czwartek, maja 02, 2024

#689 "West Farragut Avenue" – Agnieszka Jelonek

#689 "West Farragut Avenue" – Agnieszka Jelonek
Jak żyć bez Niego?

Przyjechała do Stanów Zjednoczonych pełna młodzieńczej ekscytacji – zakochana dwudziestolatka z Polski w pogoni za amerykańskim snem, tania siła robocza from Eastern Europe u bram raju. I nic nie było w stanie ostudzić jej entuzjazmu. On przeleciał dla niej ocean – porzucił polską szarość na rzecz obietnicy letniej przygody. I tak zaczęło się ich amerykańskie love story – wolność, motyle w brzuchu, niezapomniana podróż życia. Stany Zjednoczone zbliżyły ich do siebie i rozdzieliły już na zawsze. Bo może gdyby wtedy do niej nie przyleciał, wciąż by żył...


"West Farragut Avenue", mikropowieść Agnieszki Jelonek, to intymna, osobista historia miłości i straty, która silnie zakorzeniła się w amerykańskiej ziemi. Już pierwsze strony to haust wielkiego świata – barwne urywki wspomnień z podróży przez USA lat 90. z perspektywy młodych ludzi, którym udało się wyrwać z polskiej szarówki. Ameryka jawi się jako raj, miejsce wielu możliwości, lepszych perspektyw – w oczach bohaterów książki mieni się wszystkimi kolorami, oszałamia i uzależnia. W "West Farragut Avenue" jest więc zakochanie – w sobie nawzajem i w USA. Są młodość, marzenia, adrenalina i niepewność zagłuszana ekscytacją. Jest skomplikowana relacja kobiety i mężczyzny zawieszona między Polską i USA, być może i miłość, choć niekoniecznie, bo nie miała czasu się rozwinąć. Tragedia na tytułowej chicagowskiej West Farragut Avenue podzieliła życie bezimiennej bohaterki na przed i po. Agnieszka Jelonek pisze z perspektywy kobiety, która po dwudziestu dwóch latach próbuje skonfrontować się z przeszłością i znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. W młodość, miłość i stratę wkracza więc i pamięć – wspomnienia upchane w pudłach i te czające się w zakamarkach umysłu, przykryte kurzem mijającego czasu. Zaskakujące, jak wiele kryje się w tej powieści pod płaszczem prozatorskiej lekkości. Z pozoru beztroskie amerykańskie love story staje się preludium do intymnej, słodko-gorzkiej podróży przez miłość, żałobę i tęsknotę. Wydaje się, że bohaterka powieści wraz z ukochanym mężczyzną straciła coś znacznie więcej – punkt odniesienia, a może i cel istnienia. Mimo upływu lat rany emocjonalne wciąż są świeże. Dla mnie "West Farragut Avenue" to opowieść o kobiecie, która utknęła w relacji z przeszłości – relacji nagle przerwanej, pozostawionej w niedomówieniach – oraz próbie zamknięcia czegoś, co tylko z pozoru skończyło się dawno temu. O mierzeniu się ze wspomnieniami, pragnieniu cofnięcia czasu, odkrycia prawdy i tęsknocie za tym, co się wydarzyło i co nie wydarzy się już nigdy.


Agnieszka Jelonek podarowała nam niebanalną historię utraconej miłości – krótką, ale intensywną powieść naszpikowaną emocjami, czasami smutną, czasami dowcipną, mocno osobistą. Poczułam "West Farragut Avenue" sercem – beztroskę młodości, ułudę american dream, bezdenną rozpacz i pustkę, która powstaje, gdy ukochana osoba nagle znika – i nie sposób tego zaakceptować. Warto przeczytać!




















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Cyranka.

Data wydania: 29 kwietnia 2024
Wydawnictwo: Cyranka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 156
Moja ocena: 5/6



wtorek, kwietnia 30, 2024

#688 "Nie jesteś sama, Meredith" – Claire Alexander (przekład Agata Ostrowska) /przedpremierowo/

#688 "Nie jesteś sama, Meredith" – Claire Alexander (przekład Agata Ostrowska) /przedpremierowo/
Trencz wisi na haczyku w korytarzu. W torebce znajduje się wszystko, co potrzeba. Wystarczy wsunąć stopy w buty, założyć płaszcz, wziąć torebkę i zamknąć za sobą drzwi. Bułka z masłem. Ale Meredith nie jest w stanie zrobić ani jednego kroku – lęk paraliżuje jej ciało i umysł, odbiera oddech.


"Nie jesteś sama, Meredith" – właśnie te słowa chciałam powiedzieć bohaterce książki, i to nie tylko wtedy, gdy toczyła walkę za zamkniętymi drzwiami, przerażona w ataku paniki, a później wściekła na własną porażkę. Bo ile takich Meredith jest na świecie? Jak wielu z nas mierzy się z traumą, lękiem i samotnością? Powieść Claire Alexander to historia czterdziestoletniej kobiety, która od 1214 dni nie wychodzi z domu – domu, który uczyniła swoim azylem, ale który stał się też pułapką. Z pozoru Meredith wiedzie spokojne, uporządkowane życie. Ma pracę zdalną, ukochanego kota, najlepszą przyjaciółkę i dużo czasu na czytanie, pieczenie i układanie puzzli. Trzy lata temu przeżyła coś strasznego – i od tego momentu paraliżujący lęk nie pozwala jej opuścić czterech ścian. Ale Meredith nie zamierza się poddawać. Robi jeden krok do przodu i dwa do tyłu. I kolejny krok do przodu...

Powieść Claire Alexander już od pierwszych stron ujmuje słodko-gorzkim klimatem – jest jednocześnie smutna i pełna nadziei, i co ważne, mówi o niezwykle trudnych i bolesnych sprawach z humorem i empatią. Wewnętrzne zmagania Meredith zaskakują autentyzmem i przenikliwością, a sama historia przypomina tak lubiane przez nią puzzle – każdy kolejny element dopełnia całość. Claire Alexander splata ze sobą zwykłą codzienność, intymne, osobiste doświadczenia oraz wspomnienia z dzieciństwa – i z wrażliwością podejmuje kwestie dotyczące zdrowia psychicznego, izolacji, traumy, przemocy. Meredith to niezwykle autentyczna postać – kobieta w poważnym kryzysie, ale jednocześnie bystra, życzliwa, troskliwa i interesująca. Choroba jej nie definiuje – ma w sobie znacznie więcej. Próba powrotu do zdrowia stanowi wyzwanie – czuć wyraźnie złożoność i emocjonalny ciężar tych zmagań.


Claire Alexander zdołała oddać powagę choroby i traumy w lekkiej i podnoszącej na duchu powieści – to ogromna zaleta. Smutek i cierpienie ostatecznie nie przysłaniają nadziei i pięknego, inspirującego przesłania. Historia Meredith łamie serce i wzrusza, ale też wywołuje uśmiech i wzbudza wiele dobrych emocji – jest jak plaster, szczególnie gdy czujemy się najbardziej samotną osobą na świecie; gdy zmagamy się z czymś trudnym, wstydliwym, bolesnym; gdy świat wydaje się nieprzyjaznym miejscem, a życie wymknęło nam się z rąk – bo nie tego dla siebie pragnęliśmy. Książka Claire Alexander uświadamia, jak wielkie walki toczymy każdego dnia, z jak wieloma przeciwnościami się zmagamy, często w milczeniu, w zaciszu swojego domu, w naszym umyśle i sercu. I że nie jesteśmy w tym sami, nawet jeśli wydaje nam się inaczej. 

Piękna, poruszająca powieść o długiej, niełatwej drodze do uzdrowienia, odwadze, zaufaniu, sile miłości, przyjaźni i wsparcia. Bardzo ludzka, bliska i empatyczna, cenna literacka refleksja na temat kryzysów zdrowia psychicznego. Przytulam do serca i polecam.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.

Tytuł oryginalny: Meredith, Alone
Przekład: Agata Ostrowska
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 15 maja 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 376
Moja ocena: 5,5/6

niedziela, kwietnia 28, 2024

#687 "Spotkasz mnie nad jeziorem" – Carley Fortune (przekład Anna Hikiert-Bereza)

#687 "Spotkasz mnie nad jeziorem" – Carley Fortune (przekład Anna Hikiert-Bereza)
Czerwcowy, letni dzień. Fern siedzi na pomoście w kostiumie kąpielowym i szortach i wpatruje się w połyskującą w słońcu taflę jeziora. Obok leży torba z kanapkami, cytrynową wodą i płytą CD z napisem "piosenki dla Willa". Minuty mijają, ale mężczyzna się nie pojawia. Rok temu Fern i Will spędzili ze sobą w Toronto niezapomniane dwadzieścia cztery godziny – tyle wystarczyło, by ich serca zabiły mocniej. Ale czas nie był odpowiedni. Złożyli sobie obietnicę, że dwanaście miesięcy później spotkają się ponownie, w Brookbanks Resort. Ona się pojawiła, on nie. Jednak czas nie zatrzymał się w miejscu. Po śmierci matki Fern przejmuje rodzinny biznes. Niespodziewanie w Muskoce zjawia się też Will... spóźniony o dziewięć lat. Ale czy życie daje drugie szanse?


Carley Fortune po raz kolejny łączy ze sobą urzekającą kanadyjską scenerię, letni vibe i słodko-gorzki romans – i tworzy poruszającą opowieść o miłości, stracie, złamanych obietnicach i trudnych wyborach. Poznajemy kobietę i mężczyznę, których ścieżki nieoczekiwanie krzyżują się po dziesięciu latach. Ponowne spotkanie, tym razem nie w Toronto, lecz w urokliwym Brookbanks Resort, ożywia wspomnienia, dawno uśpione uczucia, namiętności i bolesne rany w sercu. Carley Fortune opowiada historię z perspektywy trzydziestoletniej Fern, w dwóch liniach czasowych, splatając ze sobą przeszłość i teraźniejszość. "Spotkasz mnie nad jeziorem" ma w sobie ciepłe promienie słońca, zapach letniej bryzy i smak naleśników. To gwałtowne porywy serca, głęboko skrywane tajemnice i nierozwiązane sprawy z przeszłości. Fern i Will, emocjonalnie skomplikowani i zagubieni, próbują odnaleźć do siebie drogę, jednocześnie mierząc się z własnymi problemami – bo Carley Fortune z czułością i wrażliwością pisze nie tylko o miłości, ale też o żałobie, rodzinnych relacjach, zdrowiu psychicznym i rozdźwięku między tym, czego dla siebie pragniemy, a tym, czego oczekują od nas inni.


"Spotkasz mnie nad jeziorem" to romantyczna, słodko-gorzka opowieść o uzdrawiającej sile miłości i wsparcia, gdy potykamy się i upadamy, popełniamy błędy i miewamy gorsze chwile. Historia, która uświadamia, że ludzie i marzenia się zmieniają i że życie nie zawsze układa się tak, jak chcemy i pragniemy. Nie urzekła mnie tak bardzo jak wspaniały debiut Carley Fortune – zabrakło mi magii "Każdego kolejnego lata", intensywności emocji i poczucia więzi z bohaterami. Ale lubię – za czuły styl pisania, urokliwą scenerię, letnią nostalgię. I doceniam – za ważne tematy i piękne przesłanie.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.

Tytuł oryginalny: Meet Me at the Lake
Przekład: Anna Hikiert-Bereza
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 24 kwietnia 2024
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Moja ocena: 4,5/6

czwartek, kwietnia 25, 2024

#686 "Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" – Michiko Aoyama (przekład Andrzej Świrkowski) /przedpremierowo/

#686 "Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" – Michiko Aoyama (przekład Andrzej Świrkowski) /przedpremierowo/
Bo czasami wśród regałów pełnych książek można odnaleźć coś więcej...

"Czego szukasz?" – takie pytanie słyszą osoby odwiedzające małą, osiedlową bibliotekę zlokalizowaną w budynku szkoły podstawowej. Nieśmiała sprzedawczyni szuka dla siebie nowej zawodowej drogi. Księgowy – odwagi, by podążyć za marzeniami. Młoda mama – wewnętrznego spokoju i sposobu na "wyjście z dołka". Emerytowany handlowiec – nowego celu w życiu. Utalentowany rysownik mangi – własnego miejsca w świecie i impulsu do zmian. Książki, które wybiera dla nich tajemnicza bibliotekarka Sayuri Komachi, inspirują ich, by skierować swoje życie w nieoczekiwanym kierunku.


Wierzę w moc literatury. I wspaniale było przeczytać powieść, która tak pięknie eksponuje ten motyw. W kameralnym świecie japońskiej pisarki Michiko Aoyamy książki przynoszą ukojenie, inspirują, motywują i pomagają spojrzeć na życie i samego siebie z innej perspektywy. Schemat wydaje się prosty – pięć zupełnie różnych osób na innych życiowych etapach, pięć odmiennych historii i jedna niepozorna biblioteka. Uzdrawiająca siła książek splata się z ważnymi i aktualnymi kwestiami – macierzyństwem, osobistym i zawodowym marazmem, presją społeczną, lękiem wobec zmian i pragnieniem podążania za głosem serca. Jest w tej powieści dużo ciepła, empatii i nadziei – książkowego ukojenia mocno osadzonego w realnym życiu. Bo Michiko Aoyama nie tworzy pięknej bajki dla dorosłych. Szczęście nie spada z nieba, a książki nie rozwiązują magicznie wszystkich problemów, lecz dają impuls do zmian. I to od bohaterów zależy czy podejmą wyzwanie, czy dostrzegą swoją wartość i potencjał.


"Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" to inspirująca opowieść o ludziach na rozdrożu – o bezinteresownej życzliwości, sile pozytywnego myślenia, podążaniu za głosem serca i budowaniu wiary we własne możliwości – oraz piękny pean na cześć literatury, bibliotek i bibliotekarzy. Książka, która pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Że koniec może być początkiem czegoś nowego, lepszego. Że to, czego szukamy, często jest tuż obok, w zasięgu dłoni – wystarczy jeden mały krok, wystarczy spróbować. I że nie jesteśmy sami, nawet jeśli wydaje nam się inaczej – nie warto zamykać się w swoim smutku. Kto wie, może to właśnie osiedlowa biblioteka stanie się twoim małym azylem – i uwierzysz, że wszystko jest możliwe.

Czuły i podnoszący na duchu comfort book w japońskim wydaniu. Warto!
























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Relacja.

Tytuł oryginalny: お探し物は図書室まで
Przekład: Andrzej Świrkowski
Wydawnictwo: Relacja
Data wydania: 15 maja 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 288
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, kwietnia 22, 2024

#685 "I zadrżała noc" – Nadia Terranova (przekład Alina Pawłowska-Zampino)

#685 "I zadrżała noc" – Nadia Terranova (przekład Alina Pawłowska-Zampino)
Noc jakich wiele, a jednak zupełnie inna. Tam, gdzie głębiny zamieszkują mityczne potwory. Gdzie blask księżyca odbija się w tafli morza, a wiejący sirocco oddala sen. Tam właśnie Mesyna i Reggio Calabria, dwa włoskie miasta, jak co noc spoglądały na siebie ponad atramentowymi wodami Cieśniny Mesyńskiej nieświadome zbliżającej się katastrofy. 28 grudnia 1908 roku przerażający huk przeciął nocną ciszę, ziemia zadrżała i wezbrały morskie fale. W trzęsieniu ziemi zginęło ponad 80 tysięcy ludzi, a miasta zamieniły się w gruzy. Ta jedna tragiczna noc odsłoniła ludzkie nieszczęście, okrucieństwo i solidarność – i na zawsze odmieniła bieg życia ocalałych.


"Świat, jaki znałam, skończył się i razem z nim zniknęło wszystko, co kochałam i czego nienawidziłam"

Nadia Terranova zabiera czytelników w sam środek wydarzeń – opisuje moc żywiołu: zwodniczą ciszę tuż przed katastrofą, rozdzierające drżenie ziemi i ogrom zniszczeń. Ta wielka włoska tragedia staje się scenerią dla poruszającej historii młodej kobiety z Mesyny i jedenastoletniego chłopca z Reggio Calabria. Barbara, zakochana w literaturze i nierozumiana przez ojca, zamiast wstąpić w aranżowany związek małżeński pragnie studiować na uniwersytecie i decydować o sobie. Nicola jest ofiarą toksycznej rodzicielskiej miłości. Ich losy krzyżują się nieoczekiwanie w momencie największej życiowej tragedii. Trzęsienie ziemi odbiera im wszystko i daje coś w zamian – upragnioną wolność oraz okupioną cierpieniem i traumą szansę na nowy początek. "I zadrżała noc" to historia opowiedziana narracyjnym dwugłosem – Nadia Terranova zmienia perspektywy, zagłębia się w intymny, rozdarty na kawałki świat skrzywdzonej młodej kobiety i zagubionego chłopca, jednocześnie kreśląc przejmujący obraz katastrofy i ludzkiej tragedii. Jest w tej powieści coś hipnotyzującego, mrocznego, do bólu realistycznego. Oszczędna, precyzyjna proza Terranovej doskonale oddaje niuanse uczuć i ludzkiej natury, sprzeczności, które ujawniają się w ekstremalnie trudnych sytuacjach. Na gruzach spotykają się ze sobą życie i śmierć, rozpacz i nadzieja. Terranova z przenikliwością pisze o poczuciu przynależności, rodzinnych relacjach, różnych odcieniach miłości, przyjaźni i macierzyństwa. O traumie, stracie, walce o przetrwanie i drugich szansach. O kobiecej sile i wsparciu oraz o tym, jak trudno było być kobietą w czasach patriarchatu i bezwzględnych społecznych norm. Nie sposób nie poczuć ciężaru tej historii – krótkiej, a intensywnej i głęboko refleksyjnej.
 

"I zadrżała noc" to głosy zmarłych, których nie jest w stanie zagłuszyć sirocco ani uderzające o brzeg morskie fale. To aromat bergamotki i powietrze przesycone słoną wodą. To pył z zawalonych domów, dobro i zło tuż obok siebie, plątanina wiary, koszmarnych snów, zabobonów i wróżb. To tragiczna karta włoskiej historii, bardzo dobra proza i nieoczywista opowieść pełna smutku i nadziei – zniszczenie i odrodzenie. Książka Nadii Terranovej pokazuje, jak zaledwie jedna chwila potrafi odmienić bieg życia. Że obcy ludzie mogą stać się bardziej bliscy niż rodzina, w której przyszliśmy na świat. Że czasami koniec może okazać się początkiem czegoś lepszego – bo nawet na gruzach można zbudować nowe życie.

Nadia Terranova zdołała przybliżyć tragedię w realnym, intymnym wymiarze – nadać jej oblicze młodej kobiety i chłopca, co ważne bez popadania w melodramat. Dla mnie hipnotyzująca historia i urzekająca włoska proza. 























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Mova.

Tytuł oryginalny: Trema la notte
Przekład: Alina Pawłowska-Zampino
Wydawnictwo: Mova
Data wydania: 17 kwietnia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 224
Moja ocena: 5,5/6

 

czwartek, kwietnia 18, 2024

#684 "Niegodni" – Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka)

#684 "Niegodni" – Roy Jacobsen (przekład Iwona Zimnicka)
Czy moralność i uczciwość można zachować zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności? I jaką trzeba ponieść za to cenę?


"Około dziesięciu procent narodu norweskiego działało – mniej lub bardziej aktywnie – w ruchu oporu, dziesięć procent kolaborowało i służyło wrogowi – to ci, których chętnie nazywamy zdrajcami narodu – a osiemdziesiąt procent pozostawało obojętnych" – tak o sytuacji Norwegów pod niemiecką okupacją w czasie drugiej wojny światowej pisał w swoich pamiętnikach Konrad Nordahl, przewodniczący norweskich związków zawodowych. Kim byli wspomniani przez niego "obojętni"? Ludzie, którzy próbowali stać się niewidzialni, którzy pragnęli jedynie przetrwać i uniknąć kłopotów? Ignoranci a może sprytni oportuniści? W książce Roya Jacobsena moralność i uczciwość zostają poddane ciężkiej próbie, gdy wojenna bieda, strach i zagrożenie wkraczają do domów mieszkańców Norwegii – i zaciera się granica między dobrem i złem, a życie przybiera przeróżne odcienie szarości. "Niegodni" to opowieść, dla której scenerią autor uczynił robotnicze dzielnice Oslo. Jacobsen przedstawia losy nastoletnich chłopców – bandy przyjaciół. Carl, Olav i Roar próbują odnaleźć się w niełatwej rzeczywistości – świecie, w którym wszystkiego brakuje, rodzice uparcie milczą albo nagle znikają, czasami bez śladu; w którym trzeba szybko dorosnąć i wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności. Chłopcy wspólnie działają na granicy prawa, w szarej strefie – włamują się do domów, kradną, sprzedają na czarnym rynku i fałszują dokumenty, często sabotując wroga i sprowadzając na siebie niebezpieczeństwo. Powieść rozwija się stopniowo, wzrasta razem ze swoimi bohaterami – i z historii awanturniczej, początkowo nieco nawet przygodowej, zamienia się w poruszającą opowieść o przyjaźni, dorastaniu, trudnych wyborach i przetrwaniu w cieniu wojny. Jacobsen pisze w charakterystycznym dla siebie stylu – stonowanym, realistycznym, ale jednocześnie czułym i empatycznym, bez moralizowania i pogłębionej psychologii postaci. Wiele w tej powieści dzieje się między wersami, w enigmatycznie zarysowanych relacjach, krótkich rozmowach, nieprzeniknionej przeszłości. Najbardziej (oprócz realistycznych opisów robotniczego Oslo) ujęły mnie bezinteresowne wsparcie i troska, poczucie wspólnoty i solidarności – obraz silnej chłopięcej więzi w burzliwych, niełatwych czasach. Jacobsen umiejętnie łączy nieszablonowe spojrzenie na przyjaźń i dorastanie z refleksją na temat rodziny, dylematów moralnych, zaufania, zdrady, zemsty i sprawiedliwości.


"Nie chciał niepokoić tej niewinnej istoty opowieściami o brutalnej przemocy i torturach, do których tam dochodziło, ani też rozprawiać o udawaniu i przymykaniu oczu, o wszystkich kłamstwach i wymówkach, do jakich musieli uciekać się cywile, żeby wytrzymać"

"Nigodni" to historia typu coming of age opowiedziana w odcieniach szarości z perspektywy młodych chłopców. O przyspieszonym dorastaniu, stracie, trudach wojny i więzi, która jest w stanie przetrwać najmroczniejszy czas. Smutna, ale z odrobiną ciepła, trochę chaotyczna, ale wciągająca i pasjonująca lektura. Lubię Jacobsena, również w takiej odsłonie. Warto!




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: De Uverdige
Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 10 kwietnia 2024
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Oprawa: twarda
Liczba stron: 368
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, kwietnia 15, 2024

#683 "Sto kwiatów" – Genki Kawamura (przekład Wiktor Marczyk)

#683 "Sto kwiatów" – Genki Kawamura (przekład Wiktor Marczyk)
Wspomnienia, uczucia, życiowe doświadczenia. To właśnie one nas budują. To właśnie one nas kształtują. Gdy tracimy pamięć – co pozostaje? Czy przestajemy być sobą?

Sześćdziesięcioośmioletnia Yuriko, nauczycielka gry na fortepianie, czuje się coraz bardziej zagubiona, nawet we własnym domu. Słowa niepostrzeżenie ulatują gdzieś daleko, zacierają się szczegóły z przeszłości, dobrze znane miejsca i osoby stają się obce. Yuriko traci wspomnienia, a jej dorosły syn Izumi – ukochaną matkę. Podstępna choroba jednocześnie zbliża ich i oddala od siebie, zmusza do konfrontacji z tym, co trudne, bolesne i niewypowiedziane.


"Sto kwiatów" to przejmująca podróż matki i syna przez meandry pamięci w cieniu postępującej choroby – intymna i kameralna opowieść, w której miłość i troska splatają się ze smutkiem, lękiem i stratą. Genki Kawamura z wrażliwością podejmuje kwestie dotyczące starości, kruchości i ulotności życia, macierzyństwa i rodzinnych więzi. W realistyczny sposób przedstawia zarówno zmagania kobiety, która traci pamięć, jak i wpływ choroby na jej ukochanego syna. Powieść Kawamury to powolne znikanie i utrata samej siebie, niespodziewane odwrócenie ról, trudy opieki, ulotne chwile bliskości i czułości. To również powrót do dzieciństwa i niezagojonych ran, próba przebaczenia, cykl życia i śmierci oraz wiele skomplikowanych uczuć i emocji – miłość, lęk, nadzieja, bezradność i poczucie winy. Historia Yuriko i Izumiego napisana jest w charakterystycznym dla japońskiej literatury stylu – oszczędną, egzystencjalną prozą, z nutą melancholii i życiowej refleksji. Cichy ludzki dramat wybrzmiewa mocno w zwykłych rozmowach i niepozornych momentach – w ugotowanym omlecie tamagoyaki, melodii Träumerei Schumanna, usychającej w wazonie białej lilii, uścisku dłoni, spływającej po policzku łzie – co czyni powieść Kawamury jeszcze bardziej przejmującą.


Smutna, subtelna i intymna, ale jednocześnie uniwersalna opowieść o ludziach, którzy próbują znaleźć do siebie drogę mimo choroby. Historia, która uświadamia, jak cenne są międzyludzkie relacje i wspomnienia – chwile, które przeżywamy sami i te, które dzielimy z innymi. Że nasze życie jest kruche i ulotne – czasami może zabraknąć czasu. I że miłość jest w stanie rozświetlić mrok – połączyć ludzkie serca. Może to właśnie ona w nas pozostaje, aż do końca...

Wzruszyłam się. Przytulam do serca i polecam.




































* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Bo.wiem

Tytuł oryginalny: Hyakka (百花)
Przekład: Wiktor Marczyk
Wydawnictwo: Bo.wiem
Data wydania: 19 marca 2024
Seria: Seria z Żurawiem 
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 256
Moja ocena: 5/6

niedziela, kwietnia 14, 2024

#682 "Pułkownikowa" – Rosa Liksom (przekład Artur Bobotek)

#682 "Pułkownikowa" – Rosa Liksom (przekład Artur Bobotek)
Pułkownikowa. Młoda dziewczyna w mundurze zafascynowana faszyzmem. Żona wpatrzona w ukochanego męża. Sekretarka. Ofiara przemocy. Niezależna nauczycielka i pisarka. Kobieta o wielu twarzach. Pułkownikowa cofa się w czasie i opowiada historię swojego życia...


Oparta na losach Annikki Kariniemi, prawdziwej pułkownikowej, powieść Rosy Liksom, fińskiej autorki, można czytać na wiele sposobów. Bo to historia romansu, owszem, ale romansu w czterech odsłonach – z pułkownikiem, z nazizmem, z ojczyzną ogarniętą wojną i z samą sobą. Autorka pisze o silnym, bezgranicznym zauroczeniu młodej kobiety starszym od niej o trzydzieści lat mężczyzną – zauroczeniu, które zamienia się w ślepą miłość połączoną z emocjonalnym uzależnieniem, a wkrótce też w brutalne i destrukcyjne małżeństwo. Pisze o fascynacji faszyzmem w Finlandii i Niemczech, o rosnących w siłę nastrojach nacjonalistycznych, podążaniu za zbrodniczą ideologią i przymykaniu oczu na zło. Pisze o Finlandii lat drugiej wojny światowej – kraju złapanym w geopolityczne kleszcze między Trzecią Rzeszą a ZSRR, pełnego ideologicznych napięć, patriotów i kolaborantów, kraju zniszczonym konfliktem zbrojnym. I w końcu pisze też o silnej kobiecie, która mimo piekła, w którym się znalazła, nie zrezygnowała z walki o siebie.

"Pułkownikowa" to opowieść o toksycznej miłości, przemocy domowej, traumie oraz przetrwaniu w cieniu wojny i po jej zakończeniu. Monolog tytułowej pułkownikowej wybrzmiewa mocnym głosem – proza Rosy Liksom zachwyca realizmem, gdy z płynnością przechodzi od subtelności i liryzmu do dosadności i wulgaryzmu. Jest w tej historii bezkompromisowa szczerość, gdy autorka eksploruje ciemne zakamarki międzyludzkich relacji, gdy zagłębia się w mroki wojennych realiów. Jest piękno – w opisach lapońskiej przyrody, dzikiej i nieokiełznanej. Są też czułość i nadzieja – niczym wątły promień światła, który przesącza się przez brudne, zakurzone szyby. Zaledwie 190 stron, a wydaje się znacznie więcej. Kolejne udane spotkanie z serią Bałtyk.
























Tytuł oryginalny: Everstinna
Tłumaczenie: Artur Bobotek
Wydawnictwo: Marpress
Seria: Bałtyk
Data wydania: 26 września 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 200
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, kwietnia 08, 2024

#681 "Piąta pora roku" – Ali Smith (przekład Jerzy Kozłowski) /przedpremierowo/

#681 "Piąta pora roku" – Ali Smith (przekład Jerzy Kozłowski) /przedpremierowo/
"Curlew or curfew. You choose" czyli jak zrozumieć ten dziwny, dezorientujący świat...


Dla mnie powieści Ali Smith to w pewnym sensie literackie (i intelektualne) łamigłówki. Autorka zręcznie bawi się słowem, kontekstem kulturowym i społecznym, odniesieniami do sztuki i historii. I w "Piątej porze roku" również widać to charakterystyczne zamiłowanie Smith do ukrytych znaczeń i leksykalnych gier. Jej nowa powieść, choć niezależna, nawiązuje do słynnej tetralogii, zarówno poprzez tytuł jak i koncepcję. Ali Smith ponownie tworzy opowieść silnie zakorzenioną w aktualnych wydarzeniach – tym razem jest to okres pandemicznej izolacji. Sandy, bohaterka "Piątej pory roku", malarka, tkwi w egzystencjalnym kryzysie – jej ojciec przebywa w szpitalu, a szalejący covid-19 pogłębia poczucie samotności, lęku i niepewności. Kobieta otrzymuje niespodziewany telefon, który daje początek serii zaskakujących zdarzeń. Trzy części książki wyodrębnione według słowno-znaczeniowego klucza układają się w zawiłą, nielinearną historię – i podąża ona w dość nietypowym kierunku. Zresztą jak to już u Ali Smith bywa, język, znaczenie i forma są ważniejsze niż sama fabuła. "Piąta pora roku" to opowieść w opowieści, bo współczesne losy wspomnianej już Sandy splatają się z historią osieroconej dziewczynki, uczennicy kowala, żyjącej w czasach epidemii dżumy. Delikatne nici – paralele między przeszłością i teraźniejszością – ujawniają się subtelnie, czyniąc całość wspaniale dziwną i niejednoznaczną. Smith wykorzystuje tajemnicze motywy (jak na przykład średniowieczny artefakt czy kulik, zagrożony wyginięciem gatunek ptaka), żongluje słowami i znaczeniami, wplata odrobinę humoru i satyry (a nawet absurdu i farsy). I co najważniejsze, poprzez tak pomysłową formę bada jednostkowe i uniwersalne aspekty trudnych czasów, w których przyszło nam żyć. Smith pisze o osobistych lękach, troskach i wewnętrznych zmaganiach – niepewności jutra, samotności, utracie sensu, kruchości istnienia, sile rodzinnych więzi. Z przenikliwością, jak przystało na bystrą obserwatorkę, którą niewątpliwie jest, kreśli obraz współczesności – porusza ważne i aktualne tematy dotyczące pandemii, społecznego gniewu i nienawiści, niesprawiedliwości, tożsamości płciowej, zmian klimatycznych, różnic pokoleniowych, wolności i ograniczeń oraz prawdy i kłamstwa (i zacieraniu się granic między nimi). Zakończenie pozostawia czytelnika lekko zdezorientowanego, w zawieszeniu wobec pytań i wątpliwości, co właściwie dobrze koresponduje z chaosem realiów codziennego życia.


"Piąta pora roku" to inteligentna, pomysłowa (łączy w sobie wiele różnych i z pozoru niepasujących do siebie elementów), przyjemna w czytaniu, ale też wymagająca lektura – smutna, gorzka i zabawna. Powieść Smith uświadamia, jak wielką moc mają opowieści, jak bardzo przypadkowe interakcje z innymi ludźmi potrafią nas odmienić, jak z wieloma rzeczami musimy się mierzyć – na szczęście nie jesteśmy w tym sami. I ta nuta nadziei podnosi na duchu.

Lubię. Podążanie za prozą Ali Smith po raz kolejny sprawiło mi przyjemność.































* Współpraca barterowa z Wydawnictwem W.A.B.

Tytuł oryginalny: Companion Piece
Przekład: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 10 kwietnia 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Moja ocena: 5/6

piątek, kwietnia 05, 2024

#680 "Jak złodziej przyszła. Reportaże i rozmowy o starości" – Elżbieta Strzałkowska i Grażyna Latos

#680 "Jak złodziej przyszła. Reportaże i rozmowy o starości" – Elżbieta Strzałkowska i Grażyna Latos
Barbara, Sybiraczka, żyje przeszłością – wspomnienia wracają do niej każdego dnia, również te najbardziej bolesne. Łucja wręcz przeciwnie – gubi wspomnienia i samą siebie, jej pamięć okrywa gęsta mgła. Jola od piętnastu lat przebywa w DPS-ie – bo nie chce sprawiać kłopotu najbliższym. Henrykę zaproszono na pokaz o uzdrawiającej sile materacy – i wyłudzono od niej pieniądze. Wacława, mając niemal 90 lat, spełniła swoje marzenie i wybrała się na wycieczkę do Londynu. Maria boi się pierwszej Wigilii bez męża. Staszek, podopieczny domowego hospicjum, dostał zastrzyk z morfiną – powoli odchodzi. Zofia musiała oszczędzać – i jadła kanapki rozdawane na ulicy osobom w kryzysie bezdomności. Marcel i Dagny wzięli na siebie rolę opiekunów rodzinnych.


Starość w książce Elżbiety Strzałkowskiej i Grażyny Latos, podobnie jak i w prawdziwym życiu, ma różne oblicza. To pogłębiające się zmarszczki, nadciśnienie, cukrzyca, demencja, postępująca utrata sprawności i niezależności, brak pieniędzy, utrudniony dostęp do leków i kompleksowego leczenia. To samotność, depresja, powracająca przeszłość, bolesne pożegnania, pragnienie bycia potrzebnym. To miłość, która przychodzi jesienią życia, troska bliskich i czas na realizowanie pasji. To życzenie kolejnych lat w zdrowiu lub czekanie na zbliżającą się śmierć – we własnym mieszkaniu, w DPS-ie, w hospicjum. To przejęcie opieki nad starzejącymi się rodzicami, poczucie bliskości, ale też zmęczenie, rozpacz, bezsilność i zagubienie. Starość przychodzi nieubłaganie, szybciej niż nam się wydaje. Czy można ją oswoić?

"Przyzwyczailiśmy się reagować na krzyk. A dramaty ludzi starszych toczą się w ciszy"

Reportaż Elżbiety Strzałkowskiej i Grażyny Latos to przejmująca lektura, bo opowiada o tym, co tak bardzo ludzkie, autentyczne i bliskie, a jednocześnie wypierane ze świadomości, wzbudzające lęk i wiele trudnych emocji. Bo boimy się śmierci, podobnie jak i samotności, chorób i utraty niezależności, a właśnie z tym najczęściej kojarzona jest starość. W książce indywidualne historie osób starszych przeplatane są krótkimi rozmowami, które autorki przeprowadziły ze specjalistami, m.in. neuropsycholożką, dietetyczką kliniczną, psychoterapeutkami i krajowym konsultantem w dziedzinie geriatrii. "Jak złodziej przyszła" to urywki intymnych zmagań – opowieści smutne, poruszające i niełatwe – a także wielowymiarowa refleksja na temat starości w aspekcie systemowym i społecznym. To reportaż w zwięzłej, przystępnej formie, ważny i potrzebny – książka, która otwiera oczy, uwrażliwia i skłania do przemyśleń; która pozwala z większą świadomością spojrzeć na sytuację osób starszych i ich opiekunów (m.in. wyzwania, z którymi na co dzień się mierzą), a w szerszym kontekście – również na polski system opieki, leczenia i wsparcia seniorów, ich miejsce w społeczeństwie oraz starość samą w sobie, jako jeden z etapów życia. To lektura na chwilę oddechu w życiowym pędzie, na empatię, wyrozumiałość i uważność – by dostrzec drugiego człowieka, człowieka starszego i jego opiekunów. By zastanowić się również i nad własną starością, która przyjdzie, wcześniej lub później, nad kruchością życia i przemijaniem.


"Barbara nie boi się mówić o śmierci, ale woli o miłości. Bo miłość jest najważniejsza, dobre gesty i słowa, które najbardziej wiążą ludzi"

Jest w tym reportażu, obok uderzającego realizmu i ludzkiego oblicza, dużo melancholii i smutku. Z mozaiki historii, doświadczeń i rozmów wyłania się gorzka refleksja o starości społecznie spychanej na margines, przezroczystej, niewidzialnej, upływającej w ciszy, za zamkniętymi drzwiami, z dala od pędzącego, głośnego świata, kultu młodości i sprawności. Ta publikacja zarezonowała też z moimi osobistymi obawami i lękami.

Rzeczowy, ale jednocześnie poruszający, czuły i empatyczny reportaż (choć myślę, że mógłby być nieco bardziej pogłębiony, bo chciałoby się poczytać więcej). Polecam, warto.





























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Data wydania: 27 marca 2024
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Seria reporterska
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 240
Moja ocena: 5/6

wtorek, kwietnia 02, 2024

#679 "Generał i panna" – Daphne du Maurier (przekład Anna Bańkowska)

#679 "Generał i panna" – Daphne du Maurier (przekład Anna Bańkowska)
Lubię Daphne du Maurier za gotycki klimat, hipnotyzującą atmosferę grozy, suspensu i napięcia, za przenikliwe studium charakterów i umiejętność uchwycenia niuansów ludzkiej natury. Odniosłam jednak wrażenie, że "Generał i panna" różni się nieco od pozostałych książek autorki, m.in. "Kozła ofiarnego", "Rebeki" czy "Mojej kuzynki Racheli". Daphne du Maurier stworzyła romans historyczny – słodko-gorzką opowieść, w której gotycka groza i suspens ustępują miejsca miłości i wojnie. Akcja rozgrywa się w XVII-wiecznej Kornwalii podczas angielskiej wojny domowej. Kiedy konflikt między rojalistami a parlamentarzystami przybiera na sile, Honor Harris dołącza do swojej siostry i szwagra w rezydencji Menabilly. To właśnie tam spotyka Richarda Grenville'a, królewskiego generała, mężczyznę, którego pragnęła poślubić przed laty (niestety piękne młodzieńcze marzenia pokrzyżował dramatyczny w skutkach wypadek).


"Generał i panna" to ciekawe połączenie fikcji historycznej, przygody i romansu. Du Maurier splata ze sobą burzliwe losy aroganckiego, porywczego mężczyzny i silnej, odważnej kobiety. Ich związek wydaje się dość niekonwencjonalny jak na ówczesne czasy i typowe literackie schematy – bez melodramatyzmu, ckliwości i sentymentalnych uniesień. Niezwykle zaintrygowała mnie kobieca postać. Honor, swoim pragmatyzmem i buntowniczą, niezależną naturą, przypomina Scarlett O'Harę – to ogromna zaleta powieści. Piękna jest kornwalijska sceneria. Du Maurier pisze z dbałością o detale, pobudza wyobraźnię, ożywia postaci, czas i miejsca (m.in. wspomnianą już rezydencję Menabilly). W powieści nie brakuje opisów dotyczących angielskiej wojny domowej (i doceniam, choć fragmenty manewrów i strategii wojennych nieraz studziły mój entuzjazm). Czuć wyraźnie grozę konfliktu, niepewność, wewnętrzne rozterki. Są bolesne straty, rodzinne intrygi, zniszczenia, walka o przetrwanie, trudne decyzje, ucieczki i powroty. Książkę du Maurier cechuje realizm, czułość, sarkazm i gorycz – mieszanka, która nadaje jej szczególnego charakteru.


Daphne du Maurier stworzyła opowieść o byciu kobietą w niezwykle trudnych okolicznościach, o konflikcie, który sieje zniszczenie oraz o miłości, która trwa mimo przeciwności losu. Polubiłam za kornwalijską scenerię, nietypową historię romansu i zapadającą w pamięć kobiecą postać.




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: The King's General
Przekład: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 28 lutego 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 448
Moja ocena: 4/6



poniedziałek, kwietnia 01, 2024

#678 "Zło rozkwita wiosną" – Agatha Christie (przekład Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska)

#678 "Zło rozkwita wiosną" – Agatha Christie (przekład Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska)
Kiedy ciepłe promienie słońca ogrzewają twarz, ptasie trele brzmią jak najpiękniejsza melodia, a żonkile, tulipany i hiacynty cieszą oko, nie ma wątpliwości – nadeszła wiosna i świat budzi się z zimowego snu. Niektórzy energicznie przekopują ogródki, inni zrzucają grube płaszcze i czapki. Są tacy, którzy z radością oddają się wiosennym porządkom albo rzucają w wir zawodowych obowiązków oraz tacy, którzy uprzyjemniają sobie czas na łonie natury. Niestety, są też i tacy, którzy szukają... kłopotów. Bo wiosną, oprócz przyrody, rozkwita też zło.


"Zło rozkwita wiosną" to antologia, którą tworzy dwanaście krótkich, kryminalnych opowiadań Agathy Christie z Herkulesem Poirotem, panną Marple oraz duetem Tommy i Tupence w rolach głównych (i nie tylko). Wiosenna aura subtelnie przenika strony książki – barwną mozaikę postaci, scenerii i detektywistycznych zagadek. W tym zbiorze opowiadań jest niemal wszystko – zuchwałe kradzieże, mniej lub bardziej przypadkowe otrucia, tajemnicze zniknięcia, pozorowane samobójstwa, zaginione kosztowności, dziwne zbiegi okoliczności, zabawne lub tragiczne w skutkach pomyłki, wielkie namiętności, walka o spadek, zemsta, szantaż i zdrada. Są rybackie wioski, spokojne przedmieścia i londyński gwar, pociąg do Stambułu i kasyno w Monaco, bujne ogrody i okazałe rezydencje. Są starsze damy, młode mężatki i wdowy, sekretarki, operowe diwy, bogate Amerykanki i dziewczyny z sąsiedztwa, niewierni mężowie, pantoflarze, wojenni weterani, młodzi dziedzice fortuny. I nie sposób nie docenić tak dużej różnorodności zamkniętej w krótkiej formie. Przyznaję, że choć wolę Christie w odsłonie powieściowej (głównie z uwagi na złożoność fabuły i psychologiczne rozwinięcie postaci), ta wiosenna antologia okazała się miłym zaskoczeniem. Opowiadania są krótkie i zwięzłe – ot, ledwie mgnienie oka – a mimo to misternie skonstruowane, pomysłowe i intrygujące. Można by rzec, że diabeł tkwi w szczegółach, bo ważne są w nich detale – wskazówki, które łatwo przeoczyć. Wiele historii bazuje na wglądzie w ludzką naturę i psychikę, i to jest akurat coś, co niezmiennie w kryminałach Christie uwielbiam – obok dedukcji, elementu zaskoczenia oraz odrobiny humoru (słownego i sytuacyjnego).


Miło było poznać Tommy'ego i Tupence, detektywistyczny duet (dość zabawny i uroczy) oraz spotkać ponownie postaci znane z powieści Christie, m.in. panią Bantry i Raymonda, siostrzeńca panny Marple. Cztery opowiadania polubiłam szczególnie ("Ziele śmierci", "Dziewczyna z pociągu", "Kradzież w hotelu Grand Metropolitan" i "Szaleństwo Greenshawa"). I co tu dużo mówić, jestem fanką. Te kameralne, kryminalne łamigłówki w klasycznym stylu i oszczędnej prozie zapewniają przyjemną lekturę. I dlatego polecam – do czytania wiosną i nie tylko ;)




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Dolnośląskie.

Tytuł oryginalny: Sinister Spring
Przekład: Magdalena Konikowska i Teresa Lechowska
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Seria: Kolekcja Jubileuszowa Agathy Christie 
Data wydania: 27 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5/6



wtorek, marca 26, 2024

#677 "Walentynka" – Elizabeth Wetmore (przekład Hanna Pasierska)

#677 "Walentynka" – Elizabeth Wetmore (przekład Hanna Pasierska)
A gdyby to była twoja córka?

"Walentynka", debiutancka książka Elizabeth Wetmore, rozpoczyna się ludzkim dramatem. W lutową noc czternastoletnia dziewczyna zostaje brutalnie zgwałcona i pobita. W teksańskiej Odessie to nie pierwsza i nie ostatnia taka historia. Pojawiają się głosy, że Gloria, "ta mała Meksykanka", nie wyglądała wcale na czternaście lat i sama chętnie wsiadła do samochodu, a Strickland to przecież porządny, biały dzieciak z dobrej rodziny. Innego zdania jest Mary Rose, ciężarna młoda żona i matka. To właśnie na progu jej domu, szukając pomocy, stanęła tytułowa Walentynka. Mary Rose postanawia zeznawać w sądzie i w ten sposób zawalczyć w imieniu Glorii o sprawiedliwość. Jej decyzja spotyka się ze społecznym ostracyzmem.


W "Walentynce" Elizabeth Wetmore odmalowuje szczery i bezkompromisowy obraz amerykańskiego miasteczka lat 70. XX wieku w czasach naftowego boomu. To jałowa pustynia pod palącym teksańskim słońcem, smak kurzu i piasku, krajobraz pól naftowych, jadowite węże i skorpiony. To bezlitosny męski świat, w którym króluje mizoginia, seksizm i rasizm; w którym młode dziewczyny i kobiety mierzą się z upokorzeniem, lekceważeniem, przemocą i brakiem perspektyw. W teksańskiej Odessie niebezpieczeństwo czai się tuż obok, a sprawiedliwość ma twarz białego mężczyzny w dżinsach i kowbojkach. Brutalna napaść na tle seksualnym w "Walentynce" stanowi dramatyczne preludium – wprawia w ruch fabułę, by po chwili zejść na dalszy plan. Elizabeth Wetmore podąża inną literacką ścieżką – tworzy polifoniczną opowieść o teksańskich kobietach. W "Walentynce" splata się ze sobą kilka różnych głosów – intymne, indywidualne historie łączy milcząca wspólnota doświadczeń i dramat czternastoletniej Glorii. Jest Mary Rose, w której narasta słuszny gniew i niepokój o córkę. Jest Corrine, emerytowana nauczycielka, wdowa pogrążona w żałobie. Jest Debra Ann, dziewczynka opuszczona przez matkę. Są też inne mieszkanki Odessy – żony i córki robotników, rolników i nafciarzy. I jest Gloria – jej głos dopełnia narracyjny kalejdoskop. Nietypowa, patchworkowa konstrukcja powieści uwidacznia zarówno osobisty dramat i wewnętrzną walkę kobiet, jak i gorzką analizę społeczną – nierówności klasowe, dyskryminację płciową i rasową, przemoc seksualną, niesprawiedliwość i uprzedzenia. "Walentynka" w przejmujący sposób opowiada o traumie, macierzyństwie, żałobie, samotności, wątpliwościach moralnych i próbie przeciwstawienia się złu. O kobiecej sile i wsparciu w najtrudniejszych momentach. Proza Wetmore ma w sobie współczucie, frustrację i zrozumienie. "Walentynka" rozwija się subtelnie poprzez zbliżenie na kobiece doświadczenia, poprzez społeczne niuanse i psychologiczne portrety. Siła tej książki tkwi w niespiesznej, polifonicznej narracji, w jej cichej determinacji i szczerości, w walce o sprawiedliwość i rozdzierającym serce dramacie. Elizabeth Wetmore doskonale ożywia czas i miejsce, amerykański wycinek niełatwej rzeczywistości, a także emocje – współodczuwałam palący gniew, paraliżujący strach, mieszankę smutku, bezsilności i odwagi.


"Walentynka" konfrontuje z tym, co niewygodne, trudne i bolesne. To powieść na wskroś amerykańska, autentyczna, jednocześnie surowa i piękna. O tragedii zakorzenionej w podziałach, nierównościach i dyskryminacji. O traumie indywidualnej i zbiorowej, iskrze, która wznieca bunt oraz kobiecej sile i solidarności. Niepozorna powieść, która zaskakująco mocno ze mną rezonowała. Udany debiut i kawałek świetnej literatury, polecam.























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czarne.

Tytuł oryginalny: Valentine
Przekład: Hanna Pasierska
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 6 marca 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 368
Moja ocena: 5/6

niedziela, marca 24, 2024

#676 "Francja. Radość życia" – Cathy Yandell (przekład Dorota Malina)

#676 "Francja. Radość życia" – Cathy Yandell (przekład Dorota Malina)
Szyk, swoboda i niewymuszona elegancja. Bagietki, wino, sery, croissanty i pieczone kasztany. Perfumy, berety, apaszki. I cieszenie się życiem, tu i teraz.


Francuzi nie wynaleźli szczęścia. Ale wydaje się, że umiejętność celebracji życia, delektowania się nim i czerpania przyjemności ze zwykłych chwil opanowali do perfekcji – i podnieśli ją do rangi sztuki. W czym tkwi ich sekret? Cathy Yandell motywem przewodnim książki uczyniła joie de vivre – na jej opowieść o francuskiej radości życia składa się wiele różnych elementów. Autorka pisze o francuskim zamiłowaniu do jedzenia, które przenika nimal wszystkie dziedziny życia. O sztuce, która jest pokarmem dla duszy i źródłem radości. O literaturze, która stanowi ważny element życia społecznego. O filmie, muzyce, seksie i sporcie. Podróż Yandell przez joie de vivre to niespieszne spacery wzdłuż Sekwany, wizyta w Grasse (perfumiarskiej kolebce), łyk kawy w kawiarnianym ogródku, relaksujący masaż w hammamie, wspólne gotowanie i długie rozmowy przy stole, zakupy w lokalnej piekarni. To wielkie francuskie nazwiska i anonimowi paryżanie, wspólne świętowanie i czas, który zdaje się płynąć we Francji nieco inaczej. Literacki przepis autorki na celebrację codzienności zachwyca, bo, podobnie zresztą jak i sama Francja, pełny jest smaków, zapachów, dźwięków i obrazów. Cathy Yandell pisze z pasją i fascynacją – jej ciekawe anegdoty oraz ciepłe i często zabawne wspomnienia nieraz wywołały na mojej twarzy uśmiech. Autorka przybliża francuską kulturę, historię i język, rzuca światło na codzienność mieszkańców Paryża, ich przyzwyczajenia i sposób życia, opowiada o różnicach kulturowych (a także o faux pas, które przydarzyły się jej jako Amerykance mieszkającej we Francji). Książka nabiera osobistego tonu, kiedy Yandell dzieli się swoimi doświadczeniami i ulubionymi elemetami francuskiej rzeczywistości - i te fragmenty dobrze splatają się z odrobiną wiedzy i szkicem współczesnej Francji, czyniąc całość lekką i urokliwą.


Jeżeli macie ochotę na książkową podróż do Paryża śladami francuskiego joire de vivre – must read. Czytałam z przyjemnością (i aż chciałam spakować walizki ;). Zresztą jak mawiała Audrey Hepburn, "Paryż to zawsze dobry pomysł" – i rzeczywiście, literacko również. Książka Yandell przypomina, że szczęście i radość są na wyciągnięcie ręki – w małych rzeczach, które tworzą naszą codzienność. Warto się nimi cieszyć. Oui oui!




























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: The French Art of Living Well. Finding Joie de Vivre in the Everyday World
Przekład: Dorota Malina
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 13 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 320
Moja ocena: 4,5/6



środa, marca 20, 2024

#675 "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" – Celeste Ng (przekład Tomasz Wilusz)

#675 "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" – Celeste Ng (przekład Tomasz Wilusz)
Szesnastoletnia dziewczyna o niebieskich oczach. Miła, grzeczna i pracowita. Kocha szkołę, ma wiele koleżanek i marzy, żeby w przyszłości zostać lekarką. Jest dobrą siostrą i ukochaną córką, oczkiem w głowie rodziców. Kiedy pewnego dnia zwłoki Lydii zostają odnalezione w jeziorze, a na jaw zaczynają wychodzić zaskakujące fakty, perfekcyjny obraz szczęśliwej nastolatki rozpada się na kawałki. Wypadek, samobójstwo czy morderstwo? Rodzina staje w obliczu tragedii – wszystko, co budowali latami, chyli się ku upadkowi.


Celeste Ng sprawiła, że momentami trudno było mi kontynuować czytanie – w tej debiutanckiej powieści ból, żal, frustracja i nieszczęście są niemal namacalne. Dusząca i ponura atmosfera rodzinnego dramatu chwyta za gardło, gdy coraz bardziej zagłębiamy się w zawiłości relacji i dorastania, latami skrywane tajemnice, emocjonalne konflikty i miedzykulturowe podziały. Celeste Ng kreśli wnikliwy portret amerykańsko-chińskiej rodziny mieszkającej w Ohio w latach 70. XX wieku. Śmierć Lydii to zaledwie preludium postępującej destrukcji, której korzenie tkwią w niezagojonych ranach z przeszłości – począwszy od pierwszego spotkania rodziców Lydii, przez blaski i cienie małżeńskiego życia i macierzyństwa, aż po siostrzano-braterską więź i trudy nastoletnich lat.


Celeste Ng zachwyca psychologiczną głębią i przenikliwością spojrzenia – stopniowo wypełnia luki i tworzy przejmujący obraz dysfunkcyjnej rodziny, jednocześnie przybliżając czytelnika do prawdy na temat śmierci Lydii. Postaci w tej powieści są wadliwe, pełne niuansów, autentyczne w swoich zmaganiach – przeżywają dramat nie tylko wspólnie, jako rodzina, ale też indywidualnie, bo każdy z nich zmaga się z własnymi demonami. Powieść Ng w szczery, czuły i bezlitosny sposób opowiada o żałobie i wykluczeniu. O wyniszczającej presji, ciężarze oczekiwań oraz druzgocących konsekwencjach rodzicielskich błędów. O miłości, która bywa toksyczna i niszcząca oraz o dramatycznej cenie za udawanie kogoś, kim się nie jest. Smutna, łamiąca serce historia. Jej echa rozbrzmiewają jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. 





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Relacja.

Tytuł oryginalny: Everything I Never Told You
Przekład: Tomasz Wilusz
Wydawnictwo: Relacja
Data wydania: 13 marca 2024 (wznowienie)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, marca 18, 2024

#674 "Córka z Grecji" – Soraya Lane (przekład Anna Esden-Tempska)

#674 "Córka z Grecji" – Soraya Lane (przekład Anna Esden-Tempska)
W niewielkim pudełku otrzymanym w kancelarii prawnej Ella znajduje stary kawałek papieru z fragmentem nut i ręcznym dopiskiem oraz czarno-białe zdjęcie przedstawiające kobietę i dziewczynkę na tle morza i urokliwego domu. Tak zaczyna się trzecia część cyklu "Utracone córki". Tym razem Soraya Lane zabiera nas na grecką wyspę Skopelos. To właśnie tam Ella, właścicielka londyńskiej galerii sztuki, próbuje rozwikłać zagadkę z przeszłości i odkryć własne korzenie. Podążanie za rodzinną tajemnicą stanie się też impulsem do zmian – niespodziewana miłość i dawno porzucona pasja rozbudzą w Elli pragnienie szczęścia i spełnienia.


"Chciałabym, żebyś szła za głosem serca. Nie pozwól nikomu mówić sobie, jak masz żyć"

"Córka z Grecji" to udane połączenie literatury obyczajowej, romansu i historycznej fikcji. Prowadzona w dwóch liniach czasowych fabuła splata ze sobą przeszłość i teraźniejszość – historię utalentowanej skrzypaczki, która po zamachu stanu musiała opuścić ukochaną Grecję oraz losy młodej kobiety złapanej w pułapkę rodzinnych oczekiwań, rutyny i bolesnej tragedii sprzed lat. Soraya Lane prowadzi nas przez londyńskie galerie sztuki, muzyczne sceny i urokliwe zakątki Grecji – z czułością opowiada o malarstwie i muzyce, pasji i miłości. W "Córce z Grecji" piękna, barwna sceneria tworzy ramy dla poruszającej historii dwóch kobiet – opowieści o rodzinnych więziach, porywach serca, bólu straty, rozstaniach i powrotach, trudnych wyborach, odkrywaniu korzeni i przeznaczenia. Kręte ścieżki bohaterek powieści łączą się w pełne emocji i wzruszające zakończenie.

Takiej książki teraz potrzebowałam – ciepłej i romantycznej. Książki pełnej greckiego słońca, melodii skrzypiec, zapachu farb. Książki, która przypomina, że miłość i szczęście zawsze mogą nas odnaleźć; że życie potrafi odmienić się w najmniej oczekiwany sposób; że nie należy rezygnować z marzeń i własnej drogi; i że oprócz smutku i straty istnieją też radość, pasja, ukochane osoby i piękne chwile – rzeczy, dla których warto żyć. Tym właśnie otuliła mnie powieść Sorayi Lane – lekkim i przyjemnym beletrystycznym vibe'm.























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: The Royal Daughter
Przekład: Anna Esden-Tempska
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 13 marca 2024
Cykl: Utracone córki (tom 3)
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5/6

piątek, marca 15, 2024

#673 "Kolonia" – Audrey Magee (przekład Dobromiła Jankowska)

#673 "Kolonia" – Audrey Magee (przekład Dobromiła Jankowska)
Spienione morze uderzające o skały. Chata pogrążona w porannej mgle. Łyk gorącej herbaty z mlekiem i łyżka owsianki. Rude włosy falujące na wietrze. Zapach farby olejnej, dymu, soli i ryb. Krzyczące mewy przecinające niebo. Mężczyźni niosący na plecach tradycyjne łodzie currach. Słońce oblewające poszarpane klify. Błękity, różowości, pomarańcze i czerwienie. Radio, z którego płyną informacje o kolejnych zamachach.


"Kolonia" Audrey Magee to jedna z tych wspaniałych książek, które potrafią przenieść czytelnika w zupełnie inne miejsce, inne czasy, tak doskonale, że można niemal usłyszeć fale uderzające o klify i poczuć na skórze krople deszczu. Autorka stworzyła kameralny mikrokosmos – akcja rozgrywa się na małej irlandzkiej wyspie w roku 1979, w czasie tzw. "Kłopotów", wojny domowej w Irlandii Północnej. "Kolonia" to historia angielskiego malarza i francuskiego językoznawcy, którzy przybywają na wyspę w poszukiwaniu inspiracji. Pierwszy z nich pragnie stworzyć swoje największe dzieło, drugi z kolei prowadzi badania nad zanikającym językiem irlandzkim (gaelickim). Ich obecność nie pozostaje bez wpływu na życie mieszkańców wyspy, m.in. młodej wdowy i jej nastoletniego syna.


Urzekająca jest proza Magee, podobnie zresztą jak i wielowarstwowość powieści. "Kolonia" ma w sobie dyskretne, ciche piękno. Zachwycają opisy natury, malarstwa i języka, dialogi pełne szorstkiego humoru, intymne monologi w formie strumienia świadomości i zmieniające się perspektywy. Magee odmalowała w detalach wielobarwny portret małej wyspiarskiej społeczności i zróżnicowane studium charakterów – w powieści splatają się ze sobą artystyczne spostrzeżenia, migawki z dzieciństwa, tęsknota za utraconą miłością oraz nadzieja na lepszą przyszłość. Autorka porusza kwestie dotyczące kolonializmu, tożsamości i dziedzictwa kulturowego, rodziny, patriarchatu, tradycji i nowoczesności, a w wymiarze bardziej osobistym – samotności, macierzyństwa, zaufania, poczucia sprawczości, wykluczenia. Zestawia też pozorny wyspiarski spokój i monotonnię z eskalacją przemocy i nienawiścią ogarniającą m.in. Belfast i Dublin. Co ważne nadaje kontekst irlandzkiej wojnie domowej – zakorzenia ją w tradycji, języku, religii i kolonialnym dziedzictwie. Wydaje się, że to całkiem sporo, jak na nieco ponad 300 stron, ale widać tutaj talent Magee – wszystkie powieściowe nitki łączą się w jedną urzekającą historię.

"Kolonia" to pięknie napisana, poruszająca i przesiąknięta melancholią opowieść o naturze, człowieku, życiu, kulturze i ważnych kwestiach społecznych. To książka, która skłania do refleksji i którą można odkrywać, doświadczać i doceniać – prozatorsko i tematycznie. Książka, nad którą można zatrzymać się dłużej. Z pewnością trafi do mojej tegorocznej topki. Polecam!





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Poznańskie.

Tytuł oryginalny: The Colony
Przekład: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 13 marca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 340
Moja ocena: 6/6



Copyright © w ogrodzie liter , Blogger