czwartek, września 29, 2022
Książkowe nowości – październik 2022
czwartek, września 29, 2022
#514 "Gdzie śpiewają raki" – Delia Owens (przekład Bohdan Maliborski)
"Jeśli ktokolwiek rozumie samotność, to właśnie księżyc"
sobota, września 24, 2022
#512 "Zanim zniknęła" – Lisa Gardner (przekład Andrzej Szulc)
"Tyle osób przepada bez wieści. Zbyt wiele"
Frankie Elkin nie jest policjantką ani prywatnym detektywem. Nie ma specjalnych umiejętności ani wyszkolenia. Jest zwykłą białą kobietą w średnim wieku i alkoholiczką wychodzącą z nałogu. I zajmuje się odnajdywaniem zaginionych osób. Nie dla pieniędzy ani sławy – więc dlaczego?
Frankie trafia do Bostonu, gdzie kilka miesięcy wcześniej zaginęła nastoletnia Angelique Badeau. Dzielnica Mattapan, biedna i niebezpieczna, nie wita jej z otwartymi ramionami. Narkotyki, przestępczość, porachunki gangów i niechęć miejscowych odstraszyłyby wielu, ale nie Frankie. Ona ma do wykonania misję, i nie spocznie póki nie odnajdzie zaginionej dziewczny.
"Zanim zniknęła" to powieść kryminalna i początek nowej serii z Frankie Elkin w roli głównej. I moje pierwsze spotkanie z twórczością Lisy Gardner. Jak wiele zaginionych osób zostaje zapomnianych? Jak wiele takich spraw nigdy nigdy nie znajduje rozwiązania? Widać wyraźnie, że Lisa Gardner wykonała rzetelny research. Pierwsze skrzypce w powieści odgrywa kryminalne śledztwo – utkane misternie z detali, ale rozwijające się bardzo powoli (co przez brak napięcia narracyjnego w pierwszej części może wydawać się niektórym czytelnikom nużące). Autorka świetnie oddała realia bostońskiej dzielnicy i haitańskiej społeczności oraz poruszyła wiele istotnych kwestii dotyczących m.in. biedy, przestępczości, imgracji, uzależnienia. Ale "Zanim zniknęła" to przede wszystkim Frankie – silna kobieca postać z trudną przeszłością. To właśnie dla niej przewracałam kolejne strony. Superbohaterka bez peleryny? Niekoniecznie. Frankie ma w sobie odwagę i determinację, ale daleko jej do ideału. Ufa swojej intuicji i potrafi dostrzec to, czego nie widzą inni. Czytelnik niepostrzeżenie zaczyna angażować się emocjonalnie – kibicuje i pragnie poznać jej sekrety. Postać Frankie to bez wątpienia najjaśniejszy punkt powieści.
Lisa Gardner stworzyła opowieść o dążeniu do prawdy, walce z czasem, próbie zagłuszenia żalu i smutku, kobiecej kruchości i sile oraz świecie, który bywa brutalny, mroczny i niebezpieczny. Dobra czytelnicza rozrywka, choć zabrakło mi nieco większego napięcia.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Albatros.
Tytuł oryginalny: Before She Disapeared
Przekład: Andrzej Szulc
Data wydania: 18 maja 2022
Wydawnictwo: Albatros
Seria: Frankie Elkin (tom pierwszy)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 416
Moja ocena: 4/6
wtorek, września 20, 2022
#511 "Wyspa zaginionych drzew" – Elif Shafak (przekład Natalia Wiśniewska)
"Los jest kapryśny, a szczęście nie trwa wiecznie"
"Wierzą, że każde drzewo figowe ocalone przed burzą to czyjeś ocalone wspomnienie"
"Rodzinne traumy są jak gęsta, przeźroczysta żywica sącząca się z rozcięcia w korze. Skapują na kolejne pokolenia"
piątek, września 16, 2022
#510 "Malibu płonie" – Taylor Jenkins Reid (przekład Kaja Makowska)
"To skąd pochodzisz, nie określa tego, dokąd zmierzasz"
czwartek, września 15, 2022
#509 "Narzeczona z powstania" – Magda Knedler
"Czy uda się wyjść z domu, wrócić do domu, czy uda się zrobić swoje, zjeść w spokoju posiłek, ścisnąć czyjąś dłoń, czy uda się zobaczyć, pocałować, porozmawiać, czy uda się powitać i pożegnać? Czy uda się zasnąć w tym samym łóżku, w którym się obudziło? Czy się uda? Czy się zdąży?"
poniedziałek, września 12, 2022
#508 "Rów Mariański" – Jasmin Schreiber (przekład Agnieszka Walczy)
11 000 metrów. W przybliżeniu taką głębokość ma Rów Mariański. Znajduje się w zachodniej części Oceanu Spokojnego i przypomina ogromną bliznę prowadzącą do środka Ziemi – w takim samym stopniu fascynuje, co przeraża. Właśnie tam, gdzie światło słoneczne nigdy nie dociera, żyją niezliczone, wciąż nieodkryte gatunki zwierząt. Dla Pauli, bohaterki książki Jasmin Schreiber, Rów Mariański jest symbolem jej własnego głębokiego i wszechogarniającego żalu i smutku. Od śmierci ukochanego brata kobieta czuje się tak, jakby spadła na samo dno – prosto w ciemność. Jakby nie mogła złapać oddechu i nie była w stanie wydostać się na powierzchnię. Choć minęły już dwa lata życie Pauli nadal stoi w miejscu, a jej żałoba i poczucie straty są tak głębokie jak głęboki jest Rów Mariański.
"Rów Mariański", literacki debiut Jasmin Schreiber, to opowieść o pogrążonej w żałobie młodej biolożce i jej nietypowej podróży – tej rzeczywistej – kamperem w towarzystwie ekscentrycznego staruszka – i tej metaforycznej – w głąb własnego serca.
Czy powieść o umieraniu, stracie i żałobie może być jednocześnie smutna, łamiąca serce, pełna radości i nadziei? Jasmin Schreiber udowadnia, że takie połączenie jest możliwe, i co ważne, wcale nie musi trącać banałem, sztucznością czy zażenowaniem. Zresztą czy tak właśnie nie wygląda nasza codzienność? Czy smutek i szczęście nie kroczą blisko siebie? Czy nie stanowią integralnej części naszego życia? Czy nie balansujemy nieustannie między tymi dwoma stanami?
Jasmin Schreiber o niezwykle trudnych i intymnych tematach – umieraniu i żałobie – pisze z wrażliwością, przenikliwością oraz słodko-gorzką mieszanką refleksji i humoru. Bez moralizatorskiego tonu i banalnych frazesów, ale za to z życiową trafnością i autentycznym zrozumieniem. Autorka wspaniale pokazuje, jak indywidualnym i złożonym doświadczeniem jest śmierć, smutek i żałoba. Że każdy z nas ma prawo przeżywać je na swój własny sposób i że nie istnieje tylko jeden przepis na radzenie sobie z bólem, samotnością, żalem i tęsknotą. W powieści Schreiber i Paula, i Frank stracili ukochaną osobę. To trudne doświadczenie zbliża ich do siebie i sprawia, że rozumieją się lepiej, choć i tak każde z nich przeżywa stratę inaczej. Zresztą bohaterów książki różni (i łączy) wiele – autorka stworzyła niezwykły duet, który śmieszy, wzrusza i rozczula.
Właściwie może się wydawać, że "Rów Mariański" to przede wszystkim opowieść o śmierci i mroku. Jednak nic bardziej mylnego – w książce Schreiber znacznie więcej jest życia i nadziei oraz tego jak je odzyskać, gdy otrzymujemy od losu potężny cios.
"Rów Mariański" przeczytałam jednym tchem, śmiejąc się i płacząc – czasami w tym samym momencie. Ta powieść łamała mi serce, by po chwili przykleić na nie plaster. Otuliła mnie też ciepłem, nadzieją i spokojem. Zaskakujące, że ma w sobie tak dużo smutku i radości, mroku i światła, śmierci i życia – ta słodko-gorzka mieszanka głęboko mnie poruszyła. Jasmin Schreiber pięknie uchwyciła wewnętrzną przemianę bohaterki i sprawiła, że poczułam z nią więź. Doceniam również metaforę Rowu Mariańskiego, elementy biologii morskiej oraz ideę podróży, wokół których autorka zbudowała opowieść.
"Ty byłeś orzeszkiem, ja zaś ochronną łupiną, a odkąd cię nie ma, czuję się pęknięta, pusta w środku i obrabowana"
Książka Jasmin Schreiber bez wątpienia ma urok. Porusza trudne tematy z lekkością, czułością i głębią. To opowieść o miłości i niezwykłej więzi między siostrą i bratem. O kruchości i ulotności życia, smutku, poczuciu winy, stracie i tęsknocie, które przytłaczają i nie pozwalają zaczerpnąć oddechu. O nadziei, długiej drodze do zrozumienia siebie oraz niełatwym procesie gojenia się ran. O przypadkowych spotkaniach i ludziach, którzy stają się dla nas ratunkiem w najtrudniejszych momentach. I o życiu, które ma w sobie przeróżne odcienie, podobnie jak nasze uczucia i emocje.
Pięknie napisany, udany literacki debiut – jednocześnie smutny, refleksyjny, zabawny i pokrzepiający. Przytulam do serca i gorąco polecam. Takie powieści czyta się i poleca z przyjemnością.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Otwarte.
Tytuł oryginalny: Marianengraben
Przekład: Agnieszka Walczy
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 7 września 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 272
Moja ocena: 5,5/6
piątek, września 09, 2022
#507 "Belcanto" – Ann Patchett (przekład Anna Gralak)
Mówi się często, że muzyka, podobnie jak miłość, jest językiem uniwersalnym. Że potrafi zbliżyć do siebie ludzi pochodzących z różnych światów. I że jest w stanie przemówić do każdego, bez wyjątku. W książce Ann Patchett muzyka robi jednak coś znacznie większego – pomaga zrzucić maski i odnaleźć piękno w niespodziewanych momentach, a nawet niepostrzeżenie zaciera granice między dobrem a złem...
Gdzieś w Ameryce Południowej, w domu wiceprezydenta kraju, odbywa się wystawne przyjęcie urodzinowe na cześć ważnego japońskiego biznesmena, miłośnika opery. Wieczór wydaje się doskonały – międzynarodowa śmietanka towarzyska, pyszne jedzenie i hipnotyzujący sopran słynnej operowej śpiewaczki Roxane Coss. Wkrótce niespodziewanie gaśnie światło, a do budynku wdziera się terrorystyczna grupa. Jej uzbrojeni członkowie biorą gości jako zakładników. Godziny zmieniają się w dni, a dni w miesiące. To, co z początku wyglądało na przerażający i tragiczny scenariusz, zaczyna ewoluować w coś zupełnie innego. Między terrorystami a zakładnikami tworzą się relacje i niespodziewane więzi... Czy w takich okolicznościach jest miejsce na piękno, miłość i muzykę?
"Belcanto" Ann Patchett to utkana muzyką i operowym śpiewem elegancka, subtelna i przewrotna powieść, dla której inspiracją stały się prawdziwe wydarzenia z 1996 roku – przejęcie przez terrorystów japońskiej ambasady w Limie. Autorka zestawiła ze sobą grozę porwania, nudę kilkumiesięcznej bezczynności, intymne doświadczenia i powściągliwe emocje – i połączyła to wszystko melodią opery, miłości i piękna oraz niezwykłą harmonią współistnienia.
Ann Patchett nazywana jest często mistrzynią psychologicznego realizmu. I rzeczywiście, szybko okazuje się, że w "Belcanto" nie chodzi wcale o przemoc i terroryzm. Nie chodzi też o politykę. To, co naprawdę się liczy to ludzie – ich reakcje, uczucia i przemyślenia w obliczu niecodziennych wydarzeń, pod wpływem lęku, izolacji i bezradności. Patchett zmusza swoich bohaterów do niełatwej konfrontacji z fundamentalnymi pytaniami. Kim jestem? Czego naprawdę pragnę? Czy jestem szczęśliwy? Co w życiu jest dla mnie ważne?
"Belcanto" to przewrotna opowieść o zacieraniu granic i różnic oraz odkrywaniu nowych doświadczeń poprzez muzykę w zupełnie nieoczekiwanych i niecodziennych okolicznościach. To właśnie wokół pięknego śpiewu Roxane jednoczą się ludzie, których na pozór dzieli niemal wszystko – wiek, płeć, pochodzenie, status społeczny i ekonomiczny, zainteresowania, życiowe doświadczenia i pragnienia. Ann Patchett początkowo portretuje bohaterów książki na zasadzie kontrastów, szczególnie gdy zestawia ze sobą sylwetki terrorystów i zakładników. Z czasem stopniowo buduje skomplikowaną i delikatną sieć powiązań – tworzy relacje, które, wydawać by się mogło, nie mają prawa zaistnieć w podobnych okolicznościach. Czy to przejaw dwustronnego syndromu sztokholmskiego, a może czegoś zupełnie innego – współczucia, człowieczeństwa, potęgi muzyki i miłości? Może w sytuacji ciągłego, długotrwałego zagrożenia i stresu do głosu dochodzą głęboko skrywane uczucia, instynkty i pragnienia? Bohaterowie książki Ann Patchett stopniowo zapominają o dawnym życiu – zaczynają budować wspólnie bezpieczny i przewidywalny świat w czterech ścianach, w przyjemnym odizolowaniu od reszty społeczeństwa, rodziny, codziennych obowiązków i kłopotów. Ich językiem staje się muzyka. Autorka wspaniale oddała ten paradoks – uchwyciła subtelne zmiany zachodzące zarówno w relacjach międzyludzkich jak i w samych bohaterach. Z łatwością przeskakuje między tragedią, terrorem, romantyzmem i humorem, tkając przenikliwą i dość nietypową historię.
W "Belcanto" wiele jest niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń, autorefleksyjnych podtekstów. Statyczna fabuła koncentruje się na uczuciach, emocjach, refleksjach, relacjach i więziach. Bywa duszno i klaustrofobiczne, bo "Belcanto" przez bardzo długi czas nie opuszcza pałacowego gmachu.
Ann Patchett potrafi przepięknie pisać. Jej proza jest liryczna i ekspresyjna – rozbrzmiewa i w głowie, i w sercu. Wydaje się, że niczym utalentowany i wprawny muzyk doskonale trafia w dźwięki – każde słowo jest na właściwym miejscu. Jednocześnie mimo tego całego prozatorskiego piękna autorce udaje się uniknąć sentymentalizmu, ckliwości i banału.
"Belcanto" to niespieszna opowieść o miłości, która czasami bywa wytworem przypadku i okoliczności. O silnych międzyludzkich relacjach, które powstają w niecodziennych sytuacjach – w odpowiedzi na zagrożenie lub tragedię. O wezwaniu do wyższej formy istnienia oraz mocy i znaczeniu sztuki. O tym, co łączy i dzieli, o kruchości i sile, które są w każdym z nas oraz o wolności – do bycia tym, kim chcemy, do kochania tego, kogo chcemy i czucia tego, co chcemy. Ta książka po cichu uwodzi, by ostatecznie wstrząsnąć lub pozostawić w melancholijnym zawieszeniu.
W "Belcanto" Ann Patchett opowiada nam słodko-gorzką historię – i robi to z gracją, urokiem i elegancją, w duchu opery. Piękna proza, interesujące studium postaci, płynnie i spokojnie prowadzona narracja... Czytałam z przyjemnością. Po prostu. Może nie porwała mnie tak bardzo jak "Dom Holendrów" ("Belcanto" to zupełnie inna bajka), ale znalazłam w niej jakiś niecodzienny powab i efemeryczny wdzięk, coś hipnotyzującego i melancholijnego, coś co skłoniło mnie do przewracania kolejnych stron. Z uwagi na brak dramatycznego napięcia i statyczną fabułę, "Belcanto" to świetna propozycja dla czytelników, którzy piękno prozy cenią ponad konwencjonalną treść. I dla tych, którzy lubią książki utrzymane w stylu za zamkniętymi drzwiami. Warto przeczytać.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Znak.
Tytuł oryginalny: Bel Canto
Przekład: Anna Gralak
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 7 września 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 350
Moja ocena: 5/6
środa, września 07, 2022
#506 "Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia" – Philip Reeve (przekład Maria Jaszczurowska) /premierowo/
"Meluzyno – szeptały fale. – Meluzyno..."
Większość ludzi należy albo do ziemi, albo do morza. Ale jedenastoletnia Meluzyna Noctis ma w sobie coś i lądowego i morskiego. Przygarnięta przez Andrew Noctisa i wychowana w Strażnicy Zachodzącego Słońca pokochała Jesienne Wyspy – to właśnie one stały się jej domem. Ale dziewczynka często śni o oceanie i słyszy szept morskich fal – fal, które przed laty wyrzuciły ją na brzeg. Pewnego dnia życie traci jej opiekun, a niepokojące zjawiska przybierają na sile. Mieszkańcy wyspy obawiają się, że to legendarna Gorm czyhająca w Mrocznej Głębi pragnie zniszczyć Burzomorze. Czy Meluzyna może zastąpić Andrew i zostać Strażniczką? Czy będzie w stanie odkryć sekret swojego pochodzenia oraz ocalić wyspę i jej mieszkańców przed gniewem tajemniczej morskiej istoty?
Bardzo lubię książki Wydawnictwa Literackiego dla młodszych czytelników – za fascynujące opowieści doprawione magicznym realizmem, za popis literackiej kreatywności i wyobraźni oraz udane połączenie czytelniczej rozrywki z mądrym przekazem i nauką empatii. Wszystkie są przepięknie wydane i potrafią zachwycić i młodszych, i starszych czytelników – łączą pokolenia. Dziś do grona tych wspaniałych książek dołącza "Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia". Philip Reeve stworzył opowieść, w której tajemnica, natura i magia łączą się ze sobą w jedną fascynującą literacką przygodę. Tłem uczynił fikcyjny archipelag Jesiennych Wysp – miejsce, w którym ścierają się ze sobą ziemia i morze, dobro i zło oraz magia i rzeczywistość. Sceneria została dopracowana w każdym detalu – uwagę zwracają pomysłowe nazwy oraz barwne opisy miejsc, obiektów i zjawisk przyrody. Książka Reeve'a utkana jest z morskich akcentów – otula oceaniczną bryzą i szumem fal. Uwielbiam sposób, w jaki autor połączył naturę z magicznym realizmem. Morze, magia i główna bohaterka wydają się ze sobą nierozerwalnie związane. W książce znajdziemy niszczące sztormy, wodorostowe stwory, dobre i złe wiedźmy, a także zwykłe życie – spokojne wieczory przy filiżance herbaty, dziecięce przyjaźnie, pożegnania i nowe początki. Bywa śmiesznie i pokrzepiająco, ale też mrocznie i refleksyjnie. Czytelnik ma wrażenie, że z każdą kolejną stroną coraz bardziej zanurza się w świat wykreowany przez autora. Cieszę się bardzo, że to właśnie jedenastoletnią Meluzynę Philip Reeve uczynił główną bohaterką. Dziewczynka wzbudza sympatię, jest bystra, odważna i ma w sobie dużo wrażliwości i empatii. Na kartach książki dojrzewa, a jej przygody, choć niebezpieczne, pozwalają jej lepiej poznać i zrozumieć siebie. Meluzyna przełamuje lęki i mierzy się z przeciwnościami – pokazuje, że każdy z nas może dokonać wielkich rzeczy. Że miłość, przyjaźń, odwaga i dobro mają znaczenie. I że warto mieć nadzieję – bo po burzy wychodzi słońce.
"Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia" to porywająca i ekscytująca lektura pełna zwrotów akcji i przygody, z fascynującą, oryginalną scenerią, urzekającymi bohaterami, emocjonalną głębią i piękną, sugestywną prozą. To opowieść o sile natury i ludzkich serc, o odkrywaniu siebie, swojego pochodzenia i miejsca w świecie. O poszukiwaniu prawdy, podążaniu za głosem serca, dorastaniu i trudnych wyborach. O determinacji, odwadze, miłości, przyjaźni i poczuciu przynależności.
Książka Philipa Reeve'a pobudza wyobraźnię, porusza serce i umysł, skłania do refleksji na temat ludzkich więzi, pochodzenia, potęgi natury oraz jej silnego związku z człowiekiem. Czytałam z przyjemnością i polecam – i młodszym, i starszym :) Warto.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Literackie.
Tytuł oryginalny: Utterly Dark and the Face of the Deep
Przekład: Maria Jaszczurowska
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 7 września 2022
Oprawa: twarda
Liczba stron: 296
Moja ocena: 5/6
sobota, września 03, 2022
#505 "Poukładałeś mój świat" – Karolina Wilczyńska
Skąd czerpać siłę w trudnych momentach? Jak nie stracić nadziei? Jak po drodze nie zgubić samej siebie? Czym jest kobiecość? I co tak naprawdę jest w naszym życiu najważniejsze?
Niektóre przypadkowe spotkania zmieniają nas na zawsze. Przekonała się o tym Klara, tydziestoletnia malarka, bohaterka cyklu powieści Karoliny Wilczyńskiej. Kobieta postanowiła zrealizować ambitny pomysł – stworzyć serię obrazów przedstawiających prawdziwe kobiety. Los niespodziewanie postawił na jej drodze Łucję i Joannę. Każda z nich opowiedziała malarce swoją historię utkaną z bólu, łez, przeciwności, trudnych wyborów, nadziei i miłości. Klara słuchała uważnie, często z bijącym sercem i łzami w oczach. Z każdym kolejnym pociągnięciem pędzla na płótnie, zaglądała głębiej do serca swoich modelek i odkrywała stopniowo kolory ich życia. Wkrótce do portretów Łucji i Joanny dołączy wizerunek Kornelii – matki autystycznego chłopca. Jej historia nie tylko poruszy Klarę, ale też zainspiruje do przemyślenia swojego dotychczasowego życia i zachęci do odważnych zmian...
Powieści namalowane przez życie
Cykl obyczajowy "Ja, Kobieta" zajmuje szczególne miejsce, i w mojej domowej biblioteczce, i w moim czytelniczym sercu. Karolina Wilczyńska stworzyła wyjątkową serię książek. Składają się na nią powieści oparte na autentycznych ludzkich losach – historie na pozór zwykłych, ale w rzeczywistości niezwykłych kobiet, które z godną podziwu determinacją stawiają czoła przeciwnościom. Cykl "Ja, Kobieta" to udane połączenie prawdziwego życia i literackiej fikcji. Karolina Wilczyńska wysłuchała historii prawdziwych kobiet, które żyją wśród nas i splotła je z fikcyjną opowieścią o malarce Klarze. W ten sposób otrzymaliśmy trzy poruszające kobiece życiorysy opowiedziane szczerym i autentycznym głosem – z empatią, dojrzałością i przenikliwością. Głosem, który z łatwością odnajduje drogę do serca czytelnika i porusza w nim najczulsze struny.
Dwie kobiety, jedno przypadkowe spotkanie i jeden obraz we wszystkich kolorach życia
W trzeciej części serii poznajemy Kornelię i jej niełatwe życiowe ścieżki. Bohaterka książki "Poukładałeś mój świat" dźwiga na swoich barkach ogromny bagaż doświadczeń. Los już od najwcześniejszych lat nie był dla niej łaskawy. Kornelia wraca wspomnieniami do lat dzieciństwa i dorastania – opowiada o trudnej relacji z matką, samotności, zagubieniu, pięknych marzeniach roztrzaskanych na kawałki w zderzeniu z prozą życia, o złamanym sercu i wyborach, które na zawsze odmieniły jej przyszłość. Historia Kornelii pełna jest wzlotów i upadków – momentów szczęścia i nadziei przeplatanych smutkiem i rozczarowaniem. To opowieść kobiety, która nieustannie musi stawiać czoła przeciwnościom i walczyć – o siebie, swoich bliskich i lepsze jutro. Bohaterka książki, stopniowo otwierając się przed Klarą, odsłania kulisy małżeństwa, rodzinnego życia, macierzyństwa i relacji z bliskimi. Opowiada o swoich zmaganiach, marzeniach i nadziejach oraz dzieli się refleksjami na temat życia, miłości i kobiecości. Na kartach książki przewijają się trudne i bolesne kwestie dotyczące m.in. choroby, przemocy domowej, uzależnienia, straty, żałoby oraz zdrady. Ważną częścią historii Kornelii są także różne odcienie macierzyństwa – blaski i cienie bycia matką chłopca o specjalnych potrzebach. To obraz miłości i silnej więzi, ale też trudów codzienności, prób pogodzenia samotnego macierzyństwa z pracą zawodową i obowiązkami. Powieść Karoliny Wilczyńskiej pozwala spojrzeć przez chwilę na świat oczami kobiety, która wiele przeszła – była odrzucana, raniona i osamotniona – a mimo to nadal ma w sobie ogromne pokłady nadziei i pogody ducha. I m.in. na tym polega siła książek cyklu "Ja, Kobieta" – bo pokazują, że nawet jeśli doświadczamy trudnych momentów, nigdy nie należy się poddawać. Historie Łucji, Joanny i Kornelii to również dowód na to, jak wielką siłę my kobiety mamy w sobie – siłę, z istnienia której często nie zdajemy sobie nawet sprawy. Czytelniczki z łatwością mogą utożsamiać się z bohaterkami książek, odnaleźć w nich cząstkę siebie i czerpać inspirację – z ich dojrzałości, życiowej mądrości, wytrwałości i pogody ducha. Piękny jest przekaz tego powieściowego cyklu – to doskonały przykład nie tylko poruszającej, ale też inspirującej i wartościowej literatury obyczajowej. Takiej, która uczy empatii i otwiera na drugiego człowieka.
"I nigdy nie można tracić nadziei. Bo chociaż czasami maluje się czarnym kolorem, to w końcu zawsze przyjdzie czas, w którym będzie miejsce i na pastele, i na soczyste, mocne odcienie"
"Poukładałeś mój świat" to pięknie napisana i pełna autentycznych emocji opowieść o kobiecej kruchości i sile, walce z przeciwnościami losu, niesłabnącej nadziei i umiejętności cieszenia się drobnymi rzeczami, które składają się na naszą codzienność. O długiej drodze do zaakceptowania, zrozumienia i pokochania samej siebie – o poczuciu wartości i wierze we własne możliwości. O miłości, potrzebie czułości, marzeniach, prozie codzienności oraz zmianach, na które nigdy nie jest za późno. Przeczytałam jednym tchem, często ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Niezwykle poruszająca, życiowa i bliska sercu powieść, podobnie zresztą jak cały cykl "Ja, Kobieta". Właśnie takich prawdziwych kobiet i prawdziwych ludzkich losów potrzebujemy – by czuć wsparcie i pamiętać, że mamy w sobie siłę, by walczyć z przeciwnościami, kochać, marzyć i żyć – nawet jeśli czujemy, że jest inaczej. Że warto mieć nadzieję zawsze. Że życie to przeróżne barwy i odcienie – i my też mamy w sobie wiele kolorów. I to czyni nas wyjątkowymi.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Czwarta Strona.
Data wydania: 24 sierpnia 2022
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Ja, Kobieta (część trzecia)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 344
Moja ocena: 5/6
czwartek, września 01, 2022
#504 "Rozdzieliła nas wojna" – Max Czornyj, Joanna Jax, Agnieszka Lis, Maria Paszyńska, Sylwia Winnik, Barbara Wysoczańska, Bogna Ziembicka
"Był 1 września. Jeszcze wczoraj było tak spokojnie. Tak zupełnie inaczej. I nagle w ciągu kilku godzin świat ogarnął apokaliptyczny chaos"
O znanym i bezpiecznym świecie, który przestał istnieć i o niepewnej przyszłości. O nieustającej nadziei, długiej tęsknocie, odbierającym oddech poczuciu samotności, o bolesnej stracie, dławiącym lęku, nieukojonym żalu i morzu wylanych łez. O utraconych marzeniach, przerwanych gwałtownie życiorysach, złamanych sercach i rozdzielonych ścieżkach – często już na zawsze. O powojennym zawieszeniu, trwaniu w cieniu wspomnień, poszukiwaniu prawdy oraz próbie przetrwania i odbudowy życia na gruzach. O obietnicach – tych złamanych i tych dotrzymanych za wszelką cenę. O życiu, które wraz z nadejściem wojny zmieniło się bezpowrotnie. I o miłości, która była najcenniejsza, najdroższa, ale często brutalnie pozbawiona szczęśliwego zakończenia.
"Rozdzieliła nas wojna", zbiór siedmiu wojennych opowiadań, mieści w sobie to wszystko i znaczenie więcej. Przemawia do czytelnika nie tylko obrazami, dźwiękami i zapachami zaklętymi w słowa, ale przede wszystkim intensywnymi emocjami i uczuciami. Tworzące go historie z łatwością docierają do serca – wywołują smutek, łzy i uśmiech, skłaniają do refleksji, wprawiają w melancholijny nastrój i pozostawiają w zawieszeniu. Opowiadają o ludziach, którzy doświadczyli wielkiego bólu i cierpienia. Którzy nieraz stracili wszystko. Którzy znaleźli w sobie siłę, by przetrwać. Ta antologia wyróżnia się na tle innych wojennych książek. Znajdziemy w niej miłosne historie bez happy endu – pary, które wojna rozdzieliła na długie lata, a czasami już na zawsze. Bez ckliwości i sentymentalizmu, ale z całą gamą autentycznych uczuć i z urywkami prawdziwego życia, które miewa gorzki smak. Od szumiących fal Bałtyku przez sielskie kresowe krajobrazy, kosmopolityczną Warszawę i urokliwy Kraków aż po zapierające dech w piersi tatrzańskie szlaki. Czy wojna to odpowiedni czas na miłość? Czy warto dla niej zaryzykować – narazić serce na ból straty i nieukojoną pustkę? A może to właśnie miłość przynosi nadzieję w najtrudniejszych momentach i daje siłę, by przetrwać?
"Wrześniowy świt w jednej chwili zmienia ich losy, obraca w nicość marzenia i plany. Pierwsze dni wojny są jedynie zapowiedzią nadchodzących lat, pełnych mroku, cierpienia i lęku – o siebie i najbliższych"
Każde opowiadanie jest inne. Każde wyjątkowe. Wspólnie tworzą piękną, wzruszającą antologię. Jedna z lepszych, jakie miałam okazję poznać, polecam.
PS Barbara Wysoczańska, Maria Paszyńska i Sylwia Winnik – miałam łzy w oczach.
* Współpraca barterowa z Wydawnictwem Filia.
Data wydania: 24 sierpnia 2022
Wydawnictwo: Filia
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 408
Moja ocena: 5,5/6