piątek, września 09, 2022

#507 "Belcanto" – Ann Patchett (przekład Anna Gralak)

Mówi się często, że muzyka, podobnie jak miłość, jest językiem uniwersalnym. Że potrafi zbliżyć do siebie ludzi pochodzących z różnych światów. I że jest w stanie przemówić do każdego, bez wyjątku. W książce Ann Patchett muzyka robi jednak coś znacznie większego – pomaga zrzucić maski i odnaleźć piękno w niespodziewanych momentach, a nawet niepostrzeżenie zaciera granice między dobrem a złem...

Gdzieś w Ameryce Południowej, w domu wiceprezydenta kraju, odbywa się wystawne przyjęcie urodzinowe na cześć ważnego japońskiego biznesmena, miłośnika opery. Wieczór wydaje się doskonały – międzynarodowa śmietanka towarzyska, pyszne jedzenie i hipnotyzujący sopran słynnej operowej śpiewaczki Roxane Coss. Wkrótce niespodziewanie gaśnie światło, a do budynku wdziera się terrorystyczna grupa. Jej uzbrojeni członkowie biorą gości jako zakładników. Godziny zmieniają się w dni, a dni w miesiące. To, co z początku wyglądało na przerażający i tragiczny scenariusz, zaczyna ewoluować w coś zupełnie innego. Między terrorystami a zakładnikami tworzą się relacje i niespodziewane więzi... Czy w takich okolicznościach jest miejsce na piękno, miłość i muzykę?

"Belcanto" Ann Patchett to utkana muzyką i operowym śpiewem elegancka, subtelna i przewrotna powieść, dla której inspiracją stały się prawdziwe wydarzenia z 1996 roku – przejęcie przez terrorystów japońskiej ambasady w Limie. Autorka zestawiła ze sobą grozę porwania, nudę kilkumiesięcznej bezczynności, intymne doświadczenia i powściągliwe emocje – i połączyła to wszystko melodią opery, miłości i piękna oraz niezwykłą harmonią współistnienia.

Ann Patchett nazywana jest często mistrzynią psychologicznego realizmu. I rzeczywiście, szybko okazuje się, że w "Belcanto" nie chodzi wcale o przemoc i terroryzm. Nie chodzi też o politykę. To, co naprawdę się liczy to ludzie – ich reakcje, uczucia i przemyślenia w obliczu niecodziennych wydarzeń, pod wpływem lęku, izolacji i bezradności. Patchett zmusza swoich bohaterów do niełatwej konfrontacji z fundamentalnymi pytaniami. Kim jestem? Czego naprawdę pragnę? Czy jestem szczęśliwy? Co w życiu jest dla mnie ważne?

"Belcanto" to przewrotna opowieść o zacieraniu granic i różnic oraz odkrywaniu nowych doświadczeń poprzez muzykę w zupełnie nieoczekiwanych i niecodziennych okolicznościach. To właśnie wokół pięknego śpiewu Roxane jednoczą się ludzie, których na pozór dzieli niemal wszystko – wiek, płeć, pochodzenie, status społeczny i ekonomiczny, zainteresowania, życiowe doświadczenia i pragnienia. Ann Patchett początkowo portretuje bohaterów książki na zasadzie kontrastów, szczególnie gdy zestawia ze sobą sylwetki terrorystów i zakładników. Z czasem stopniowo buduje skomplikowaną i delikatną sieć powiązań – tworzy relacje, które, wydawać by się mogło, nie mają prawa zaistnieć w podobnych okolicznościach. Czy to przejaw dwustronnego syndromu sztokholmskiego, a może czegoś zupełnie innego – współczucia, człowieczeństwa, potęgi muzyki i miłości? Może w sytuacji ciągłego, długotrwałego zagrożenia i stresu do głosu dochodzą głęboko skrywane uczucia, instynkty i pragnienia? Bohaterowie książki Ann Patchett stopniowo zapominają o dawnym życiu – zaczynają budować wspólnie bezpieczny i przewidywalny świat w czterech ścianach, w przyjemnym odizolowaniu od reszty społeczeństwa, rodziny, codziennych obowiązków i kłopotów. Ich językiem staje się muzyka. Autorka wspaniale oddała ten paradoks – uchwyciła subtelne zmiany zachodzące zarówno w relacjach międzyludzkich jak i w samych bohaterach. Z łatwością przeskakuje między tragedią, terrorem, romantyzmem i humorem, tkając przenikliwą i dość nietypową historię.

W "Belcanto" wiele jest niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń, autorefleksyjnych podtekstów. Statyczna fabuła koncentruje się na uczuciach, emocjach, refleksjach, relacjach i więziach. Bywa duszno i klaustrofobiczne, bo "Belcanto" przez bardzo długi czas nie opuszcza pałacowego gmachu.

Ann Patchett potrafi przepięknie pisać. Jej proza jest liryczna i ekspresyjna – rozbrzmiewa i w głowie, i w sercu. Wydaje się, że niczym utalentowany i wprawny muzyk doskonale trafia w dźwięki – każde słowo jest na właściwym miejscu. Jednocześnie mimo tego całego prozatorskiego piękna autorce udaje się uniknąć sentymentalizmu, ckliwości i banału.

"Belcanto" to niespieszna opowieść o miłości, która czasami bywa wytworem przypadku i okoliczności. O silnych międzyludzkich relacjach, które powstają w niecodziennych sytuacjach – w odpowiedzi na zagrożenie lub tragedię. O wezwaniu do wyższej formy istnienia oraz mocy i znaczeniu sztuki. O tym, co łączy i dzieli, o kruchości i sile, które są w każdym z nas oraz o wolności – do bycia tym, kim chcemy, do kochania tego, kogo chcemy i czucia tego, co chcemy. Ta książka po cichu uwodzi, by ostatecznie wstrząsnąć lub pozostawić w melancholijnym zawieszeniu.

W "Belcanto" Ann Patchett opowiada nam słodko-gorzką historię – i robi to z gracją, urokiem i elegancją, w duchu opery. Piękna proza, interesujące studium postaci, płynnie i spokojnie prowadzona narracja... Czytałam z przyjemnością. Po prostu. Może nie porwała mnie tak bardzo jak "Dom Holendrów" ("Belcanto" to zupełnie inna bajka), ale znalazłam w niej jakiś niecodzienny powab i efemeryczny wdzięk, coś hipnotyzującego i melancholijnego, coś co skłoniło mnie do przewracania kolejnych stron. Z uwagi na brak dramatycznego napięcia i statyczną fabułę, "Belcanto" to świetna propozycja dla czytelników, którzy piękno prozy cenią ponad konwencjonalną treść. I dla tych, którzy lubią książki utrzymane w stylu za zamkniętymi drzwiami. Warto przeczytać.











* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.


Tytuł oryginalny: Bel Canto
Przekład: Anna Gralak
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 7 września 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 350
Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © w ogrodzie liter , Blogger