piątek, maja 31, 2024

#697 "Małe ludzkie zawirowania. Opowiadania zebrane" – Grace Paley (przekład Monika Adamczyk-Garbowska) /przedpremierowo/

#697 "Małe ludzkie zawirowania. Opowiadania zebrane" – Grace Paley (przekład Monika Adamczyk-Garbowska) /przedpremierowo/
Czy to nie w "małych ludzkich zawirowaniach", w na pozór trywialnej krzątaninie, w zwykłej codzienności kryje się esencja życia?


Nowy Jork lat 50. i 60. XX wieku w opowiadaniach Grace Paley, amerykańskiej pisarki, poetki i eseistki, przypomina barwną mozaikę – zadziwia i oszałamia swoją różnorodnością. Tkankę miejską tworzą nie tylko dźwięki, smaki i zapachy, ale również, a może i przede wszystkim, skomplikowane życiorysy. Paley kreśli obraz wielkiego miasta jako scenerii dla tytułowych "małych ludzkich zawirowań" – osobistych zdarzeń i doświadczeń, które, choć niewielkie w skali świata, historii i ludzkości, istotnie wpływają na nasze losy, mocno nas kształtują. W antologii głosy osób w różnym wieku, z różnych grup etnicznych i klas społecznych splatają się w intymną i jednocześnie uniwersalną opowieść osadzoną w konkretnym czasie i miejscu – amerykańskich realiach ubiegłego wieku. "Małe ludzkie zawirowania" to luksusowe apartamenty i niewielkie, duszne mieszkania, wiosłowanie na jeziorze w Central Parku, zatłoczone ulice i miejski gwar, zachody słońca na rzece Hudson, place zabaw na Manhattanie, wyprawa na Księżyc oglądana na ekranie telewizora. Grace Paley w krótkiej formie opisuje codzienne chwile szczęścia i bolesne upadki – portretuje samotne matki na zasiłkach, prostytutki, żony i rozwódki, zuchwałe nastolatki, niedzielnych ojców w rozchełstanych koszulach, kobiety i mężczyzn popijających pospiesznie whiskey przed pójściem ze sobą do łóżka, żołnierzy na przepustce szukających niezobowiązującego seksu, imigrantów próbujących odnaleźć się w niełatwych realiach miejskiego molochu. Paley hojnie czerpie z własnych doświadczeń i otaczającej ją rzeczywistości – na pierwszy plan wysuwają się kwestie związane z życiem rodzinnym i społecznym: brak pieniędzy, długi, pozamałżeńskie zdrady, zemsta, dorastanie, kobiecość, różne odsłony macierzyństwa, nieślubne dzieci, kłótnie i domowa przemoc, kapitalizm, nierówności i wojna w Wietnamie. Pojawiają się wątki autobiograficzne, m.in. w komentarzach dotyczących żydowskiego pochodzenia, pisarstwa, pacyfizmu i feminizmu. Mocno wyczuwalny amerykański vibe niósł mnie przez kolejne strony – a jest ich całkiem sporo (w skład "Małych ludzkich zawirowań" weszły czterdzieści cztery opowiadania pochodzące z trzech różnych tomów Grace Paley opublikowanych w latach 1959, 1974 i 1985, w większości nieprzetłumaczone na język polski aż do tego momentu). Interesująca wydała mi się kompozycja opowiadań (brak wyraźnie zarysowanej fabuły i puenty). Przypominają one urywki z życia, małe sceny, krótkie momenty wyrwane z całości – są fragmentaryczne, otwarte, nieco chaotyczne. I wydaje się, że ich urok tkwi w prostocie – ot, zwykłe-niezwykłe teksty o zwykłych ludziach i ich zwykłym życiu, bez napięcia i dramaturgii. Paley nie uderza w sentymentalne i ckliwe nuty, pisze w konwencjonalnym stylu, z humorem, ironicznym dystansem – i robi to naprawdę świetnie. W krótkiej, skondensowanej formie trafnie oddaje zawiłość uczuć, tymczasowość, przewrotność ludzkiego losu i doświadczeń. Przypomina, że i szczęście, i rozpacz są ważną częścią egzystencji. I że "najważniejsze pytanie to jak przeżyć życie".


"Małe ludzkie zawirowania" to must read dla miłośników krótkiej formy (i nie tylko). Antologia, która tętni amerykańskim vibe'm; która pozwala zanurzyć się w międzyludzkich relacjach, w nowojorskiej codzienności, w drobnych momentach życia. Z łatwością można w niej znaleźć literackie perełki – i ja też je znalazłam (szczególnie zachwyciło mnie osiem opowiadań: "Do widzenia i powodzenia", "Jasnoróżowa pieczeń", "Nieodwracalna średnica", "Pragnienia", "Samuel", "Rozmowa z moim ojcem", "Matka", "Długodystansówka").
Piękny zbiór, warto przeczytać.




















• współpraca barterowa • Wydawnictwo W.A.B. •

Przekład: Monika Adamczyk-Garbowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 5 czerwca 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 528
Moja ocena: 5/6

środa, maja 29, 2024

696 "Kocham cię, ale wybieram ciemność" – Claire Vaye Watkins (przekład Kaja Gucio)

696 "Kocham cię, ale wybieram ciemność" – Claire Vaye Watkins (przekład Kaja Gucio)
"Mój problem polega na tym, że nie tęsknię za tobą"


Na okładce książki Claire Vaye Watkins można przeczytać, że to opowieść o kobiecie na skraju oraz furii, która popycha do działania. I rzeczywiście, Claire, powieściowe alter ego autorki, dociera do krytycznego momentu, w którym miłość nie jest już w stanie uciszyć demonów przeszłości, tłumionych latami pragnień i coraz większego poczucia rozczarowania. Szybko okazuje się, że wspomniana furia to jedynie maska – bo tak naprawdę kryje się pod nią rodzinna trauma, pęd do wolności i życia w zgodzie z samą sobą. Bohaterka książki Watkins już od pierwszych stron wzbudza ambiwalentne odczucia – empatię i zrozumienie wobec poporodowej depresji i trudów macierzyństwa; święty gniew i potępienie, bo kobieta-egoistka porzuca męża i kilkumiesięczną córkę. Watkins z brawurową szczerością przedstawia historię żony i matki, która kwestionuje tradycyjne spojrzenie na macierzyństwo i która otwarcie przyznaje, że nie odnajduje się w roli matki – a nie są to poglądy i wybory akceptowalne społecznie. Claire dosłownie ratuje się ucieczką i, by lepiej zrozumieć samą siebie, wraca do źródła – wyjeżdża w rodzinne strony. Napędza ją złość, żal i niekontrolowany smutek, ale nie poczucie winy. To właśnie tam, w Reno i na pustyni w Nevadzie, urzeczywistnia się w pełni tytułowa ciemność, którą Claire nosi w sobie. Ożywają też słodko-gorzkie wspomnienia – nieprzepracowanej żałoby za ojcem, członkiem "Rodziny" Charlesa Mansona, artystycznego ducha matki, jej uzależnień i autodestrukcji, silnej więzi z siostrą, dzieciństwa i dorastania w świecie pełnym biedy, narkotyków, seksu, pozornej swobody i wolności. "Kocham cię, ale wybieram ciemność" to proza z elementami autobiograficznymi, zadziorna, wstrząsająco szczera i bezkompromisowa, czasami wulgarna, ale zawsze przenikliwa, intensywna i czuła. Ujęła mnie odwaga, z jaką Watkins podejmuje tabu – portretuje alternatywną odsłonę macierzyństwa, bez osądzania i wymówek, ale z wyraźnym przedstawieniem konsekwencji podejmowanych wyborów (wyborów, z którymi jako czytelnik możemy się nie zgadzać, co stanowi wartość dodaną – bo powieść zmusza do konfrontacji z ambiwalencją uczuć, niejednoznacznością życia, człowieka i międzyludzkich relacji). Książka Watkins silnie osadzona jest w amerykańskich realiach. To palące słońce i grzechotniki na pustyni Mohave, głód miłości i wolności zaspokajany przygodnym seksem pod gwiazdami i narkotykowym hajem, oślepiający blask Las Vegas, atramentowe wody Lake Tahoe, tymczasowe prace, leki na receptę, mieszkanie w przyczepie i ludzie, którzy tracą kontrolę nad własnym życiem. Fascynuje amerykański vibe powieści, podobnie jak i przejmująca podróż bohaterki śladami przeszłości – zanurzenie w tęsknocie, żalu, stracie i przebaczeniu. W pokoleniowym bólu, spuściźnie trudnego dzieciństwa i dorastania. Watkins bardzo dobrze ukazuje zawiłości przyczyn i motywów, które stoją za jej życiowym kryzysem. Powieść ma epizodyczną strukturę – zmagania Claire dopełniają migawki z życia jej ojca oraz listy jej matki (choć to akurat słabszy element książki m.in. z uwagi na powtarzalność). Ciekawe jest spojrzenie Watkins nie tylko na macierzyństwo, ale też na znaczenie słowa dom i poczucie przynależności, depresję i kobiecość (szczególnie w kontekście wykluczających się tożsamości, wypełniania tradycyjnych ról i wyboru własnej drogi).


"Kocham cię, ale wybieram ciemność" to książka przejmująca, pełna mroku, nadziei i autodestrukcyjnego, bolesnego humoru, przełamująca schematy i tabu. To ucieczka wspólnie z bohaterką, opowieść o tęsknocie za innym życiem – odwadze, by podążać za głosem serca, nawet z narażeniem na potępienie, odrzucenie i brak zrozumienia. O konsekwencjach wyborów, samopoznaniu, pokoleniowym bólu, spuściźnie trudnego dzieciństwa. O innym obliczu macierzyństwa, granicach wolności i życiu, które może biec alternatywnymi ścieżkami.
Fascynująca!





























• współpraca barterowa • Wydawnictwo Czarne •


Tytuł oryginalny: I Love You but I've Chosen Darkness
Przekład: Kaja Gucio
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 8 maja 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 368
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, maja 27, 2024

#695 "Góra Tajget" – Anna Dziewit-Meller

#695 "Góra Tajget" – Anna Dziewit-Meller
Czy warto rozdrapywać stare rany, zadawać pytania i szukać odpowiedzi? Grzebać w przeszłości, zanurzać się w traumie, wspominać? Może to tylko droga do uwolnienia własnych lęków? Zresztą tak łatwo przecież odwrócić wzrok, powiedzieć "było minęło". Ale czy naprawdę minęło?


Sebastian ma żonę i dwuletnią córkę. I aptekę, z której codziennie patrzy na szpitalne mury. Nie wie jednak, że to właśnie tam, podczas wojny, wydarzyły się straszne rzeczy. Budynek skrywa mroczną, zapomnianą tajemnicę z przeszłości – coś, co kładzie się cieniem na życiu Sebastiana i jego rodziny.

Powieść Anny Dziewit-Meller utkana jest z lepkiego, duszącego strachu. Boi się Sebastian o swoją nowo narodzoną córkę. Boją się dzieci mordowane w ramach nazistowskiej akcji T4, niewinne ofiary zła i nienawiści. Boją się Ślązacy – gwałtów i przemocy ze strony sowieckich wyzwolicieli. Boi się pozbawiona wyrzutów sumienia niemiecka lekarka – że ktoś przypomni jej o zdarzeniach z dawnych lat, że zniszczy bezpieczną bańkę wyparcia. W tej atmosferze strachu toczy się opowieść na granicy przeszłości i teraźniejszości osadzona na Śląsku. Echa wojennej, zapomnianej i wciąż nierozliczonej zbrodni słychać w szpitalnych murach i w głowie świeżo upieczonego ojca. Anna Dziewit-Meller kreśli portret rodziny uwikłanej w historię, splata ze sobą perspektywę ofiar i oprawców. Powieść czyta się ze ściśniętym gardłem, bo wstrząsa i wywołuje dyskomfort – konfrontuje z tym, co trudne i bolesne, z dziecięcą krzywdą, mrocznym obliczem medycyny, z ludzkim złem, z głęboko skrywanym lękiem. "Góra Tajget" to śląska gwara i "czarna ziemia", wstrzykiwanie luminalu, nocne koszmary, rodzinne sekrety. Sugestywne obrazy i precyzyjna proza Anny Dziewit-Meller ożywiają emocje, pobudzają do refleksji. Autorka podejmuje kwestie tożsamości, dziedziczenia traumy, godności, pamięci, sprawiedliwości, winy i kary. Opowiada o próbie rozliczenia z przeszłością i o milczeniu – bo czasami nie sposób ująć w słowa ludzkiej krzywdy i tragicznych doświadczeń. O lęku, który obezwładnia i odwadze, która potrzebna jest, by żyć.


Nieco inna wojenna perspektywa – bo o mrocznych, ale nadal rzadko poruszanych wątkach historii. "Góra Tajget" wybrzmiewa głosem mocnym, przejmującym. Pokazuje, że przeszłość obecna jest w teraźniejszości. Że obecna jest w nas. Książka, która pozostaje w pamięci.





















• współpraca barterowa • Wydawnictwo Literackie •

Data wydania: 22 maja 2024 (drugie wydanie)
Wydawnictwo: Literackie
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 216
Moja ocena: 5,5/6

wtorek, maja 21, 2024

#694 "Tragedia w trzech aktach" – Agatha Christie (przekład Anna Mencwel)

#694 "Tragedia w trzech aktach" – Agatha Christie (przekład Anna Mencwel)
Podobno Herkules Poirot nie musi szukać zbrodni – one same go znajdują. I rzeczywiście, gdy belgijski detektyw zjawa się na przyjęciu w kornwalijskiej rezydencji sławnego aktora, dochodzi do niespodziewanego i szokującego zgonu – tuż po wypiciu koktajlu umiera szanowany pastor. Tragiczny zbieg okoliczności i śmierć z przyczyn naturalnych? A może samobójstwo lub otrucie? Wkrótce dochodzi do kolejnego zgonu – tym razem podczas kolacji umiera lekarz. Modus operandi wygląda podobnie, ale podejrzanych jest wielu. Na scenę w roli detektywa amatora wkracza sir Charles Cartwright, ale to do Herkulesa Poirota będzie należeć wielki finał "Tragedii w trzech aktach".


Lubię kryminały Christie, bo stawiają wyzwania, zmuszają do nieszablonowego myślenia – wszak pozory mylą, a przysłowiowy diabeł tkwi w szczegółach. I "Tragedia w trzech aktach" doskonale wpisuje się w te ramy. Powieść wydaje się dość zawiła – są dwa z pozoru niepowiązane ze sobą morderstwa, niepasujące elementy układanki, brak motywu i wielu podejrzanych (m.in. krawcowa, hazardzista, dramatopisarka, kamerdyner, żona pastora). Christie zagłębia się w psychologię postaci (cóż za intrygujące osobowości!), subtelnie podsuwa mylne tropy (i znów dałam się wyprowadzić w maliny;), zręcznie łączy wątki i buduje suspens. Fabuła zacieśnia się wokół śledztwa, które tym razem amatorsko prowadzi trio – aktor Charles Cartwright, pan Satterthwaite i młoda kobieta "Egg" Lytton Gore – z niewielkim wsparciem Herkulesa Poirota. Christie meandruje wokół tematów otrucia, romansu, szaleństwa, sławy, sekretów i pogoni za szczęściem. Całość opiera się na konwencji teatralnego przedstawienia – kurtyna opada, gdy nasz belgijski detektyw ujawnia rozwiązanie zagadki (choć należy wspomnieć, że w tej powieści Poirota jest zaskakująco niewiele). Historia trzyma w napięciu, pojawia się kilka ciekawych zwrotów akcji, nie brakuje też zabawnych momentów (dialog kończący powieść to złoto:).


"Tragedia w trzech aktach" to kolejny klasyczny kryminał Agathy Christie, w którym zbrodnia i psychologia idą ramię w ramię. Opowieść o tym, że pozory mylą, a miłość bywa ślepa. I że warto nie tylko patrzeć i słuchać, ale też widzieć i słyszeć – a to w gruncie rzeczy ogromna różnica. Dla mnie – intrygująca zagadka i przyjemna czytelnicza rozrywka. Niezmiennie lubię i polecam.


























• współpraca barterowa • Wydawnictwo Dolnośląskie •

Tytuł oryginalny: Three Act Tragedy
Przekład: Anna Mencwel
Data wydania: 15 maja 2024
Seria: Jubileuszowa Kolekcja Agathy Christie
Cykl: Herkules Poirot (tom 11)
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, maja 20, 2024

#693 "Juno" – Anna Dziewit-Meller

#693 "Juno" – Anna Dziewit-Meller
Aleksandra i Marianna, dwie siostry, pojawiły się na świecie z kredytem, zaciągniętym długiem. Ale co są winne i komu? I kiedy przyjdzie czas zapłaty?


Z pozoru historia, jakich wiele – ot, dwie kobiety na wzburzonych wodach wieku średniego, na rozstaju dróg, zagubione gdzieś pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, życiem rodzinnym a karierą, pragnieniami i marzeniami a monotonią codzienności i goryczą rozczarowań. Ale Anna Dziewit-Meller potrafi opowiedzieć o tym, co bliskie i znane z czułością, przenikliwością i przewrotną nutą – złośliwie, zabawnie, idealnie w punkt. Aleksandra i Marianna różnią się tak, jak różnić mogą się tylko siostry – łączy je wspólne dzieciństwo i delikatna siostrzana więź, dzieli niemal wszystko inne: charakter, podejście do życia, aspiracje i wybory. Ale i jedna, i druga nosi w sobie ciężar przeszłości, rodzinne brzemię, poczucie straty i tęsknoty. Choroba ojca uwalnia głęboko skrywane lęki i zmusza do konfrontacji z tym, co smutne i bolesne. Ze śmiercią, żałobą, pragnieniem bycia kimś innym. Z zawiłymi rodzinnymi relacjami i gorzkim smakiem dorosłości. W tej życiowej szarpaninie, wewnętrznym rozdarciu Aleksandry i Marianny czytelnik może odnaleźć się z łatwością. Znajomo wygląda przytłaczająca codzienność, współczesne lęki, obraz ludzi, którzy tylko z pozoru są sobie bliscy, bo tak naprawdę nie potrafią odnaleźć do siebie drogi. Na pierwszy rzut oka lekka historia kipi więc od emocji, trafnych spostrzeżeń i bliskich nam doświadczeń. Zachwyciły mnie niekonwencjonalna forma (z narratorem, który prowadzi przez meandry opowieści) i styl pisania Anny Dziewit-Meller – bystry, dowcipny, dynamiczny. Proza sprawia, że czytanie tej książki to prawdziwa przyjemność.


"Juno" to niespieszna rodzinna historia rozpięta między mazurskim jeziorem, Śląskiem i Warszawą, z kobiecym, siostrzanym punktem widzenia. O narodzinach i śmierci, długu i winie – o tym, że przychodzimy na świat pod kreską, a życie to czas spłaty. O różnych odcieniach macierzyństwa, kobiecości, żałobie, radzeniu sobie z traumą. O kryzysach wieku średniego oraz maskach, które codziennie zakładamy, by spełnić oczekiwania swoje i innych. Powieść, która nie rozchodzi się w szwach, intensywna w emocje, smutna i dowcipna tam, gdzie trzeba, z trafnym (i ciepło-ironicznym) spojrzeniem na życie, człowieka i międzyludzkie relacje – coś, co szczególnie mnie ujęło. Wspaniały prozatorski vibe Anny Dziewit-Meller niósł mnie przez kolejne strony "Juno". Czytajcie, warto.

























• współpraca barterowa • Wydawnictwo Literackie •

Data wydania: 15 maja 2024
Wydawnictwo: Literackie
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5/6

piątek, maja 17, 2024

#692 "Jak powietrze" – Ada D'Adamo (przekład Anna Osmólska-Mętrak)

#692 "Jak powietrze" – Ada D'Adamo (przekład Anna Osmólska-Mętrak)
"Często choroba dzieli, oddala, niszczy. Czasem jednak buduje, łączy, potęguje miłość"

Życie nie oszczędzało Ady D'Adamo. Pierwszy cios nadszedł niespodziewanie – jej córka Daria urodziła się z poważną wadą wrodzoną. Macierzyństwo już od samego początku zamieniło się w tragiczny splot miłości i rozpaczy, niepewności jutra, samotności i udręki. Niepełnosprawność Darii stała się wyzwaniem, "wieczną teraźniejszością", źródłem radości i smutku, słodko-gorzkim ciężarem. I kiedy po wielu latach Ada D'Adamo odnalazła kruchą równowagę, nadszedł kolejny cios – druzgocąca diagnoza nowotworu piersi. W tym trudnym czasie powstało przejmujące świadectwo macierzyństwa, choroby i odchodzenia – książka uhonorowana włoską nagrodą Premio Strega. Ada D'Adamo nie doczekała werdyktu jury – zmarła 1 kwietnia 2023 roku.


"Jak powietrze" to przejmujący list chorej matki do niepełnosprawnej córki – autorka splata ze sobą przeszłość i teraźniejszość, słodko-gorzkie klisze, których ramy wyznacza moment narodzin Darii i odchodzenie Ady. Niezwykłe, z jak wielką subtelnością i wrażliwością D'Adamo przeobraziła swoje osobiste przeżycia w słowa – literaturę, która porusza do głębi. Czuć wyraźnie ciężar doświadczeń – intymność i bezkompromisową szczerość, bez ckliwości, banału i sentymentalizmu. I przede wszystkim bez wyidealizowanego obrazu matki-bohaterki, która z radością poświęca życie opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem. W autobiograficznej opowieści D'Adamo ujawnia się w pełni złożoność człowieczeństwa, macierzyństwa, cielesności i kruchości istnienia. Autorka pisze o tym, co trudne, bolesne, niewypowiedziane. I pisze tak przenikliwą, oszczędną i precyzyjną prozą, że każde słowo trafia idealnie w punkt – ożywia głęboko ukryte emocje, wzrusza, skłania do refleksji. Historia Ady i Darii utkana jest z miłości, troski, nadziei i przebłysków szczęścia – drobnych prezentów od losu. Z łez rozpaczy, lęku, żalu, wstydu, poczucia winy, samotności i bezradności (m.in. wobec rozpadu związku, społecznego osądu, ludzkiej obojętności, bezdusznej biurokracji, niedostatków systemu opieki zdrowotnej i szkolnictwa). Z czułością i głębią, ale bez upiększania, bo życie to nie bajka – nie każdy z nas ma swoje szczęśliwe zakończenie. Ciekawe jest spojrzenie D'Adamo na kruchość i niedoskonałość ludzkiego ciała, na proces zatracenia, identyfikacji matki i córki. Bo co tak naprawdę oznacza bycie matką dziecka niepełnosprawnego? Czy należy zrezygnować z samej siebie, przedłożyć ty i my ponad ja?


Krótka, intensywna, boleśnie smutna, piękna w swojej szczerości i czułości opowieść o bezwarunkowej miłości, złożoności istnienia, życiu i śmierci. Wzruszyła mnie i zostawiła w moim sercu ślad.

























* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.

Tytuł oryginalny: Come d’aria
Przekład: Anna Osmólska-Mętrak
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15 maja 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 160
Moja ocena: 5,5/6

wtorek, maja 14, 2024

#691 "Nad morzem" Abdulrazak Gurnah (przekład Kaja Gucio) /przedpremierowo/

#691 "Nad morzem"  Abdulrazak Gurnah (przekład Kaja Gucio) /przedpremierowo/
"Jestem uchodźcą, azylantem"

Siedemdziesięcioletni Saleh opuścił to, co znane i przybył w obce miejsce zabierając ze sobą jedynie skromny bagaż i dziesiątki wspomnień dawnego życia upchane w zakamarkach umysłu. Mężczyzna wciąż mieszka nad morzem – ale ciepłe wody Oceanu Indyjskiego oblewające wybrzeża Zanzibaru zamienił na spienione fale uderzające o brzegi małej angielskiej miejscowości. Azyl w obcym kraju to dla Saleha schronienie przed politycznymi prześladowaniami i pozorne bezpieczeństwo, ale też trudności adaptacyjne, lęk, samotność i piętno uchodźcy. Przewrotnie to właśnie tam, na brytyjskiej ziemi, dogoni go przeszłość...


Abdulrazak Gurnah, laureat literackiej Nagrody Nobla, poprzez skomplikowane losy Saleha po raz kolejny podejmuje kwestie dotyczące tożsamości, wykorzenienia, kolonializmu i pamięci. W książce "Nad morzem" doświadczenia imigranckie i wspólna wyspiarska przeszłość dwóch mężczyzn – starszego handlarza antyków i młodego profesora literatury – splata się z kolonialną i postkolonialną historią Zanzibaru i afrykańskim dziedzictwem. Powieść Gurnaha przypomina barwną mozaikę zanzibarskich realiów, wierzeń i mitów z dalekich stron, polityczno-społecznych zawirowań i ludzkich zmagań. Ma w sobie orientalną nutę, interesującą pozaeuropejską perspektywę, ale jednocześnie bezkompromisowo i szczerze zakorzeniona jest w dwudziestowiecznych i współczesnych realiach – retrospekcje z dawnego życia zderzają się z niełatwą codziennością w obcym kraju. "Nad morzem" to doskonały przykład literatury, w której ważny jest sposób opowiedzenia historii – książka wydaje się dość niepozorna fabularnie, bez dramaturgii i wielkich emocji, bez pogłębionej psychologii postaci, z niespieszną, szczegółową i wyważoną narracją, ale to gawędziarska proza Gurnaha i jego umiejętność uchwycenia subtelnych niuansów tworzą literacką magię. Istotne dla tej powieści tematy kolonializmu, imigracji i tożsamości idą w parze z intymną, osobistą historią zdrady, rodzinnych waśni, miłości, straty i opresji. Autor w ciekawy sposób stopniowo ujawnia powiązania między bohaterami, badając kwestie pamięci – dwa różne spojrzenia na wydarzenia sprzed lat są jak podróż przez winę, odkupienie, sumienie i pojednanie, jak odkrywanie przeszłości na nowo.


Abdulrazak Gurnah to dla mnie synonim inteligentnej, uważnej prozy i wyprawy w nieznane – przez skomplikowane ludzkie losy, kolonializm i afrykańskie dziedzictwo. Wartościowa, ważna i przystępna literatura – tym razem historia opowiedziana dwugłosem, z pogranicza przeszłości i teraźniejszości, Europy i Afryki, o zapachu morskiej bryzy, kadzidła i mahoniowego drewna. Warto!
























Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.

Tytuł oryginalny: By the Sea
Przekład: Kaja Gucio
Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 15 maja 2024
Oprawa: twarda
Liczba stron: 352
Moja ocena: 5/6

środa, maja 08, 2024

#690 "Kornélie" – Beata Balogová (przekład Izabela Zając)

#690 "Kornélie" – Beata Balogová (przekład Izabela Zając)
Czy potęga lub słabość człowieka tkwi w jego imieniu? Czy imię determinuje przeznaczenie?

Kornélia. Imię, którego brzmienie rani uszy, bo ma w sobie szorstkość i ostre krawędzie. Imię, do którego trzeba dojrzeć, by je polubić i zaakceptować. Imię dla najsilniejszych, bo jest nie tylko darem, ale i brzemieniem, które trzeba nosić przez całe życie. W rodzinie, o której pisze Beata Balogová, kobiety przekazują sobie z pokolenia na pokolenie imię Kornélia. Imię i opowieści, bo "bez opowieści rodzina jest jak popiół z papierosów – rozwiewa ją wiatr". Ta opowieść ma swoje korzenie w małej wiosce na słowacko-węgierskim pograniczu. Kryje się między wyszczerbionymi widelcami, w cierpkim smaku niedojrzałych jabłek i słodyczy śliwkowych powideł, w oczach koloru niezapominajek, zapachu rumianku i rozmarynu, w wylanych łzach. Utkana jest ze wspomnień, rodzinnych tradycji, niespełnionych pragnień, życia i śmierci splecionych w jedno. Ta opowieść łączy pokolenia mocniej niż więzy krwi.


Książka Beaty Balogovej ujmuje swoim cichym pięknem – jest kameralna, czuła i ciepła, niezwykła w swojej zwyczajności. Ot, historia kilku pokoleń kobiet i obraz życia w małej wiosce, a przy tym poruszająca opowieść o byciu kobietą – babką, matką, córką, żoną i siostrą – o korzeniach i przynależności, miłości, sile rodzinnych więzi i znaczeniu słów – dziedzictwie przekazywanym jak najcenniejszy skarb. "Kornélie" składa się z kilku mikrohistorii, bo oprócz wspólnej rodowej kroniki każda kobieta z rodziny ma swoją własną opowieść. Jest miłość, samotność i strata, macierzyństwo, dorastanie i starość, rozpacz i szczęście. Jest dom pełen wspomnień i ogród pełen owoców i ziół. Są wierzenia i przesądy, życie w małej społeczności gdzieś na krańcu świata i przewrotny los, który daje i odbiera. Balogová wspaniale operuje metaforą. Jej proza jest liryczna, zmysłowa, kwiecista, nasycona melancholią i wrażliwością. Wielką przyjemność sprawiło mi czytanie tej książki, wsłuchiwanie się w głos Almy, smakowanie słów, zanurzanie się w kameralny świat jednej rodziny. "Kornélie" to niespieszna lektura o wszystkim i o niczym jednocześnie, pięknie opowiedziana historia, w której kryje się wiele – o życiu, śmierci, miłości i rodzinie. Beata Balogová uchwyciła w niej obraz silnej więzi łączącej kilka pokoleń kobiet – strażniczek rodowych opowieści. Uchwyciła też miłość do natury, bliskość i szacunek do drugiego człowieka oraz urok rodzinnych stron – metaforykę domu, ogrodu i sadu, miejsc bliskich i dobrze znanych, ale też nieco tajemniczych.


"Mi­łość miewa różne od­cie­nie i nikt nie ma prawa de­cy­do­wać, który jest tym wła­ści­wym, a w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku tylko ona się liczy, wła­śnie mi­łość"

Urokliwa powieść – ciepła, kameralna, liryczna, napisana z czułością. O przeżywaniu życia z godnością bez względu na okoliczności. O historiach, które stają się częścią nas samych, które nosimy w sercu już zawsze. Książka Beaty Balogovej pozostawia po sobie szept kobiecego imienia – Kornélia – i smak śliwkowych powideł. Warto!





















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Książkowe Klimaty.

Tytuł oryginalny: Kornélie
Przekład: Izabela Zając
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data wydania: 25 kwietnia 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 304
Moja ocena: 5/6

czwartek, maja 02, 2024

#689 "West Farragut Avenue" – Agnieszka Jelonek

#689 "West Farragut Avenue" – Agnieszka Jelonek
Jak żyć bez Niego?

Przyjechała do Stanów Zjednoczonych pełna młodzieńczej ekscytacji – zakochana dwudziestolatka z Polski w pogoni za amerykańskim snem, tania siła robocza from Eastern Europe u bram raju. I nic nie było w stanie ostudzić jej entuzjazmu. On przeleciał dla niej ocean – porzucił polską szarość na rzecz obietnicy letniej przygody. I tak zaczęło się ich amerykańskie love story – wolność, motyle w brzuchu, niezapomniana podróż życia. Stany Zjednoczone zbliżyły ich do siebie i rozdzieliły już na zawsze. Bo może gdyby wtedy do niej nie przyleciał, wciąż by żył...


"West Farragut Avenue", mikropowieść Agnieszki Jelonek, to intymna, osobista historia miłości i straty, która silnie zakorzeniła się w amerykańskiej ziemi. Już pierwsze strony to haust wielkiego świata – barwne urywki wspomnień z podróży przez USA lat 90. z perspektywy młodych ludzi, którym udało się wyrwać z polskiej szarówki. Ameryka jawi się jako raj, miejsce wielu możliwości, lepszych perspektyw – w oczach bohaterów książki mieni się wszystkimi kolorami, oszałamia i uzależnia. W "West Farragut Avenue" jest więc zakochanie – w sobie nawzajem i w USA. Są młodość, marzenia, adrenalina i niepewność zagłuszana ekscytacją. Jest skomplikowana relacja kobiety i mężczyzny zawieszona między Polską i USA, być może i miłość, choć niekoniecznie, bo nie miała czasu się rozwinąć. Tragedia na tytułowej chicagowskiej West Farragut Avenue podzieliła życie bezimiennej bohaterki na przed i po. Agnieszka Jelonek pisze z perspektywy kobiety, która po dwudziestu dwóch latach próbuje skonfrontować się z przeszłością i znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. W młodość, miłość i stratę wkracza więc i pamięć – wspomnienia upchane w pudłach i te czające się w zakamarkach umysłu, przykryte kurzem mijającego czasu. Zaskakujące, jak wiele kryje się w tej powieści pod płaszczem prozatorskiej lekkości. Z pozoru beztroskie amerykańskie love story staje się preludium do intymnej, słodko-gorzkiej podróży przez miłość, żałobę i tęsknotę. Wydaje się, że bohaterka powieści wraz z ukochanym mężczyzną straciła coś znacznie więcej – punkt odniesienia, a może i cel istnienia. Mimo upływu lat rany emocjonalne wciąż są świeże. Dla mnie "West Farragut Avenue" to opowieść o kobiecie, która utknęła w relacji z przeszłości – relacji nagle przerwanej, pozostawionej w niedomówieniach – oraz próbie zamknięcia czegoś, co tylko z pozoru skończyło się dawno temu. O mierzeniu się ze wspomnieniami, pragnieniu cofnięcia czasu, odkrycia prawdy i tęsknocie za tym, co się wydarzyło i co nie wydarzy się już nigdy.


Agnieszka Jelonek podarowała nam niebanalną historię utraconej miłości – krótką, ale intensywną powieść naszpikowaną emocjami, czasami smutną, czasami dowcipną, mocno osobistą. Poczułam "West Farragut Avenue" sercem – beztroskę młodości, ułudę american dream, bezdenną rozpacz i pustkę, która powstaje, gdy ukochana osoba nagle znika – i nie sposób tego zaakceptować. Warto przeczytać!




















* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Cyranka.

Data wydania: 29 kwietnia 2024
Wydawnictwo: Cyranka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 156
Moja ocena: 5/6



Copyright © w ogrodzie liter , Blogger