwietnia 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 80
Moja ocena: 4,5/6

czwartek, kwietnia 21, 2022

#467 "Hard Land" – Benedict Wells (przekład Victor Grotowicz)

#467 "Hard Land" – Benedict Wells (przekład Victor Grotowicz)

Pierwszy pocałunek. Pierwsza miłość (czujesz, że cały wszechświat może usłyszeć bicie twojego serca). Ukończenie szkoły i wyjazd na studia. Pierwsza praca. Przeprowadzka. Rozwód rodziców. Rozczarowanie i złamane serce. Rozstania i powroty. Śmierć bliskiej osoby. Tragiczny wypadek. Budzenie się seksualności. Odkrywanie siebie. Wolność, niezależność, trudne wybory i odpowiedzialność.

Dorastanie. Burzliwy i dynamiczny okres, w którym zostawiamy za sobą dzieciństwo i wkraczamy w dorosłość. Zwykle przebiega stopniowo – gromadzimy nowe doświadczenia, odmierzając upływający czas za pomocą lat szkolnych a nie kalendarzowych. Czasami jednak wyjątkowe okoliczności sprawiają, że dorastanie odbywa się gwałtownie, nagle i niespodziewanie. Niektóre wydarzenia potrafią zmienić nas niemal z dnia na dzień.

"Tego lata zakochałem się, a moja matka umarła" – tak właśnie zaczyna się książka Benedicta Wellsa, niemieckiego pisarza. W tym jednym zdaniu spotykają się ze sobą miłość i śmierć. I takie też były dla szesnastoletniego Sama Turnera letnie miesiące roku 1985 – słodko-gorzkie, najpiękniejsze i najgorsze, przełomowe. "Hard Land" to poruszająca i nostalgiczna opowieść o szybkim wejściu w dorosłość. O mierzeniu się ze stratą, przyjaźni, pierwszej miłości i odkrywaniu siebie. O młodzieńczym przebudzeniu, upływającym czasie i wydarzeniach, które na zawsze zmieniają bieg życia.

"... i poczułem się tak, jak chciałbym się czuć przez całe moje życie: beztroski, opanowany i nieśmiertelny"

Missouri, rok 1985. Podczas wakacji Sam Turner podejmuje pracę w starym kinie, aby uciec od problemów w domu. W ciągu tego magicznego lata jego życie zmienia się diametralnie. Znajduje przyjaciół, zakochuje się i odkrywa tajemnice swojego rodzinnego miasta. Po raz pierwszy czuje, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Aż wydarza się coś, co zmusza go do szybkiego wejścia w dorosłość.

Najlepsze powieści to te, o których myślimy tygodniami. Takie, które stają się bliskie, poruszają umysł i serce oraz pozostają w pamięci. Dni mijają, szczegóły zacierają się i blakną, ale książkowe postaci wciąż żyją w naszej głowie. Zastanawiamy się, jak mogłyby potoczyć się ich dalsze losy i pragniemy dowiedzieć się więcej. Takie uczucia towarzyszyły mi po przeczytaniu ostatniej strony "Hard Landu". Właściwie chyba wcale nie byłam gotowa na zakończenie – chciałam, żeby ta historia toczyła się dalej. Niespiesznie, w swoim rytmie, płynnie i swobodnie. Ale w książkach typu coming of age (o dorastaniu) zakończenie nie jest wcale najważniejsze – liczy się wewnętrzna podróż bohaterów, ich zmagania w obliczu przełomowych doświadczeń. "Hard Land" to książka niezwykła w swojej zwyczajności. Benedict Wells przedstawia w niej historię nieśmiałego i nieco zagubionego nastolatka, outsidera z sennego, amerykańskiego miasteczka, którego życie niespodziewanie zmienia się pewnego gorącego lata. Sam Turner po raz pierwszy poznaje uroki młodości – podejmuje wakacyjną pracę, zakochuje się, spędza czas z grupą znajomych, imprezuje i robi rzeczy, które dają mu poczucie wolności, szczęścia i beztroski. Jednocześnie musi jednak zmierzyć się ze stratą, żałobą i problemami rodzinnymi. Wydawałoby się, że to historia jakich w literaturze wiele. Ale Benedict Wells był w stanie opowiedzieć ją w sposób angażujący i poruszający, z lekkością, empatią i nutą nostalgii. "Hard Land" może stać się bliski za sprawą tożsamych doświadczeń. Może też ożywić wspomnienia albo wywołać tęsknotę za młodością, która już minęła. Powieść, podobnie jak główny bohater, balansuje między euforią a melancholią, co Benedict Wells nazywa trafnie mianem "eufancholii" ("z jednej strony szalejesz ze szczęścia, ale z drugiej jesteś pogrążony w smutku, bo wiesz, że coś tracisz albo że ta chwila kiedyś minie"). W "Hard Landzie" wiele jest końców i początków – to co trwałe i ponadczasowe zderza się nieustannie z tym, co ulotne i efemeryczne.

"W rozmowach z mamą dobre było to, że mogłem ją o wszystko zapytać. W jej obecności nic nie wydawało się dziwne czy wstydliwe, nawet wtedy, kiedy musiała odbierać mnie ze szkoły z powodu moich napadów lęku"

"Hard Land" trafia we właściwe brzmienia. Zwraca uwagę lekkością, płynnością i słodko-gorzkim klimatem. Łatwo obdarzyć sympatią bohaterów: nieśmiałego i rozdartego wewnętrznie Sama; oscylującą między introwertyzmem a ekstrawertyzmem Kristie; wesołego i otwartego Camerona; silnego i wrażliwego Branda, (w którego pick-upie słychać wyłącznie muzykę Springsteena;). Ciekawym aspektem książki jest zmieniająca się dynamika osobowości i ich wzajemnych relacji. Benedict Wells umiejętnie prowadzi opowieść i co ważne, trafnie odmalowuje świat uczuć i przeżyć wewnętrznych dojrzewającego nastolatka – młodzieńcze przebudzenie oraz porzucenie dziecięcej beztroski.  "Hard Land" ma do zaoferowania naprawdę wiele. To nie tylko przenikliwe spojrzenie na dorastanie, ale też na rodzinne więzi i międzyludzkie relacje. Na żałobę i stratę, poczucie wyobcowania, drogę do odkrywania siebie. Ważnym motywem powieści jest również kwestia "małej ojczyzny" – miasteczko Grady, w którym rozgrywa się akcja, stoi na skraju upadku (Benedict Wells podejmuje tematy dotyczące małomiasteczkowego życia, szans i ograniczeń). Bez wątpienia czytając "Hard Land" można poczuć sporo autentycznych emocji (relacja głównego bohatera i jego matki bardzo mnie wzruszyła).

"To uczucia, można je tylko odczuwać"

Książka Benedicta Wellsa tętni urokiem minionych lat. To barwna i nostalgiczna podróż do lat 80. XX wieku w rytm gitarowego brzmienia i muzycznych hitów Bruce'a Springsteena, ELO, Michaela Jacksona, Billy'ego Idola i a-ha, a także ze wspomnieniem literackich i kinowych klasyków (m.in. Back to the Future i The Breakfast Club). Oprawa "Hard Landu" to prawdziwa gratka dla miłośników książkowych podróży w czasie (w Spotify można znaleźć soundtrack Hard Landu przygotowany przez autora).

Powieść Benedicta Wellsa jest jak dobry film, który ogląda się z przyjemnością. Ma w sobie nastoletnią perspektywę, urok niedawnej przeszłości, amerykańską nutę i haust gorącego letniego powietrza. Świetna książka z gatunku coming of age. I wspaniała podróż przez blaski i cienie dorastania. Będę ją ciepło wspominać.





* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.


Tytuł oryginalny: Hard Land
Przekład: Victor Grotowicz
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 13 kwietnia 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 376
Moja ocena: 5,5/6

poniedziałek, kwietnia 18, 2022

#466 "Kanska. Miłość na Wyspach Owczych" – Urszula Chylaszek

#466 "Kanska. Miłość na Wyspach Owczych" – Urszula Chylaszek

Wyspy Owcze. Archipelag osiemnastu wulkanicznych wysp położony na Atlantyku między Wielką Brytanią, Islandią a Norwegią, terytorium zależne Danii. Miejsce z surowym krajobrazem ukształtowane przez wiatry i sztormy, gdzie cisza i natura wygrywają z pędem współczesnego świata. Dla niektórych niczym kraniec globu – odległy i zapomniany. Mikroświat, w którym nowoczesność spotyka się z tradycją, gdzie trudno o anonimowość, owiec jest więcej niż ludzi, a czas płynie wolniej. O Wyspach Owczych można mówić z zachwytem – jak o atrakcji turystycznej, która przyciąga pięknem natury, surowością, hermetycznym charakterem – niczym egzotyczny kawałek lądu, który wzbudza podróżniczy entuzjazm i ciekawość. Ale można też zdjąć różowe okulary, odejść od banału i zajrzeć pod podszewkę. Poznać Wyspy Farerskie poprzez ich mieszkańców – wspólnotę, która na przestrzeni lat przeszła długą drogę od "religijnego konserwatyzmu do nowoczesnej swobody". I która nadal się zmienia, zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym, zmieniając tym samym cały kraj. I właśnie w taką podróż zabiera czytelników Urszula Chylaszek, reporterka i fotografka. Zamiast pocztówkowych krajobrazów z morzem, owcami i domkami pokrytymi trawą otrzymujemy wnikliwy i świetnie napisany reportaż o niewielkiej farerskiej społeczności – o ludziach, ich życiowych ścieżkach, relacjach, wyborach i dążeniach. O obyczajowej rewolucji, więzach tradycji i religii oraz o potrzebie zmian. O miłości, seksualności i różnorodności, a także o tym, co trudne i bolesne.

"Tu zawsze trzeba było uważać, co się mówi i robi. Widmo wykluczenia ze wspólnoty wisiało nad każdym, kto nie potrafił się wpasować" – tak o życiu na Wyspach Owczych opowiada Laila, jedna z bohaterek reportażu Urszuli Chylaszek. I nie ma wątpliwości, że doskonale wie, o czym mówi, bo po pierwsze urodziła się na Wyspach, po drugie mieszkała przez pewien czas w Danii, by po latach powrócić, a po trzecie, należy do osób, które doświadczyły wykluczenia. W przypadku Laili powodem była orientacja seksualna. Jak sama wspomina: "Przed laty homoseksualność kojarzyła się z dwiema rzeczami: pierwszą było AIDS, drugą – grzech". Dla rodziny i społeczności Laila stała się czarną owcą, "przestępcą, z którym nie wiadomo, jak rozmawiać". Postanowiła szukać szczęścia w Danii, jednak po latach wróciła na Wyspy. Pod jej nieobecność kraj zmienił się nie do poznania. Zmiany widoczne są nie tylko w prawie, edukacji i gospodarce, ale też w mentalności farerskiego społeczeństwa. Urszula Chylaszek z wrażliwością, taktem i reporterską ciekawością bada kwestie farerskiej rewolucji obyczajowej – rozmawia z mieszkańcami, zagląda do szkół, kościołów, farerskich domów, a nawet do byłej bazy wojskowej RAF-u na wyspie Vágar. I nie boi się zadawać trudnych pytań oraz poruszać niełatwych kwestii. A tych bez wątpienia nie brakuje. "Kanska" to opowieść o farerskim środowisku LGBT, społecznej kontroli, wykluczeniu, walce o równość, szacunek i akceptację. O rozkroku między konserwatywnym kościołem i tradycją a liberalną nowoczesnością. O edukacji seksualnej, związkach międzynarodowych, molestowaniu seksualnym. O miłości, zaufaniu oraz o tym, co łączy i o tym, co dzieli. I o życiu we wspólnocie, która coraz odważniej patrzy w przyszłość.

Reportaż Urszuli Chylaszek czytałam z dużym zainteresowaniem. Autorka stworzyła interesujący tekst, który poszerza horyzonty i skłania do refleksji. Dużą zaletą tego reportażu jest sposób przedstawienia tematu – przemyślenia i doświadczenia rozmówców oraz bohaterów książki, mieszkańców Wysp Owczych, zostały uzupełnione szerszym kontekstem i trafnym komentarzem autorki. "Kanska" to przede wszystkim fascynująca opowieść o ludziach – związkach, relacjach, mentalności, gotowości i otwartości na zmiany, wątpliwościach i obawach. I dzięki temu szybko staje się czytelnikowi bliska. Choć dotyczy mieszkańców z pozoru odległych Wysp, w rzeczywistości może być historią każdego z nas. Presja społeczna, poczucie niedopasowania, trudne wybory, akceptacja, seksualność, tradycja i nowoczesność, ucieczki i powroty – to wszystko jest udziałem nas wszystkich. "Kanska" łączy w sobie intymną historię niewielkiej farerskiej społeczności i uniwersalność treści. To reportaż, w którym opowiedziane z empatią indywidualne historie służą do przedstawienia szerszego problemu, co angażuje czytelnika i skłania do przemyślenia własnych wyborów.  Urszula Chylaszek pisze w sposób rzetelny, uważny, z refleksją i szacunkiem. Uwzględnia różne punkty widzenia, różne głosy i historie. Całość jest interesująca, spójna i aktualna z uwagi na poruszane, współcześnie ważne tematy.

Jakie są blaski i cienie życia w małej społeczności? Czy jest w niej miejsce na indywidualizm? Jak kochać na Wyspach Owczych? Czy tradycja może znaleźć wspólny język z nowoczesnością?

"Ale niezależnie od regionu, jest coś, co definuje wszystkich Farerów ponad podziałami. Słowo klucz, które otwiera drzwi do prawdziwej natury człowieka z Wysp Owczych. Kanska. Może jutro pójdziemy na ryby, może zrobimy sianokosy, może weźmiemy ślub. Kanska łączy w sobie zależność od aury, zgodę na to, co przynosi los, i pogodę ducha. Slow food, slow work, slow life. Kanska í morgin, może jutro". I akurat na pytanie czy warto przeczytać książkę Urszuli Chylaszek nie odpowiedziałabym "może" – bo warto, bez wątpienia. "Kanska" to kolejna świetna publikacja z serii reporterskiej Wydawnictwa Poznańskiego i udana podróż na Wyspy Owcze. Książka, która udowadnia, że rzeczywistość potrafi wciągnąć bardziej niż literacka fikcja. Polecam.







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.


Data wydania: 13 kwietnia 2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Reporterska
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 256
Moja ocena: 5/6

czwartek, kwietnia 14, 2022

#465 "Odkąd cię poznałam" – Klaudia Bianek

#465 "Odkąd cię poznałam" – Klaudia Bianek

Opowieść o latach, które zostały odebrane i których nie można już odzyskać. O pozornym szczęściu, za którym kryją się samotność i pustka. O życiu w cieniu bolesnych wspomnień, traumie, zagubieniu i długiej walce o sprawiedliwość. O potrzebie czułości, uzdrawiającej sile miłości i odwadze – by walczyć o szczęście i lepszą przyszłość. O uczuciu, które rozkwita nieśmiało na gruzach, dając nadzieję na nowy początek...

On przeszedł przez piekło. Spędził za kratami dwie dekady odsiadując wyrok za zabójstwo, którego nie popełnił. Wyjście z więzienia wcale nie oznacza końca koszmaru. Ona, żona i dziennikarka, postanawia opowiedzieć historię niesłusznie skazanego mężczyzny. Praca nad reportażem staje się początkiem dużych zmian. Między Kamilem i Agatą niespodziewanie rodzi się uczucie. Czy mężczyzna z traumatyczą przeszłością i kobieta uwikłana w nieszczęśliwe małżeństwo mają szansę na nowy początek? Czy dwa zranione serca mogą wzajemnie się uleczyć?

"Bo lata, które mi odebrano, pokazały, że nic nie jest nam dane na zawsze"

"Odkąd cię poznałam" to druga (i ostatnia) część dylogii Nieobojętność – serii, która zaskoczyła mnie pozytywnie, zarówno nietypowym kryminalnym motywem, jak i psychologiczną głębią, dojrzałością, autentycznością emocji i niezwykle przenikliwym wglądem w wewnętrzne przeżycia bohaterów. Klaudia Bianek wykorzystuje naprzemienną narrację, dzięki czemu otrzymujemy dwie perspektywy, dwa wielowymiarowe portrety i dwie indywidualne historie, które splatają się w jedną. Czytelnik ma wrażenie, że niemal siedzi w głowie Agaty i Kamila, wspólnie z nimi odbywając poruszającą i intymną podróż przez wspomnienia, uczucia i pragnienia. Druga część serii to prawdziwa eksplozja talentu Klaudii Bianek – jeszcze więcej silnych emocji, trudnych decyzji i zaskakujących momentów. Jest dużo bólu, mroku i smutku, ale też nadziei, bliskości i ciepła. Ta książka porusza do głębi – wywołuje łzy smutku i szczęścia, chwyta pokrzepiająco za rękę i skłania do przemyśleń na temat miłości, sprawiedliwości, przebaczenia, zaufania i skomplikowanych ludzkich losów. Jestem pod wrażeniem pracy, którą wykonała autorka – począwszy od wątku kryminalnego, przez warstwę emocjonalną i psychologiczną, aż po wymiar społeczny i indywidualny. Niezwykle pojemna treściowo, intensywna i słodko-gorzka historia – pięknie rozwinęła się w drugiej części serii. "Odkąd cię poznałam" sprawiła, że kawa w kubku zrobiła się zimna, słońce za oknem zaszło, a ja nadal kompulsywnie przewracałam strony – zastygałam w żalu i smutku, uśmiechałam się, czułam drżenie serca i łzy pod powiekami. Historia Agaty i Kamila zostanie ze mną na długi czas. Czytajcie, warto.







* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.


Data wydania: 13 kwietnia 2022
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Nieobojętność (część druga)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 344
Moja ocena: 5,5/6

środa, kwietnia 13, 2022

#464 "Smutek i rozkosz" - Meg Mason (przekład Mateusz Borowski)

#464 "Smutek i rozkosz" - Meg Mason (przekład Mateusz Borowski)
"– Jak się wtedy czujesz, Martho?
– Jakbym poszła do kina w ciągu dnia, a po wyjściu zszokowało mnie to, że w międzyczasie się ściemniło. Jakbym stała nieruchomo i nagle spadła ze schodów, ale nie wiedziała, kto mnie zepchnął, bo nikogo za mną nie ma. Jakbym wchodząc do metra, zobaczyła błękitne niebo, a wyszła podczas ulewy"

Martha, bohaterka książki Meg Mason odkąd sięga pamięcią, czuje, że coś jest z nią nie w porządku. Wiele razy próbowała "wziąć się w garść", jednak mimo starań, jej życie w cieniu choroby przypomina jazdę kolejką górską – jest nieprzewidywalne oraz pełne wzlotów i upadków. Martha ma czterdzieści lat i dopiero niedawno usłyszała od lekarza prawidłową diagnozę. Właśnie odszedł od niej mąż. Czy na wszystko jest za późno? A może wręcz przeciwnie?

Czasami mówi się, że to właśnie najzabawniejsi ludzie są najsmutniejsi. I odniosłam wrażenie, że to samo można powiedzieć o książce "Smutek i rozkosz". Historia Marthy już od pierwszych stron ujmuje słodko-gorzkim klimatem – jest jednocześnie czuła, przenikliwa, mroczna i zabawna, i co najważniejsze, mówi o niezwykle trudnych i bolesnych sprawach z lekkością, ironią i humorem, nie tracąc przy tym na autentyczności. "Smutek i rozkosz" przypomina intymny pamiętnik kobiety, która balansuje na granicy zwykłego życia i destrukcyjnej choroby, przedzierając się niestrudzenie przez gąszcz radości i smutku, słodyczy i goryczy, światła i mroku – co istotne, przez wiele lat bez prawidłowej diagnozy, za to z ciężkim bagażem lęków, niepewności, błądzenia i frustracji. Historia stworzona przez Meg Mason zakorzeniona jest głęboko w londyńskich realiach, doprawiona brytyjskim humorem i cudownie współczesna w swojej lekkości i przenikliwości. Napisana w narracji pierwszoosobowej umiejętnie eksploruje kwestie dotyczące rodziny, związków, miłości, macierzyństwa, a wszystko to w kontekście choroby psychicznej oraz jej wpływu nie tylko na życie, osobowość i relacje bohaterki, ale też bliskich jej osób – rodziców, siostrę i męża. Marthę poznajemy na różnych etapach, co pozwala zyskać szerszy kontekst. Jej życie jest nieuporządkowane i chaotyczne, podobnie jak historia jej choroby – emocjonalny rollercoaster walki, akceptacji, smutku i nadziei, również w ujęciu bliskich jej osób (dryfowanie między cierpliwym wsparciem, a sfrustrowaną irytacją). Meg Mason zadbała o detale, i choć nadała całości lekką, błyskotliwą i pokrzepiającą formę, bardzo dobrze uchwyciła powagę wiodącego motywu – blaski i cienie choroby psychicznej. "Smutek i rozkosz" to przenikliwa i poruszająca powieść, którą czyta się jednym tchem i która angażuje emocjonalnie. O długiej drodze do zrozumienia siebie i swoich bliskich, podejmowaniu decyzji, czasami z niewłaściwych powodów, dążeniu do poznania odpowiedzi, wewnętrznej walce, przebaczeniu, odkupieniu i nadziei. O skomplikowanych relacjach i rozdźwięku między życiem jakiego pragniemy, a jakie prowadzimy. O prawdach i kłamstwach, poczuciu niedopasowania oraz murach, które budujemy wokół siebie.

W książce Meg Mason łzy wzruszenia, smutku i śmiechu przeplatają się ze sobą, a czasami mieszają, gdy życie odsłania wszystkie swoje barwy. To nie jest śmieszna powieść, wręcz przeciwnie – szczera, autentyczna i łamiąca serce, ale doprawiona ciepłą ironią, zabawnym komentarzem i nadzieją, która niczym promienie słońca przebijające się przez ciemne chmury pomaga przetrwać najtrudniejsze momenty. Lubię i polecam, warto.






* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.


Tytuł oryginalny: Sorrow and Bliss
Przekład: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 13 kwietnia 2022
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Moja ocena: 5/6


niedziela, kwietnia 10, 2022

#463 "Życie Violette" – Valérie Perrin (przekład Wojciech Gilewski)

#463 "Życie Violette" – Valérie Perrin (przekład Wojciech Gilewski)

"Zamykam dziennik Iréne z ciężkim sercem. Tak jak zamyka się powieść, w której się człowiek zakochał. Powieść przyjaciela, z którą trudno się rozstać, bo chce się ją mieć przy sobie, pod ręką". I ja też zamknęłam książkę Valérie Perrin z mieszanką smutku, radości i tęsknoty. Koniec niezwykłej podróży. Czas pożegnania, tym razem wyjątkowo trudny. Przeczytałam ostatnie zdanie i zamknęłam oczy. I zobaczyłam – zaciemnione cmentarne alejki, skapujące do filiżanki łzy bezgranicznego szczęścia i równie bezgranicznego smutku oraz płomienie, które zamieniają wszystko w proch. I usłyszałam – śpiew cykad, stukot przejeżdżających pociągów, melodię love me tender, love me true oraz wyszeptane słowa nagrobnych epitafiów, które mają zaklinać czas. I poczułam – w nozdrzach duszny i słodki zapach białych lilii i mahoniowego drewna, na wargach kryształki soli, w płucach morską bryzę, a w ustach smak dobrze schłodzonego, różowego wina i jaśminowej herbaty z miodem. Bo "Życie Violette" to książka utkana z zapachów, smaków i obrazów. Z emocji, drżenia serca, wspomnień, pragnień i życiowych doświadczeń – tych które uskrzydlają i tych, które swoim ciężarem przygniatają do ziemi. To książka, która staje się ważna i bliska – niezapomniana. Uśmiecham się szeroko, pisząc te słowa, bo moje pierwsze wrażenia z lektury "Życia Violette" nie zapowiadały tak wielkiego zachwytu. Pogrzeby, śmierć, nagrobki i kobieta, dozorczyni cmentarza... Jest w tym coś przygnębiającego – coś, co ożywia lęki przed stratą, odejściem i wiecznością. Ale Valérie Perrin swoją przepiękną, czułą i liryczną prozą sprawiła, że historia Violette rozkwitła, "jak kwiaty, którym zmienia się wodę". Autorka bierze czytelnika delikatnie za rękę i prowadzi go z wrażliwością i empatią przez zwykłą codzienność na granicy życia i śmierci, snując jednocześnie intymną opowieść o kobiecie, która, choć doświadczyła wielkiego bólu, rozczarowań i smutku, znajduje w sobie siłę, by iść naprzód. Violette troskliwie opiekuje się małym francuskim cmentarzem – pielęgnuje kwiaty, uprawia warzywny ogródek i pociesza pogrążonych w smutku żałobników – ukojenie znajduje w codziennej ciszy i samotności, a radość – w zwykłych, małych rzeczach. Violette bez wątpienia ma bolesną przeszłość. Ale czy ma również szansę na szczęśliwą przyszłość? Historia zmarłych kochanków niespodziewanie ożywia serce kobiety...

W książce Valérie Perrin splatają się ze sobą szczęście i tragedia, przeszłość i teraźniejszość, życie i śmierć oraz miłość i zdrada. Blisko zmarłych Violette latami uczy się oswajać cierpienie, patrzeć na życie z innej perspektywy i cieszyć się małymi rzeczami. Bo choć ta  powieść dotyka trudnych i bolesnych tematów, bywa smutna, wzruszająca i  melancholijna, w gruncie rzeczy działa pokrzepiająco, przynosi nadzieję i ukojenie. Valérie Perrin wypełniła historię Violette czułością, mądrością i światłem. Jej piękna proza z łatwością dociera do serca – potrafi poruszyć do głębi, wycisnąć z oczu łzy, odebrać oddech i wprawić w zadumę. Oferuje też czytelnikowi całą gamę refleksji i własnych, osobistych interpretacji.

"Mówić o Tobie to przedłużać Twe istnienie; niczego nie powiedzieć znaczyłoby o Tobie zapomnieć"

"Życie Violette" to opowieść o silnych więzach łączących żywych i umarłych, poszukiwaniu prawdy, próbie pogodzenia się z przeszłością i nowych początkach. O kruchości ludzkiego istnienia, radości z małych rzeczy i nieustającej nadziei w sercu. O odwadze, wytrwałości, oswajaniu samotności, bólu i... życia, które potrafi niespodziewanie dawać i odbierać. Subtelna a intensywna, smutna a pokrzepiająca, oryginalna a tak bardzo autentyczna i pełna przeróżnych odcieni ludzkiego życia. Zostanie ze mną na długo. Gorąco polecam.








* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.



Tytuł oryginalny: Changer l'eau des fleurs
Przekład: Wojciech Gilewski
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 23 marca 2022
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 480
Moja ocena: 6/6

piątek, kwietnia 08, 2022

#462 "Raj w ogniu" - Wilbur Smith i David Churchill (przekład Paweł Korombel)

#462 "Raj w ogniu" - Wilbur Smith i David Churchill (przekład Paweł Korombel)

W zeszłym roku w wieku 88 lat zmarł Wilbur Smith, angielskojęzyczny powieściopisarz urodzony w Rodezji Północnej i mieszkający w Republice Południowej Afryki, znany z bestsellerowych książek historyczno-przygodowych. W lutym na księgarskie półki w polskim przekładzie trafiła kolejna część jego słynnej, wielotomowej sagi opowiadającej o losach rodziny Courtney'ów. "Raj w ogniu" (napisany wspólnie z Davidem Churchillem) to bezpośrednia kontynuacja książek "Łzy wojny" i "Po dwóch stronach", o których miałam już przyjemność wam opowiadać – historia urodzonej w Afryce Saffron Courtney, agentki brytyjskiego SOE. Tym razem Wilbur Smith zabiera nas w podróż do lat powojennych – do Kenii stojącej u progu ważnych zmian. Tłem powieści autor uczynił burzliwą drogę rdzennych mieszkańców do uzyskania niepodległości – kwestie kolonializmu i rasizmu, bunt przeciwko brytyjskim władzom i białym kolonistom oraz działalność partyzantów Mau-Mau. Dzieje Kenii splatają się z losami rodu Courtney – Saffron, jej męża, niemieckiego pilota Luftwaffe oraz ojca Leona, właściciela kenijskiej posiadłości Lusima.

Koniec epoki, koniec idylli... - od Londynu przez Sant Moritz, Kair i Kapsztad aż po Mombasę

Wilbur Smith znany jest z misternie utkanych powieści, w których spotykają się ze sobą przygoda, historia i Afryka. "Raj w ogniu", podobnie jak pozostałe części sagi, zwraca uwagę ciekawym  tłem historycznym bogatym w detale. Autor doskonale odmalowuje realia życia w powojennej Kenii – barwne opisy afrykańskiej natury łączą się płynnie z aspektami polityczno-społecznymi. W książce czuć wyraźnie napięcie i niepewność – konflikt interesów, niepodległościowe dążenia, zderzenie przeszłości z przyszłością. Smith porusza kwestie dotyczące m.in. pochodzenia, tożsamości, wolności, rasy, rodzinnych więzi. "Raj w ogniu" to również próba rozliczenia z wojennym bagażem. Jednym słowem – niezwykle pojemna historia. Bohaterowie muszą po raz kolejny stawić czoła niebezpieczeństwu – skonfrontować się z pałającym żądzą zemsty Konradem von Merbachem oraz zapewnić bezpieczeństwo rodzinie w targanej napięciami Kenii.

Lubię serię książek o Saffron Courtney przede wszystkim za ich panoramiczność oraz udaną mieszankę historii i przygody. Z pozoru utrzymane w stonowanym klimacie, w rzeczywistości trzymają w napięciu i gwarantują ekscytującą literacką podróż. W powieści Smitha dzieje się naprawdę wiele – zmiany lokalizacji, strzelaniny, brawurowe ucieczki, śmierć, chwile wzruszenia i szczęścia, a wszystko to doprawione interesującym tłem historycznym oraz świetnie wykreowanymi bohaterami (uwielbiam Saffron za jej wewnętrzną siłę, determinację i błyskotliwy umysł). Z przyjemnością czytałam o Afryce – dobry punkt wyjścia, żeby dowiedzieć się więcej.

"Raj w ogniu" to udana kontynuacja – opowieść o odwadze, miłości, rodzinie i wolności. O próbie rozliczenia z przeszłością, bolesnych stratach, nowych początkach, poświęceniu i nadziei. Lubię i gorąco polecam wszystkie trzy części, które widzicie na zdjęciu (warto zachować odpowiednią kolejność), szczególnie miłośnikom literatury historyczno-przygodowej.










* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.


Tytuł oryginalny: Legacy of war
Przekład: Paweł Korombel
Wydawnictwo: Albatros
Seria: Saga Courtney'ów
Data wydania: 23 lutego 2022
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 480
Moja ocena: 5/6

piątek, kwietnia 01, 2022

#461 "Julia i rekin" – Kiran Millwood Hargrave (przekład Joanna Jagiełło)

#461 "Julia i rekin" – Kiran Millwood Hargrave (przekład Joanna Jagiełło)

Latarnie morskie mają w sobie coś wyjątkowego – osobisty urok podszyty nutą tajemnicy. Zlokalizowane często w miejscach odległych i trudno dostępnych, narażone na kaprysy pogody, przez wieki rozświetlały (a niektóre nadal rozświetlają) mrok, wskazując drogę podróżnym i przynosząc nadzieję. Latarnia morska na Unst, wyspie należącej do archipelagu Szetlandów, stała się tymczasowym domem dla jedenastoletniej Julii i jej rodziców. Dwumiesięczny wyjazd miał być dla rodziny niezwykłą przygodą i szansą na połączenie pracy z przyjemnością. Kiedy jednak obsesja matki Julii, biolożki morskiej, na punkcie odnalezienia rzadkiego i nieuchwytnego rekina grenlandzkiego wymyka się spod kontroli, wszystko zaczyna pogrążać się w mroku. Na jaw wychodzi rodzinna tajemnica i wydaje się, że relacje matki i córki nigdy już nie będą takie jak dawniej. Czy światło latarni wskaże Julii właściwą drogę? Czy nadzieja, odwaga, miłość i przyjaźń przegonią czarne chmury?

Kiran Millwood Hargrave, autorka m.in. bestsellerowej "Dziewczynki z atramentu i gwiazd", po raz kolejny udowadnia, że za pomocą słów jest w stanie chwycić młodszego i starszego czytelnika za serce oraz wywołać wielkie emocje. "Julia i rekin", choć utrzymana w nieco odmiennym klimacie od pozostałych książek autorki, wzbudza zachwyt, zarówno mądrą i liryczną treścią, jak i oryginalną oprawą graficzną. Tym razem zamiast sporej dawki magicznego realizmu otrzymujemy historię z oceaniczną bryzą, która w szczery, wrażliwy i autentyczny sposób eksploruje kwestie rodziny, zdrowia psychicznego, akceptacji i środowiska naturalnego. Julia, główna bohaterka książki, przeżywa trudny czas – nie jest jej łatwo odnaleźć się w nowej sytuacji, a narastające z każdym dniem kłopoty rodzinne odbierają jej poczucie bezpieczeństwa. Dziewczynka ma wrażenie, że traci swoją ukochaną mamę – że coraz bardziej oddalają się od siebie. Dziecięca perspektywa Julii jest niezwykle trafna i autentyczna. Kiran Millwood Hargrave z wrażliwością zagląda do serca dziewczynki, rzucając światło na jej skomplikowane uczucia i emocje. A tych na kartach książki nie brakuje – od poczucia winy, przez smutek, samotność, niezrozumienie i lęk, aż po próbę wzięcia na dziecięce barki odpowiedzialności za szczęście rodzica. Ale autorka nie pozostawia czytelników w ciemności. "Julia i rekin" to historia, w której obok trudnych tematów i emocji sporo jest ciepła, mądrości i światła. Bo w gruncie rzeczy Kiran Millwood Hargrave podarowała nam książkę z jasnym i trafiającym do serca przekazem – że nawet w najciemniejszych czasach nie można tracić nadziei.

"Ocean kryje w sobie więcej tajemnic niż niebo. Mama powiedziała mi, że w te noce, gdy powierzchnia wody jest spokojna, spadające gwiazdy przekłuwają ją i w ten sposób sekrety nieba wpadają do oceanu"

Książka została pięknie zilustrowana przez męża autorki, Toma de Frestona. Efekt ich współpracy jest zadziwiający i zachwycający – ilustracje utrzymane w oryginalnej żółto-biało-czarnej kolorystyce wspaniale dopełniają treść, a nawet wypełniają luki tam, gdzie słowa okazały się niewystarczające. Artystyczny talent autorów widoczny jest w oprawie graficznej oraz w lirycznej prozie. Warto zwrócić uwagę na motyw przewodni książki związany ze środowiskiem naturalnym i morską fauną. Tytułowy rekin grenlandzki, którego tak usilnie i niestrudzenie poszukuje matka Julii nabiera w powieści symbolicznego znaczenia. Kiran Millwood Hargrave pięknie pisze o gwiazdach i morzu, umiejętnie wplatając w fabułę ciekawostki i ważne kwestie dotyczące środowiska oraz relacji człowiek-natura.


"Julia i rekin" to pięknie napisana, oryginalna, angażująca i podnosząca na duchu historia opowiedziana w sposób łagodny, autentyczny i odpowiedni dla młodszego czytelnika. Stanowi dobry punkt wyjścia do rozmowy na ważne tematy dotyczące zdrowia psychicznego (choroby, która dotyka bezpośrednio osobę chorą oraz pośrednio jej bliskich), ochrony środowiska, odrzucenia i niezrozumienia przez innych (Julia mówi o sobie, że jest jak wieloryb, który "opływa świat całkiem samotnie, bo wydaje dźwięki o innej częstotliwości niż osobniki tego samego gatunku – on je słyszy, a one jego – nie"). Kiran Millwood Hargrave stworzyła opowieść o kruchości życia, sile miłości, przyjaźni i wsparcia, o odwadze, pasji, dorastaniu, akceptacji i odkrywaniu samego siebie. O pokonywaniu przeciwności losu oraz o hipnotyzującym pięknie i nieokiełznanej mocy natury. Książka z przesłaniem – taka, która porusza i umysł, i serce. I pięknie wydana (w środku znajdziemy m.in. kilka zilustrowanych prześwitujących stron). Polecam, warto.





* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Słowne Młode.


Tytuł oryginalny: Julia and the Shark
Przekład: Joanna Jagiełło
Wydawnictwo: Słowne Młode
Data wydania: 23 marca 2022
Oprawa: twarda
Wiek czytelnika: 9+
Liczba stron: 218
Moja ocena: 5,5/6
Copyright © w ogrodzie liter , Blogger