piątek, sierpnia 21, 2020

#240 "Zosia z Wołynia. Prawdziwa historia dziewczynki, która uratowała żydowskie dziecko" - Mateusz Madejski

Choć wojna skończyła się wiele lat temu, są osoby, które nadal przechowują w sercu bolesne wspomnienia - obrazy, których nie sposób zapomnieć. Mówi się, że od wojny gorsza jest tylko jedna rzecz - ludobójstwo. W zbrodni dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w latach 1943-1944 życie straciło nawet 60 tysięcy Polaków. Ale rzeź wołyńska to nie tylko liczba ofiar, ale również wiele poruszających ludzkich historii o sielskiej krainie, która zamieniła się w piekło i spłynęła krwią. Ci, którzy ocaleli, musieli uciekać i porzucić ukochane niegdyś miejsca. Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Zofia Hołub, która jako szesnastolatka wspólnie z rodziną uciekła przed banderowcami z niewielkiej wołyńskiej wsi Biała Krynica do większej miejscowości Radziwiłłów - podczas rzezi wołyńskiej obsadzona niemiecką załogą stanowiła schronienie dla polskich uchodźców z eksterminowanych przez UPA wiosek. W ten sposób niemal w ostatniej chwili uniknęła śmierci. To właśnie tam, w niewielkim mieszkaniu, los postawił na jej drodze kilkuletnią żydowską dziewczynkę. Zofię Hołub i jej poruszającą opowieść możemy poznać za sprawą książki napisanej przez jej wnuka Mateusza Madejskiego, dziennikarza i miłośnika literatury faktu. "Zosia z Wołynia. Prawdziwa historia dziewczynki, która uratowała żydowskie dziecko" to publikacja o niezwykle trudnych czasach po brzegi wypełniona wspomnieniami z dzieciństwa spędzonego na Wołyniu oraz lat wojny i okupacji.


Zosia jest sama w cudzym mieszkaniu. Na zewnątrz świat rozpada się na milion kawałków. Pobliskie wioski są palone przez bandy UPA. Niemcy mordują Polaków i Żydów. Armia Hitlera zdaje się niezwyciężona, a końca wojny nie widać. Zosia jest sama. Ale czy na pewno? Zza ściany dobiega dziwny dźwięk. Decyzja, by zajrzeć do niewielkiej kryjówki, zaważy nie tylko na życiu Zosi...

"To była dziewczynka, blondyneczka, nieprawdopodobnie wygłodzona – sama skóra i kości. Dosłownie. Widać było, że czeka na śmierć. Absolutnie przestraszona. Ale nawet nie to zrobiło na mnie największe wrażenie, a jej oczy. Piękne, błękitne, proszące, błagające… Błagały mnie, żeby jej pomóc! Nawet nic nie musiała mówić ani się odzywać. Tymi oczami mi wszystko powiedziała. I powiem ci, że po dziś dzień mam przed sobą te oczy. Tego widoku nie da się zapomnieć"

Sama Zofia Hołub stwierdziła na ostatnich stronach książki - "Dobrze, że w końcu ją [historię] opowiedziałam. Ale czy to naprawdę było takie ciekawe?". Zawsze z dużym zainteresowaniem czytam wspomnienia i biografie - życie pisze niesamowite scenariusze. Jednak te wojenne bywają wyjątkowo trudne i bolesne. Nie brakuje w nich ludzkiej krzywdy, cierpienia i smutku. Ale co ważne, zwykle mają też w sobie iskierkę nadziei. O wydarzeniach, które rozegrały się na Wołyniu nie sposób czytać ze spokojem. Żyjących świadków i uczestników tych makabrycznych dni jest coraz mniej - wciąż odchodzą, zabierając ze sobą wspomnienia. A bez tych relacji nie można w pełni poznać historii - są jak brakujące puzzle, które tworzą szerszy obraz. Każde świadectwo i każde wspomnienie jest na wagę złota. I wspaniale, że autor postanowił wysłuchać rodzinnej opowieści i ocalić ją przed zapomnieniem. Życie Zofii Hołub to niemal historia dwudziestowiecznej Polski w pigułce - od dzieciństwa na Wołyniu, przez dramatyczną ucieczkę przed ukraińskimi nacjonalistami, uratowanie żydowskiej dziewczynki, ucieczkę z transportu do Auschwitz i wyjazd na Ziemie Odzyskane, aż po małżeństwo z żołnierzem wyklętym, próby ułożenia sobie życia w powojennym komunistycznym kraju oraz uhonorowanie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Można więc powiedzieć, że ocalenie Inki, to tylko jeden z elementów bogatej biografii Zofii Hołub, ale bez wątpienia wyjątkowy - bo uratować kogoś przed śmiercią i podarować mu szansę na życie to bezcenna rzecz. W książce Mateusza Madejskiego splatają się ze sobą skomplikowane ścieżki trzech kobiet - Zofii, ocalonej Inki (obecnie Sabiny Heller) oraz Stanisławy Roztropowicz, wołyńskiej sąsiadki i bliskiej przyjaciółki babci autora. Publikacja została napisana w formie wywiadu, w bardzo prostej i przystępnej postaci. Bohaterki same opowiadają o swoich przeżyciach. W ich spisanych słowach ludzkie dramaty mieszają się z dobrymi, a czasami zabawnymi momentami. Jak w życiu - raz szczęście i radość, a raz łzy i rozpacz. Tekst uzupełniono materiałem fotograficznym oraz fragmentami pochodzącymi m.in. z dziennika Sabiny Heller. Ta książka stanowi osobistą podróż w czasie. Przeczytamy, jak wyglądało życie na wołyńskiej wsi z perspektywy dziecka i nastolatki. Dowiemy się również, jak potoczyły się losy ocalonej żydowskiej dziewczynki. Ta publikacja wspaniale pokazuje, jak wiele ważnych historii wciąż jest do odkrycia.


"Najgorsze chwile zawsze się pamięta. To, jak nas podpalili, jak na brzuchu doczołgałam się do ojca – do dziś to widzę, gdy nie mogę zasnąć. I wzrok tej żydowskiej dziewczynki, Inki. Taki błagalny…"

"Zosia z Wołynia" to opowieść o skomplikowanych ludzkich losach oraz o dramatycznych wyborach dokonywanych w niezwykle trudnych okolicznościach. O czasach, w których bohaterstwem było zachować się po ludzku i o czynieniu dobra mimo wszystko. O trudnych wspomnieniach tkwiących w sercu, urwanych życiorysach i poszukiwaniu własnych korzeni. O ranach, których nie jest w stanie zagoić mijający czas. Książka Mateusza Madejskiego to cenne świadectwo trzech kobiet, które los postawił na swojej drodze. Warto przeczytać - wiedzieć, rozumieć i pamiętać.






Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont.




Data wydania: 1 lipca 2020
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Liczba stron: 288

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja. Myślę, że książka jest naprawdę warta przeczytania. Bardzo lubię takie książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia kate in bookland12/17/2020 8:23 PM

      Dziękuję :) Warto przeczytać. To wartościowa książka ❤

      Usuń

Copyright © w ogrodzie liter , Blogger